PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| "Pani syn biega. Czy jest z nim wszystko w porządku?"

2021-03-15 09:14:51(ost. akt: 2021-03-15 09:44:55)
Paweł Hofman, autor ukazującego się u nas cyklu "Przewodnik po bieganiu" na czwartym torze

Paweł Hofman, autor ukazującego się u nas cyklu "Przewodnik po bieganiu" na czwartym torze

Autor zdjęcia: Wiesław Majewski

Każdy, kto wszedł w świat sportu wyczynowego zanurza się w zmęczenie przekraczające wyobraźnię tych, którzy w nim nie byli. Konsekwencje używania siebie zostawiają ślad na naszym zdrowiu. Błędy młodości natura najczęściej naprawia sama, później może nie zdążyć za nami.
Nie wolno ślepo pchać się w wynik kosztem zdrowia. Pragnienie dominacji unicestwia rozsądek. Byłem świadkiem wielu takich sytuacji. Wiem jaki rachunek płacą ci, którzy zapomnieli, że urodzili się bez części zmiennych. Sport jest pułapką uzależnienia od wyniku. Widzę dzisiaj amatorów trenujących poza granicą rozsądku.

Treningowe "kopiuj – wklej" zawodowców prowadzi ich w pasji rozwoju. Zawsze wtedy zastanawiam się jak zatrzymać kogoś, kto nie chce być zatrzymany. Praca zawodowa, obowiązki rodzinne i codzienne kilometry, to jak powołanie do kadry. Trzeba uważać, aby suma wszystkich obciążeń nie wystawiła paragonu.

Biegając po zaułkach starych ścieżek w rodzinnej miejscowości, zostałem rozpoznany przez miejscowego gospodarza. Zaskoczył pytaniem: To ty jeszcze biegasz? Pamiętał mnie jak codziennie przebiegałem obok jego gospodarstwa. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jego życie niedługo będzie miało trzy cyfrową wartość. Mało brakowało, a bym zapytał: To ty jeszcze żyjesz?

Spotkanie znajomych z bieżni to powrót do przeszłości. Pogaduszka ze starym sąsiadem potwierdza, że praca i ruch w otwartej przestrzeni jest jednak tym czego ludzie najbardziej potrzebują. Niektórzy moi klubowi koledzy w dalszym ciągu "pobiegują", lub kręcą na rowerze. Niektórych już nie ma. Inni konsumują patologiczny bezruch. Po latach wyczynowego sportu nie wolno odpuszczać aktywności. Organizm przyzwyczajony do maksymalnych wysiłków przechodząc w tryb spowolniony zaczyna odczuwać wiele dysfunkcji nie tylko w układzie ruchu. Zawodnikiem jest się do końca. To ciągły proces rehabilitacji, o którym nie mówi się na początku szkolenia.

Mimo upływu lat zachowałem przywilej ruchu. Bieg jest jego częścią. Z latami kilometraż zmniejszył się znacząco. Zrobił miejsce większej ogólnej sprawności, rowerowi i basenowej długości. Czuję do dziś jak organizm zareagował na odpuszczenie pogoni za wynikiem. Wynik, to nie tylko olimpijski sukces. Zaplecze nawet odległe, pracuje podobnie. Pamiętam jak serce domagało się wysiłku, a skurcze i dziwny niepokój tworzyły objawy odstawienia. Aby sobie z nimi poradzić musiałem wszystko odkrywać samemu. To co udało mi się zrobić, tworzy doświadczenie. Pewnie ma je wielu przechodząc z codziennego treningu w dożywotni sport.

Nie da się zapomnieć biegowych początków w wokół rodzinnej wsi. Polne drogi, lasy. Nikt tego wcześniej tam nie robił. Wiejski sport z czasów socjalizmu miał swoje kolory. Uznaniem cieszyli się ci, którzy biegali za piłką w wiejskim LZS-ie. To oni byli królami podwórkowej dominacji wspomaganej alkoholową radością po przegranych lub zwycięskich meczach. Jednak biegać bez piłki — to już lekka przesada. Moich rodziców sąsiedzi pytali: Czy z waszym synem na pewno jest wszystko w porządku?

Przynależność do klubu w którym postacią nr 1 był Bronisław Malinowski, nobilitowała. To był awans społeczny. Napis na dresach Olimpia Grudziądz studził emocje przeciwników biegania. Jednak nie chronił przed jednostkowym osądem.


Wielu z nas w tamtych czasach doświadczało trudnych spotkań. Auta fundujące nam prysznic niechcianej przyjemności prowokowały do reakcji. Ortodoksyjni przeciwnicy zatrzymując się przed nami pikantnie przekazywali szczegóły określające nasze zachowania. Milicja karała za przebiegnięcie przez szosę, goniła za trucht po pasach. Do dziś noszę pamiątkę po drucie zawieszonym między drzewami.

Teraz przy podsumowaniu tych zdarzeń oceniam je z wielu stron. Wtedy umykały gdzieś w pędzie młodego dnia. Lata biegnące z nami zmieniły wiele nie tylko w ilości amatorskich biegaczy, zmieniły także tych, którzy nas obserwują. Społeczne zachowania ewaluowały wraz z ilością truchtających zawodników. Znaczące pukania w czoło zostało zastąpione przyjazną reakcją.
Już nie tylko biegacze w sympatycznym geście pozdrowienia mijają się na trasie. Facebookowe życzenia i gratulacje za styl życia stały się publiczną normą. To nie tylko cieszy, świadczy również o dostrzeganiu potrzeby sprawności w coraz bardziej wygodnym życiu. Powoduje, że to co robimy ma sens nie tylko dla nas. Dotyka pośrednio innych. Zachęca i pokazuje jak można pogodzić standard życia wynikający z luksusu posiadania z luksusem sprawności.

Powoli, wiele lat trwała przemiana mniejszości w demokratyczną większość. Zrozumienie zawsze przychodzi później. Montowane z uporem w każdej przestrzeni osadza się trwale. Odpuśćmy tym, którzy nas obdarzają dziwnymi uwagami. To już gatunek naprawdę wymarły. A my też nie dajmy powodów, aby nas tak oceniano.


Minęło pięćdziesiąt lat jak po raz pierwszy wyszedłem na prawdziwy trening. Jak ten świat będzie wyglądał za pół wieku – tego nie zobaczę. Mam wokół siebie wielu amatorskich biegających znajomych potrzebujących wsparcia i wiedzy, aby mogli bezpiecznie podróżować w marzeniach o zdrowym życiu. Ufają mi, że nie wprowadzę ich na pole minowe. A ja dzięki nim czuję, że jest mi łatwiej. Jednak nie wydaję więcej, niż mogę zregenerować. To warunek, aby biegać przez dziesięciolecia.

Trening 15-21 marca – mój przykładowy tydzień.
Jak wypada trening, to po prostu robię następny. Nie nadrabiam, nie zmieniam. Mam stałe godziny – nie skaczę po grafiku dnia. To ważne dla tych, co są obok. Jak tylko mam warunki, to basen dominuje nad wszystkim. Rolowanie i rozciąganie zawsze kończy trening. Czasami sobie funduję kilka dni lenistwa.

poniedziałek – trening z gumami oporowymi i ogólna sprawność
wtorek – rozbieganie + rytm + ZB -10 -12 km
środa – gumy oporowe lub siła ogólna bez nich
czwartek - rower w crossie, marszobieg, basen lub wolne od wszystkiego. Czasami to i to.
piątek - gumy – akcent wytrzymałości siłowej
sobota – rozbieganie z szybkością submaksymalną do 40 sek. -10-12 km
niedziela – to dzień z morsowaniem i sauną

Za tydzień: Mariusz Kostkowski "Kostek". To postać z innej bajki.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki

Rok 1979. Paweł Hofman z ekipą biegaczy Olimpii Grudziądz, autor tekstu na zdjęciu w dolnym rzędzie z lewej strony