Z rodziną królewską na pokładzie Boeinga 777

2021-03-14 14:01:00(ost. akt: 2021-03-13 16:38:51)
Dorota Parczewska, w mediach społecznościowych znana jako Flying Daisy

Dorota Parczewska, w mediach społecznościowych znana jako Flying Daisy

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Jej historia mogłaby posłużyć jako scenariusz do filmu, a kariera jest dowodem na to, że marzenia się spełniają. O życiu stewardesy VIP opowiada Dorota Parczewska, w mediach społecznościowych znana również jako Flying Daisy.
— Niektórzy westchnęli ciężko widząc pani relację na blogu Flying Daisy z wyprawy do Kapsztadu. Można to skwitować krótko - zazdroszczę.
— No tak, szczególnie w czasie pandemii, kiedy możliwości podróżowania są bardzo ograniczone. Ja też byłam szczęśliwa (śmiech).

— Można również powiedzieć, że pani kariera jest trochę jak historia od pucybuta do milionera, o czym mówi pani w książce "Stewardesy. Cała prawa o lataniu". Rozpoczynała pani od lokalnych linii lotniczych. Dziś jest pani stewardesą VIP, która lata z rodziną królewską.
— Karierę w tym zawodzie rozpoczynałam dziesięć lat temu i wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo różni się lotnictwo prywatne od komercyjnego. Wtedy też absolutnie nie planowałam, że w przyszłości zostanę stewardesą VIP.

— Co panią skłoniło do zmiany planów? Ta zmiana wymagała czasu?
— Tak, rzeczywiście szukanie pracy w liniach VIP-owskich trwało dość długo. Dokładnie zmiana zajęła mi dziewięć miesięcy. Był to czas, kiedy miałam przerwę w lataniu. Mieszkałam wówczas w Sztokholmie, ale bardzo tęskniłam za lataniem. Miałam za sobą lata w lotnictwie komercyjnym, gdzie udało mi się dużo osiągnąć. Za sobą miałam pierwsze doświadczenia z lotnictwem prywatnym, byłam instruktorem w jednej z firm lotniczych. Stwierdziłam, że potrzebuję odmiany i nowych wyzwań, by dalej się rozwijać. Szkoliłam się, zdobywałam nowe kompetencje.

— Nie każdy może zostać stewardesą VIP?
— Wymagania są wysokie, ale też inne od tych, które obowiązują w liniach komercyjnych. Przede wszystkim mile widziane jest doświadczenie. Muszę jednak powiedzieć, że praca w lotnictwie prywatnym wynagradza lata ciężkiej pracy w komercyjnych liniach.

— W dodatku lata pani na pokładzie Boeinga 777. Pamięta pani swoje pierwsze wrażenia? Ten samolot wzbudził pani podziw?
— Oczywiście, że tak. Wszyscy mnie o to pytają. Potwierdzam. Wrażenia są niesamowite. Wnętrze samolotu rodziny królewskiej przypomina pałac. Samolot podzielony jest na pomieszczenia, na ścianach wiszą obrazy, stoją rzeźby, na podłogach leżą dywany. W toaletach są złote klamki, krany, umywalki. Tak, to może budzić podziw. To adekwatne określenie.

— A pamięta pani swój pierwszy lot z rodziną królewską?
— Tak, to był prawdziwy chrzest bojowy. Wszystko dlatego, że książę udostępnił wówczas samolot swoim kuzynom. To był 45-minutowy lot, ale bardzo intensywny. Wszyscy byli głodni i krzyczeli: „I’m hungry! I’m hungry! Give me some food!”. Na pokładzie same nowe dziewczyny plus główna szefowa, było naprawdę pracowicie. Po zakończonym locie szefowa jednak nas uspokoiła, że takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko. I rzeczywiście. Później było już zdecydowanie lepiej.

— Nie bez powodu więc w czasie podróży leci z wami nie tylko pilot, ale i kucharz.
— Tak, tak się zdarza, szczególnie na długich trasach, kiedy lecimy do Stanów Zjednoczonych. Wtedy kucharz na bieżąco przygotowuje rodzinie królewskiej potrawy.

— Wyobrażamy sobie, że na pokładzie takiego samolotu serwuje się wyłącznie luksusowe potrawy, o których nie śniło się zwykłym śmiertelnikom. Tymczasem podobno rodzina królewska potrafi zamówić... hamburgery.
— Tak, bardzo często w trakcie lotu z rodziną królewską podajemy cheeseburgery kupione przed wylotem w popularnej sieci fast foodów. Rodzina królewska je uwielbia. Wydaje mi się, że dla nich taki hamburger podany na srebrnej tacy jest czymś ekskluzywnym. Arabia Saudyjska słynie z zamiłowania do fast foodów.

— Na co dzień może pani podpatrywać życie rodziny królewskiej, poznaje inne kultury. Czy jest jeszcze coś, co jest w stanie panią zaskoczyć?
— Na początku wiele rzeczy mnie dziwiło. Począwszy od serwisu, którego przygotowanie wyznacza szereg procedur. Serwis musi być perfekcyjny, bogato wyposażony i luksusowy.

— Czy członkowie rodziny królewskiej rozmawiają ze stewardesami?
— Są to raczej oficjalne kontakty. Musimy zachowywać się profesjonalnie. Nie ma miejsca na osobiste rozmowy czy zbytnie spoufalanie się.

— To bardzo wymagająca praca?
— Zdecydowanie. Towarzyszy jej dużo stresu, ale jest to również wielka przygoda. To praca, którą albo się pokocha, albo znienawidzi.

— Kocha się ją pewnie wtedy, kiedy książę leci do Nowego Jorku, a stewardesy mają w tym czasie czas wolny.
— Tak, ale w rzeczywistości musimy pozostawać cały czas w gotowości, ponieważ o każdej porze dnia i nocy możemy być wezwane na lot.

— A kiedy ma pani wolne?
— Założenia są takie, że przez dwa miesiące muszę być dyspozycyjna, potem jest miesiąc wolnego. Dziś, w pandemii, trochę się to zmieniło. Trzeba być elastycznym. Zdarza się, że przez dwa miesiące latamy, ale może być również tak, że czekamy na wezwanie mieszkając w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej.

— Możecie opuszczać mieszkanie?
— Tak, chociaż jesteśmy zakwaterowani w specjalnych strefach wyznaczonych dla obcokrajowców. Musimy też pamiętać, że nie możemy oddalić się za bardzo, bo nie wiemy, kiedy otrzymamy wezwanie.

— Nie tęskni pani za rodziną?
— Oczywiście, że tęsknię. Choć moi przyjaciele znają charakter mojej pracy i to rozumieją. Kiedy w końcu wracam na miesiąc do domu, mam mnóstwo spotkań. Miesiąc mija bardzo szybko. Trzeba mieć wokół siebie wyrozumiałe osoby, które to zaakceptują i nie obrażą się, kiedy nie pojawię się na ważnej rocznicy czy urodzinach. Będąc daleko od domu tęsknię bardzo mocno również za Warszawą, bo jestem warszawianką z urodzenia. Za zielenią, parkami, ludźmi czy zwykłą przejażdżką metrem. Zawsze więc wracam do domu z ogromną radością.


Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
k.jankow@naszolsztyniak.pl

Dorota Parczewska, w mediach społecznościowych znana jako Flying Daisy. Prowadzi vloga na YouTube, gdzie dzieli się swoim doświadczeniem i przybliża prawdziwe oblicze Arabii Saudyjskiej, walczy ze stereotypami na ten temat, ale dzieli się też opowieściami z różnych części świata. Jest bohaterką książki "Stewardesy. Cała prawda o lataniu". Autor - Krzysztof Pyzia pokazuje, że stewardesa to nie zawód, to styl życia. To m.in. ukrywana przed podróżnymi opowieść o wszystkim, co dzieje się na pokładzie w trakcie lotu czy fakty i mity o tym zawodzie. To historie, które były do tej pory opowiadane tylko na zamkniętych spotkaniach stewardes.

Krzysztof Pyzia - absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Autor bestsellerów, m.in. ,,Jerzy Dziewulski o polskiej policji", ,,Jerzy Dziewulski o terrorystach w Polsce", ,,Jerzy Dziewulski o kulisach III RP" i wywiadu rzeki z Wojciechem Pokorą ,,Z Pokorą przez życie". Producent programu ,,Dzień Dobry Bardzo" w Radiu ZET, w przeszłości dziennikarz tygodnika ,,Angora" i ,,Playboya". Na początku roku premierę miała jego książka ,,Stewardesy. Cała prawda o lataniu" - wydawnictwo Prószyński i S-ka.