Bo kto wie, jakim twój "ex" jest teraz człowiekiem?
2021-03-07 07:59:10(ost. akt: 2021-03-06 23:11:51)
Był piękny ślub i piękna miłość. A teraz trochę obawiam się do byłego męża puszczać „swoje”, choć przecież nasze wspólne dziecko. Nie wiem, czy on się stacza i nie wiem, czy ja w związku z tym mogę coś zrobić – zastanawia się nasza czytelniczka.
Podobał mi się od początku, może nawet dlatego, że był taki „charakterny”. Miałam wtedy wokół siebie tylu spokojnych, wycofanych facetów, a on był zupełnie inny. Odważny, głośno wypowiadający swoje poglądy, energiczny — zaczyna swoją opowieść pani Dorota.
Mężczyzna lubił chodzić do pracy i lubił się bawić. Uwielbiał sport i gotowanie. Para często wybierała się na długie wycieczki rowerowe, wieczorami tworząc cuda w kuchni.
— Taki chłopak do „tańca i do różańca”, jak lubiła mówić o nim moja babcia. Ja też na początku miałam o nim równie dobre zdanie. Wzięliśmy ślub i zaraz nawet taki kolejny cud razem stworzyliśmy, bo urodził się syn – uśmiecha się pani Dorota. Przez jakiś czas było dobrze, ale jak to czasami bywa — w końcu zaczęło być źle. Czasem towarzyszące Michałowi wieczorami piwko i joincik z biegiem czasu zaczęły niebezpiecznie powiększać swe rozmiary.
— Jak nie było syna, to taki imprezowy styl życia traktowałam jako sobotni relaks. Ale potem oczywiście wszystko się zmieniało. Wieczorami, w weekendy już nie można było szaleć do rana, a potem do południa spać. Michał jakby tego nie rozumiał. To znaczy niby rozumiał, bo przeprowadziliśmy na ten temat wiele rozmów, ale potem często robił swoje — opowiada pani Dorota.
— Jak nie było syna, to taki imprezowy styl życia traktowałam jako sobotni relaks. Ale potem oczywiście wszystko się zmieniało. Wieczorami, w weekendy już nie można było szaleć do rana, a potem do południa spać. Michał jakby tego nie rozumiał. To znaczy niby rozumiał, bo przeprowadziliśmy na ten temat wiele rozmów, ale potem często robił swoje — opowiada pani Dorota.
Pewnego popołudnia mąż wrócił w biura z mocno zaczerwienionymi oczami i jakiś taki dziwnie ospały. Żonie tłumaczył, że jest zmęczony pracą, a oczy ma podrażnione od intensywnej pracy przy komputerze. Ale kobiecie wydało się to podejrzane.
— Ja z małym na rękach, bo byłam wtedy na macierzyńskim, a on „latał” gdzieś w przestworzach. Wydawało mi się, że jest pod wpływem narkotyków, ale przecież nie miałam pewności, bo go za rękę nie złapałam. Położył się spać, pospał dwie godziny, wstał jak nowo narodzony, by przyznaję: ugotował obiad i z wprawą do końca dnia zajmować się dzieckiem — opisuje pani Dorota.
Innym razem Michał wybrał się do kolegi. Wieczorem skontaktował się z żoną podchmielony, że zaraz wraca ostatnim dziennym autobusem i za pół godziny będzie pod blokiem. Do domu nie dojechał.
— Dzwoniłam dziesiątki razy cała w nerwach, a telefon cały czas był niedostępny. Nie wiedziałam czy mu się faktycznie coś stało czy może zasnął u kumpla. Zresztą kolega też nie dobierał, ale u niego chociaż sygnał był normalny — wspomina kobieta
Mężczyzna zjawił się rano zmęczony, brudny i śmierdzący, ze skruszoną miną przyznając, że „trochę przegiął” i spędził noc na komisariacie. Tłumaczył, że jadąc autobusem, na czas nie nacisnął przycisku, że chce wysiadać. Kierowca pojechał więc dalej. Gdy mężczyzna zauważył, że teraz musi dojechać do następnego oddalonego o kilometr od domu przystanku, zaczął prosić kierowcę, by wypuścił go na najbliższych światłach. Kierowca miał nie zareagować, więc "energiczny imprezowicz" zdenerwował się i, jak to opisał, „trochę na niego nakrzyczał”, po czym sam sobie otworzył drzwi kopniakiem i zaczął iść do domu. Po chwili z chodnika zgarnęła go policja. — No, pecha miałem — powiedział żonie na usprawiedliwienie.
— Taka była wersja oficjalna, ale tak naprawdę nie wiem co się tam wtedy zadziało. Mąż też od razu zaczął się tłumaczyć, że go potrzymali, ale żadnego mandatu nie dali. Wydało mi się to dziwne — opisuje pani Dorota.
Para funkcjonowała jakoś dalej, ale mężczyźnie coraz częściej zdarzały się wpadki. Poza tym doszły dodatkowe problemy.
Para funkcjonowała jakoś dalej, ale mężczyźnie coraz częściej zdarzały się wpadki. Poza tym doszły dodatkowe problemy.
— Te wyskoki to nie były codziennie, raz na jakiś czas. Czasem po alkoholu mąż robił się kłótliwy i agresywny. Z drugiej strony fenomenalnie zajmował się dzieckiem. Tego dotyczył mój dylemat, ale nie da się długo żyć na bombie. W końcu zdecydowałam się na rozwód — opowiada pani Dorota.
Kobieta chcąc szukać dowodów na domniemaną winę męża, udała się na komisariat, w którym rzekomo spędził noc jej mąż, żeby dowiedzieć się co tam tak
naprawdę się stało. Nic nie wskórała.
naprawdę się stało. Nic nie wskórała.
— Powiedzieli, że nie są zobligowani, żeby udzielać mi takich informacji, że tego może zażądać tylko sąd. Była zdumiona, że żyję z człowiekiem pod jednym dachem, a nie mam prawa nic o nim wiedzieć. Dopytywałam, czy dostał chociaż wtedy jakiś mandat, ale też nie udzielono mi żadnych informacji. Z drugiej strony nie mieliśmy rozdzielności majątkowej — i tu przecież chodziło o wspólny budżet, a nie miałam możliwości się dowiedzieć co się z nim do końca dzieje. A jakby mąż w tajemnicy mandatu nie zapłacił i komornik wjechałby na nasze wspólne konto? — zastanawia się.
Kobieta zasięgnąwszy prawniczej pomocy, odpuściła chęć rozstania z przesądzaniem o winie. Batalia miała być długa i niekoniecznie do czegokolwiek potrzebna, a tak to kilka miesięcy potem byli już po rozwodzie. Sprawnie podzieli się opieką nad synem. Zamieszkali w różnych miastach. Syn często spędza weekendy u ojca. Życie obojga wydawało się być unormowane.
— Do pewnego momentu byłam spokojna i z ufnością patrzyłam w przyszłość. Znałam dobrze Michała, wiedziałam, że jest dobrym ojcem — podkreśla. Potem zaniepokoiły ją częste zmiany pracy byłego męża. Co chwilę też zmieniał życiowe partnerki. Kobietę zdenerwował również fakt, że pewnego dnia mężczyzna wylądował w szpitalu pobity.
— Niby każdemu się może zdarzyć, ale mojemu „ex” nietypowe sytuacje zdarzały się dość często. Wiem o tym tylko dlatego, że wciąż po rozwodzie mamy wspólnych znajomych, inaczej żyłabym w nieświadomości. Zaraz potem znów coś mu się stało w rękę — jakby ją sobie jakimś szkłem rozorał. Bandaże nosił długi czas, zauważyłam je i tylko stąd wiem. Gdy zapytałam co się stało, powiedział że pomagał komuś w remoncie i wywrócił się na szybę. Rozumiem jesteśmy po rozwodzie, więc formalnie jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Ale przecież ja do tego człowieka puszczam co dwa tygodnie dziecko! Czy nie mam prawa wiedzieć jakim jest teraz człowiekiem? Jak się prowadzi? Czy nie ma żadnych przepisów, które to regulują? — zastanawia się kobieta.
Z drugiej strony chłopiec zawsze wraca od ojca szczęśliwy i uśmiechnięty. Widać, że nie dzieje się mu tam krzywda. Gdy ostatnio wrócił z ferii, poinformował swoją mamę, że teraz więcej czasu spędzał ze dziadkami od strony ojca, bo tata ma jakąś drugą dodatkową pracę popołudniami.
— Bardzo się ucieszyłam, że Michał staje na nogi i poważnie myśli o przyszłości. Zaczęłam nalegać, że skoro teraz ma więcej pieniędzy to może zapisalibyśmy syna na angielski czy korepetycje z matmy. W odpowiedzi usłyszałam, że to taka praca, żeby stać się lepszym człowiekiem, nie przynosi dochodu i będzie trwała do sierpnia.
Zrozumiałam, że tu może chodzić o jakiś wyrok.
O opinię i sposób postępowania w tego rodzaju sprawach zapytaliśmy adwokat Karolinę Przestrzelską.
Dopóki dziecku nie stanie się krzywda lub nie dojdzie do ewidentnego zagrożenia jego życia lub zdrowia (odnotowanego przez policję i uznanego za czyn stanowiący jakieś przestępstwo), to drugi rodzic nie ma podstaw, aby cokolwiek zrobić i musi realizować ustalone kontakty. Na porządku dziennym w sądach w tego rodzaju sprawach jest wzajemne posądzanie się rodziców o alkoholizm, agresję, choroby psychiczne (rzadko, ale się zdarza, o używanie narkotyków). Tak więc na sądach nie robi to żadnego wrażenia, dopóki nie ma się jednoznacznych dowodów na to i że dodatkowo problem rodzica zagraża dziecku. Ludzie mają różne problemy, ale dopóki jakoś się trzymają, jakoś funkcjonują i dziecko ma zapewnioną opiekę, to nie ma podstaw, żeby takiego rodzica pozbawić prawa do kontaktów. Na wszystko muszą być solidne podstawy. Dany problem osobisty rodzica musi przekładać się na bezpośrednie zaniedbanie dziecka, i zagrożenie dla niego. Można wnosić do sądu o zmianę kontaktów lub w skrajnym przypadku o zakazanie kontaktów, ale zawsze trzeba mieć mocne dowody dla poparcia swoich argumentów. Wgląd w dokumentację bywa możliwy, sąd lub prokurator może zwolnić dany podmiot leczniczy lub lekarza z tajemnicy lekarskiej i zażądać dokumentacji medycznej danej osoby do wglądu, ale bez realnych podstaw (czyli innych dowodów na ww. dwie rzeczy- że jest jakiś problem i że dobro dziecka jest ewidentnie przez to zagrożone i grozi mu niebezpieczeństwo) tego nie zrobi. Więc jak matka ma tylko przypuszczenia, albo nawet jak znalazła jakąś receptę na silny lek np. uspokajający, lub wypis ze szpitala, to jeśli ojciec aktualnie funkcjonuje w miarę w porządku i jego stan nie zagraża dziecku, to raczej wniosek o zapoznanie się z jego dokumentacją medyczną zostanie odrzucony, bo muszą być solidne, wyraźne i potwierdzone podstawy, żeby kontrolować tak osobiste kwestie innej osoby.
Agnieszka Porowska
Agnieszka Porowska
*Imiona bohaterów zostały zmienione.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez