Coraz trudniej zobaczyć prawdziwe niebo

2021-02-12 15:28:36(ost. akt: 2021-02-12 15:48:40)

Autor zdjęcia: pixabay.com

Olsztyn jest już dla obserwacji astronomicznych stracony, ale Jacek Szubiakowski, dyrektor OPiOA, w Warmii i Mazurach pokłada jeszcze nadzieję. — Ludzie przyjeżdżający tu z Warszawy naoglądają się naszego nieba i potem pędzą do do planetarium, żeby im wszystko wytłumaczyć, bo często nie wiedzą, co widzieli — podkreśla.
Kiedyś, gdy wieczorem wyglądałam przez okno, widziałam piękną panoramę niezbyt intensywnie oświetlonego parku, na horyzoncie — kilka bloków, kościół na Kopernika, wieżę ratusza i katedrę. Od jakiegoś czasu krajobraz z okna moich rodziców się zmienił, po oczach bije neon z logo wielkiego banku umieszczony na nowo powstałym Centaurusie przy Piłsudskiego. Świeci tak mocno, tak ściąga wzrok, że aż trudno odwrócić oczy i spokojnie spojrzeć w przestrzeń. Ciekawi mnie, czy gdy do budynku wprowadzą się wszyscy lokatorzy i firmy, a blok zostanie dodatkowo podświetlony, to czy w parku Kusocińskiego, gdzie jeszcze 20 lat temu jako dziewczynki chodziłyśmy z siostrą podziwiać lunetą niebo, będzie jeszcze w ogóle widać gwiazdy? — zastanawiam się, stojąc na balkonie jednego z wieżowców przy ul. Kołobrzeskiej.

Kiedyś pustkowie, dziś ścisłe centrum


Termin „zanieczyszczenia nieba światłem” od wielu lat używany przez astronomów i przyrodników, wciąż jest mało znany ludziom niezwiązanym z tymi dyscyplinami. Na świecące całymi nocami billboardy, reklamy i lampy zaczynamy zwracać uwagę dopiero wtedy, gdy bezczelnie zaglądają nam do okien, nie pozwalając spać. Żyjemy otoczeni sztucznym światłem, bo chcemy więcej i lepiej widzieć, i paradoksalnie — właśnie przez nie nie widzimy, ile tracimy. Niebo nad Europą jest tak wysoce zanieczyszczone światłem, że wielu mieszkańców miast nie jest w stanie zobaczyć Drogi Mlecznej ze swoich domów.

Co roku Europa zubaża się o widok tysięcy gwiazd, które przestają być widoczne z powodu rosnącego zanieczyszczenia nieba. Na świecie są już kraje takie jak Belgia, gdzie obserwacja astronomiczna jest możliwa tylko po opuszczeniu jej granic. Do niedawna wydawało się to problemem mocno zurbanizowanych krajów i wielkich aglomeracji, jak Warszawa, Belin czy Moskwa. Ale budowa największego budynku w Olsztynie w sąsiedztwie planetarium i obserwatorium astronomicznego postawiała w stan czuwania wielu olsztyniaków.

Na starych fotografiach z lat 70. najwyżej położony punkt „starego” Olsztyna — wzgórze świętego Andrzeja (143 m.n.p.), gdzie potem w wieży ciśnień wybudowanej pod koniec XIX wieku zlokalizowano obserwatorium — znajdował się na zupełnym pustkowiu. Gdy lokowano je tam w 1979 roku, to był zupełny koniec miasta. Teraz, po 40 latach jest to jego ścisłe centrum. Ciekawe, czy olsztyńscy astronomowie z tej wieży jeszcze coś widzą?
Jacek Szubiakowski
Fot. Grzegorz Czykwin
Jacek Szubiakowski
— To prawda, widzimy niewiele. Niebo jest coraz jaśniejsze i warunki do oglądania prawdziwego nieba w Olsztynie z roku na rok są coraz gorsze — przyznaje Jacek Szubiakowski, dyrektor Olsztyńskiego Planetarium i Obserwatorium Astronomicznego.

Okazuje się, że Centaurus niewiele zmienia, bo już wcześniej w związku z rozbudową ul. Żołnierskiej warunki dla olsztyńskiej astronomii stały się niezbyt korzystne
— Oświetlony Centaurus na pewno wpłynie na jakość naszego nieba, ale musimy zauważyć, że blok stoi od północy, a my nasze pokazy prowadzimy na południowej części nieba, bo to tam dzieje się to, co najważniejsze — tam są planety, Księżyc itd. Warto podkreślić, że wiele wysokich inwestycji, właśnie tych od południa, już od dawna sięga naszego widnokręgu — mówi dyrektor Szubiakowski

W związku z tym olsztyńskie obserwatorium już jakiś czas temu musiało zmodyfikować swój profil.
— Teraz jesteśmy bardziej placówką edukacyjną niż badawczą. Niemniej nawet edukacyjne pokazy nieba bywają już problemem, dlatego z biegiem czasu coraz bardziej zamieniamy się w muzeum — pokazujemy ekspozycje sprzętu, omawiamy metody. A jeśli chodzi o pokazy, obserwujemy głównie słońce w dzień. To się jeszcze da zrobić. Trudno mówić nam już o nocnych gwiazdozbiorach, bo nie widać ich zarysów — podkreśla Szubiakowski.

Teraz budzi to wiele wątpliwości


Kiedyś goście odwiedzający obserwatorium bez trudu znajdowali Mały Wóz czy latem nisko wiszącą nad linią horyzontu od południa konstelację Strzelca. Dziś nie jest to takie oczywiste.
Gwiazda Polarna jest co prawda dobrze widoczna, ale dyszel Małego Wozu już się gdzieś rozmywa, podobnie jest w gwiazdą Mizar i Alkor w Wielkim Wozie — kiedyś gołym okiem było widać, że to są dwie gwiazdki, a nie jedna. Teraz na bladym niebie budzi to wiele wątpliwości — podkreśla Szubiakowski.

Zanieczyszczenie świetlne nieba to również — oprócz astronomicznych problemów z dostrzeganiem być może spełniających życzenia spadających gwiazd — bardziej przyziemne, bo przyrodnicze i psychologiczne, typowo ludzkie konsekwencje.
— Będąc stale wystawieni na ekspozycję świetlną, mamy coraz większy problem z koncentracją, snem, nerwowością i uczuciem permanentnego zmęczenia — alarmują psycholodzy.
— Zanieczyszczenie świata światłem to również zwiększona emisja gazów cieplarnianych oraz niekorzystny wpływ na cykl przyrodniczy — podkreślają przyrodnicy.

To ostatnie potwierdza prof. Stanisław Czachorowski z UWM.
— Wiele owadów jest oślepianych światłem, traci orientację. Jeśli tego jest dużo, szybko należy się spodziewać skutków ewolucyjnych. Zanieczyszczenie światłem środowiska przyrodniczego szybko rośnie, a jego skutki są wciąż mało oszacowane. Ale już w tym momencie możemy zauważyć, że wydłużył się czas czuwania ptaków, bo przez lampy dłużej jest widno. To zaburzenie naturalnego rytmu życia — zauważa.

Naukowiec ratunku upatruje w nowocześniejszym, bardziej sprzyjającym przyrodzie i ekologii projektowaniu elementów infrastruktury miejskiej.
— Można np. budować inne lampy uliczne, takie, które świecą tylko do dołu. Spełniałyby funkcję użytkową oświetlania chodników i ulic, a nie rozpraszałyby światła niepotrzebnie gdzieś na boki. W skali świata problem już jest dostrzeżony, ale w Olsztynie chyba jeszcze nikt o przeciwdziałaniu zanieszczyszczenia świata światłem nie myślał — zauważa prof. Czachorowski.

Coś wielkiego, czerwonego


W Polsce od kilkunastu lat funkcjonują Rezerwaty Ciemnego Nieba. Znajdziemy je w np. Górach Izerskich czy Bieszczadach. Formalna i instytucjonalna ochrona ostatnich skrawków ciemności, jakie nam zostały, może wskazywać na realną skala problemu.

— Pochodzę z mazurskiej wsi, gdzie codziennie po 21 wyłączano latarnie uliczne. Strasznie zaściankowe i prowincjonalne mi się to wtedy wydawało. Jako dorosła zamieszkałam więc w centrum Olsztyna przy Kościuszki, gdzie szybko zaczął mi przeszkadzać wieczny zgiełk i ciągłe światło. Przeprowadziłam się za miasto, w okolice Kromerowa. Przez chwilę był spokój, a potem wybudowali mi prawie pod nosem stację benzynową. Tęsknię czasem do rodzinnej wsi z czarnym niebem, ale tam latarnie też już świecą całą noc, a dawny, stary, mały, zapyziały sklepik ma nowoczesny wielki neon. Nadziei dla moich zszarganych wieczną stymulacją nerwów wypatruję tylko w takich rezerwatach, bo jak długo można uciekać od światła? — zastanawia się Katarzyna Wiśniewska, mama trojga dzieci, przedstawicielka handlowa.

Jak Olsztyn, zresztą tak jak każde większe miasto, jest już w jakiś sposób dla głębszych obserwacji astronomicznych stracony, tak Jacek Szubiakowski w całej Warmii i Mazurach pokłada jeszcze nadzieję. Zapytany o to, gdzie takie potencjalne parki ciemnego nieba mogłyby u nas powstać, wymienia Puszczę Napiwodzko-Ramudzką oraz duże kompleksy leśne na północy w okolicach przygranicza z obwodem kaliningradzkim.

— O realnych planach ich tworzenia nie słyszałem, ale u nas turyści mają szansę wciąż jeszcze coś zobaczyć. Często ludzie przyjeżdżający tu z Warszawy czy z Katowic, naoglądają się, siedząc latem na mazurskich pomostach, naszego nieba i potem szybko pędzą do Olsztyna do planetarium, żeby im to wszystko wytłumaczyć, bo często nie wiedzą, co widzieli. Bardzo nas takie odwiedziny cieszą. Kiedyś Ślązacy do mnie dzwonią i pytają: „Cóż to takiego wielkiego, czerwonego się wyłaniało wczoraj zza horyzontu? Coś niesamowitego wczoraj widzieliśmy!”. Po krótkich ustaleniach udało nam się ustalić, że był to dla nas „taki zwykły” księżyc — uśmiecha się na to wspomnienie Szubiakowski.

„Teraz, gdy więcej czasu spędzamy w domach, zwróćmy uwagę na problem nadmiernego oświetlenia naszej przestrzeni — tak wewnętrznej, jak i otoczenia domu, bloku, ulicy czy miasta. Bez względu na sytuację epidemiczną w kraju jedno jest niezmienne: niebo, na którym będziemy mieli do czynienia z różnymi zjawiskami astronomicznymi, a które warto odnotować w swoim kalendarzu. W tych niepewnych czasach warto bowiem oprzeć się na czymś, co będzie miało miejsce bez względu na wszystko, jak chociażby widok gwiazd i planet nad naszymi głowami. Czasami jednak trzeba zatroszczyć się o trochę ciemnego nieba, aby to ujrzeć” — czytamy na stronie ciemneniebo.pl.
Trudno o trafniejsze podsumowanie.

Agnieszka Porowska
a.porowska@gazetaolsztynska.pl