Na początku był chaos - zdalne nauczanie oczami nauczycielki

2021-02-13 19:23:00(ost. akt: 2021-02-12 14:06:28)
Według Cecylii Cywińskiej należałoby zrezygnować z modelu pruskiej szkoły

Według Cecylii Cywińskiej należałoby zrezygnować z modelu pruskiej szkoły

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Cecylia Cywińska jest nauczycielką dyplomowaną z 35-letnim stażem pracy. Zajmuje się nauczaniem zintegrowanym oraz uczy etyki w SP1 i SP3 w Iławie. Do niedawna pracowała w SP2. Oprócz tego jest dyrektorką pedagogiczną niepublicznego przedszkola "Pluszak".
Doświadczyłaś nauczania zdalnego w kilku niezależnych od siebie placówkach.
– Początki były bardzo trudne, bo — po pierwsze — sytuacja wszystkich zaskoczyła, a po drugie – nie istniała żadna procedura nauczania zdalnego. Ale pragnę podkreślić, że we wszystkich tych placówkach, w których pracowałam w połowie marca 2020, od początku było jasne, że pracujemy dalej, nikt nie przewidywał, że proces dydaktyczny zostanie w jakiś sposób przerwany. Część nauczycieli, w tym ja, w dniu decyzji o zamknięciu szkół od razu zadaliśmy uczniom pracę na kilka najbliższych dni, rozdaliśmy do domów podręczniki, potworzyliśmy grupy messengerowe z uczniami i ich rodzicami, do szybkiego kontaktu. Videomessenger był chyba najbardziej popularnym kanałem komunikacji w tych pierwszych tygodniach i miesiącach. Ale od początku nauczyciele i dyrektorzy byli zdani na siebie. Nie było i nie ma żadnej wspólnej, dostosowanej do potrzeb i możliwości szkół platformy edukacyjnej. Dopiero pod koniec roku szkolnego szkoły poinstalowały sobie aplikacje typu office 365, za które pewnie zapłacił samorząd.

Wszystko wydawało się być pod kontrolą?
– Nie od razu wszystko działało, jak trzeba. Nie od razu też każdy potrafił z tych platform skorzystać. Szkolenia online, a tylko takie były i są, nie są idealne dla wszystkich. Wielu nauczycieli w wieku średnim i powyżej nie jest tak dobrze obeznanych informatycznie, jak sobie wyobrażają twórcy aplikacji. I to wcale nie znaczy, że są gorszymi nauczycielami, po prostu nie mieli okazji się tego nauczyć. Inna sprawa to sprzęt, zarówno ten szkolny, jak i domowy, który najczęściej nie jest z najwyższej półki. Delikatnie mówiąc. Polskie szkoły są w tym zakresie bardzo niedofinansowane. Podobne problemy ze sprzętem i jego obsługą mają też często rodzice i uczniowie. Podsumowując początek: chaos, brak jednolitego systemu, braki sprzętowe, zmasowana kontrola kuratoryjna, pochłaniająca bardzo dużo czasu i energii, które można by przeznaczyć na naukę po prostu.

Co się działo we wrześniu 2020?
– W nowy rok szkolny każda szkoła weszła już z pewnym wypracowanym systemem. Po decyzji o nauczaniu zdalnym SP1 prowadzi lekcje za pomocą Meet Google, natomiast w SP3 wykorzystujemy Teams. Obydwa systemy dobrze się sprawdzają, można za ich pomocą w miarę normalnie prowadzić lekcje. Oczywiście mają też swoje minusy, np. nie można na bieżąco korygować pracy każdego ucznia, podpowiedzieć mu rozwiązania, śledząc na żywo tok jego postępowania itp. Również pomysł oceniania nauki zdalnej pozostawia wiele do życzenia, dla mnie jest on zupełnie bezsensowny. Myślę, że po tych wielomiesięcznych doświadczeniach widać wyraźnie, że szkoła zdalna nie może być lustrzanym odbiciem szkoły stacjonarnej. Należałoby tak zweryfikować treści nauczania, żeby do nauki zdalnej zostawić najważniejsze umiejętności kluczowe, a nie katować uczniów lawiną informacji do zapamiętania. Wielogodzinne siedzenie przed ekranem nie uczyni z naszych dzieci geniuszy, co najwyżej nauczą się błyskawicznie oszukiwać na sprawdzianach i udawać, że biorą udział w lekcjach, co już się notorycznie zdarza.

Dopominacie się włączania kamer?
– Młodsze dzieci dosyć chętnie biorą udział w lekcjach online, może dlatego, że są one ciekawsze organizacyjnie, na zajęciach zintegrowanych w klasach I – III zawsze się dzieją ciekawe rzeczy, przeplata się różne aktywności. W klasach starszych z reguły musimy domagać się kamerki i mikrofonu. Mówienie do wyciszonego ekranu z inicjałami uczniów w kółeczkach jest bardzo deprymujące. W dodatku oni nie tylko nie chcą, żeby nie było widać, że np. leżą w łóżku, co mi osobiście nie przeszkadza, ale najczęściej prowadzą wtedy życie w jakimś innym wymiarze, np. grają w gry, oglądają filmy lub rozmawiają na prywatnych kanałach.

Co z nieobecnościami?
– Większość moich uczniów ma dosyć dobre warunki do nauki zdalnej, chociaż zdarzają się sytuacje, kiedy w jednym pomieszczeniu funkcjonuje cała rodzina. Czasem się zdarzy, że uczniowie nie wstaną na ranne zajęcia, albo przez kilka dni nie logują się na lekcje, a rodzice usprawiedliwiają te nieobecności np. wyjazdem w ważnej sprawie. Nie jestem w stanie tego zweryfikować.

Czy podczas nauki zdalnej jest czas na przyjrzenie się emocjom?
Z racji tego, że uczę nauczania zintegrowanego i etyki, sporą część moich lekcji poświęcam na rozmowy. Staram się rozmawiać z uczniami nie tylko na tematy związane z bieżącą lekcją, tak zresztą było również podczas lekcji stacjonarnych. Dzieci bardzo potrzebują takich rozmów. Staram się im dawać wsparcie. Mogą do mnie dzwonić o każdej porze, mają mój prywatny numer. I czasami dzwonią. Wiem, kiedy umarł im dziadek i że tata nie przyjechał na święta. Czasem do takich rozmów włączają się rodzice, dziękują za wsparcie. Zachęcam też uczniów, żeby kontaktowali się ze sobą, wyłączam się ze spotkania kilka minut przed końcem, żeby mogli sobie sami porozmawiać.

Padło już wcześniej, że sprzęt nauczyciele mają kiepski...
– Co do 500 plus dla nauczycieli: wiem, że każda pomoc jest przydatna, ale ta jest naprawdę symboliczna. Żeby kupić sensowny monitor (bo mam malutki komputer), musiałam dołożyć drugie tyle. Do tego biurko, krzesło, prąd i nowa umowa o lepszy internet... W tym samym czasie mój mąż, przechodząc ze swojej firmy na pracę zdalną przywiózł do domu wysokiej klasy cały sprzęt biurowy...

Co trzeba by zmienić, by to wszystko "jakoś" działało?
– Po tych wielomiesięcznych doświadczeniach widać wyraźnie, że szkoła zdalna nie może być lustrzanym odbiciem szkoły stacjonarnej. Należałoby tak zweryfikować treści nauczania, żeby do nauki zdalnej zostawić najważniejsze umiejętności kluczowe, a nie katować uczniów lawiną informacji do zapamiętania. Wielogodzinne siedzenie przed ekranem nie uczyni z naszych dzieci geniuszy, co najwyżej nauczą się błyskawicznie oszukiwać na sprawdzianach i udawać, że biorą udział w lekcjach, co już się notorycznie zdarza.
Nauczyciele się starają i mają wsparcie w dyrektorach. Ale dyrektorzy na pewno potrzebują większego wsparcia w postaci konkretów: sprzętu, nowoczesnych, ujednoliconych rozwiązań, mniej restrykcji i straszenia. Uczniowie i rodzice też się starają, ale nie wszystko są w stanie zdalnie ogarnąć. Myślę, że powinniśmy potraktować miniony rok w edukacji inaczej, tak trochę symbolicznie, nie starać się na siłę udawać, że jest zaliczony. Może powinniśmy ten etap powtórzyć, na spokojnie, to tylko rok. A już na pewno powinniśmy się solidnie przygotować do ewentualnej powtórki. I przy okazji w ogóle zrezygnować z modelu pruskiej szkoły. Naprawdę można uczyć dzieci inaczej (patrz: Skandynawia).

Wysłuchała: Edyta Kocyła-Pawłowska