Pandemia zbiera edukacyjne żniwo

2021-02-12 12:00:00(ost. akt: 2021-02-12 13:51:14)
To nie jest wina dzieci, tylko taki mamy system. Nie zdążyły się nauczyć w szkole, musiały - w domu

To nie jest wina dzieci, tylko taki mamy system. Nie zdążyły się nauczyć w szkole, musiały - w domu

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Milena Welzant z Iławy, która wychowuje sześcioro dzieci (dwoje biologicznych i czworo, dla których jest mamą zastępczą), o nauczaniu zdalnym wie naprawdę wiele. Jak ono wygląda z jej punktu widzenia?
— Jak wygląda wasz dzień w czasach nauki zdalnej?
Nie trzeba nigdzie dotrzeć, więc wstajemy najpóźniej o 7:15. O 7:45 siadamy przed komputerami. „My”, bo przy tych najmłodszych ciągle czuwam. Dzieciaki mają lekcje na zmianę: Amelka od rana do 11:45, a od południa do 15:00 — Mikołaj. Dzieci są w trzech pokojach, do tego kuchnię i dzienny pokój oddałam na sale lekcyjne (śmieje się). W ten sposób sobie nie przeszkadzają. Jednak kuchnia jest mi w ciągu dnia potrzebna: tam jest pralka, zmywarka. Obiad też trzeba jakoś zrobić. Po wywiadówce pani poprosiła, by w trakcie zajęć nie używać głośnych sprzętów, na przykład odkurzacza. Mój dom zamienił się więc w szkołę! Niewiele mogę robić. W czasie dłuższych przerw jemy obiad, na raty, nie wszyscy jednocześnie. Amelka jest w pierwszej klasie, Mikołaj w drugiej, Lenka w szóstej klasie, Izka w drugiej średniej, a Sebastian jest w drugiej klasie zawodowej. Lekcje mają bardzo różnie rozłożone. Zawsze się starałam, żeby chociaż obiad zjeść wspólnie, ale niestety — nie daje się.

— Czy każdy ma swój komputer?
Tak. Tworzę rodzinę zastępczą, dlatego oprócz własnego sprzętu, mamy też przeznaczone tylko do nauki dobre laptopy i drukarkę, w które wyposażyło nas Powiatowe Centrum Pomocy Rodziny. Jest to oczywiście użyczenie na czas nauki zdalnej. Mieszkamy poza centrum Iławy. Nie mamy światłowodu, tylko internet komórkowy i bywa różnie. W dwóch pokojach nie ma problemu z łączeniem, ale u Lenki i Izki często przerywa. Często też nauczyciele wątpią, że to się naprawdę dzieje i wpisują nieobecność. Zawsze mam chęć zadzwonić i wytłumaczyć, że internet się zacina, ale dziewczyny mnie powstrzymują (śmieje się). Najtrudniej się rano zalogować się rano, wtedy łącza są najbardziej obciążone.

– Nie pracujesz zawodowo?
Obecnie nie. Skończyły mi się prace społecznie użyteczne. Chodziłam do pracy na dwie godziny. Przy takiej liczbie dzieci nie dało się inaczej. Musiałam niestety skrócić umowę na początku listopada, kiedy zaczęły się lekcje zdalne, bo sprawuję opiekę nad dzieckiem do 8 roku życia.

– Czy ktoś cię - jako rodzica - szkolił? Lub choćby przygotowywał do tego, jak to będzie wyglądać?
Co do zagrożeń w cyberprzestrzeni - to tylko na wywiadówkach, na początku roku szkolnego, podczas spotkań z policjantami. Natomiast w kontekście pandemii...? Nikt nam nie wyjaśniał, co się będzie działo.
Zostaliśmy postawieni przed faktem. Zresztą jak wiele grup. Ale jakoś sobie sama radzę. W przypadku maluchów trzeba być obok. Uczniowie sobie nawzajem wyłączają mikrofony, bawią się, zaczepiają się na czacie, nie są skupieni. Nie da się w tym systemie zablokować pewnych możliwości i dlatego dziecko może wyłączyć wszystkim mikrofon, łącznie z panią. Są dzieci, które sobie z tego nic nie robią. Z kolei mój Mikołaj woła: „Ciocia, ktoś mnie znowu wyłączył!". I muszę interweniować u wychowawczyni. Panie w klasach 1-3 prowadzą lekcje bardzo fajnie, starają się, żeby przez internet jak najbardziej zainteresować dzieci. Najgorszy w tej sytuacji jest brak kontaktu...

— Czy istnieje w takim razie jakieś wsparcie psychologiczne i czy z niego korzystaliście?
Jeden z chłopców ma Zespół Aspergera. W ubiegłym roku dopiero w maju odezwał się podczas lekcji. Wcześniej nie mogłam go namówić. Czuł jakiś opór. Zdarzało się, że w ogóle nie uczestniczył w zajęciach, nie podłączał się. Od wychowawcy dowiedziałam się, że Sebastian ma pełno „zagrożeń”, czyli groziły mu jedynki na koniec roku. On w ogóle nie robił zadań! Teraz, w jesienno-zimowej turze nauki zdalnej, mamy inaczej wszystko zorganizowane: kamerki itp. A na wiosnę wysyłano karty pracy, których on nie uzupełniał. Szukaliśmy pomocy, choć pandemia mocno ograniczyła możliwości. Była wizyta, była rozmowa z panią psycholog z iławskiego Ośrodka Psychoedukacji, Profilaktyki Uzależnień i Pomocy Rodzinie... Podczas rozmowy telefonicznej stanęło na tym, że zawsze mogę zadzwonić i porozmawiać. W zwykłych czasach jeździmy do poradni autyzmu, mamy wizyty u psychiatry. To specyficzny rodzaj dysfunkcji. Trzeba się cieszyć, że on się chce uczyć.

— A jak wygląda sytuacja z ruchem fizycznym?
Są zajęcia podczas wychowania fizycznego. Nauczyciele zwracają uwagę, by zrobić wokół siebie przestrzeń, nie ćwiczyć na tapczanie czy krześle. Też wolałabym, żeby ruchu było więcej. Dzieci zastygły przed komputerami. Na w-fie Amelka woła Mikołaja albo odwrotnie, żeby się razem poruszać. Nie są to zajęcia niebezpieczne, jak widzę, gdy z nimi przebywam, ale ruchu jest mało.

— Musisz się w takim razie znać na wszystkim.
Cieszę się, że mnie doceniłaś (śmieje się). Dobrze, że dzieci chcą się uczyć, z przyjemnością im pomagam. Jednak bez przesady. Bywa, że najpierw, zza dziecka, odpowiada rodzic, a dziecko powtarza. W pierwszej czy drugiej klasie uczniowie nie potrafią jeszcze dobrze czytać. W ubiegłym roku omawiane były dwuznaki sz, cz, dż itd. W drugiej klasie widać, że nie wszyscy to zrozumieli. To nie jest ich wina, tylko taki mamy system. Nie zdążyły się nauczyć w szkole, musiały - w domu. Teraz jest inaczej, widzą nauczyciela. Ten system jest o wiele lepszy.
Dzięki Bogu, że czytamy, ćwiczymy i nie jest źle. Jednak braki w słownictwie, brak umiejętności wypowiadania się, niezrozumienie treści w matematycznych zadaniach z treścią — pandemia zbiera żniwo. To się będzie długo ciągnęło za tym pokoleniem. Do tego są skrzywdzone przez brak kontaktu z rówieśnikami. Inaczej uczysz się w szkole, a inaczej – w domu.

— Czy według ciebie ktoś zyskuje na nauce zdalnej?
O minusach już mówiłyśmy. A plusy?— Mikołaj krępował się czytać w sali, przy klasie. A teraz otwiera czytankę i po prostu czyta. On akurat lepiej sobie radzi z nauką w ten sposób. Skupia się tylko na zadaniu, a nie na obecności innych osób. Ja też wychodzę z pokoju. Wcześniej bywało, że znał odpowiedź, ale najpierw szukał mnie wzrokiem, potrzebował potwierdzenia. Chce, żebym była z niego dumna. Jednak czuje dyskomfort w obecności innych.

Rozmawiała Edyta Kocyła-Pawłowska