Dla motocykli straciłam głowę [ROZMOWA]

2021-02-07 14:00:00(ost. akt: 2021-02-06 15:51:42)

Autor zdjęcia: Małgorzata Gosiak

Hanna Szczucińska to 18-letnia zawodniczka Motoklubu Olsztyn. Jeździ motocyklem od 13 roku życia. Pasją zaraził ją tata, który teraz wspiera ją we wszystkich działaniach związanych z treningami i zawodami. O blaskach i cieniach tego sportu opowiedziała Karolinie Rogóz-Namiotko.
— Jesteś bardzo młodą osobą. Zakładam, że twoja pasja do motocykli nie pojawiła się wraz z osiągnięciem pełnoletności. Od kiedy jeździsz motocyklem crossowym?
— Zainteresowanie tą dziedziną mogę podzielić na dwa etapy. Motocrossem jeździł mój dziadek, później mój tata, więc to ciągle się gdzieś przewijało. Czasem jeździliśmy na różne zawody, ale jakoś nigdy specjalnie mnie do tego nie ciągnęło. Mama też delikatnie zniechęcała mnie do udziału w różnych wydarzeniach, bo kurz, brud i w ogóle po co i na co. Wiem oczywiście, że wynikało to z troski, bo ten sport bywa dosyć urazowy. Wtedy moje życie było związane z muzyką. Grałam na gitarze basowej w zespole „Dziecięce Niebo”. Przełom nastąpił, gdy pojechałam na moje pierwsze zawody w 2015 roku. Oczywiście za namową taty i wtedy absolutnie wsiąkłam, zakochałam się w tym sporcie. To był ten moment kiedy totalnie przepadłam.

— Jesteś teraz w 3 klasie liceum. Przygotowujesz się już do matury. Jakie masz plany związane z dalszą edukacją i czy znajdzie się tam czas na motocykl?
— Marzy mi się Politechnika Warszawska, może Uniwersytet Warszawski, ale na pewno kierunek techniczny. Uwielbiam przedmioty ścisłe: matematykę, fizykę i z tym wiążę swoją przyszłość. A motocykl jest częścią zabawy, w życiu też trzeba znaleźć miejsce na zabawę. To pewna forma odstresowania, może dosyć ekstremalna, ale skoki adrenaliny również potrafią niwelować szkodliwe skutki stresu. Więc na motocykl czas na pewno się znajdzie.

— Tym sportem zaraził cię tata, a jego, jego tata. Czy od początku miałaś swój motocykl, skoro pochodzisz z motocyklowej rodziny. Czy nowicjusze zawsze jeżdżą na pożyczonym?
— Już po pierwszych zawodach w 2015 chciałam mieć swój motocykl. Na początku nikt nie ma swojego, bo to nie jest tania inwestycja. Rodzice też nie sądzili, że tak bardzo się w to wkręcę. Natomiast pierwszy sprzęt, na którym uczyłam się jeździć i poruszać, był pożyczony. Nie był to typowy motocykl crossowy, ale od czegoś trzeba zacząć. To był skuter 50 Rieju, który należał do mojego chrzestnego. Mój własny pierwszy wyczekany motocykl to był KTM 85, po który jechaliśmy aż pod Bydgoszcz. Mama do końca nie wierzyła, że go kupimy i była naprawdę zdziwiona jak wjechaliśmy nim na podwórko. Wtedy już wiedziała, że przepadłam na dobre. Muzyka też poszła w odstawkę. Sprzedałam gitarkę basową i kupiłam sobie kask na motocykl.

— Pierwsze dwa kółka to zawsze jest rower. Kiedy nauczyłaś się jeździć rowerem, skoro już w wieku 13 lat zaczynałaś jeździć motocyklem crossowym?
— Bardzo wcześnie. Pamiętam jak rodzice przyszli po mnie do przedszkola i przynieśli taki ładny rower. Szybko nauczyłam się jeździć bez bocznych kółek. Myślę, że jak miałam 5 lat to śmigałam już na dwóch kółkach. Ale na motocyklach crossowych jeżdżą już 8 latki, więc ja w wieku 13 lat byłam już bardzo stara (śmiech). To na pewno zależy od predyspozycji. Trzeba mieć dobrą koordynację ruchową. Ten sport też niesie ze sobą wysiłek, więc aby móc utrzymać maszynę, która jest trzy razy cięższa ode mnie, to dodatkowo biegam, ćwiczę w domu i dbam o dobrą kondycję. Od początku traktowałam ten sport na serio i aby osiągać jakieś wyniki trzeba zadbać o wiele czynników. Dobry motocykl nie załatwi nam zwycięstwa. Do tego dochodzi też głowa, czyli koncentracja i absolutne skupienie na zadaniu.

— Jak wyglądają takie zawody motocykli crossowych?
— To jest wyścig po określonym torze, który trzeba pokonać w określonym czasie. Tradycyjnie wygrywa osoba, która dojedzie pierwsza na metę. Czas wyścigu jest zależny od klasy, w której się startuje. W mojej klasyfikacji wiekowej czas wynosi 15 minut plus dwa okrążenia. Taki typowy dzień zawodów zaczynamy od zapisów, które trwają od rana. Następnie każdy zawodnik może zapoznać się z torem podczas treningu. Kolejny etap to trening kwalifikacyjny. I w zależności od naszego wyniku na tym etapie, zostaje nam przypisane miejsce na bramkach startowych. Potem jest pierwszy wyścig, następnie drugi wyścig i tak mija nam cały dzień na zawodach.

— Jaką teraz startujesz maszyną?
— Obecnie mam Yamahę o pojemności silnika 125 cm3. Ostatni raz startowałam na niej we wrześniu. Te zawody niestety nie skończyły się dla mnie dobrze. Warunki były ciężkie, padał deszcz i znowu było błoto. Podczas samego wyścigu jeździło mi się naprawdę dobrze, ale na finiszu wywróciłam się i uszkodziłam sobie, po raz kolejny, bark. Teraz jestem już po operacji, która była na dniach. Powoli dochodzę do zdrowia, przede mną jeszcze tylko rehabilitacja i powrót na tor.

— Może na czas rekonwalescencji dwa kółka zamienisz na cztery kółka. Masz już prawo jazdy?
— Właśnie mogę się pochwalić, że niedawno zdałam egzamin i czekam na wydanie dokumentu kat. B. Jak już wyzdrowieję i pogoda na to pozwoli, to w następnej kolejności będzie kat. A. Motocyklem crossowym mogę niestety jeździć tylko po wyznaczonym torze. Nie jest to maszyna przeznaczona do poruszania się po ulicy, więc czekają mnie w najbliższej przyszłości kolejne wyzwania.

Karolina Rogóz-Namiotko