Kobieta ksiądz? Dlaczego nie! [ROZMOWA]

2021-02-07 12:00:00(ost. akt: 2021-02-06 15:14:28)
Ksiądz Monika Zuber jest jedną z niewielu kobiet duchownych w Polsce. Jest pastorką oraz teolożką związaną z parafią kościoła ewangelicko-metodystycznego w Ełku. Działa na rzecz równouprawnienia kobiet i uprawia teologię feministyczną.
— Jadąc na spotkanie zastanawiałam się, jak powinnam się zwracać: pani Moniko, proszę pani ksiądz, pani pastor. Przyznam, że stanowiło to dla mnie nie lada wyzwanie.
— Pani Moniko – bardzo lubię. (śmiech) Kościoły tradycji protestanckiej nie mają specjalnej formuły powitalnej ani nominalnej, że do osoby duchownej trzeba się zwracać w jakiś szczególny sposób. Jedną z części naszego etosu jest to, że duchowni nie są kimś lepszym od zwykłego świeckiego człowieka. I lubimy to podkreślać na wielu płaszczyznach. Łącznie z powitaniem, więc „pani Moniko” jak najbardziej mi odpowiada. Można się do mnie zwracać pastorko, bo to żeńska forma słowa pastor, bardzo popularnego w naszej tradycji protestanckiej. Lubię sobie czasem pożartować, więc żeńska forma od ksiądz, to księżniczka. Niektórzy moi koledzy duchowni, nie wiedzą jak się do mnie zwracać, sugeruję im wtedy właśnie tę formę.

— Księżna, księżniczka, a może księdza. Trudno znaleźć ten feminatyw w odniesieniu do funkcji, która jest typowo męska. Czy „ksiądz” to ogólne określenie osoby duchownej? W kościele funkcjonują pewne stopnie, podobnie jak w służbach mundurowych, które określają pewną funkcję. Czy może się mylę?
— Rzeczywiście mamy trochę jak w wojsku, ale „nasze” wojsko, czyli tradycja protestancka, nie przywiązuje wagi do stopni. Nie popełni się faux pas, mówiąc do kogoś po imieniu, albo per pani/pan. To samo dotyczy też biskupa, który przeważnie nie jest mocno przywiązany do swojego tytułu i stanowiska. Reprezentujemy wartości dotyczące absolutnej równości osób duchownych i świeckich. Wszyscy mamy takie same prawo dostępu do Boga, zbawienia. W Kościele duchowny pełni oczywiście swoją określoną funkcję, ale to jest to osoba, która wspiera, pomaga, a nie pełni władzę. Stąd też nasz nacisk na to, by nie wyróżniać się w sposób hierarchiczny. Tym bardziej ja jako kobieta, matka i feministka bardzo pilnuje tego byśmy mieli wszyscy takie samo, równe prawo. Hierarchia, władza i kontrola przynależą kulturze patriarchalnej, w której my, kobiety niekoniecznie jesteśmy szczęśliwe.

— Dużo jest kobiet pastorek w Polsce?
— W Polsce jest nas szałowo mało. Niestety, Polska jako kraj, bardzo mocno wyróżnia się na tle Europy i świata. W mojej tradycji i w moim kościele ewangelicko-metodystycznym, są dwie panie. Jestem ja, ordynowana na prezbiterkę oraz jest jeszcze druga pani na tzw. próbie, czyli na wikariacie, który trwa dwa lata. I mam nadzieję, że właśnie w tym roku w czerwcu będzie ordynowana na prezbiterkę. Czego jej szczerze życzę. Więc tu mamy dwie kobiety, a w kościele ewangelicko-augsburskim jest ich między 5 a 10. Muszę je wszystkie w końcu policzyć, by podawać konkretne liczby. Powiedzmy, że siedem, z tym że one mogą być ordynowane jedynie na posługę diakona. Myślę, że to jest jednak ograniczenie ich praw, bo służby jednak nie, ponieważ wykonują to samo co prezbiter. Oprócz sakramentu Wieczerzy Pańskiej i samodzielnego prowadzenia parafii. Czyli w uproszczeniu, są księżmi pomocnikami.

— Może to z obawy, że kobieta jest zbyt słaba i delikatna, by podołać takiemu zadaniu?
— To jest tylko problem naszego kraju, gdzie kościoły protestanckie nie są aż tak protestanckie jak na Zachodzie i są pod silnym wpływem kulturowym i mentalnym kościoła rzymsko-katolickiego. Ta różnica jest szczególnie widoczna w przypadku traktowania kobiet i osób świeckich. W naszą tradycję protestancką wkrada się ten klerykalizm, który jest zupełnie obcy gdziekolwiek indziej. Już w Rosji, Łotwie, Estonii, Holandii, Niemczech, Szwecji, Czechach, Słowacji… mogłabym tak wymieniać, jest oczywiście dużo więcej kobiet duchownych. Zdecydowanie najwięcej jest w Stanach Zjednoczonych, Anglii, w Afryce. To też jest jeden z powodów, dla których zdecydowałam się na tę ścieżkę, by coś zmienić w Polsce. Nie ukrywam, ta decyzja nie pojawiła się od razu zaraz po studiach. Długo namawiały mnie koleżanki z zagranicy, żeby coś zmienić w tym kraju, który trąci średniowieczem.

— To jest praca, ale także powołanie. Zaczęłaś studia na architekturze na Politechnice w Białymstoku, a później zrezygnowałaś i zaczęłaś studiować teologię. Czy to powołanie do duchowości postępowało z czasem, czy czułaś to gdzieś od zawsze?
— Mam dosyć różnorodną osobowość i architektura miała połączyć moje zdolności artystyczne z mózgiem matematycznym. Bardzo lubię techniczne zagadki i na architekturze interesowały mnie tzw. „użytki”, logistyka oraz to, jak sprytnie i funkcjonalnie łączyć pomieszczenia użyteczności publicznej, więc jest to kwestia mojego mózgu. Niestety miałam problemy zdrowotne i musiałam szybko zdecydować co dalej. Czy kończyć studia i później nie móc wykonywać zawodu? Dlatego przeskoczyłam na kolejne moje zainteresowania, czyli na teologię. Dosyć szybko w mojej młodości zaczęłam się angażować w Kościół. Jestem takim typem człowieka, którego wszędzie pełno, uwielbiam ludzi. Byłam taka jako nastolatka i już wtedy prowadziłam różne spotkania z ludźmi dotyczące studium Pisma Świętego.


— Czyli jednak miałaś to w sobie dużo wcześniej.
— To chyba zawsze było we mnie. Organizowałam spotkania z rówieśnikami, zjazdy dla młodzieży, więc byłam zaangażowana w Kościół już jako bardzo młoda osoba. Przychodzili do mnie moi znajomi z różnymi pytaniami i jak skończyły mi się już odpowiedzi, to doszłam do wniosku, że samym rozumem i logiką nie jesteśmy w stanie pomóc. Potrzebowałam narzędzi, by móc pracować z ludźmi, by dla samej siebie też znaleźć odpowiedzi. Teologia sama w sobie była dla mnie odpowiedzią. Zawsze interesowałam się różnymi religiami, wyznaniami. Biegałam wszędzie. Pochodzę z Białegostoku, a tam mamy tych różnych kościołów wyznaniowych pod dostatkiem. Mamy kościół prawosławny, gdzie regularnie zaglądałam. Mamy również muzułman, protestantów i katolików. I mnie było tam wszędzie pełno od najmłodszych lat. Interesowała mnie religijność ludzka, też z tej perspektywy socjologicznej, nie tylko duchowej. Tak więc ten wybór studiów teologicznych był taki w miarę naturalny, na zasadzie – póki lekarze nie znajdą odpowiedzi na moje problemy zdrowotne. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam co będę robić po tych studiach. Robiłam je dla samej siebie, ale w międzyczasie pracowałam w różnych miejscach i to nie był kościół. To były różne organizacje pozarządowe, pozyskiwałam środki unijne, byłam wolontariuszem, ponieważ zawsze ceniłam sobie takie zaangażowanie społeczne. Też z tego powodu wielokrotnie wyjeżdżałam za granicę na różne spotkania i zjazdy kobiet teolożek w przestrzeni europejskiej. Gdzie, gdy usłyszano, że skończyłam teologię i nie jestem księdzem, pierwsze pytanie brzmiało: dlaczego nie?

— A dlaczego nie?
— Ponieważ przez bardzo długi czas kompletnie nie wiedziałam, że można, że kobieta może być księdzem. Nigdy takiej w moim kraju nie spotkałam. Ale to rzeczywiście trwało, zanim mnie przekonano, że jednak warto powalczyć o coś w Polsce. Wcześniej już byłam feministką, więc stopniowo do mnie dotarło, że to jest moja misja i powołanie. Dlatego tak bardzo jestem zaangażowana w propagowanie teologii feministycznej. Tkwimy w pewnych stereotypach, z racji swojego doświadczenia, wychowania i kultury. Więc niewidzenie kobiet w przestrzeni liturgicznej od razu rodzi przekonania, że ona się tam nie nadaje albo że sobie nie poradzi. Ale z czym sobie tu nie poradzić? To nie jest praca w kopalni i prowadzenie parafii nie jest niczym skomplikowanym.

— Czy zatem kobieta jako ksiądz ma takie same kompetencje jak mężczyzna ksiądz?
— Mogłabym nawet powiedzieć, że my jako kobiety mamy ich więcej. Kobiety nie boją się inności. Lubią spędzać czas z ludźmi, opiekować się nimi. Są powierniczkami, mentorkami, terapeutkami. Zresztą cała przestrzeń pomocy społecznej kobietami stoi. Ksiądz, duchowny, zgodnie z nauczaniem Nowego Testamentu, jest takim dodającym skrzydeł przewodnikiem, który służy innym. Nie jest tym, który pełni władzę nad innymi. Często się o tym zapomina. W naszym kraju ten model mocno się zniekształcił. Ksiądz ma być duszpasterzem z naciskiem na pasterzem, czyli tym, który troszczy się, wspiera i jest jak pielęgniarka. Dlatego uważam, że w tej dziedzinie kobiety mają świetnie kompetencje.

— Wspomniałaś o teologii feministycznej. To jest bardzo ciekawy nurt, o którym większość z nas nie ma pojęcia. Czym się zajmuje ta dziedzina?
— Odnosi się do roli kobiety w Kościele, która niestety, ale jest taka bardzo służebna, uległa i milcząca. Mężczyźni duchowni w naturalny sposób wybierają teksty kazalne, które są im bliższe. Rzadko słyszymy historie jak ta o kobiecie, która cierpiała na krwotok z dróg rodnych i Chrystus ją uzdrowił. Nie tylko fizycznie, ale również uzdrowił relacje społeczne i wyciągnął z jawnej dyskryminacji. Piękna historia, ale raczej jej nie usłyszymy w Kościele. Przez usta mężczyzny trudno przechodzą słowa tj. drogi rodne, pochwa, miesiączka, w ogóle krwawienie już jest ogromnym tabu. Kobiety są inne i to pokazuje teologia feministyczna, gdzie sprawy dotychczas tradycyjne są redefiniowane przez kobiety, które naukowo zajmują się tą dziedziną. Wyciągają z Pisma Świętego fragmenty, które mężczyźni pomijają i są dla nich nieważne, a dla życia kobiet są istotne, kluczowe. Teologia feministyczna jest innym rodzajem myślenia o człowieku, o Bogu. Dla kobiet Bóg wcale nie ma męskich metafor. Wyciągają z Pisma Świętego fragmenty, w których Bóg opisywany jest jako matka. Ale musimy pamiętać o tym, że Bóg nie ma płci i jest transcendentny, a z racji tego, że większość duchownych stanowią mężczyźni, to ten obraz się zmaskulinizował przez ostatnie wieki.


— Sama jesteś mamą radosnej trójki dzieci. Twoje starsze pociechy chodzą już do szkoły. Jak reagowali nauczyciele, którzy się dowiadywali, że ich mama jest księdzem?
— Na początku się dziwili, ale to chyba kwestia przyzwyczajenia. To jest moja praca, to naprawdę nie jest nic trudnego i każda kobieta spokojnie poradziłaby sobie w tej roli. Oczywiście po drodze spotykało mnie dużo trudności, no bo jak to „baba ksiądz”, ale wspierał mnie w tym mój maż, który zresztą też jest księdzem i nigdy nie walczyliśmy ze sobą o władzę ani w pracy ani w domu. Jesteśmy normalną rodziną, nigdy nie robiliśmy z siebie świętych. Kochamy się, wspieramy się i jesteśmy ze sobą na dobre i złe. Posiadanie rodziny i dzieci szalenie mnie ubogaciło, ponieważ nigdy nie miałam talentu do pracy z dziećmi. Im mniejsze dziecko tym większy był strach, a tu się okazało, że z takim małym też człowiek sobie musi poradzić. Widzę tutaj ich ogromny wkład w rozwój mojej osobowości. Umiem teraz pracować z dziećmi i jak ktoś je ucisza w Kościele, to mówię, że dzieci mają prawo, by się wiercić, pełzać pod ławką. Kościół to też jest dla nich miejsce, musimy się tylko otworzyć na inność. W ogóle uważam, ze jeżeli Kościół kogoś dyskryminuje ze względu na inność, to popełnia straszny grzech.

Karolina Ragóz-Namiotko

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Henry #3063895 5 kwi 2021 21:29

    Jak to miło poczytać o czymś dotyczącym religii, ale mimo to normalnym i rozsądnym. Powodzenia pani Moniko.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. nikt #3060208 7 lut 2021 07:22

    Może nareszcie nadejdą zmiany w dobrym kierunku,bo to, co się teraz dzieje,przechodzi wszelkie wyobrażenie !

    Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz