Jestem lekarką i ciągle jestem spóźniona [ROZMOWA]

2021-02-07 20:00:00(ost. akt: 2021-02-07 14:44:26)
Magdalena Krajewska: Zachęcam, by ludzie zamiast reklam posłuchali specjalistów.

Magdalena Krajewska: Zachęcam, by ludzie zamiast reklam posłuchali specjalistów.

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Na Tik Toku nagrywa stylówki lekarki, a jednocześnie edukuje medycznie. Rozmawiamy z lekarką rodzinną — Magdaleną Krajewską, znaną również z portali społecznościowych i bloga jako Instalekarz.
— Jest pani lekarzem, szczęśliwą mamą, projektuje i szyje pani ubrania, prowadzi blog. A, i jest bardzo aktywna na Tik Toku. W jaki sposób pani to wszystko godzi?
— Ciągle jestem spóźniona (śmiech). Naprawdę dzieli mnie niewiele, by jadąc do przedszkola zapomnieć o dzieciach. Oczywiście żartuję (śmiech). Jasne, ktoś patrząc na to wszystko z boku, mógłby stwierdzić, że wszystko jest bardzo zorganizowane. Muszę się przyznać. Tak naprawdę niczego nie ogarniam (śmiech).

— Jako lekarz jest pani bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Co daje pani największą satysfakcję?
— To, że jestem jedną z osób, która przekazuje wiedzę opartą na faktach i tłumaczy w przystępny sposób zagadnienia medyczne. Walczę z treściami reklam w telewizji, które wprowadzają wiele nieścisłości. Zachęcam, by ludzie zamiast reklam posłuchali specjalistów. Mam ogromną satysfakcję, kiedy ktoś przyzna mi rację. Kiedy ktoś dzięki mnie spojrzy na medycynę bardziej racjonalnie. Zastanowi się, zanim podejmie działanie, które będzie niekorzystne dla zdrowia czy kupi kolejny cudotwórczy specyfik w aptece.

— Przekonuje mnie sposób, w jaki edukuje pani w mediach społecznościowych. Najpierw jest wiedza, fakty. Mówi pani m.in. o szczepieniach, które w naszym społeczeństwie budzą ogromne emocje. Przekazywanie takich informacji jest dużym wyzwaniem?
— Tak. W przypadku szczepień długo zastanawiałam się, czy podejmę te tematy na blogu. Mój profil powstał niemal cztery lata temu i nie zawsze byłam przekonana, by mówić o czymś, co budzi kontrowersje. Dziś jestem innego zdania. Bo jeśli na tematy, o których nie ma pojęcia wypowiada się na przykład Edyta Górniak, to moim obowiązkiem jest zająć stanowisko. Na przykład rzeczowo i opierając się na faktach mówić o szczepieniach. Im tematy są trudniejsze, tym większa jest potrzeba, by zajęli się nimi profesjonaliści. Tacy, którzy w przystępny sposób będą przedstawiać poszczególne problemy. I może więcej osób da się przekonać dzięki rzetelnej wiedzy.

— Do szczepień na przykład. Pani sama jest już po szczepionce przeciw Covid-19 i, jak to pani określiła, ma licencję na przytulanie.
— Oczywiście ta licencja na przytulanie jest formą żartu. Jednak rzeczywiście, kiedy zaczęłam mówić o szczepieniach, odzywało się do mnie dużo osób. Szczególnie po transmisjach na żywo. Pojawił się tam przykład mojego taty - lekarza, który był wśród osób u których wystąpił niepożądany odczyn poszczepienny - NOP. Tata nadal szczepi i uważa, że szczepionki są potrzebne. A taki NOP, który wystąpił w jego przypadku, dzięki postępowi medycyny już się nie zdarza. Dziś jest wiele osób w Internecie, które próbują wykorzystać nasz strach o zdrowie i tym samym zaistnieć przekazując fake newsy. Jestem przekonana, że rozwiązaniem jest wytłumaczenie wszystkiego krok po kroku. Od początku do końca, opierając się na fachowej wiedzy.

— Edukuje pani na różne tematy. Ciekawi mnie jednak, który temat Instalekarza sprawia pani największą frajdę?
— Często powtarzam, że warto posłuchać, co mówi nasz organizm. I cieszę się, kiedy ludzie zaczynają dzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami.

— Wystarczy zacząć obserwować pani media społecznościowe, by dostrzec, że medycyna jest pani prawdziwą pasja. Dziś łączy pani blogowanie z medycyną. Media społecznościowe są pani żywiołem?
— Myślę, że tak. Jeszcze w trakcie studiów medycznych prowadziłam kanał na You Tube, który z kolei z medycyną nie miał nic wspólnego. Szyłam sobie wówczas ubrania, co skrupulatnie dokumentowałam. O tym jednak, by połączyć moją pasję do mediów społecznościowych z medycyną, pomyślałam dość późno.

— No właśnie, wspomniała pani o szyciu. Teraz ma pani własną, autorską markę odzieżową. I tutaj odkrywamy kolejną pani pasję. Projektowanie ubrań.
— Tak naprawdę zawsze tym żyłam. Już w czasie studiów, między sesjami, szyłam sukienki. Wtedy też wykupiłam swoją pierwszą domenę, która nazywała się wtedy Med – Fashion. To były moje początki. Wtedy też powiedziałam, że będę szyć medykom ubrania i koniec. Tego planu nie udało się jednak zrealizować przez kolejne kilka lat. Praca, życie, rodzina, dzieci. Zawsze brakowało czasu na realizację. Potem o wszystkim zdecydował przypadek. Przychodnia, w której pracuję poprosiła mnie, bym z krawcową szyjącą nowe fartuchy zaprojektowała nasze stroje. To był impuls i pasja wróciła.

— Jak rozumiem teraz wszyscy koleżanki i koledzy - medycy noszą zaprojektowane przez panią ubrania?
— Zdecydowanie. Dołączyła też moja rodzina. Żona mojego brata, która pracuje w placówce przy ulicy Koszykowej w Warszawie, zapewnia, że już cały szpital nosi te stroje. Robi mi najlepszą reklamę.

— A trzeba dodać, że te ubrania wyglądają inaczej niż zwykłe uniformy medyków.
— Chodzi tutaj nie tylko o projekt, ale przede wszystkim o wygodę. Takie ubrania muszą się po prostu dobrze nosić. Muszą być przewiewne, rozciągliwe, kobiece i wygodne.

— W tym całym blogowaniu trzeba mieć też trochę dystansu. Mnie osobiście przypadły do serca „stylówki lekarki”.
— Właśnie, kiedy pani do mnie dzwoniła, planowałam sobie kolejne stylówki i przygotowywałam się na następną edycję. Może to trochę śmieszne, ale z drugiej strony widzę, że moje stylizacje z Tik Toka inspirują nastolatków, by bardziej angażowali się w naukę. Piszą, że dzięki mnie bardziej im się chce. Mówią: „ a pouczę się, może też będę w przyszłości takim lekarzem”.

— Chce pani trochę odczarować ten zawód? To komunikat - lekarz też człowiek?
— Tak. My też mamy swoje problemy. Może się zdarzyć, że czegoś nie wiemy. To jest mój przekaz. Do medycyny trzeba mieć dystans i wciąż być gotowym, by nauczyć się czegoś nowego.

— Nie jest też tak, że za to spotyka panią największa krytyka?
— Myślę, że nie. Choć rzeczywiście, kiedy lekarz przyznaje się, że może czegoś nie wiedzieć, budzi to zdziwienie. Ale nie zawsze mówimy to, co każdy chce usłyszeć. Zdarza się, że autorami hejtu są studenci medycyny bądź sami medycy. Widzą, ile rzeczy robię i to oceniają. Ale jednocześnie nie chcą widzieć, że jeszcze do niedawna harowałam równie ciężko jak każdy inny medyk. W końcu pozwoliłam sobie, by mieć czas również na siebie. Dodatkowo moje pasje, czyli blogowanie czy projektowanie ubrań, sprawiają, że z inną energią idę do pracy. Cieszę się z każdego dnia, bo moje pasje pozwalają mi nabrać dystansu.

— W jaki sposób na pani pracę wpłynęła pandemia?
— Zdecydowanie spowodowała, że przewartościowałam pewne rzeczy. Na początku pandemii lekarze chorowali, więc trzeba było też zastępować ich w różnych placówkach. Wymagało to więc ode mnie powrotu do kilkunastu godzin pracy dziennie. Potem pracowałam w szpitalu zajmującym się tylko pacjentami z Covid-19. Bywało więc bardzo ciężko. Jednak już widzę koniec tych wszystkich złych wydarzeń. Naprawdę.

— Jest pani optymistką?
— Ależ tak! Nawet wczoraj zobaczyłam starszych ludzi, którzy są po szczepieniach, cieszących się, że mogą być w końcu osobiście w poradni. Widziałam, jak bardzo potrzebowali spotkań, jak bardzo chcą wrócić do normalności.

— Oni najbardziej tęsknili za kontaktem z lekarzem, tym osobistym.
— Tak, choć pandemia przyniosła nam teleporady. Uważam, że to nic złego. Rozwiązują wiele problemów. W taki sposób możemy otrzymać na przykład skierowanie do specjalisty czy na badania. Jednak wiele starszych osób nie radzi sobie z teleporadami, bo na przykład słabo posługują się telefonem, źle słyszą. A w tym wszystkim najważniejszy jest szczegółowy wywiad medyczny. Musimy przekonać się do teleporad, które tak naprawdę w przyszłości staną się normalnością. Pandemia sprawiła, że medycyna zrobiła milowy krok do przodu. Wiele rzeczy, które zdarzyły się teraz, można odebrać pozytywnie, dostrzec atuty. I wykorzystać je w przyszłości w kontakcie pomiędzy pacjentem a lekarzem.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz