Ewa Rumińska: Do odlotu trzeba mieć motywację [ROZMOWA]

2021-02-06 09:26:15(ost. akt: 2021-02-05 19:47:46)
Bociany z albatrosa

Bociany z albatrosa

Autor zdjęcia: fot. Fundacja Albatros

Jak to jest kilka godzin ratować ptaka, który znajduje się w agonii, bo człowiek po sobie nie posprzątał? — o tym i innych ptasich problemach rozmawiamy z Ewą Rumińską z Ośrodka Rehabilitacji Ptaków i Fundacji Albatros w Bukwałdzie.
— Gdy zadzwoniłam do pani dwa tygodnie temu, w czasie tych wielkich mrozów, usłyszałam tylko: "Ojej, tylko nie teraz. Nie mam ani chwili, to dla nas bardzo pracowity czas". Mogę się tylko domyślać, co dzieje się w ptasim azylu, gdy temperatura spada do -20.
— Tak, w czasie mrozów jest zdecydowanie więcej interwencji. Co chwilę dzwonią telefony, a zaopiekowanie się tymi 300 ptakami, które mamy w tym momencie pod opieką, też wymaga zdecydowanie więcej energii. Trzeba włożyć więcej wysiłku, żeby utrzymać podopiecznych w dobrej kondycji — świeża, ciepła woda, podane na czas jedzenie i leki. Dodatkowo co chwilę przyjeżdżają do nas ptaki z zewnątrz osłabione przez takie temperatury.

— Z ostrą zimą zawsze kojarzą się łabędzie przymarznięte do lodu, choć sama nigdy takiego chyba nie spotkałam. Faktycznie to taki problem?
— Łabędzie w takich warunkach zachowują się dość specyficznie. Jak tylko mogą oszczędzają energię, którą mają zgromadzoną na czas zimowy i po prostu bez ruchu przesiadują na lodzie chowając nogi pod siebie. To powoduje, że mnóstwo z nich jest zgłaszanych jako przymarznięte.

— Czyli jeśli grupa łabędzi siedzi na jeziorze, a następnego dnia znów widzimy ptaki siedzące w tym samym miejscu bez ruchu, to prawdopodobnie nic im nie jest? Nie przymarzły tylko oszczędzają siły?
— Dokładanie. Łabędzie przymarzają tylko w totalnie skrajnych warunkach. Duży mróz musi chwycić naprawdę nagle, a łabędź musi być młody lub osłabiony chorobą. Przymarzają przeważnie dlatego, że z jakichś powodów nie zadbały o swoje okrycie. W normalnych warunkach zdrowy łabędź poświęca mnóstwo czasu na higienę piór. To nie tylko po to, żeby pięknie wyglądać, ale głównie po to, by się chronić.

Od zadbanych piór zależy jego prawidłowa fizjologia. Natłuszczone i odpowiednio wyczyszczone upierzenie stanowi skuteczną warstwę izolacyjną przed mrozem i wodą. Dobrze przygotowane do zimy łabędzie mogą nawet do dwóch tygodni nic nie jeść. Jeśli się je przegania w takim momencie, próbuje łapać — to wyrządza im się wielką krzywdę, łabędzie marnują wtedy tak potrzebną im energię.

— Więc jak ktoś dzwoni i mówi, że mu łabędź pod domem na jeziorze zamarzł, to...
— ...polecam mu dobrze się przyjrzeć: czy wygląda na osłabionego, czy jest sam czy w towarzystwie, czy się szarpie i bije skrzydłami albo jest zakrwawiony – jeśli tak, wtedy jest powód do interweniowania. Jeśli ptak jest czysty i wygląda dobrze, to nie podejmujemy żadnej akcji poza obserwacją. Ewentualnie można próbować je podkarmić.

— Właśnie. Mam małe dzieci, z którymi często bywam nad wodą. I tyle się o prawidłowym dokarmianiu mówi, a wciąż na stawach i brzegach jezior zalega stare pieczywo...
— Które potrafi być dla tych zwierząt bardzo niebezpieczne. Bo nie chodzi o to, żeby ze zwierząt robić maszyny do utylizacji naszych śmieci. One, owszem, zjedzą to, jak będą głodne, ale konsekwencje zdrowotne będą nieciekawe. Przyzwyczajamy je do ciągłej obecności chleba i one często już nawet nie szukają czegoś innego, bo tak jest im wygodniej. Czasem zdarza się, że trafiają do nas pacjenci, którzy nawet już nie potrafią jeść innego — to przerażające i smutne.


— W sieci krążą zdjęcia łabędzich „anielskich skrzydeł” u tych ptaków. Tylko nazwa jest tu piękna.
— Sól i inne substancje chemiczne to dla nich trucizna. Ptaki szybko zaczynają chorować w związku z dysfunkcją wątroby i nerek. Anielskie skrzydło to objaw patologii, która może być spowodowana różnymi czynnikami, m.in. niedoborami, które powodują deformacje związane z krzywicą okolicy nadgarstka. Anielskie skrzydło może wystąpić też po urazie.

U nas teraz są dwa łabędzie, które faktycznie kiedyś przymarzły jako młode ptaki lotkami i wtedy na tym lodzie były atakowane przez lisa. Szarpiąc się i próbując uciec, połamały sobie skrzydła. Pan, który był świadkiem tej sytuacji, zabrał je do domu, ale niestety nie przywiózł od razu do nas, skrzydła się krzywo pozrastały i one też teraz mają „anielskie skrzydła”. Już u nas zostaną, nie ma szans, żeby odzyskały sprawność.

— Jeśli nie mamy specjalistycznej karmy, czy coś z naszej spiżarni nada się do dokarmiania łabędzi. Nasze dzieci przecież bardzo chętnie to robią.
— Często w domu mamy płatki owsiane lub wielozbożowe. Czasem może być jakaś drobna kasza. Można im podać nawet suchą karmę dla kotów razem ze startą marchewką, pietruszką albo jabłkiem. Ale bez żadnych aromatycznych warzyw, np. pora lub selera. Najlepiej zrobić z tego wszystkiego taki koktajl — włożyć do miseczki, zalać wodą, odsunąć się i obserwować ucztę.

— Kocia karma nie zaszkodzi? Musi być jakiejś dobrej jakości?
— Właśnie wystarczy ta słabsza — kotom wypełniacze karmy w postaci zbóż szkodzą, łabędziom wręcz przeciwnie. Ale oczywiście najlepiej byłoby zamówić profesjonalną karmę dla ptactwa wodnego przez internet i ją brać w woreczku na weekendowe wyprawy.

— Czy zima zaskakuje ptaki tak jak drogowców?
— Zwierzęta zawsze są czujniejsze i bardziej przygotowane niż ludzie. Wykazują się też dużo większą cierpliwością. Na razie nie mamy do czynienia z mrozami i śniegiem, które trwają długo — sytuacja jest pod kontrolą. Jeśli jeziora zamarzają — ptaki wodne często odlatują nad rzeki tworząc stada zimowiskowe, np. na Mosągu, na Orzełku, na Łynie. U nas koło ośrodka świetnie je widać. Niektóre zawczasu oczywiście odlatują na południe.

— Dlaczego coraz więcej bocianów jednak nie odlatuje?
— Jeszcze nie można tego jednoznacznie wytłumaczyć. Są to często bardzo indywidualne przypadki. Poza tym teraz komunikacja jest dużo lepsza, mamy zdjęcia, filmy, internet, więc wiedza o tych przypadkach też jest większa. Być może kiedyś więcej zimujących u nas bocianów żyło w „szarej strefie”. I zawsze jakieś zostawały, bo np. miały uraz i nie zdążyły się przygotować do odlotu albo były ze spóźnionych lęgów.
Zdarzają się i takie, które znalazły sobie — ich zdaniem — „dobre” źródło pożywienia i nie mają motywacji do odlotu. Ptaki wędrujące mają zakodowaną konieczność odlotu na zimę. Natomiast czynniki jakie wpływają na zmianę klimatu powodowane przez ludzi mają ogromny wpływ na zmiany zachowania zwierząt.

— Zostają i chyba nie zdają sobie sprawy, jak potem w ich chude nóżki będzie im zimno.
— Niska temperatura to dla bociana nie problem, one zawsze przy sobie mają świetne kurtki puchowe. Przecież one na co dzień latają na wysokościach, gdzie temperatura jest bardzo niska. Jedyną prawdziwą motywacją do odlotu jest brak jedzenia.
Wszystkie ptaki ściśle owadożerne muszą się przemieścić, ale jeśli tak jak sikorki – potrafią na zimę stać się roślinożerne – mogą u nas zostać. Co ciekawe, bociany z południowo-zachodniej Europy: Hiszpanii i Francji, w odróżnieniu od naszej populacji wschodniej, przestały już migrować.

— Dlaczego?
— Zawsze chyba było, a jednak hiszpańskie boćki kiedyś też migrowały. One tam zostają, żeby żywić się... śmieciami. Całe kolonie ptaków odmówiły życia zgodnie ze swoimi pierwotnymi instynktami i wolą żerować tam. Ale sporo naszych bocianów też zaczyna korzystać z wysypisk ze względu na brak pokarmu naturalnego i coraz większe zmiany w zagospodarowaniu obszarów, które są ich siedliskami.

— Nasza cywilizacja niszczy naturę, niestety.
— Czy zdaje sobie pani sprawę, jak to jest kilka godzin przy stole operacyjnym ratować ptaka, który znajduje się w agonii, tylko dlatego, że ktoś po sobie nie posprzątał? Któremu żyłka wędkarska rozorała pół głowy i miał w niej dziury aż do zatok? Ptaków wodnych poszkodowanych w podobny sposób dostajemy rocznie nawet kilkadziesiąt. Wiele z kotwicami w przewodach pokarmowych, które czynią tam takie spustoszenia, że ptak jest często nie do uratowania.

Kiedy ostatnio wypuszczaliśmy łabędzia, pojechaliśmy w miejsce, gdzie wędkarze wskazali nam innego — martwego, który zaplątał się w worek na śmieci i po prostu się utopił. Ogromnym problem są też rodentycydy — środki przeciw gryzoniom. Nie podlegają żadnej kontroli, każdy może je kupić i rozsypać, jak chce i gdzie chce, ludzie suto posypują nimi swoje obejścia. Drapieżniki zjadają je skumulowane w swoich ofiarach. Wiadomo, że każdy ptak drapieżny, który do nas trafia jest zatruty. Czasem jeszcze bezobjawowo.

Ale mieliśmy w ubiegłym roku młodego pięknego bielika z poważnymi zaburzeniami neurologicznymi — nie był w stanie utrzymać się na nogach. Odtruwanie przyniosło spektakularne efekty. Zaskakująco szybko udało się go przywrócić do życia i wypuścić w miejscu gdzie był znaleziony. Gdy go wypuszczaliśmy na niebie pojawiała się para dorosłych bielików, najprawdopodobniej jego rodziców. Z racji młodego wieku prawdopodobnie jeszcze trafił pod ich opiekę. To była jedna z najpiękniejszych chwil widzieć, że one czekają na zaginione dziecko.

Agnieszka Porowska