Ludzie WOŚP wspominają...
2021-01-29 15:41:51(ost. akt: 2021-01-31 15:55:31)
Skąd fenomen Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Jak finały WOŚP wspominają wolontariusze oraz ci, którzy organizowali wydarzenia, pracując w sztabach?
Najfajniejsze przeżycia były związane z bardzo kameralnymi imprezami w małej Galerii Rynek. Przychodzili do nas wtedy nie tylko artyści, którzy chcieli wspomóc Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, czy nasi stali klienci, ale także całe rodziny, którym zależało, żeby dorzucić coś do puszki. Wiedzieliśmy, że pojawią się u nas wtedy osoby, które czasami nawet cały rok zbierały na to, żeby te puszki w galerii zapełnić. I to było najpiękniejsze.
Warto też pamiętać, że każdy wolontariusz, z którym się w tym czasie zetknęłam, to oddzielna i ciekawa historia. Niektórzy z nich do dzisiaj są moimi znajomymi. I chyba właśnie te kontakty z ludźmi, to, co się dzieje między nimi, jest w WOŚP, tak jak i wszędzie, najważniejsze. Większość wolontariuszy to ludzie, którzy na co dzień pomagają, chętnie włączają się w inne inicjatywy, ale byli i tacy, dla których właśnie finał WOŚP był motywacją do tego, żeby zrobić coś dobrego.
Orkiestra, dzisiaj już z dużym stażem, zaczęła kiedyś proces, który się rozwinął: dzisiaj ludzie coraz chętniej oddolnie organizują zrzutki, jednoczą się wokół jakiejś idei i sami przygotowują jakieś działania. Dowodzą tym samym, że można to robić bez wielkich pieniędzy. Za tego typu akcjami stoją przecież często np. dzieci czy młodzież, którzy przy okazji zdobywają nowe umiejętności czy kompetencje, czego dowodem są np. harcerze. Wolontariusze dużo się uczą podczas przygotowań do finału, dzięki czemu później zgłaszają gotowość do tego, by zostać np. koordynatorem. Ale kluczowe jest też to, że czują wspólnotę.
Ważne jest też to, że ostatecznie widzimy efekty – sprzęt pojawia się w szpitalach, a my wszyscy czujemy, że mamy w tym swój udział.
Myślę, że każdy wie, że te pieniądze faktycznie pomagają ludziom. To jest taka moc serc, które łączą się w tym czasie w jedno wielkie, połączone wspólną ideą.
Ludzie są świadomi tego, że jest wiele dzieci potrzebujących pomocy. I nie tylko dzieci, bo przecież od jakiegoś czas WOŚP pomaga też seniorom. Ja sama jeszcze bardziej doświadczyłam, jak Orkiestra jest potrzebna, kiedy urodziłam syna z niepełnosprawnością. Kiedy byłam z nim w szpitalu, widziałam, jak wiele sprzętów ma na sobie serduszka…
Finał, który organizowała, był ogromnym przeżyciem. Spałam po trzy godziny, byłam wykończona, ale też niezwykle zmotywowana tym, że właściwie wszyscy byli gotowi mi pomóc. Jak dzwoniłam do kogoś o drugiej w nocy, to odbierał od razu, tak jakby po prostu czekał na ten telefon.
W dzień finału obudziłam się przerażona. Pogoda była paskudna. Byłam pewna, że nikt nie przyjdzie, że nikt nie będzie chciał się ruszyć z ciepłego mieszkania. Ale wystarczyło, że wyszłam z domu i zobaczyłam dzieciaki. To byli wolontariusze, którzy szli w tym deszczu uśmiechnięci i zmotywowani. Zachciało mi się płakać i… teraz, kiedy to mówię, też czuję napływające do oczu łzy.
Kiedy po finale wracałam do domu, spotkałam podchmielonego mężczyznę. Spojrzał na mnie i zapytał: „Ewa? Ewa Bagińska?!”, a kiedy upewnił się, że to ja, zaczął krzyczeć, że jestem najlepsza. Pomyślałam wtedy: „kocham go!”.
Kiedy po finale wracałam do domu, spotkałam podchmielonego mężczyznę. Spojrzał na mnie i zapytał: „Ewa? Ewa Bagińska?!”, a kiedy upewnił się, że to ja, zaczął krzyczeć, że jestem najlepsza. Pomyślałam wtedy: „kocham go!”.
Mieszkam na Zatorzu w bloku, w którym mieszka sporo starszych osób. Pamiętam, że co roku w dnu finału było poruszenie. Dwoje sąsiadów pukało do drzwi pozostałych, zbierało od nich pieniądze, notowało, ile serduszek jest potrzebnych i z pieniędzmi w torbie szło na spotkanie z wolontariuszami na starówce, żeby wrzucić do skarbonki zebraną od sąsiadów kasę. Po powrocie roznosili serduszka tym, którzy się dorzucili do orkiestrowej puszki.
Wiem, że jest pandemia, że jest nam trudniej, że mamy mniej pieniędzy, ale myślę, że Orkiestra to Orkiestra, więc nie zawiedziemy.
Pierwsze intensywne wspomnienie? Wiersz ze szkolnej czytanki. Wyszukiwarka o nim chyba nie wie, internet rozkłada bezradnie swoje ręce. Zaczynał się, mniej więcej tak: „I zajaśniało w Polsce, jakby tysiące słońc wybuchło, kiedy maleńka rączka dziecka wrzucała pierścionek do skarbonki”. Nadal wzruszam się tą wizją.
Ale wzruszam się też na wspomnienie okropnego mrozu w jedną z zim mojego nastoletniego żywota, kiedy z przyjaciółką wędrowałyśmy po ulicach, ściskając w zdrętwiałych dłoniach charakterystyczną skarbonkę.
Ale wzruszam się też na wspomnienie okropnego mrozu w jedną z zim mojego nastoletniego żywota, kiedy z przyjaciółką wędrowałyśmy po ulicach, ściskając w zdrętwiałych dłoniach charakterystyczną skarbonkę.
Od tego ściskania puszki to i gardło można mieć zresztą ściśnięte. Bo słucha się różnych historii. Ot, choćby zaczynającej się tak: „Wie pani, my zawsze wrzucamy parę złotych, bo maszyna od Orkiestry tygodniami utrzymywała przy życiu nasze dziecko”. A to dziecko, utrzymane naprawdę całkiem dobrze, stoi obok. A czasem słucha się niewiele, bo wystarczy parę słów od ubranego na biało człowieka z : „Dziewczyny, dziewczyny! Czekajcie! Mam tylko sekundę, muszę wracać do karetki, ale chcę się dorzucić”. I on biegnie dalej, do tej karetki, ale „dorzuca się”, bo na co dzień przecież widzi, że warto.
Co jeszcze z pamięci wyciągnę, patrząc na jegomościa w żółtej koszuli i czerwonych spodniach? Pewnie tę mieszaninę dumy i wzruszenia, kiedy po raz pierwszy na żywo słyszałam, jak podczas Przystanku Woodstock Jurek Owsiak dziękuje wolontariuszom.
A był i taki finał, kiedy zamiast przyklejać sobie lub komuś serduszka, wpatrywałam się w jedno, nieco już podniszczone, na sprzęcie w olsztyńskim szpitalu dziecięcym. Z matczynym przerażeniem, ale i z wdzięcznością.
Wtedy nie było takich puszek jak dziś, kolorowych z nadrukowaną grafiką. My mieliśmy po prostu obklejone serduszkami kartony. Praktycznie nie były zabezpieczone, jednak nikomu nie przychodziło do głowy, żeby w nich szperać. Pilnowaliśmy siebie nawzajem. Przyświecał nam jeden cel i chcieliśmy uzbierać na niego jak najwięcej pieniędzy.
To był pewnego rodzaju spontaniczny zryw bez dużego nakładu finansowego. Nie było wielkiej imprezy ani koncertów, a cała akcja odbywała się w jednej z olsztyńskich szkół. Jednak to nie było dla nas, młodych wolontariuszy przeszkodą, chcieliśmy przede wszystkim pomóc innym.
WOŚP był i jest czymś ważnym dla Polaków. Tego dnia jednoczymy się by zrobić razem coś dobrego. Obecnie wydarzenie jest bardzo wypromowane, a do akcji co roku włączają się lubiane i popularne osoby. Dzięki temu pobijanie kolejnych rekordów jest możliwych.
Udzielając się jak nastolatka na rzecz WOŚP nie sądziłam, że kiedyś sama będę potrzebować pomocy. Po prostu chciałam zrobić coś dobrego dla innych, po wielu latach energia i czas poświęcony na WOŚP powrócił do mnie z podwojoną siłą.
20 lat później urodziłam syna, który miał wadę serca i musieliśmy pojechać z nim na operację do Gdańska. Gdyby nie sprzęty kupione właśnie przez WOŚP, to możliwe, że taka operacja w Polsce nie byłaby możliwa. Bardzo prawdopodobne jest, że na taką operację czekałoby się kilka lat, a my nie mieliśmy czasu do stracenia. Czekaliśmy na nią tylko pięć dni od diagnozy, właśnie dlatego że WOŚP zakupiło potrzebne sprzęty. Dzięki temu mój syn żyje i jest zdrowy.
To dobro do nas wraca, tak naprawdę pomagający innym pomagamy też sobie. To cudowne, że minęło tyle czasu a idea akcji została bez zmian. Miło jest widzieć ludzi, którzy dumnie idą z przyklejonym serduszkiem na kurtce.
mk
Prawie od początku, kiedy ruszyła Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Biskupiec Pomorski stał się bardzo aktywnym ośrodkiem akcji Jurka Owsiaka. To wówczas przy Gminnym Ośrodku Kultury skupionych było nawet kilkanaście zespołów muzycznych — począwszy od grających na weselach do kapel rockowych, bardzo popularnych w gminie i nie tylko.
— Nasze zespoły były jak jedna wielka rodzina. Ciągnęły do naszego GOK-u. Cyliczne koncerty ściągały fanów nie tylko z gminy Biskupiec i Nowego Miasta Lubawskiego, ale także z powiatu iławskiego oraz brodnickiego. Przyznam, że kiedy po raz pierwszy zagrała Wielka Orkiestra, niektórzy gminni decydenci hamowali inicjatywę, ale z czasem przekonali się, że warto organizować tę akcję — wspomina Mariola Browarska, ówczesna szefowa ośrodka kultury i jednocześnie wolontariuszka WOŚP.
Właśnie z zaprzyjaźnionymi zespołami muzycznymi Wielka Orkiestra stawiała pierwsze kroki w Biskupcu Pomorskim. Pierwszy koncert w 1995 roku, który odbył się w Gminnym Ośrodku Kultury, przeszedł wszelkie oczekiwania organizatorów.
— Pamiętam, że sala pękała w szwach. Powiem po prostu: ludzie walili drzwiami i oknami. Ale co najważniejsze, skarbonki przy wejściu szybko się zapełniały. Ten sukces mnie i grono ludzi skupionych przy organizacji finału bardzo nakręcił i ze zdwojoną siłą organizowaliśmy w Biskupcu kolejne, równie udane finały — dodaje Mariola Browarska.
ul
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dominika #3054576 | 81.190.*.* 31 sty 2021 17:23
Drodzy Wolontariusze ! Jesteście cudownymi ludźmi! Dziękujemy Wam za wszystko!!!
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz