Maski zamiast balu maskowego

2021-01-18 18:15:56(ost. akt: 2021-01-18 17:01:54)
Bale maskowe, zapusty, huczne imprezy — w tym roku o tych atrakcjach możemy zapomnieć. Pandemia zabrała nam karnawał i uziemiła w domach. To będzie zupełnie inny czas niż w poprzednich latach. Ewa Cichocka radzi : Znajdźmy go w sobie.
Rok 1978. Zima stulecia. Biała apokalipsa spada także na Olsztyn. Przez śnieg po kolana brnie 18-letnia wówczas Ewa Cichocka, która później zasłynie jako wokalistka Czerwonego Tulipana. Ma na sobie cieniutką suknię wieczorową i narzucony na nią płaszcz. Idzie na zabawę sylwestrową. To jej pierwszy bal w życiu. Nareszcie jest dorosła. Ulice są nieprzejezdne, zamówienie taksówki pozostaje w sferze marzeń, więc kozaczki młodziutkiej Ewy zatapiają się w śnieg. Cienkie rajstopy nie dają żadnej ochrony przez mrozem. Musi dotrzeć do Wojewódzkiego Domu Kultury, gdzie będzie witała Nowy Rok (dzisiejszy CEiIK — red.).

— Miałam przy minus 30 stopniach Celsjusza zrezygnować z takiej okazji jak pierwszy bal w życiu? Byłam tak zdeterminowana, że dotarłabym nawet przy minus 50 stopniach — wspomina ze śmiechem.
Ciepły wełniany sweter mógłby uratować sytuację. Ale wizja osiemnastolatki była zupełnie inna. — Piękna sukna wieczorowa, a ja miałam sweter narzucać? — śmieje się. — Pewnie, że nie!

Sina i zziębnięta dociera na bal. I mówi, że była to najpiękniejsza zabawa w jej życiu. Nie wie, czy to dlatego, że rzeczywiście ten bal był taki obłędny, czy dlatego, że był pierwszym w życiu. I że dotarcie na niego graniczyło z cudem. — Połowa osób na tego sylwestra nie dotarła. Ale ja się nie poddałam.
Jej ostatni sylwester przebiegał zupełnie inaczej. Tak jak u wszystkich — w cieniu pandemii. Ale było ognisko w przydomowym ogrodzie. I też było świetnie.
Jako artystka z Czerwonego Tulipana miała wiele zabaw. Czy dziś, w pandemicznym świecie czuje smutek i żal, że nie ma karnawału?

— Nie, bo patrzę na śnieg i wtedy wydzielają mi się endorfiny — odpowiada. — Niekoniecznie do dobrego nastroju potrzebne jest 5 tysięcy balonów czy setki serpentyn. Można samemu wykrzesać w sobie tę iskierkę, ale ona musi iść z głębi nas. Pandemia jest okazją do tego, żebyśmy zajrzeli w głąb siebie. Przestali się zawieszać na zewnętrznych sprawach, na tym, czego nam nie wolno. Tutaj świetnie sprawdza się duńska filozofia hygge mówiąca o tym, żeby szczęścia szukać w małych rzeczach. Czasem wystarczy zapalona świeczka, kocyk i książka.

Nie każdy jednak potrafi wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu. — Wcale się nie dziwię, bo sytuacja związana z pandemią trwa zdecydowanie za długo — mówi Ewa Cichocka. — Ja bym radziła wszystkim poszukać jednak tej karnawałowej radości gdzieś indziej. I potraktować ten śnieg jako prezent. Bo biel za oknem potrafi nas wprowadzić w euforyczne stany.

[...]

Czytaj e-wydanie

To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w poniedziałkowym (18 stycznia) wydaniu Gazety Olsztyńskiej

Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl