Jestem umiarkowanym optymistą

2021-01-10 10:22:00(ost. akt: 2021-01-08 18:07:14)
Grzegorz Górski, dyrektor ZSEiT z uczniami

Grzegorz Górski, dyrektor ZSEiT z uczniami

Autor zdjęcia: archiwum szkoły

Zespół Szkół Elektronicznych i Telekomunikacyjnych w Olsztynie jest jedną z najlepiej wyposażonych szkół w Polsce. Cel? Wykształcić zaawansowaną kadrę, ale z dyrektorem szkoły rozmawiamy nie tylko o ofercie edukacyjnej...
W Olsztynie jest sporo innowacji, ale czy mamy pomysł, jak je promować? Najpierw trzeba jednak wykształcić kadrę, która odnajdzie się na nowoczesnym rynku pracy. Zespół Szkół Elektronicznych i Telekomunikacyjnych musi realizować podstawę programową, ale to nie znaczy, że nie da się przemycić czegoś więcej. I to z korzyścią dla uczniów. Grzegorz Górski, dyrektor szkoły, przyznaje, że szkoła jest świetnie wyposażona, ale...

— Nie jest aż tak, jakbym sobie tego życzył. Każda technologia wiąże się z dynamicznymi zmianami, bo to, co kupiliśmy 2-3 lata temu dzięki unijnym dotacjom na poziomie 20-30 mln zł, dziś już mogłoby się zmienić choćby pod względem cyberbezpieczeństwa. Podobnie jest np. z procesorami graficznymi sprzed 3 lat. W zasadzie trudno je dziś nawet tak nazywać, choć faktycznie zależy, o jakich procesorach mówimy (śmiech).

— A o jakich mówimy?
— Mam na myśli te do projektowania i testowania gier. Nasze komputery są wieloprocesorowe, wyposażone w wiele kart graficznych. Mimo wszystko powoli nam to już nie wystarcza. Mamy dobrze wyposażony kierunek automatyka i myślę, że to wyposażenie starczy na lata, bo jeśli coś się tam zmienia, to soft (oprogramowanie — red.). Jesteśmy też jedyną szkołą średnią w Polsce i jedną z niewielu w Europie, która posiada przemysłowy rentgen do elektroniki, czyli np. diagnozowania sprzętu medycznego bez jego otwierania. Zaawansowany sprzęt jest potrzebny na wielu kierunkach. W naszej ofercie są: mechatronik, technik elektronik, elektryk, technik automatyk, programista, teleinformatyk czy technik systemów i urządzeń energetyki odnawialnej. Z elektryków jednak wychodzimy, żeby nie dublować kierunku, bo przecież w swojej ofercie ma go Zespół Szkół Mechaniczno-Energetycznych.

— Gdybym mógł się cofnąć o jakieś 15 lat, to chyba bym do was zapukał...
— Jestem absolwentem mojej szkoły i porównując to, na czym my się uczyliśmy, z tym, co jest dziś, to... w sumie nie ma porównania. Niestety mury są te same, a wieje coraz bardziej (śmiech). Na to jednak potrzeba odpowiedniego budżetu w mieście. Gdyby miasto zabezpieczało wkład własny na termomodernizację z projektów unijnych, to już byśmy ją przeprowadzili. Nie boimy się pisania projektów unijnych.

— Można o nich poczytać na waszej stronie. Jest tego całkiem sporo, ale o jakiego rodzaju projektach głównie mówimy?
— Praktycznie co nabór mamy po 4 projekty. Z jednej strony szkoleniowe, żeby młodzież mogła nabywać kompetencji rynkowych. Nie tylko tych wymaganych na egzaminach, ale też tego, czego chcą pracodawcy. To mój priorytet jako dyrektora szkoły, żeby uczeń, opuszczając nasze mury, mógł trafić do pracodawcy już bez konieczności przyuczenia. Nie dość, że ma tytuł, to jeszcze kwalifikacje, których co prawda nie ma w podstawie programowej, ale są wymagane w naszym regionie.

— Niewątpliwą zaletą szkół branżowych jest współpraca z pracodawcami. Widzę, że tu nie ma wyjątku?
— Szeroko współpracujemy z kilkudziesięcioma pracodawcami. Konsultujemy z nimi treści, których oczekują od młodzieży. Na to idą głównie środki unijne. Dla przykładu — po kierunku elektronika nasi uczniowie wychodzą z certyfikatem IPC (certyfikat międzynarodowy — red.) dotyczącym precyzyjnego lutowania i naprawiania sprzętu elektronicznego. Nie ma tego w podstawie programowej, ale większość firm sobie tego życzy.
Mamy też akademię Cisco, czyli m.in. zarządzanie routerami, switchami itd. Praktycznie każda duża firma z rozbudowaną siecią komputerową potrzebuje takich specjalistów. Realizujemy również zarządzanie i projektowanie instalacji fotowoltaicznych łącznie z certyfikatami. Młodzież ma tam nawet elementy geodezji i wyznaczania za pomocą dronów.
Oprócz tych projektów szkoleniowych pozyskujemy też oczywiście sprzęt, żeby na bieżąco go modernizować. Dzięki projektom, wsparciu i kursom powstała przecież waga międzyplanetarna w olsztyńskim planetarium. To dzieło naszych uczniów.


— To jak jest w Olsztynie z rozwojem technicznym?

— Nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. W tej sprawie jestem umiarkowanym optymistą. Wokół Olsztyna dzieje się sporo. Są nowoczesne firmy w Stawigudzie czy Jonkowie, które inwestują w młodzież i tworzą innowacyjne rzeczy. W tej chwili mamy dwa projekty badawcze dzięki Erko z Jonkowa. Jedna to skuter dalekiego zasięgu. Nasza młodzież go konstruuje i prowadzi badania. A druga jest bardziej na potrzeby marketingu. To maszyna hydrauliczno-pneumatyczna do... losowania szczęśliwego numerku.

— Ale na pewno nie tylko do tego?
— Można ją wykorzystać np. w rajdach samochodowych do wyznaczania numerów startowych, dostosowań do samochodów itd. Nasze kierunki to priorytety w kraju. Przemysł 4.0, wysoko wydajne sieci przesyłowe, OZE. Nie mamy kierunków, które są w szkole od lat i nic się nie zmienia. Z jednej strony to wielka zaleta, bo muszą się rozwijać kadra, młodzież i sprzęt, ale z drugiej strony jest właśnie nacisk na to „muszą”. A nie zawsze są na to pieniądze. Trzy lata temu mogliśmy się zachłysnąć tym, co mamy, a dziś moglibyśmy zaczynać od początku. Nie na wszystko da się też otrzymać dofinansowanie.

— Koszta są chyba spore?
— Dużo wydajemy na materiały eksploatacyjne na egzaminy zawodowe. To po kilkadziesiąt tysięcy złotych po dwa-trzy razy w roku. Z drugiej strony dostajemy wyższą subwencję niż ogólniaki, ale patrząc z perspektywy ratusza, łatwiej jest utrzymywać tablicę z kredą czy rzutnikiem, jeden komputer i stoliki niż maszyny CNC czy precyzyjne maszyny do lutowania, gdzie grot kosztuje 500 zł i trzeba go wymieniać co miesiąc (śmiech). Takie problemy są wszędzie.
Uważam jednak, że oświata powinna pełnić funkcję służebną wobec gospodarki, a nie odwrotnie. Jeśli nie będzie nadążała za zmianami w gospodarce i nie będzie dawała ludzi zdolnych do poruszania się po tej gospodarce, to później są z tego marne zyski.
Jesteśmy na takim etapie śnieżnej kuli. Mamy w Olsztynie najwięcej ogólniaków, później są technika i branżówki. A powinno być na odwrót. Tak jak np. w Elblągu.

Paweł Jaszczanin

Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl