Spełniły się nasze wszystkie marzenia

2021-01-01 18:13:04(ost. akt: 2021-01-01 18:21:28)

Autor zdjęcia: Pixabay.com

Na dziecko czekali wiele lat. Kiedy adoptowali Agnieszkę, ich życie nabrało sensu. Dziewczynka sprawiła, że nie było już ono takie puste, a święta takie smutne. Kiedy rok temu w świątecznym prezencie otrzymali malutkie buciki, spełniły się ich wszystkie marzenia — zostali dziadkami.
Pani Barbara i jej mąż Henryk to dobrzy, skromni i wrażliwi ludzie. W swoim życiu wiele przeszli. Ona ma 78 lat, a on 81. W przyszłym roku będą obchodzili złote gody. Mimo swoich lat, wciąż patrzą na siebie z miłością, szacunkiem i błyskiem w oku.
— Szybko te nasze życie przemija — mówią małżonkowie. — Były w nim smutki i radości, jednak kochając prawdziwie, można pokonać wszystkie przeciwności losu. I zawsze trzeba mieć w sobie wiarę i nadzieję. Nawet, jak wydaje się, że nic nie dzieje się tak, jakbyśmy tego chcieli.

Pani Barbara urodziła się w 1942 roku, kiedy trwała wojna. Nie pamięta swojej mamy, która została zabita podczas wojny. Ją i jej dwójkę starszego rodzeństwa wychowała babcia z tatą. Było biednie i niejeden raz pani Barbara czuła głód. Kiedy bracia podrośli i zaczęli pomagać w gospodarstwie, sytuacja rodziny się poprawiła. Pani Basia skończyła szkołę i poszła do pracy w sklepie. Tam właśnie poznała pana Henryka, który — kiedy zobaczył piękną dziewczynę za sklepową ladą — zakochał się. Mężczyzna pracował w skupie bydła i od tego dnia codziennie przychodził do sklepu. Po dwóch latach spotkań para postanowiła się pobrać. Najpierw był ślub cywilny, a w pierwszy dzień Bożego Narodzenia odbył się ślub kościelny.
— Byliśmy tak bardzo zakochani, marzyliśmy o dużej rodzinie, bo oboje uwielbialiśmy dzieci — opowiada pani Barbara. — Pamiętam nasz dzień ślubu, jakby to było dziś. Kiedy wypowiadałam słowa przysięgi, głos mi drżał ze wzruszenia. Nie było wielkiego wesela, ale radość, jaką przeżywaliśmy, że połączyliśmy się przed Bogiem, była wielka. Od tej pory żadne z nas nie czuło już się samotne, bo mieliśmy siebie i swoją miłość. Jedyne, czego brakowało nam w domu, to tupotu małych nóżek i dziecięcego głosu. Ale wierzyliśmy, że w końcu pewnego dnia ten czas nadejdzie.

Lata mijały, a w domu pani Barbary i Henryka nie pojawiało się upragnione maleństwo. Małżonkowie modlili się o potomka, niestety bez rezultatu.
— Wszyscy znajomi, przyjaciele założyli rodziny, mieli dzieci, tylko my wciąż byliśmy we dwoje — pamięta pani Barbara. — Ileż nocy przepłakałam, ile wigilijnych wieczerzy przyjmowałam życzenia od rodziny i płakałam, to tylko ja z mężem wiemy. Wszyscy życzyli nam jak najlepiej, ale my też pragnęliśmy dzieci tak, jak niczego innego. Byliśmy coraz starsi i coraz smutniejsi.
W 1979 roku po wigilijnej wieczerzy małżonkowie siedzieli przytuleni do siebie przed telewizorem. Oglądali jakiś film, w którym rodzina adoptowała dzieci. To było jak impuls, po którym wypadki potoczyły się błyskawicznie.
— Popłakałem się na tym filmie, żona również — opowiada pan Henryk. — Jednocześnie pomyśleliśmy o tym samym, że adopcja jest dla nas szansą na zostanie rodzicami. Tego wieczoru długo rozmawialiśmy i chyba po raz pierwszy zasypialiśmy spokojnie, bo wiedzieliśmy, że gdzieś jakieś dziecko potrzebuje miłości, że gdzieś na nas czeka mały człowiek.

Małżonkowie od razu rozpoczęli starania o adopcję. Byli zdeterminowani, aby w ich domu zagościło dziecko, któremu dadzą miłość, bezpieczeństwo i szczęście. Po kilku miesiącach pojechali do domu dziecka. Tam zobaczyli Agnieszkę, która od razu skradła ich serce.
— Miała takie piękne, duże, brązowe oczy. Były takie smutne — wspominają małżonkowie. — Zbierała kasztany i kolorowe liście. Kiedy podeszliśmy do niej, wyciągnęła małą rączkę i podała żonie kasztan. Serce zabiło nam od razu mocniej. Spojrzeliśmy na siebie i bez słów wiedzieliśmy, że oto poznaliśmy naszą córeczkę.

I tak w listopadzie 1980 roku w domu pani Basi i pana Henryka pojawiła się Agnieszka. Dziewczynka miała 3 lata, ale rozkochała w sobie nie tylko rodziców, ale i całą rodzinę. Ta mała dziewczynka swoim pojawieniem się wniosła do domu dużo szczęścia i miłości.
— Agnieszka pokazała nam, czym jest bezwarunkowa miłość rodziców do dziecka. Dzięki niej wszystko się zmieniło, życie nabrało kolorów i sensu — przekonują. — Nie potrafiliśmy się z nią rozstawać, zawładnęła całkowicie naszymi sercami. Wyrosła na piękną, mądrą, wrażliwą i dobrą kobietę. Nie potrafi przejść obojętnie wobec krzywdy innych. Kocha zwierzęta, przygarnia wszystkie bezdomne koty i psy, pomaga starszym ludziom. Została pielęgniarką, bo — jak mówi — chce spłacić swój dług. To wyjątkowo uczuciowa osoba.

Agnieszka pracuje w szpitalu. Osiem lat temu wyszła za mąż. Od kilku lat starała się z mężem o dziecko.
— Wiem dobrze, co czuła, bo ja też to przeszłam — wspomina pani Basia. — Jakiś czas temu, Agnieszka powiedziała, że widocznie jej pisany jest taki sam los, jak nam, i że z mężem zaczęli rozmawiać o adopcji. Kiedy w ubiegłym roku córka przyjechała z mężem na wieczerzę wigilijną, przynieśli duży prezent. Byłam zdziwiona i całą kolację siedziałam niecierpliwie. Kiedy córka z mężem, wręczyli nam prezent, szybko go rozpakowaliśmy. W każdym pudełku było kolejne. Dopiero w ostatnim naszym oczom ukazały się dwa małe buciki... Spojrzałam na Agnieszkę i wszyscy zaczęliśmy płakać ze szczęścia. To był najpiękniejszy prezent. Nasza Agusia spodziewała się dziecka. Narodziny małej Zuzi były kolejnym cudem w naszym życiu.

Rodzina pani Basi i pana Henryka w tym roku zasiądzie w większym składzie. Dziadkowie już przygotowali świąteczne prezenty. Jest też duża choinka.
— Szalejemy ze szczęścia, bo szczęście naszej córki jest też naszym — mówią jednym głosem. — Ta adopcja, Agnieszka to najlepsze co w życiu nas spotkało. Dziecko, własne czy też adoptowane, jest cudem, które rozkwita w naszych rękach. Bóg zsyła na nas tyle, ile możemy unieść, ale też wynagradza. Życia nie można zmierzyć ilością pieniędzy, ale tym, jaką rodzinę tworzymy i ile miłości dajemy swoim bliskim. Spełniły się nasze wszystkie marzenia. A teraz, no cóż, oby zdrowie nam dopisywało.

Joanna Karzyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Polka #3032190 | 46.204.*.* 1 sty 2021 19:49

    Polacy-mężczyźni, nie żeńcie się i nie płódźcie dzieci, prawo w polszy jest antymęskie i antyojcowskie. Sądy rodzinne dyskryminują ojców.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz