To był rok nauki odpuszczania
2021-01-01 14:11:00(ost. akt: 2020-12-31 15:24:52)
O roku 2020 mówi się jak o roku straconym, który najchętniej wielu z nas wymazałoby z pamięci. Ale przecież życie, mimo komplikacji, toczyło się, ludzie rodzili się, kształcili, działali. Chyba coś nam w sercach jednak po nim zostanie?
Temat wydawał mi się prosty — odezwę się do kilku osób, a oni na pewno z chęcią mi coś opowiedzą. Byłam pewna, że zasypią mnie tysiącami historii o tym, jak fajnie było zwolnić i nauczyć się doceniać każdy dzień. Tymczasem przychodziła do mnie wiadomość za wiadomością: " Przepraszam, ale to temat nie dla mnie, ja nie dostrzegam w tym roku żadnych pozytywów: straciłam pracę, zawiesiłam firmę, odeszli moi bliscy". Zrozumiałam że nie można myśleć życzeniowo i trzeba dać sobie przyzwolenie również na frustrację. Wcale nie musimy zawsze uśmiechać się przez łzy. Ale pojawiło się też kilka krzepiących — co ciekawe — tylko kobiecych historii.
Jolanta Anna Kaczyńska, aktorka Olsztyńskiego Teatru Ulicznego:
Gdyby tak w 2020 wygrać ze sobą i odważyć się na wszystkie rzeczy, które odkładam na później, na lepszy czas, na wieczne niezrobienie? Z taką myślą wchodziłam w mijający rok. Pełna nadziei i oczekiwania na to, co przyniesie. W żadnej z wizji na nowy rok nie było pandemii, która wkrótce tak skomplikowała nam wszystkim życie. Pierwszy lockdown był trudny, bo dopiero poznawałam "przeciwnika". Z perspektywy czasu widzę, że dzięki temu zwolniłam wraz z całym światem, dzięki tym przymusowym przystankom, mogłam zmienić kurs i oddać się zupełnie nowym dziedzinom z pogranicza sztuki i sportu, z którym mi wyjątkowo nigdy nie było po drodze. Zapisałam się na taniec współczesny z elementami improwizacji kontaktowej oraz na burleskę i zaczęłam morsować. Aktywność fizyczna wyrwała mnie z marazmu, w który popadałam nawet nie zdając sobie z niego sprawy, przywróciła radość i wewnętrzny spokój, którego mi bardzo brakowało na początku tego roku, a którego szukałam zupełnie nie tam gdzie powinnam. Nigdy tak bardzo nie doceniałam możliwości wyjścia na spacer na wolnym powietrzu, jak dziś. W przyszłym roku bardzo chciałabym nie stracić tego, co zyskałam dla siebie w tym trudnym czasie i odzyskać to, co mi odebrano
Gdyby tak w 2020 wygrać ze sobą i odważyć się na wszystkie rzeczy, które odkładam na później, na lepszy czas, na wieczne niezrobienie? Z taką myślą wchodziłam w mijający rok. Pełna nadziei i oczekiwania na to, co przyniesie. W żadnej z wizji na nowy rok nie było pandemii, która wkrótce tak skomplikowała nam wszystkim życie. Pierwszy lockdown był trudny, bo dopiero poznawałam "przeciwnika". Z perspektywy czasu widzę, że dzięki temu zwolniłam wraz z całym światem, dzięki tym przymusowym przystankom, mogłam zmienić kurs i oddać się zupełnie nowym dziedzinom z pogranicza sztuki i sportu, z którym mi wyjątkowo nigdy nie było po drodze. Zapisałam się na taniec współczesny z elementami improwizacji kontaktowej oraz na burleskę i zaczęłam morsować. Aktywność fizyczna wyrwała mnie z marazmu, w który popadałam nawet nie zdając sobie z niego sprawy, przywróciła radość i wewnętrzny spokój, którego mi bardzo brakowało na początku tego roku, a którego szukałam zupełnie nie tam gdzie powinnam. Nigdy tak bardzo nie doceniałam możliwości wyjścia na spacer na wolnym powietrzu, jak dziś. W przyszłym roku bardzo chciałabym nie stracić tego, co zyskałam dla siebie w tym trudnym czasie i odzyskać to, co mi odebrano
Ewa Aftewicz, specjalistka ds. marketingu internetowego:
Rok 2020 jako pasmo porażek? Absolutnie nie! Nie był to łatwy rok, ale ja staram się zawsze szukać plusów i tych miłych akcentów w gąszczu trudności, bo przecież życie toczy się dalej. Na pierwszy plan wysuwa się kilka z nich (kolejność rosnąca): adopcja kotki, naszej rudo-białej Triss. To właśnie izolacja i pandemia uświadomiła nam, że w naszym mieszkaniu i sercach jest miejsce na futrzanego przyjaciela. Teraz z mężem wydaje nam się, jakby była z nami od zawsze. Kolejną niezwykle ważną kwestią było to, że moi bliscy, którzy zachorowali na koronawirusa, wyszli z niego obronną ręką. Lekko nie było, ale teraz na szczęście wszyscy są zdrowi. To, że wirus dopadł moich rodziców i babcię oraz jeszcze kilka innych osób z rodziny uświadomiło mi, że naprawdę nikt nie jest bezpieczny i problem wirusa go „nie dotyczy”. Ależ dotyczy i tylko dzięki współdziałaniu możemy sobie z nim poradzić.
Za to w agencji marketingowej, w której pracuję, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że tylko dzięki elastyczności i gotowości na nieoczywiste rozwiązania możemy nie tylko przetrwać, ale i się rozwijać. Pandemia otworzyła wszystkim oczy m.in. na to, że przeniesienie biznesu do internetu może być koniecznością i szansą jednocześnie. Choć z kilkoma klientami przyszło nam się pożegnać, to zyskaliśmy innych z którymi współpraca daje wiele satysfakcji. Czy było lekko? Oczywiście, że nie. Ale dzięki zmianom możemy działać dalej i efektywniej.
I ostatnie, ale najważniejsze: dla mnie rok 2020 będzie zawsze kojarzył się z sukcesem zajścia w ciążę, na którą długo ze względów zdrowotnych nie mogłam sobie pozwolić. Dzięki temu szalonemu i wymagającemu dla wszystkich okresowi już w marcu będę witać na tym świecie swoją córkę. Mam ogromną nadzieję, że za kilka lat, gdy będziemy opowiadać jej o tym dziwnym czasie, kiedy na ulicy nie można było rozpoznać znajomych, bo każdy nosił na twarzy maseczkę, to wszystko będzie dla niej już historią. Dziwną i niesamowitą przeszłą historią o świecie podczas pandemii.
Rok 2020 jako pasmo porażek? Absolutnie nie! Nie był to łatwy rok, ale ja staram się zawsze szukać plusów i tych miłych akcentów w gąszczu trudności, bo przecież życie toczy się dalej. Na pierwszy plan wysuwa się kilka z nich (kolejność rosnąca): adopcja kotki, naszej rudo-białej Triss. To właśnie izolacja i pandemia uświadomiła nam, że w naszym mieszkaniu i sercach jest miejsce na futrzanego przyjaciela. Teraz z mężem wydaje nam się, jakby była z nami od zawsze. Kolejną niezwykle ważną kwestią było to, że moi bliscy, którzy zachorowali na koronawirusa, wyszli z niego obronną ręką. Lekko nie było, ale teraz na szczęście wszyscy są zdrowi. To, że wirus dopadł moich rodziców i babcię oraz jeszcze kilka innych osób z rodziny uświadomiło mi, że naprawdę nikt nie jest bezpieczny i problem wirusa go „nie dotyczy”. Ależ dotyczy i tylko dzięki współdziałaniu możemy sobie z nim poradzić.
Za to w agencji marketingowej, w której pracuję, utwierdziliśmy się w przekonaniu, że tylko dzięki elastyczności i gotowości na nieoczywiste rozwiązania możemy nie tylko przetrwać, ale i się rozwijać. Pandemia otworzyła wszystkim oczy m.in. na to, że przeniesienie biznesu do internetu może być koniecznością i szansą jednocześnie. Choć z kilkoma klientami przyszło nam się pożegnać, to zyskaliśmy innych z którymi współpraca daje wiele satysfakcji. Czy było lekko? Oczywiście, że nie. Ale dzięki zmianom możemy działać dalej i efektywniej.
I ostatnie, ale najważniejsze: dla mnie rok 2020 będzie zawsze kojarzył się z sukcesem zajścia w ciążę, na którą długo ze względów zdrowotnych nie mogłam sobie pozwolić. Dzięki temu szalonemu i wymagającemu dla wszystkich okresowi już w marcu będę witać na tym świecie swoją córkę. Mam ogromną nadzieję, że za kilka lat, gdy będziemy opowiadać jej o tym dziwnym czasie, kiedy na ulicy nie można było rozpoznać znajomych, bo każdy nosił na twarzy maseczkę, to wszystko będzie dla niej już historią. Dziwną i niesamowitą przeszłą historią o świecie podczas pandemii.
Justyna Cilulko-Dołęga, instruktorka jogi i masażystka Lomi-Lomi: Przedwczoraj robiłam sobie bilans minionego roku, zastanawiając się jaki on tak naprawdę był dla mnie? Czy byłby tak beznadziejny jakby się mogło wydawać? Na początku była złość, bunt, niezgoda na to, co się dzieje, ale z czasem przyszła akceptacja i nauka poruszania się w tej nowej rzeczywistości. Gdy pandemia się zaczęła byłam świeżo po kursie masażu Lomi-Lomi - byłam pełna entuzjazmu, chciałam masować, dzielić się tym czego się nauczyłam i nie mogłam. Było to dość frustrujące ale wykorzystałam za to czas pandemii na rozwój. Udało mi się popracować sama ze sobą, brałam udział w różnych kursach on-line, w których nie mogłabym uczestniczyć, gdyby tej pandemii by nie było, bo czasowo nie dałabym rady wziąć udziału we wszystkich warsztatach. Ten rok był dla mnie rokiem nauki odpuszczania. Odpuszczania kontroli nad planami, panowania nad wszystkim. Nie dało się planować, nie dało się przewidywać. Jedna z moich znajomych powiedziała, że boi się sięgać po swój kalendarz, bo jest cały pokreślony. I tak samo wyglądał mój kalendarz, trzeba było się nauczyć godzić z tym, że pewne rzeczy się nie odbędą. Starałam się wyciągać z tego przedziwnego czasu tyle, ile było możliwe. Cieszyłam się gdy mogłam pracować,a gdy nie mogłam robiłam rzeczy na które w innym wypadku nie miałam czasu. Odpoczynek, skierowanie na siebie, na swoje wnętrze to też są rzeczy ważne i potrzebne.
Wioletta Wróbel, studentka historii UWM: Rok pandemii — wbrew pozorom — otworzył mi wiele dróg, otworzył mi też oczy na to co do tej pory było dla mnie niedostrzegalne. W kwietniu - gdy okazało się, że na studiach przechodzimy na nauczanie zdalne — pierwszy raz tak naprawdę i na dłużej, pierwszy raz od pięciu lat wróciłam do rodzinnego domu, do mojej wsi Radgoszcz. Wcześniej zawsze w wakacje pracowałam, dom odwiedzając tylko w krótkie weekendowe wypady czy od święta. Traktowałam go jako odskocznię od codzienności, a nagle okazało się, że moja codzienność — znów zaczyna rozgrywać się tu. Musiałam się przestawić, że dom to nie tylko słodkie odpoczywanie - ale i ciężka praca. Przede mną była obrony pracy magisterskiej na dziennikarstwie, egzaminy z kolejnych - tym razem historycznych studiów, które w październiku 2019 rozpoczęłam, a także napisanie pracy dyplomowej dla Studium Reportażu przy olsztyńskim teatrze. Musiałam zrobić wszystko by się nie rozprężyć, wiele ode mnie wymagało by nie zobaczyć z obranego kursu, ale nieskromnie powiem, że mi się udało. Zdalna obrona magisterki nad którą pracowałam dwa lata nie była spełnieniem marzeń, ale nauczyła mnie, że nie wszystko musi być zawsze tak jak sobie wymyślimy. Praca w Studium Reportażu - gdy najpierw napisałam tekst o mobilnym sprzedawcy handlującym z samochodu również w mojej miejscowości - zbliżyła mnie bardzo do mieszkańców mojej wsi, z którymi przez te pięć lat olsztyńskich studiów straciłam kontakt. Gdy pracowałam nad kolejnym - już finałowy tekstem o obozie w Królikowie pod Olsztynkiem - musiałam jakoś w te okolice dojeżdżać. Miałam prawo jazdy, ale nie jeździłam — i to był ten impuls — teraz musiałam się przełamać. Reportaż dawno napisany, dyplom w kieszeni, a ja jeżdżę dalej! Fascynuje mnie temat Powstania Warszawskiego, nawet pracę magisterską pisałam na ten temat. A w tym roku pierwszy raz miałam okazję być 1 sierpnia na jego obchodach. Pomimo tego, że były skromne, to były dla mnie wyjątkowe. Byłam opiekunką zaprzyjaźnionego powstańca. Opowiadał o Powstaniu i pokazywał ulice, na których walczył. 1 sierpnia razem z nim mogłam stanąć w miejscu, w którym dla niego rozpoczęło się Powstanie i mogłam mu podziękować. Będę o tym pamiętać do końca życia.
Agnieszka Porowska
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Haha #3032363 | 178.235.*.* 2 sty 2021 11:33
Wszystkie bohaterki tego artykułu to osoby potencjalnie bezrobotne, masażysta lomi lomi:) chyba na roksie
odpowiedz na ten komentarz
Rektor #3032144 | 46.204.*.* 1 sty 2021 17:41
To był rok, w którym studentki mało dawały w krok!
Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)