PRZEWODNIK PO BIEGANIU|| Ania Kołatka: Rower to moja przepustka do wolności

2020-12-21 08:02:34(ost. akt: 2020-12-21 08:28:51)
Ania Kołatka, zawodniczka MTB z Iławy

Ania Kołatka, zawodniczka MTB z Iławy

Autor zdjęcia: Michał Klimek

Startowy stres podnoszący adrenalinę do wartości, w której wszystko jest możliwe wsiada z nią na rower. Nakręca do oporu. Prowokuje do błędów. MTB, to wyścig w którym trudno o chwilę wytchnienia. W biegowych i triathlonowych początkach łatwiej było sięgnąć po bidon i żele.
W każdym są kompleksy — to nas łączy. Dzieli nas na pewno strach przed ścianą, z którą trzeba się zderzyć w wysiłku. Anka ma odwagę, która innych onieśmiela.

Kim jest Ania Kołatka? Zakompleksioną dziewczyną z małego miasta? Czy wojowniczką przed którą nie ma sportowych przeszkód nie do pokonania? O(d)powie sama:

…w przedszkolu było ze mną utrapienie. Wszystkie kąty, to moja własność. W domu podobnie. Opieka nade mną — zawód podwyższonego ryzyka. Sport, to jedyny sposób na kontrolowanie miejsca mojego pobytu. Uczniowskie starcia maluchów w podstawówce temperowały. Lekka atletyka, coroczna rywalizacja w biegach sztafetowych — to wspomnienie z liceum. Jestem z zespołem, ale na zmianie sama — to było coś.

Triathlon przez kilka lat dał mi sprawność i wiedzę techniczną roweru tak niezbędną w MTB. Kilometry biegane w lesie, basen o 6 rano. Romans z piłką nożną. Odpuściłam wszystko. Zostawiłam grupę tak ważną dla mojego rozwoju. Nie dlatego, że mi go blokowała, a dlatego, że odkryłam sport wymagający błyskawicznej reakcji w ekstremalnym zmęczeniu. Od startu do mety. Poszukiwałam tego.

Posiadanie roweru o wyśnionym wyposażeniu. Udział w największej etapówce na świecie Cape Epic. Złoto Mistrzostw Polski w MTB. To marzenia po zdaniu matury. Realne? Nie wiem. Naturalne — na pewno. To mój cel. Czy dam radę – każdy trening, to jak schody, które mnie tam prowadzą. Coraz rzadziej się na nich potykam. Nie boję się własnych słabości. Znam je. Jednak czasami zaskakują innością odczuć. Bolesnym siniakiem, otarciem po wywrotce. Euforia podjazdu, gdy inni mają watę w nogach wynagradza zemstę technicznych zjazdów. Zamiast chwili wytchnienia strach, który każę zwolnić i wściekłość, gdy cię mijają.


Minęło sześć lat. Studia na gdańskim AWF-ie. Nowe miejsca, ludzie. Trójmiejski park krajobrazowy dostarcza nie tylko widoków. Zapewnia trasy o których wcześniej mogłam tylko pomarzyć. Czuję się jakbym była codziennie w górach i nad morzem. Single-tracki robią wrażenie. Moje treningi dostały nowe życie dzięki Michałowi. Współpraca z nim to wymaganie we wzajemnej relacji pozwalającej zrozumieć inaczej moją przyszłość w tym sporcie.

Porażki mogę przegadać z siostrą. Monika wie jakie kolory ma sport. Biegając doznała jego bólu i radości. Jej medal na AMP-ach w biegach przełajowych w tym roku też nie przyszedł łatwo.
Słabsze momenty, to nie tylko codzienność zawodnicza. To szkoła bez której nie da się iść do przodu. Jak ich nie ogarniesz, to lepiej nie wtapiaj się w świat poważnej rywalizacji. To już nie jest facebookowa radość po zaliczeniu wyścigu. To real po przetrwaniu w walce o każdy metr trasy. Satysfakcję musi przynieść zwycięstwo i porażka. Lekcje trzeba odrobić na chłodno, bez emocji. Inaczej się nie zrozumie startu i treningu. Już wiem – dwa kroki w tył pozwolą na jeden duży do przodu.


Oddzielam grubą kreską takie dni. Chociaż na zawsze zostaje w nas ekstremalny wymóg. Przypomina o nich następny. Pamiętam wyścig w Iławie. Jechałam po zwycięstwo. Dwa kapcie odebrały mi je. Wyżyłam się na organizatorach i jak… wracałam z rowerem pieszo 20 km. Wściekłość nie zostaje we mnie długo.

Szczęśliwe momenty. Któż ich nie lubi. Zwycięstwa, czub w trudnym ściganiu i emocje zachęcające do więcej. Tegoroczny skromny startowo sezon z wjazdem na Śnieżkę – Uphill Race Snieżkę. Tylko 13 kilometrów, ale 1000 m przewyższenia robi wrażenie. Widoki rozpraszające oddech i kamienista niekończąca się droga pod górę. Szpaler widzów i znajomych przed szczytem niósł dopingiem. Życiówka, to także ich zasługa. Kamień za kamieniem pchał mnie jak stanęłam na korbach i przecięłam linie mety.

To kosztowny sport. Wygodne siodełko przy zakupie roweru tak oczekiwane przez większość - nie wystarczy. Karbonowa, nic nie ważąca rama, elektryczne przerzutki, amortyzator dostosowujący się do terenu, miernik mocy — to już standard w tym świecie. Rower z MTB może spokojnie konkurować ceną w salonie samochodowym.

Mój, to przepustka do wolności. Trening to nie tylko praca. To szczęście jak słucham muzyki szutru. Przemykam ścieżkami rowerowymi uciekając od miasta. Widzę naturę zmieniającą się z porami roku. Wybieram świadomie ten widok. Żyję codziennie w tym trybie. Plany startów mam w głowie. Okroiłam ich ilość. Trening i te najważniejsze. Bez niepotrzebnego wydatku na mniejsze rywalizacje. Układam czas sportu i rodziny. Imprezy, to nie moja bajka. Chyba, że z kuzynostwem — uwielbiam ten czas relaksu. To też smak orzechowego ciasta mamy. Była sprinterką w AZS-ie Olsztyn. Nie zostawiła sportu. Wychodzimy czasami razem pobiegać. Chociaż ona robi to częściej z siostrą. Ja z tatą szaleję na treningu. Wkręcił się totalnie w MTB. Naprawia ze mną sprzęt i gadamy o nim bez końca…
Do zobaczenia. Czas na trening.

Ania Kołatka
Niebiegowa rozmowa z MTB-ową dziewczyną, Paweł Hofman

Trening 21-27 grudnia – swobodniej w tygodniu w radości świątecznych życzeń.
poniedziałek – rozbieganie z przebieżkami + 4-6 x 30-50 m ostry podbieg p. 2 min. Na koniec w powrocie 3 x100m po 30 m skipu A - 8 -10 km
wtorek — wolne lub tylko wybieganie wg potrzeb.
środa –– rozbieganie z elementami sprawności ogólnej. Po - 15 min cross, ale w I zakresie -8 -12 km
czwartek – wolne lub małe co nieco przed wieczorem. 5-6 km dla tradycji w truchcie - RADOSNYCH ŚWIAT
piątek – wolne.
sobota – może uda się uciec do lasu od świątecznego stołu na małą godzinkę z przebieżkami lub spacer.
niedziela – a jak nie to dzisiaj. Rozbieganie 30 min z 4x60-100m + 15 min BC na tętnie -155-165 lub rower.

Za tydzień – Czy bieg zagraża kolanom bardziej niż marsz.

Paweł Hofman, trener lekkiej atletyki