Opalach, Rekowski i Piątkowska w MMA. Na gali Najmana [WYWIAD]

2020-12-17 08:12:24(ost. akt: 2020-12-17 10:29:18)

Autor zdjęcia: archiwum organizatorów

ROZMOWA || Nie byłbym w stanie usiedzieć dłużej bez kolejnej walki — mówi Przemysław Opalach. Najwyżej sklasyfikowany pięściarz zawodowy z Olsztyna 13 lutego, na gali VIP MMA, zadebiutuje w formule mieszanych sztuk walki.
— Wreszcie można mówić oficjalnie, że najbliższą walkę stoczysz na gali Marcina Najmana. Bałeś się opublikowania tej informacji?
— Nie, czemu?

— Wiesz, po ostatniej aferze na gali Fame MMA, "El Testosteron" nie ma zbyt dobrej prasy.
— Wiem, że po tym, co się wydarzyło w klatce z "Don Kasjo", Marcin narobił sobie trochę nowych wrogów. Jednak nie wydaje się być osobą, którą by to bolało. Czy popieram to, że w walce bokserskiej zaczął obalać i kopać? Oczywiście, że nie. Jednak to jego sprawa, jego życie, jego kariera. Kim jestem, by mu czegokolwiek zabraniać czy go do czegokolwiek zmuszać? Facet jest dorosły, sam pracuje na siebie.

— Niektórzy powiedzą, że występując u niego na gali "firmujesz" tego typu zachowania swoją osobą.
— Bzdura. Widzę to kompletnie inaczej. Gdybym miał wyjść z Najmanem do ringu w boksie (pomijając różnicę wagową), to pewnie zwracałbym na to uwagę. Moim priorytetem jest jednak szybkie zadebiutowanie w MMA. W żadnej innej federacji nie miałbym takiej możliwości. Chyba, że osoby hejtujące mają jakieś "wtyki". Wtedy niech wykładają kasę na stół i jedziemy z tematem (śmiech). Za dużo w 2020 roku odwołano gal, na których miałem wystąpić. Nie byłbym w stanie usiedzieć dłużej bez kolejnej walki.

— Walki czy kasy?
— Walki. Ale nie będę kłamał, że nie zależy mi na finansach. Zależy. Z Marcinem współpracowaliśmy już we wcześniejszych latach. Jako organizator zawsze był fair wobec mnie. Otrzymywałem zawsze tyle, na ile się umawialiśmy. Ewa Piątkowska czy Marcin Rekowski pewnie też nie mają pod tym względem powodów do narzekań, bo również pojawią się na karcie walk. A nie są to ludzie "z pierwszej łapanki". To cenione nazwiska w polskim boksie.

— Podobnie jak Ty, tak i oni wystąpią w MMA.
— No i właśnie dlatego też nie mogę się tak doczekać tej gali. Sam jestem ciekaw jak się zaprezentują.

— Tak szczerze, z ręką na sercu. Masz za sobą już jakiekolwiek konkretne treningi parterowe?
— Pewnie. Już wcześniej trenowałem m.in. z Robertem Nowakowskim. Ostatnio doszły mi do tego treningi w Berserker's Team Olsztyn. I muszę przyznać, że chłopaki znają się na robocie. Trochę "kulanek" potrafi mnie wymęczyć bardziej niż 10 rund mocnego sparingu. Inny rodzaj treningu, inne mięśnie, inny rodzaj zmęczenia. Od małego zajmowałem się "stójkowymi" sportami walki. Zapasy to dla mnie nowość, jestem w nich jeszcze dość "przewidywalny" i "kwadratowy". Motywacji jednak mi nie brakuje. Nie mam zamiaru się obijać. Do 13 lutego będzie na pewno dużo lepiej.

— Skończmy Twoim ulubionym ostatnio tematem.
— Tzn?

— Do walki, najprawdopodobniej na Fame MMA, wyzwał Cię Wojciech Burdanowski.
— O cholera, nawet Ty mi będziesz nim głowę truł (śmiech)? Przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona. Nocami wypisuje jakieś bzdury na mój temat na Facebooku, jakby zasypiał myśląc tylko o mnie.

— Ostatnio napisał, że "za żadne pieniądze nie zawalczyłby na gali Marcina Najmana".
— A ktoś go tam w ogóle przewidywał (śmiech)? Daj spokój. Nie chcę nawet gadać o tym gościu. Mam go dość, bo znajomi czy fani wciąż do mnie wypisują o tę walkę z nim.

— Dojdzie do niej?
— Normalnie olałbym ten temat. Idą jednak święta, więc — w sumie trochę w formie żartu — powiedziałem, że podejmuję rękawicę i niech potraktuje to jako prezent świąteczny. Postawiłem jednak sprawę jasno. Czekam na ofertę walki, która będzie przynajmniej uczciwa. Piłka jest po jego stronie. Będzie oferta, to zawalczymy. Nie będzie, to pewnie pobzyczy mi jeszcze trochę nad uchem jak mucha, a potem poleci do kogoś innego. Wielu było takich, którzy odgrażali się, że rozniosą mnie w ringu. Skrzypczyński, Talarek, Miszkiń... Kilku jeszcze by się znalazło. Większość z nich byłaby dla mnie zdecydowanie poważniejszym wyzwaniem sportowym. Zazwyczaj jednak wyglądało to tak, że albo proponowano śmieszne stawki, albo wręcz oczekiwano, że to ja sam pokryję i własną gażę, i gażę przeciwnika (który mnie wyzwał). Normalnie "interes życia". Także, panie Burdanowski, czekam. Tylko czy się doczekam?

Rozmawiał Kamil Kierzkowski