O wygranej z koronawirusem i o futbolu — rozmawiamy z trenerem Wojciechem Tarnowskim

2020-12-08 14:40:37(ost. akt: 2020-12-10 11:29:27)
Wojciech Tarnowski, trener GKS-u Wikielec

Wojciech Tarnowski, trener GKS-u Wikielec

Autor zdjęcia: Mateusz Partyga

Wojciech Awans Tarnowski — bez żadnych ceregieli, możemy tak spokojnie nazywać trenera piłkarskiego z Iławy. Szkoleniowiec prowadzący aktualnie III-ligowy GKS Wikielec bez problemu zgodził się na rozmowę dotyczącą nie tylko futbolu.
GKS Wikielec to projekt ambitny. Od kiedy za sponsorowanie (i prezesowanie) klubu wziął się lokalny przedsiębiorca Krzysztof Bączek, to poprzeczka zawieszona drużynie z gminy Iława poszła jeszcze w górę, choć z drugiej strony nisko nie była już bardzo dawno. I tak oto działaczom klubu piłkarskiego z miejscowości liczącej ok. 1000 mieszkańców zamarzył się nie tylko dobry zespół, ale także nowy stadion, na który sąsiedzi bliżsi i dalsi patrzyć będą zapewne z zazdrością.

Do realizacji pierwszego zadania (mocna piłkarsko ekipa) posłużyć miało m.in. zatrudnienie trenera znanego z bardzo dobrego warsztatu i skuteczności w walce o awanse z drużynami przez niego prowadzonymi, czyli Wojciecha Tarnowskiego. Efekt został osiągnięty — GKS Wikielec awansował w pięknym stylu do III ligi. A stadion też już się buduje...
Zapraszamy do przeczytania wywiadu z trenerem Wojciechem Tarnowskim.

Zdrowie jest najważniejsze, to żaden banał tylko fakt. Jak zatem czuje się pan po zwycięskim pojedynku z koronawirusem?
— Wracam już mocno do formy, jest coraz lepiej z moją kondycją i stanem zdrowia, choć nie będę ukrywał, że ten "mecz" był dla mnie bardzo wyczerpujący. Covid-19 to złośliwy rywal, który potrafi zwalić z nóg, a nawet doprowadzić do śmierci, o czym się właśnie przekonujemy. Z dnia na dzień nie wróci moja dawna dyspozycja, gdy wchodzę po schodach do mojego mieszkania to jeszcze potrafi złapać mnie zadyszka, co wcześniej się nie zdarzało. Nie czuję się więc w 100 procentach w pełni sił, ale spokojnie — i do tego dojdziemy.

Jak objawiała się u pana choroba i kiedy stwierdzono, że to na pewno jest to draństwo na literę "C"?
— Niektórzy przechodzą tę chorobę bezobjawowo, ale na pewno nie było tak w moim przypadku. Zakażenie objawiało się 11-dniową gorączką, ogólnym osłabieniem, a najbardziej symptomatyczny był totalny brak węchu i smaku. Mało tego — nie mogłem jeść, a nawet czułem wstręt do jedzenia. Do tego dochodziły problemy żołądkowe, więc jak widać, trochę się tych objawów nazbierało.
Już po wyjazdowym meczu z Błonianką Błonie poczułem się źle. Wróciłem do domu, zmierzyłem temperaturę ciała, a na termometrze wyskoczyło ponad 39 stopni w skali Celsjusza. Później była droga znana wszystkim chorym: teleporada, test, sms z wynikiem pozytywnym i domowa izolacja. Meczu z Pogonią Grodzisk już nie poprowadziłem, na ławce trenerskiej zastąpił mnie Remigiusz Sobociński, a w kolejnych dwóch spotkaniach, ze Świtem i Polonią Warszawa, pomógł nam mój przyjaciel, Piotr Zajączkowski.

Czytał pan te idiotyczne komentarze w internecie na temat swojej choroby?
— Postanowiłem sobie tego oszczędzić...

... i bardzo dobrze. Ale mecze "w sieci" pan oglądał?
— Oczywiście, że tak. Zarówno zwycięskie spotkanie ze Świtem, jak i również wygrany pojedynek z Polonią nie uszły mojej uwadze i nawet nie żałuję tych piętnastu złotych wydanych na obejrzenie transmisji ze spotkania z Czarnymi Koszulami, bo relacja była przeprowadzona bardzo profesjonalnie, a wynik był dla nas korzystny (śmiech).

Gdzie są większe nerwy — na trenerskiej ławce, czy przed ekranem monitora?
— Zdecydowanie dużo bardziej denerwuję się oglądając mecz w internecie, bez dwóch zdań to ciężkie przeżycie, bo też nie ma się pełnego wpływu na grę swojej drużyny. Choć nie będę już teraz ukrywać, że w trakcie meczów miałem stałą łączność z naszym sztabem trenerskim dzięki rozmowom telefonicznym. Miejsce trenera jest jednak na ławce lub w jej okolicach, więc ucieszyłem się, że mogłem już wrócić na pojedynek z Concordią.

Sprzed monitora wracamy na boisko. Liczył pan kiedyś, ile awansów wywalczyły zespoły przez pana prowadzone?
— To dobre pytanie, szczerze mówiąc nigdy tego nie policzyłem. Na pewno były dwa awanse z GKS-em Wikielec, jeden z Jeziorakiem Iława, jeden z Czarnymi Małdyty, jeden z Motorem Lubawa, do tego dochodzą mistrzostwa lig z Sokołem Ostróda oraz Startem Działdowo, jednak — jak wiemy — z różnych przyczyn, jak przegrane baraże czy brak finansów, zespoły te nie uzyskiwały później promocji do wyższej ligi. Trochę tego było. Za największy swój sukces uważam jednak wygranie z Jeziorakiem barażów o utrzymanie w II lidze, walczyliśmy wówczas z Hutnikiem Kraków. W trybie nagłym, po zdobyciu awansu z Motorem w czerwcu 2009 roku, dostałem propozycję pracy w Iławie. Skorzystałem z niej, choć na przygotowanie i dokładne poznanie drużyny miałem zaledwie kilkanaście dni. Udało się jednak zrealizować ten plan, a potem Jeziorak jeszcze trochę w tej II lidze pograł.

Ostatni awans, zdobyty w IV lidze po skróconym przez pandemię sezonie, był chyba rekordowym? W 17 meczach GKS Wikielec wygrał... 17 razy!
— Zdecydowanie to sezon rekordowy dla mnie jako trenera. Więcej się ugrać niestety nie dało (śmiech).

III liga to pozornie tylko jeden stopień wyżej, jednak sportowo to momentami przepaść. Zaskoczyła was ta nowa trzecioligowa rzeczywistość?
— Nie ma co ukrywać, że to ciężka liga, także z uwagi na ilość drużyn, których jest aż 22. Uważam jednak, że gdy poprzednio graliśmy na tym poziomie rozgrywek, czyli w sezonie 2017/18, to poziom sportowy był wyższy od aktualnego. W lidze było wówczas dużo więcej klasowych drużyn prezentujących naprawdę wysoki poziom. Mam tu na myśli ekipę łódzkiego Widzewa, bardzo mocny był także Sokół Aleksandrów Łódzki, rezerwy Legii Warszawa również, jak zwykle były wymagającym rywalem, a trzeba też pamiętać o Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, która wówczas była w zupełnie innym miejscu niż obecnie. Połowa drużyn z tamtej III ligi spokojnie poradziłaby sobie w II lidze, tak ta grupa była mocna.

Największym problemem "Gieksy" w pierwszej rundzie były wyjazdy. Na obczyźnie przegraliście pod rząd pięć pierwszych spotkań. Skąd brały się te problemy ze zdobywaniem punktów będąc w gościach?
— Już teraz wiem, że w głównej mierze chodziło o głowę — o odpowiednie nastawienie mentalne. Myśmy po prostu zbyt bojaźliwie podchodzili do spotkań na wyjeździe, czuliśmy do rywali za duży, jak się okazało, respekt. Potem na szczęście przyszło przełamanie w Tomaszowie Mazowieckim, choć już w Radomsku nie wyglądało to najgorzej. Następnie była wyjazdowa wiktoria odniesiona na terenie wicelidera, czyli w Nowym Dworze Mazowieckim, przepleciona niestety porażką w Błoniach. Wiemy już jednak, jak nastawiać się na boje na obcym terenie.

Zdaje się, że szkielet zespołu GKS-u oparty jest na zawodnikach z okolic Iławy, podobnie z resztą jak w prowadzonym kiedyś przez pana Jezioraku.
— Tak właśnie jest. Mateusz Jajkowski, nasz rozgrywający i główny asystent, to chłopak z Wikielca, syn honorowego prezesa klubu, Mariusza Jajkowskiego. Kapitan drużyny Piotr Kacperek pochodzi z Biskupca Pomorskiego, a tu można znaleźć analogię do byłych piłkarzy Jezioraka, czyli Tomka Sedlewskiego czy Kamila Tomczyka, którzy też są z tego miasta. Olek Kowalczyk, który grał i w Jezioraku i w GKS-ei jest na przykład z Łasina. Nasz drybler z lewego skrzydła, Michał Jankowski, pochodzi z Redak, leżących na trasie kolejowej Iława — Susz. Gdybyśmy pojechali dalej pociągiem to dojedziemy do Prabut, skąd jest Tomasz Wacławski. A nasz środkowy stoper Jakub Górski to mieszkaniec Jędrychowa, miejscowości położonej 15 km od Iławy. Nie brakuje też oczywiście iławian, na czele z niezwykle doświadczonym Remigiuszem Sobocińskim oraz z Łukaszem Suchockim — obu panów nie trzeba przedstawiać. Ja też od wielu lat mieszkam w Iławie. Są również zawodnicy z Olsztyna oraz z dalszych rejonów Polski, jak pochodzący z Mielca bramkarz Marcin Wieczerzak czy obrońca rodem z Nakła nad Notecią, Kamil Cistowski. To fajna ekipa, ciekawa mieszanka piłkarskich osobowości.

Przed nami przerwa zimowa, czyli czas na odpoczynek. A potem znowu liga. Ciężko będzie o utrzymanie na III-ligowym froncie?
— Tradycyjnie, jak to w polskim futbolu, dużo rozstrzygnięć będzie miało miejsce już po sezonie. Sporo zależy od tego, ile drużyn spadnie do naszej grupy z II ligi, mowa tu o zespołach Olimpii Elbląg, Pogoni Siedlce, Znicza Pruszków czy Sokoła Ostróda. Wydaje się, że zajęcie 15. miejsca w 22-drużynowej stawce powinno dać utrzymanie, jednak zawsze trzeba mieć rękę na pulsie. My aktualnie jesteśmy na 12. pozycji. A co do odpoczynku to rzeczywiście — trzeba odpocząć od piłki, ale też trochę od siebie nawzajem, to normalne zjawisko. Do zajęć wrócimy już w nowym roku, dokładnie w poniedziałek 11 stycznia.

Mateusz Partyga

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zbychu #3018156 | 82.177.*.* 9 gru 2020 10:59

    Brawo Wojtek. Pamiętam jak grałeś jeszcze w OKS. Stare dobre czasy. Pozdrawiam-kibic.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz