Gdzie się podziały olsztyńskie dziki? Zostaną po nich murale i zdjęcia
2020-12-05 11:55:00(ost. akt: 2020-12-04 15:17:44)
Nieproszeni goście z lasu dokuczają (a może już — dokuczali?) nam od lat. O kim mowa? Oczywiście o dzikach. Władze miasta od dawna próbowały się ich pozbyć. Wszystko wskazuje na to, że nareszcie się to udało. Ale na jak długo?
Jedną z przyczyn ekspansji dzików na tereny miejskie był gwałtowny rozrost ich populacji. Coraz łagodniejsze zimy tworzyły dogodne warunki do ich rozwoju. Ruja u samic występowała nawet dwukrotnie w ciągu roku, a młodym osobnikom zazwyczaj udawało się przeżyć. Szacuje się, że jedna locha potrafiła wykarmić nawet 20 prosiąt rocznie.
W lasach robiło się tłoczno. Więc dziki odwiedzały nas coraz częściej, aż w końcu postanowiły z nami zamieszkać. Inwazja tych zwierząt nasiliła się szczególnie w czasie epidemii. Według statystyk, w pierwszej połowie 2020 roku na terenie Olsztyna przebywało nawet 600 dzików. Watahy składające się zarówno z młodych, jak i starszych osobników, grasowały po wszystkich osiedlach. Niszczyły trawniki i przewracały pojemniki na śmieci. Na szczęście nigdy nie zaatakowały człowieka.
Uciążliwi lokatorzy
— Miasto to nie jest środowisko dla dzika — przypomina Mirosław Karczewski, powiatowy lekarz weterynarii w Olsztynie. — Te zwierzęta powodują zagrożenia choćby dla ruchu drogowego — ostrzega. — Było sporo wypadków z ich udziałem. Mieliśmy po 7-10 zgłoszeń dziennie. Bywało, że wchodziły do ogródków przedszkolnych i ludzie bali się wyjść na zewnątrz. Użytkownicy działek też bardzo narzekali. Radziłem im, aby tak zabezpieczali teren, żeby te dziki do środka nie właziły. One po prostu szukają żeru. Miały w Olsztynie pewien komfort, żadnej konkurencji ze strony innych drapieżników czy psów. Wręcz przeciwnie, potrafiły wygnać psa z budy i zjeść to, co miał w misce — opowiada weterynarz.
— Miasto to nie jest środowisko dla dzika — przypomina Mirosław Karczewski, powiatowy lekarz weterynarii w Olsztynie. — Te zwierzęta powodują zagrożenia choćby dla ruchu drogowego — ostrzega. — Było sporo wypadków z ich udziałem. Mieliśmy po 7-10 zgłoszeń dziennie. Bywało, że wchodziły do ogródków przedszkolnych i ludzie bali się wyjść na zewnątrz. Użytkownicy działek też bardzo narzekali. Radziłem im, aby tak zabezpieczali teren, żeby te dziki do środka nie właziły. One po prostu szukają żeru. Miały w Olsztynie pewien komfort, żadnej konkurencji ze strony innych drapieżników czy psów. Wręcz przeciwnie, potrafiły wygnać psa z budy i zjeść to, co miał w misce — opowiada weterynarz.
Potrafiły także poważnie poturbować. W czerwcu na Pieczewie miał miejsce głośny incydent. Rozjuszony odyniec wyskoczył zza śmietnika i omal nie rozszarpał wyprowadzanego na spacer psa. Gdyby nie interwencja właściciela, zwierzak prawdopodobnie by zginął.
Problem był szczególnie uciążliwy dla osób niepełnosprawnych. Kilkakrotnie nagłaśnialiśmy historię Katarzyny Tomasiak, niewidomej kobiety, która apelowała o pomoc do władz miasta.
— Na dziki trafiam prawie codziennie. A że jestem aktywna, dużo się przemieszczam. Nie chcę i nie mogę siedzieć w domu. Jednak bardzo się boję, że spotkanie z dzikami źle się skończy. Nie chcę żyć w strachu — skarżyła się.
Problem był szczególnie uciążliwy dla osób niepełnosprawnych. Kilkakrotnie nagłaśnialiśmy historię Katarzyny Tomasiak, niewidomej kobiety, która apelowała o pomoc do władz miasta.
— Na dziki trafiam prawie codziennie. A że jestem aktywna, dużo się przemieszczam. Nie chcę i nie mogę siedzieć w domu. Jednak bardzo się boję, że spotkanie z dzikami źle się skończy. Nie chcę żyć w strachu — skarżyła się.
Miasto wypowiada wojnę
Ratusz podjął w końcu radykalne kroki. Dziki zaczęto wyłapywać i usypiać. Tak drastyczne środki były konieczne ze względu na afrykański pomór świń panujący w polskich lasach. Niegdyś zwierzęta te wywożono daleko od miasta i wypuszczano. Teraz, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się śmiertelnej choroby, należało je likwidować. Zwłaszcza gdy na ulicach miast zaczęto znajdywać martwe osobniki, które padły właśnie od ASF.
Już w marcu Olsztyn dysponował sześcioma stacjonarnymi odłowniami dla dzików. Pracownicy Regionalnego Centrum Bezpieczeństwa rozstawiali dodatkowo odłownie mobilne. Zasada ich działania była prosta. Zwierzęta wabiono do środka jedzeniem, a następnie zamykano. Na miejsce przyjeżdżał weterynarz i dokonywał eutanazji.
Ratusz podjął w końcu radykalne kroki. Dziki zaczęto wyłapywać i usypiać. Tak drastyczne środki były konieczne ze względu na afrykański pomór świń panujący w polskich lasach. Niegdyś zwierzęta te wywożono daleko od miasta i wypuszczano. Teraz, aby ograniczyć rozprzestrzenianie się śmiertelnej choroby, należało je likwidować. Zwłaszcza gdy na ulicach miast zaczęto znajdywać martwe osobniki, które padły właśnie od ASF.
Już w marcu Olsztyn dysponował sześcioma stacjonarnymi odłowniami dla dzików. Pracownicy Regionalnego Centrum Bezpieczeństwa rozstawiali dodatkowo odłownie mobilne. Zasada ich działania była prosta. Zwierzęta wabiono do środka jedzeniem, a następnie zamykano. Na miejsce przyjeżdżał weterynarz i dokonywał eutanazji.
— Osobniki usypiano strzałem z broni Palmera — wyjaśnia Mirosław Karczewski. — To pneumatyczna broń, w której zamiast naboju prochowego używa się strzykawki. W momencie wbicia się w ciało zwierzęcia uwalniana była substancja usypiająca. Gdy już spały, podawano im środek powodujący eutanazję, a następnie pobierano krew do badań.
Wśród mieszkańców spore kontrowersje budziły koszty akcji. Za usunięcie jednego dzika miasto płaciło 1000 zł. Dlaczego tak drogo?
— Na tę kwotę składały się koszty środków farmakologicznych, transportu do zakładu pośredniego, a następnie do utylizacji — wylicza weterynarz. — Za tonę takiej padliny zakłady utylizacyjne biorą naprawdę duże pieniądze, od 1700 do nawet 2000 złotych — dodaje.
Mniej dzików, więcej bezpieczeństwa
Likwidacja zwierząt kosztowała podatników kilkaset tysięcy złotych. Akcja nie wyszła tanio, za to przyniosła wymierne efekty. W ciągu ostatnich miesięcy problem dzików wałęsających się po ulicach praktycznie zaniknął. Ale przyczyniły się do tego nie tylko działania służb.
Likwidacja zwierząt kosztowała podatników kilkaset tysięcy złotych. Akcja nie wyszła tanio, za to przyniosła wymierne efekty. W ciągu ostatnich miesięcy problem dzików wałęsających się po ulicach praktycznie zaniknął. Ale przyczyniły się do tego nie tylko działania służb.
— Przestały się u nas dobrze czuć — zauważa Mirosław Kurczewski. — Być może skutek odniosły też nasze apele, żeby nie dokarmiać, nie rzucać kanapek, zamykać śmietniki. To też mogło spowodować, że poszły szukać swojego jedzenia gdzieś dalej.
— Druga istotna rzecz to ASF, który siał spustoszenie w ich populacji — podkreśla weterynarz. — To również spowodowało, że pogłowie było coraz mniejsze. Cały czas znajdujemy padłe osobniki na terenie miasta, badamy je i wychodzą wyniki dodatnie. Ale coraz rzadziej, ta ogromna fala dzików już minęła. Ich migracja przesunęła się w południowo-zachodnią stronę naszego kraju.
Olsztyn wciąż jednak pozostaje domem dla nielicznych osobników.
— Najlepiej, żeby znalazły swoje środowisko poza miastem — ocenia specjalista. — Dziki powinny być w lesie. Tam najlepiej się czują, szczególnie w pobliżu bagnisk, mokradeł i drzew rodzących owoce typu żołędzie, która są dla nich najlepszą paszą.
Olsztyn wciąż jednak pozostaje domem dla nielicznych osobników.
— Najlepiej, żeby znalazły swoje środowisko poza miastem — ocenia specjalista. — Dziki powinny być w lesie. Tam najlepiej się czują, szczególnie w pobliżu bagnisk, mokradeł i drzew rodzących owoce typu żołędzie, która są dla nich najlepszą paszą.
Dziki styl
Choć nieproszeni goście z lasu sporo rozrabiali, zostały po nich sympatyczne pamiątki. I nie chodzi tu tylko o zdjęcia, filmy i artykuły w sieci. Kilku olsztyńskich artystów poświęciło im swoje dzieła. 14 sierpnia pisaliśmy o Adamie Wasiłowskim. Mieszkaniec Olsztyna stworzył piosenkę „Do serca przytul dzika”, a żartobliwy utwór stał się hitem internetu. Autor nie przypuszczał, że proste słowa i banalna melodia zjednają mu tylu sympatyków.
Choć nieproszeni goście z lasu sporo rozrabiali, zostały po nich sympatyczne pamiątki. I nie chodzi tu tylko o zdjęcia, filmy i artykuły w sieci. Kilku olsztyńskich artystów poświęciło im swoje dzieła. 14 sierpnia pisaliśmy o Adamie Wasiłowskim. Mieszkaniec Olsztyna stworzył piosenkę „Do serca przytul dzika”, a żartobliwy utwór stał się hitem internetu. Autor nie przypuszczał, że proste słowa i banalna melodia zjednają mu tylu sympatyków.
— Zaparzyłem sobie kawę, przysiadłem i w kilka minut napisałem tekst — wspominał twórca na łamach „Naszego Olsztyniaka”. — Za namową kolegi i koleżanki udostępniłem ten utwór. I chyba chwyciło. To są po prostu tysiące reakcji — mówił z radością.
Dziki stały się inspiracją także dla grafficiarzy. Na ścianie garażu przy ulicy Mariańskiej olsztyński artysta Sekret uwiecznił wizerunki kilku dzików, a w lewym górnym rogu umieścił napis „Dziki styl”. Hasło nawiązuje do angielskiego pojęcia „wild style”. Termin odnosi się do zaawansowanych technik nanoszenia liter, które wymagają od adepta znacznej wprawy. W kontekście naszego regionu hasło nabrało nowego znaczenia.
Dziki stały się inspiracją także dla grafficiarzy. Na ścianie garażu przy ulicy Mariańskiej olsztyński artysta Sekret uwiecznił wizerunki kilku dzików, a w lewym górnym rogu umieścił napis „Dziki styl”. Hasło nawiązuje do angielskiego pojęcia „wild style”. Termin odnosi się do zaawansowanych technik nanoszenia liter, które wymagają od adepta znacznej wprawy. W kontekście naszego regionu hasło nabrało nowego znaczenia.
Znacznie większego szumu narobił inny mural, który od ponad miesiąca zdobi mur oporowy przy ul. Synów Pułku. Wszystko zaczęło się od zdjęcia. Fotografia dzika próbującego kopulować z psem na skraju leśnej ścieżki obiegła portale społecznościowe. Olsztyniacy byli pewni, że zajście miało miejsce w naszej okolicy, co okazało się nieprawdą. Internetowy mem wpadł w oko pewnemu artyście. Wkrótce wizerunek pojawił się przy ruchliwej trasie. Żeby nie gorszyć innych, spory fragment malunku został przez autora „zapikselowany”. Wydźwięk pracy jest mimo wszystko dosadny. Mural niejako symbolizuje wieloletnią batalię władz o miasto bez dzików.
Paweł Snopkow
Paweł Snopkow
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (18) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
EWA #3017029 | 178.36.*.* 7 gru 2020 03:51
CHODZA PO GRUNWALDZKIEJ--SMETKA I TO Z MALYMI.......
odpowiedz na ten komentarz
Dziki dochód #3017010 | 188.146.*.* 6 gru 2020 23:13
Dzika świnka do lodóweczki a tysiączek pyk do kieszeni Nic bardziej dochodowego jak dziczki
odpowiedz na ten komentarz
NOL #3016933 | 5.173.*.* 6 gru 2020 18:52
Dziki stwierdziły, że mają dosyć tej zapyziałej wsi Olsztyn i wróciły do lasu!!!
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Zwolenniczka PO-KO #3016848 | 83.20.*.* 6 gru 2020 15:49
Już jutro zostanie POwiadomiona Europarlamentarzystka Spurek i macie jak w banku, że bedzie POwiadomiona Bruksela z Angelą i Timermansem .POtępi się dzialania PiS-owcow i zabierze Unijną kasę. Niemiecki dziki chodzą gdzie sobie tylko chcą i robia co tam sobie też chcą
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)
proste #3016737 | 81.15.*.* 6 gru 2020 12:55
koronki się boją
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz