Paweł Wołoch: Bardzo ważna jest aktywność lokalna

2020-11-29 08:00:00(ost. akt: 2020-11-26 19:49:48)
Paweł Wołoch: — Dobrze czuję się w ośrodku. Wkroczyłem w coś, co funkcjonuje, a nie w coś, co trzeba budować od nowa

Paweł Wołoch: — Dobrze czuję się w ośrodku. Wkroczyłem w coś, co funkcjonuje, a nie w coś, co trzeba budować od nowa

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

NASZA ROZMOWA || Paweł Wołoch został dyrektorem Ośrodka Kultury i Aktywności Lokalnej w Bisztynku, ale nadal będzie też komendantem Hufca ZHP w Bartoszycach. Rozmawialiśmy o jego planach i o tym, jak radzi sobie z doświadczoną kadrą ośrodka.
— Od czego zaczął pan swoją pracę w ośrodku kultury?
— Od poznania pracowników. Musiałem poobserwować, kto na jakim polu się sprawdza. Potem zetknąłem się ze sprawami bieżącymi, z których pewnie jeszcze dość długo nie wyjdę. Następnie zamknąłem swoje drzwi, bo mam do zrealizowania priorytetowe sprawy. Inne sprawy odłożyłem na później.

— To czym pan się zajął?

— Zacząłem pisać wnioski o środki zewnętrzne. Rozpocząłem pracę 1 listopada, a do 16 był termin ich składania w Ministerstwie Kultury. Łącznie wysłaliśmy cztery duże wnioski, dotyczące zarówno inwestycji, jak i działań miękkich, a zwłaszcza tego na czym najbardziej mi zależy, czyli działań z zakresu aktywności lokalnej. Pierwszy z wniosków dotyczy inwestycji w infrastrukturę kultury.

— Czyli?
— Chodzi o wyposażenie w sprzęt multimedialny i interaktywny. Chcę dzięki temu wyposażyć pracownię muzyczną, filmową, studio telewizyjne i interaktywną salę wystawową. Chcemy po prostu kupić kamery, miksery, komputery, ekrany multimedialne. Jednym słowem sprzęt, który umożliwi przeniesienie kultury do mass mediów. Złożyliśmy też projekt dotyczący wydarzeń artystycznych, promocji czytelnictwa oraz oddolnych inicjatyw społeczeństwa i finansowania takich inicjatyw. Pozwoli nam to opracować strategię działań uwzględniającą potrzeby mieszkańców.

— Mówiąc prostszym językiem chodzi o to, że jeśli przyjdzie do pana nieformalna grupa ludzi i zaproponuje działania, to dzięki temu projektowi będziecie mieli na to pieniądze?
— Zgadza się. Na to właśnie liczymy. Generalnie bardzo biorę sobie do serca drugą część nazwy instytucji, którą przyszło mi kierować, czyli aktywność lokalną. Chciałbym, aby ona bardziej wybrzmiewała. Jest tu wiele grup, które mają w sobie duży potencjał, od miłośników historii, po lokalnych twórców rękodzieła. Na pewno znajdziemy mnóstwo gospodyń, które robią świetne wypieki, przetwory, są aktywni seniorzy, dużo osób ma talenty wokalne. Jest też pewnie wielu mieszkańców, którzy mają jakiś talent, a jeszcze o tych ludziach nie wiemy. Przy okazji również, dzięki temu projektowi, poznamy preferencje społeczeństwa. Poprzez profesjonalne badanie i długofalowy sondaż chcemy dowiedzieć się, czy w Bisztynku sprawdzi się bardziej kultura wysoka, wydarzenia wystawiennicze, biennale, czy może jeszcze coś innego. Warto znaleźć taki środek, aby to wszystko poukładać proporcjonalnie do potrzeb.

— Sprzęt audiowizualny ma posłużyć między innymi do zbudowania telewizji internetowej. Ten pomysł był elementem pańskiej koncepcji, która wygrała konkurs.
— To jeden z obszarów, który pojawił się w koncepcji. Może w przyszłości będzie to telewizja kablowa? Telewizja internetowa miałaby kilka obszarów działalności. To przede wszystkim promocja działań kulturalnych ośrodka. Po drugie, promocja miasta i gminy Bisztynek. Po trzecie, relacje z wydarzeń i reportaże, choćby o ciekawych ludziach, których już poznaję. Chcielibyśmy zaangażować ich do działań naszego ośrodka. Telewizja ma przekazywać informacje o nich. Pośrednio też posłuży edukacji młodych osób, które będą mogły poznać arkana fachu dziennikarza, montażysty, operatora. Najważniejsze dziś, w czasie epidemii, jest to, że taka telewizja jako jedyna umożliwiałaby odbiór wydarzeń i informacji. Nie wiemy przecież, jak długo jeszcze obecna sytuacja potrwa.

— Taką próbą były przekazy on line z Zaduszek Muzycznych i Święta Niepodległości. To o takie wydarzenia panu chodzi?
— Tak. Teraz przygotowujemy niespodziankę na 6 grudnia i koncert wigilijny w połączeniu z jasełkami. Nowy sprzęt jest jednak konieczny. Na razie robimy to na sprzęcie własnym i często w domu. Tu jest zbyt słabe łącze internetowe. To też będziemy zmieniać. Kiedy biorę się za coś, to zaraz wychodzi jakiś niedostatek, który trzeba poprawić. Musimy jak najszybciej skomputeryzować ośrodek, bo przecież może się okazać, że tylko takie formy działania będą możliwe.

— Zakładajmy jednak optymistyczny scenariusz. Kiedy skończy się epidemia, to wszystkie działania ośrodka będą chyba stacjonarne?
— Oczywiście, że tak. Nic nie zastąpi atmosfery panującej w sali widowiskowej, czy podczas koncertu oglądanego na żywo w plenerze. Nie oznacza to jednak, że zrezygnujemy z działań on line, bo to ułatwia dostęp do kultury tym, którzy z jakichś powodów nie mogą do nas przyjść. Być może też przekona to jednak ludzi, aby skorzystać z naszej oferty na żywo. Obejrzą coś w internecie, a potem przyjdą.

— Jest pan komendantem Hufca ZHP w Bartoszycach. Czy funkcja dyrektora ośrodka kultury nie powoduje konieczności zrezygnowania z przewodzenia lokalnym strukturom harcerskim?
— Zostając dyrektorem ośrodka musiałem "pozbyć się" funkcji, które pełniłem w Chorągwi Warmińsko-Mazurskiej ZHP, a które związane były z odpowiedzialnością materialną. Zrezygnowałem więc z funkcji zastępcy komendanta chorągwi. Funkcja komendanta Hufca ZHP jest natomiast społeczna i stricte wychowawcza. Musieliśmy jedynie dokonać kilku zmian organizacyjnych, ale moja rezygnacja nie była konieczna. Zresztą burmistrz Bisztynka nie widzi przeszkód, abym nadal pełnił tę funkcję. Wykonuję ją po godzinach pracy, w czasie wolnym. Zresztą ta moja działalność to pewna wartość dodana, bo nie jest to w żadnej mierze konkurencja dla działań ośrodka kultury, a wręcz przeciwnie. Komendantem będę jeszcze przez trzy lata i na tym zakończy się moja druga kadencja. Potem nie mogę kandydować.

— Widzę tu pewne zagrożenie. Kontrakt w ośrodku to też trzy lata. Może pan po tym czasie zostać na lodzie.
— No tak (śmiech), ale wtedy będą wybory na naczelnika ZHP w kraju. Może trzeba będzie spróbować (śmiech). Oczywiście żartuję, nie zamierzam w nich brać udziału. Jakoś to będzie.

— Dobrze się pan czuje w nowej roli? Załoga ośrodka kultury jest doświadczona. Niektóre z pań mogłyby być pańskimi matkami. Jak chce pan sobie radzić z różnicą pokoleniową?
— Wiedziałem, że pan o to zapyta. Już raz to przeżyłem, kiedy jako 19-latek zostawałem komendantem hufca w Bartoszycach. Grono instruktorskie, z którym przyszło mi pracować, to byli ludzie na emeryturach lub blisko emerytur. Nauczyłem się pracy z nimi. Umiem słuchać ludzi. Nie jestem też osobą, która da się zmanipulować. Kadra ośrodka przyjęła mnie bardzo otwarcie. Oczywiście obawiałem się tego przyjęcia, bo to nowa rola, nowy przełożony. Myślę jednak, że będzie się nam dobrze pracowało. Staramy się zachować proporcje pomiędzy wiekiem, ale i naszymi funkcjami oraz podległością służbową. Okazujemy sobie wzajemny szacunek. Czuję się tu dobrze. Wkroczyłem w coś, co funkcjonuje, a nie w coś, co trzeba budować od nowa.

Andrzej Grabowski

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Mieszkaniec #3014362 | 5.184.*.* 30 lis 2020 10:19

    Warto zainwestować w siłownię, nie ma gdzie w Bisztynku rozwijać mięśni, poprawiać kondycji.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz