Tak szybko odchodzą. Zostaje ból

2020-11-03 18:16:33(ost. akt: 2020-11-03 18:30:14)

Autor zdjęcia: Pixabay

Gdy ktoś nas opuszcza, coś w nas pęka. Wtedy budzi się wiele pytań, na które nie potrafimy znaleźć odpowiedzi. Nauczmy się kochać ludzi, wybaczać, cieszyć się z ich obecności, bo za chwilę może ich już nie być wśród nas...
EWELINA KOWALSKA
Ma 38 lat, po raz pierwszy ze śmiercią zetknęła się w wieku 9 lat, gdy w wypadku w pracy zginął jej ojciec. Dla małego dziecka była to sytuacja trudna i niezrozumiała.

Obrazek w tresci

— Pamiętam tylko płacz i trumnę ustawioną z tatą w dużym pokoju — wspomina. — Bałam się podejść do trumny. Mama tłumaczyła mi, że tata poszedł do nieba i że już nigdy go nie zobaczę. Nie rozumiałam, dlaczego nie ma go przy nas, dlaczego już nigdy nie będzie się ze mną bawił czy uczył jeździć na rowerze. Było mi smutno, bałam się go dotknąć. Najtrudniejszym momentem był pogrzeb i moment, kiedy trumnę spuszczano do grobu. Byłam w szoku, krzyczałam i pytałam mamę, dlaczego go zakopują. Przez długi okres po pogrzebie miałam traumę, płakałam, bałam się sama zasypiać i wychodzić po zmierzchu na podwórko. Towarzyszył mi też ogromny strach, że i mama może umrzeć... Przez całe dzieciństwo i młodzieńcze lata bardzo brakowało mi taty, jego wsparcia, pomocy. Z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których ojcowie podwozili je do szkoły, jeździli z nimi na wycieczki i pomagali wykonywać skomplikowane prace techniczne. Tęsknota za tatą była duża. Zawsze, kiedy miałam jakiś problem, pojawiałam się przy grobie i rozmawiałam z nim w myślach. W dzień swojego ślubu rano pojechałam na cmentarz, by z nim "porozmawiać". Mówiłam mu, że jest mi przykro, że nie będzie ze mną w tym wyjątkowym dniu, że nie poprowadzi mnie do ołtarza i nie zatańczy ze mną. Do dziś, gdy wspominam swojego tatę, łzy mi napływają do oczu. Niewiele mam wspomnień z nim, ale co roku w dzień zmarłych siadamy z mamą, moim mężem i dziećmi, otwieramy album ze zdjęciami i wspominamy.

ANDRZEJ GRABOWSKI
Cztery lata temu w wypadku samochodowym w okolicach Bartoszyc stracił swojego najmłodszego syna Artura. Młodzi ludzie wracali z dyskoteki nad ranem, w aucie było 4 osoby. Trzy zginęły na miejscu zdarzenia. Artur miał zaledwie 20 lat, wiele planów i marzeń na przyszłość. Jego nagła śmierć była szokiem dla całej rodziny.

Obrazek w tresci

— Jestem dziennikarzem i otrzymuję powiadomienia o wypadkach. Tak było i tym razem. Napisałem tekst do internetu, ale poczułem dziwny niepokój, bo mój syn jeszcze nie wrócił do domu — opowiada. — Zadzwoniłem do oficera prasowego, żeby dowiedzieć się, skąd są ofiary wypadku. Oddzwonił po chwili i przekazał mi informację, że wśród ofiar jest mój syn. Usiadłem do komputera, dopisałem, że zginęły trzy osoby, a jedną z nich jest syn niżej podpisanego. Obudziłem żonę, obdzwoniłem rodzinę. Jakiś czas później zobaczyłem przez okno, że idzie do nas dwóch policjantów, aby zawiadomić nas o śmierci syna. Jednak ta informacja nie docierała do mnie, skupiony byłem na wykonywaniu zadań. Najgorszym momentem był dla mnie dzień, kiedy poszedłem na cmentarz, żeby wybrać miejsce pochówku syna. To było coś, co mnie totalnie rozkleiło, bo uświadomiłem sobie, że wybieram miejsce, gdzie spocznie mój syn. Nie ma nic gorszego w życiu niż stracić dziecko. Pytałem siebie, Boga, dlaczego właśnie on? Nie jest tak, że pogodziłem się ze stratą dziecka, ja tylko przyzwyczaiłem się do bólu, który będzie mi towarzyszyć do końca moich dni. Każdego 21 dnia miesiąca przeżywam miesięcznicę jego śmierci i mam "dołek". Siadam, biorę do ręki zdjęcie i płaczę... Artur był pogodnym, dobrym człowiekiem. Chciał być ratownikiem medycznym, dostał się na studia, całe życie było przed nim. Pamiętam dzień jego narodzin, bo choć urodziło mi się troje dzieci, to przy jego narodzinach byłem. To ja przecinałem mu pępowinę i widziałem go pierwszy. Często oglądam zdjęcia i filmy nagrane z różnych uroczystości rodzinnych i szkolnych. Na jednym z filmików Artur recytuje wiersz z okazji Dnia Matki, mówi, że gdy już będzie dorosły, to zaopiekuje się mamą... W takich chwilach nie umiem powstrzymać łez. Publikuję też zdjęcia na portalach społecznościowych. Dzielę się swoim bólem, bo wtedy jest go jakby mniej. Wracam do wspomnień, bo to taka moja forma przeżywania bólu. Tęsknota jest ogromna, jednak jestem wdzięczny za to, że Artur był ze mną te 20 lat.

ANNA PIĄTKOWSKA
Nie pamięta swojej mamy, bo zmarła, gdy dziewczynka miała 7 miesięcy. Okazało się, że miała tętniaka w głowie. Wybuchł jak bomba i zabił 26-latkę. Zna ją tylko ze zdjęć i opowieści rodzinnych.

Obrazek w tresci

— Nie pamiętam mamy i nie mam żadnych wspomnień z nią związanych — mówi Anna. — Ale i tak jest mi bardzo smutno, że nie dane nam było się poznać. Dopiero, kiedy sama zostałam matką, zrozumiałam, jak ważna jest obecność matki w życiu dziecka. Lubię przychodzić na grób mamy i z nią rozmawiać. Opowiadam jej o radościach i smutkach, o swoich sukcesach a czasem o codziennym życiu. Po takich "rozmowach" zawsze czuję się lepiej, jestem spokojniejsza. Żałuję, że nie pamiętam, jak mnie tuliła, nie pamiętam jej zapachu i głosu. Ze swoją córką spędzam wiele czasu, chcę być w jej życiu. Spieszmy się kochać ludzi, bo jak już odejdą, to nic nam ich już nie przywróci.


JOANNA KARZYŃSKA
W ciągu ostatnich lat straciła 4 najważniejsze osoby.

Obrazek w tresci

— Mieszkałam we Włoszech, gdy jeden telefon zmienił moje życie — opowiada. —Okazało się, że mój brat, który mieszkał na Cyprze, zmarł nagle na zawał. Miał 39 lat i był człowiekiem, którego nie sposób było nie lubić. Dusza towarzystwa, pełen pozytywnej energii, osoba, która z każdej sytuacji potrafiła znaleźć wyjście. I nagle go nie ma. Pierwsza rzecz to próba dodzwonienia się, niestety telefon milczy, a skype nie odpowiada. Najgorsze, że dzieli cię 2000 kilometrów. Telefon do mamy, ona już wie, jest załamana. W ciągu kilku godzin spakowałam się i przyleciałam do Polski. Niestety, ciała z zagranicy nie da się sprowadzić w ciągu kilku godzin. Potrzeba wielu dokumentów i rozmów. Dzwonię do ambasady, proszę o pomoc, bo nigdy nie miałam do czynienia ze ściągnięciem ciała z zagranicy, ale tam pani informuje mnie, że, jak nie mam pieniędzy, to oni mi nie mogą pomóc. Wyję z bólu po śmierci brata, ale muszę być twarda, bo rodzice są załamani i ktoś musi załatwić formalności. Po dwóch tygodniach ciało brata ląduje w Polsce. 20 grudnia jest pogrzeb, a 4 dni później zasiadamy do wigilijnego stołu. Nie jesteśmy w stanie składać sobie życzeń, bo każdy z nas w gardle ma dławiącą gulę, a po twarzy płyną łzy. Od śmierci Artura mama zaczyna chorować, mówi o śmierci.
Pojawia się iskra w tunelu smutku, bo zachodzę w ciążę. Niestety, w trzecim miesiącu tracimy dziecko. Kolejny raz wydaje mi się, że nie będę w stanie udźwignąć straty. Wydaje mi się, że nic gorszego nie może mnie spotkać. Jest we mnie tyle żalu, bólu i poczucia niesprawiedliwości. Dlaczego? Pytam Boga coraz częściej, lecz nie odnajduję odpowiedzi. Wracamy z mężem na stałe do Polski, bo rodzice coraz bardziej chorują i nie dają sobie rady. W końcu mama trafia na stół operacyjny, ma amputowane palce u nogi. Tego samego dnia tata nie jest w stanie wstać z łóżka i trafia do szpitala. W szczycieńskim szpitalu na drugim piętrze leży tata, a na pierwszym mama. Wychodząc ze szpitala, nie jestem w stanie powstrzymać łez. Po trzech miesiącach tata umiera. Niestety, nie mam czasu przeżywać żałoby, bo mama jest również w złym stanie. Kilka miesięcy później okazuje się, że mama ma nowotwór piersi. Umiera 8 miesięcy po tacie. Nagle zostaję tylko z mężem. Nie ma już tych, których kochałam najbardziej. Zostają zdjęcia i wspomnienia. Ale one tak bardzo bolą. Cisza i pustka w domu. Świadomość, że już ich nigdy nie zobaczę, i że nie ma ich przy mnie jest okrutna. Kiedy odwiedzam ich na cmentarzu, nie mogę powstrzymać łez. Czas nie leczy ran, a tęsknota nie mija.

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Prawdziwe #3000895 | 37.30.*.* 4 lis 2020 09:59

    Kiedyś ŚP.już duchowny powiedział:" wszystkim wydaje się ,że śmierć jest za górami, za lasami, a ona jest bardzo blisko nas, za naszymi plecami". Czy COVID-19 musi mieć tylu sprzymierzeńców po swojej stronie barykady, którzy wspierają go brakiem poszanowania podstawowych zasad wzajemnej ochrony człowieka przez człowieka, jest to tylko prawidłowe noszenie maseczek i zachowanie dystansu.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Ktoś łądnie napisał: #3000750 | 178.235.*.* 3 lis 2020 19:44

    "Śmierć jest snem bez snów".

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. TRUDNE PRZEŻYCIA #3000747 | 5.174.*.* 3 lis 2020 19:25

    LUDZKIE DRAMATY , A LUDZIE NADAL SIĘ OKALECZAJĄ

    odpowiedz na ten komentarz