„Rozmowy o książkach” z Janem Regulskim

2020-12-08 16:35:00(ost. akt: 2020-12-08 16:44:29)
Jan Regulski to człowiek aktywny, który żyje pełnią życia. Jest autorem siedmiu książek, związanych z działdowszczyzną. I właśnie o nich będziemy rozmawiać w nowym cyklu ,,Gazety Działdowskiej" - „Rozmowy o książkach” z Janem Regulskim.
Jest pan autorem 7 książek związanych głównie z Ziemią Działdowską, która w bieżącym roku obchodzi swoje stulecie. Wiemy, że pierwsza nosi tytuł „O Żeromskim, Mazurach i Działdowie”. Czy twórca „Przedwiośnia” miał jakiś związek z naszym miastem?
— Pisarz brał udział, jak 140 naszych rodaków w plebiscycie na Warmii i Mazurach i Powiślu w 1920 r., który przegraliśmy, gdyż rząd polski w nim nie uczestniczył ze względu na przygotowania do odparcia najazdu bolszewików. Mimo to Ziemię Działdowską otrzymaliśmy dzięki decyzji podjętej w Wersalu w 1919 r. Formalne przekazanie nastąpiło 18 stycznia 1920 r. W powiecie działdowskim mieszkało wówczas 9140 Mazurów. O ich historycznych związkach z Polską, także o plebiscycie, licznych fałszerstwach pisał Żeromski w kilku omawianych w niniejszej pracy utworach publicystycznych. Interesował się zatem jako człowiek i jako pisarz problematyką mazurską. W dwudziestoleciu międzywojennym Działdowo nazywane było Piemontem sprawy mazurskiej ze względu na przeogromną pracę, jaką wykonali dla ich dobra opisani „cieszyniacy”, warszawiacy, czy miejscowi patrioci.

— Dlaczego tak dużo miejsca poświęcił pan omówieniu problematyki „Przedwiośnia”? Czy jest to najlepsza powieść Żeromskiego?
— Jest to na pewno książka wciąż czytana, głęboko patriotyczna, jej pozytywnych bohaterów cechuje nawet „defekt polskości”. Próbują też nie przez gwałt, a przez miłość tworzyć sprawiedliwość, postęp, „szklane domy”, wykorzystując do realizacji wspólnego dobra również rozum. Cenią także patriotyzm pracy. Żeromski jest w tej powieści, jak siebie wcześniej nazywał, romantykiem w kapeluszu pozytywisty, podziela pogląd Józefa Piłsudskiego: romantyzm w celach, pozytywizm w środkach. Jego zdaniem wykorzystywanie obu idei mogłoby przyspieszyć pokonanie wielu przedwiosennych trudności.
Żeromski ukazał w powieści właśnie trudne polskie przedwiośnie, lata 1918 – 1924, kraj zniszczony przez 123 lata niewoli i wojnę z bolszewikami w 1920 r. Dzięki odniesionemu zwycięstwu obroniliśmy niedawno odzyskaną niepodległość, ale szli na nią „wszyscy, wszyscy jak na bal, jak na zamiejską wycieczkę”, by „walczyć z najeźdźcą, który kraj zamienia w ruinę”. Patriotyczny czyn niemal całego narodu przyczynił się do odparcia agresywnego najazdu, ale mimo to znalazła się grupa partyjnych demagogów, komunistów, różnych „tasiemców”, „bzikologów”, „płazów”, „głowaczy”, którzy w tej wojnie stanęli po stronie bolszewików. Zdaniem pisarza w tym trudnym przedwiośniu „praca ducha polskiego tak wielka w nocy niewoli (…) nie poruszyła jeszcze całego swego ogromu”, by skuteczniej umacniać odzyskaną niepodległość. Szymon Gajowiec pracuje nad tym, by „idee warszawiaków”, którzy budzili rodaków „ze snu niewoli”, wdrożyć w czyny. Pisze więc książkę zawierającą program tworzenia potrzebny Polsce „na gwałt”, by nie dopuścić do działalności destrukcyjnej, którą symbolizują w powieści komuniści. Żeromski swoją powieścią pragnął przyspieszyć nadejście wymarzonej „wiosenki” naszej. Jest to w sumie mądra książka zawierająca wezwanie „do życia odpowiedzialnego”, także dlatego pragnąłem zachęcić mieszkańców naszej małej ojczyzny do jej przeczytania.

— A co jeszcze może zainspirować działdowian do przeczytania pańskiej książki?
— Wiele ciepłych słów poświęciłem działaczom zmieniającym oblicze Ziemi Działdowskiej, tworzącym szkoły, miejsca pracy, wspólnotę, którym miłość, dobro wspólne były bliższe niż nienawiść czy egoizm partyjny. Opisałem m. in. zasługi Józefa Biedrawy i jego żony Emilii Sukertowej-Bierdawiny, działalność Karola Małłka i Związku Mazurów. Nieco więcej miejsca przeznaczyłem dla Hieronima Skurpskiego, który był działaczem mazurskim, ale który podobnie jak twórca „Przedwiośnia” zachwycał się w swoich obrazach pięknem ciała kobiety. Podzielał zapewne ów pogląd, że aby je opisać lub namalować bezbłędnie należałoby móc wdrapać się na następny Ararat. Mimo to obaj próbowali zdobyć ów szczyt. Wspomniałem też o osiągnięciach sportowych Wilhelma Kornalewskiego i pracy dla dobra dzieci i młodzieży Alojzego Lipińskiego.

— A dlaczego do opisu wybitnych działaczy mazurskich włączył pan informacje o swoim Liceum Ogólnokształcącym?
— W budynku z 1935 r. mieściła się bowiem nie jedna, a gromada szkół średnich, które po wojnie służyły Polsce będącej w niewoli. Oprócz LO prowadziły w nim działalność: Technikum i Liceum Ekonomiczne, Liceum Zawodowe, Liceum Medyczne. W soboty od godziny 15:00 do 20:00 i w niedziele od godziny 8:00 do 14:00 uczyli się słuchacze semestrów zaocznych: Liceum Ekonomicznego, Średniego Studium Ekonomicznego i Policealnego Studium Zawodowego. We wtorki i czwartki w godzinach 15:00 do 20:00 zdobywali wiedzę uczniowie Liceum Ogólnokształcącego dla Pracujących. W przedwojennym budynku uczyło się zatem okresami od 1200 do 1500 uczniów, a w latach 1961 – 1983 ukończyło je 9579 absolwentów. Tak rozumieliśmy realizację idei pracy u podstaw w sytuacji, gdy obaj okupanci wymordowali nam blisko połowę rodaków wykształconych.