Józef Grzeszczuk. Sołtys, który łączył ludzi

2020-11-01 12:10:23(ost. akt: 2020-10-30 13:21:23)
Józef Grzeszczuk

Józef Grzeszczuk

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Jest takie zdjęcie, na którym jest przebrany za szeryfa. W kapeluszu, kamizelce, chuście, z uśmiechem pod wąsem. Wypisz-wymaluj postać z westernu. Ten dobry bohater. Chociaż we wspomnieniach tych, którzy go znali, był skromny i nie lubił rozgłosu.
Można powiedzieć, że był osobą trochę niepasującą do obecnych czasów. Na pewno nie był człowiekiem — według obecnych kryteriów — do zaszczytów i nagród. Józefa Grzeszczuka, wieloletniego sołtysa z Gronit, wspomina Zbigniew Kukuć, jego wieloletni przyjaciel i sołtys Naterek.
— Był człowiekiem szlachetnym i nie godził się z panoszącym egoizmem, prywatą, cynizmem i postawami roszczeniowymi. Teraz zbyt rzadko wymienia się takie cechy, jak uczciwość, prostolinijność, wiarygodność, bezinteresowność, życzliwość czy zwykłe poświęcenie dla innych. Józef te wszystkie cechy posiadał — podkreśla sołtys Kukuć.

Józef Grzeszczuk urodził się w 1951 roku na Pomorzu. Na początku lat osiemdziesiątych przeprowadził się z rodziną na Warmię — prosto do Gronit, które szybko stały się jego ukochanym miejscem na świecie. Błyskawicznie zdobył uznanie i przyjaźń mieszkańców Gronit i okolic. Już rok po zamieszkaniu w tej pięknej wsi został wybrany jej sołtysem i pełnił tę funkcję — nieprzerwanie — przez 26 lat. Przez wszystkie te lata dał się poznać jako człowiek dbający o dobro wspólne tak samo jak o własne.

Tak przed rokiem na naszych łamach wspominał przyjazd na Warmię: — Kiedy w 1982 roku przyjechałem z rodziną na Warmię, tutejsi mieszkańcy zaskoczyli mnie swoją sumiennością i byli bardzo otwarci na pomoc drugiemu. Szybko przyjęli nas jak swoich. Kiedy kupiliśmy nowy ciągnik i był jeszcze na dotarciu, ze wsi przyjechały aż cztery ciągniki i zaorały nam pole. Pole przygotowali nam nawet pod zasiew .

Wiele rodzin, które znał, wyjechało za zachodnią granicę. Czy było mu żal?
— Na pewno — odpowiadał. — Sąsiedzi otwarci byli na nasze potrzeby, a my na ich. To było wzajemne uzupełnianie się. Takie relacje nie zdarzają się często nawet w rodzinach.

Kontakty ich rodzin trwają do dziś. Kolejne pokolenie spotyka się raz w Polsce, raz w Niemczech, aby dzielić się nie tylko wspomnieniami.
— Przez ponad trzydzieści lat był aktywnie zaangażowany w organizację meczów piłkarskich Polska-Niemcy w Naterkach z udziałem naszych przyjaciół z niemieckiego Rietberga — mówił podczas ostatniego pożegnania Jan Kasprowicz, wójt gminy Gietrzwałd. — Nadmienię, że po jego śmierci nadeszły stamtąd piękne słowa współczucia.

Na pogrzebie nie zabrakło również delegacji z tego partnerskiego miasta. Stowarzyszenie Gronit Garian, którego był współzałożycielem, na szarfie przyczepionej do pogrzebowego wieńca napisało: Józkowi, który łączył ludzi…

Taki właśnie był. Kiedy trzeba było, jako sołtys interweniował, załatwiał, prosił. Po jego działalności pozostało we wsi wiele rzeczy materialnych, ale i dobra. W internecie można odnaleźć artykuły z gazet, gdzie, kiedy trzeba było, wstawiał się za mieszkańcami i ich interesami. Tak było m.in. wówczas, kiedy mieszkańcy Dajtek mieli „dość” kierowców z Gronit, którzy dojeżdżali do swoich domów, przez ich osiedle. Cieszył się, kiedy jego miejscowość otrzymała nagrodę w konkursie „Czysta i piękna zagroda — estetyczna wieś”, zorganizowanym przez Związek Gmin Warmińsko-Mazurskich.
— To olbrzymi sukces wszystkich mieszkańców — podkreślał dumny sołtys. — Okazało się, że Gronity to pracowita wieś i ten fakt został zauważony.

— Dla mnie, jeżeli chodzi o kontakt z ludźmi, to niedościgniony wzór — wspomina Dorota Grzeszczuk, jego córka. — Zawsze otwarty, z poczuciem humoru, życzliwy, cierpliwy. Potrafił rozmawiać z każdym, niezależnie od statusu, wykształcenia, poglądu politycznego czy wyznania. Co ważniejsze, potrafił też słuchać, szanował rozmówcę. Gdy o coś pytał to nie ze zwykłej uprzejmości, ale dlatego że był prawdziwie zainteresowany. Gdy podejmował decyzję, to zawsze z rozwagą, cenił rozmowę, dyskusję, wspólnie wypracowane stanowisko. Czasem mówił, że nawet dobrze jest się pokłócić, powiedzieć, co się naprawdę myśli, bo wtedy wiadomo, gdzie leży problem i można próbować go rozwiązać.

To dlatego ludzie obdarzali go zaufaniem, lubili go i szanowali. Gdy był sołtysem, zawsze zależało mu na tym, żeby tworzyć dobrą atmosferę, żeby ludzie mieli okazje się spotkać, zintegrować, bo uważał, że tylko wtedy będą tak naprawdę identyfikowali się z miejscem, w którym żyją. Czy w rodzinie, czy w swojej pracy społecznej zawsze stosował zasadę: najpierw praca, potem zabawa.

Bardzo cenił tak zwane czyny społeczne. Rzucał hasło, że trzeba naprawić drogę, posprzątać plac zabaw itd., organizował sprzęt, materiał, sam wsiadał na ciągnik i zawsze był pierwszy do pracy, dawał dobry przykład i to chyba przyciągało ludzi. Przychodzili, a nawet zabierali ze sobą sąsiadów. Zresztą „kiedy Józek poprosił, to trudno było odmówić”. Przy tym zawsze było wesoło, rozmowy przy pracy i po pracy, na zakończenie ognisko. To właśnie wtedy ludzie się poznawali, zaczynali mówić sobie po imieniu. Józek łączył…
— Był współzałożycielem stowarzyszenia Garian w Gronitach — wspomina Dorota Grzeszczuk. — Taka forma współpracy odpowiadała mu bardzo. Czuł, że tworzy się coś dobrego z ludźmi i dla ludzi. To dawało mu radość i satysfakcję. Miał w sobie dużą potrzebę docenienia pomocy, jaką otrzymywał w swojej pracy od ludzi. Jako sołtys czy wiceprezes Garianu zawsze pamiętał o dyplomach, listach gratulacyjnych czy zwykłych podziękowaniach dla mieszkańców, sympatyków, instytucji, sponsorów — wylicza córka.

I dodaje: — Tworzył nawet rokrocznie taką listę, na której wpisywał wyróżnionych, żeby o kimś nie zapomnieć. Zawsze powtarzał, że to jest ważne, że za okazane wsparcie i pomoc trzeba podziękować. Chyba stąd zrodził się zwyczaj, że podczas corocznego święta Gronit zawsze był moment na podziękowania oficjalne, ale też na „Róże wdzięczności”. Kupowane były kwiaty i każdy mógł zgłosić kogoś, komu należy podziękować. Jakiemuś dobremu sąsiadowi czy dobrej koleżance. Tata wiedział, że to buduje dobre relacje i cementuje wspólnotę.

Okres sołtysowania Józefa Grzeszczuka przypadł na trudny czas lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W Gronitach nie było żadnej infrastruktury, a drogi gruntowe — błotniste. Jak on to robił? Skąd znajdował chęci, pomysły? Przecież wówczas nie było zakładów komunalnych, spółek, firm którym można coś zlecić.
— Kiedy potrzebny był spychacz, prosił w PKP, aby wybudować wodociąg we wsi, zebrał ludzi — opowiada Dorota Grzeszczuk. — Założyli komitet budowy, zbierali pieniądze i z gotowym pomysłem zwrócili się do gminy. Obca mu była postawa roszczeniowa, że coś mu się należy. Zawsze wolał działać, niż czekać, aż ktoś zrobi to za niego. Trudności traktował jako sprawy do załatwienia, a nie jako problemy. Uważał, że własnym wysiłkiem i z pomocą dobrych ludzi znajdzie się rozwiązanie. Nie skupiał się na przeciwnościach, brakach tylko brał się do pracy. Często mówił, że najważniejsze to zacząć, a potem... jakoś to będzie.

Wojciech Kosiewicz


***

Dołącz do nas!

"Maseczka to znak solidarności". To nasza kampania społeczna związana z koronawirusem. Zachęcamy wszystkich do wysyłania zdjęć w maseczkach! Będziemy je publikować na gazetaolsztynska.pl i w Gazecie Olsztyńskiej. Nie dajmy się zarazie. Żyjmy normalnie, ale "z dystansem".

Zdjęcia wysyłajcie (imię, nazwisko, miejscowość i ewentualnie zawód) na maila:
redakcja@gazetaolsztynska.pl




Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. katalina #3000686 | 178.36.*.* 3 lis 2020 17:36

    piękny życiorys

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz