Mateusz Kilanowski: Przez cały konkurs nie zakładałem, że wygram [ROZMOWA]

2020-10-31 18:10:23(ost. akt: 2020-10-30 13:47:18)
Mateusz Kilanowski, zwycięzca I edycji Supercars Mirror Racing

Mateusz Kilanowski, zwycięzca I edycji Supercars Mirror Racing

Autor zdjęcia: Konrad Poświata

Ma 22 lata, prawo jazdy od 16. roku życia, jeździ porsche, studiuje w Krakowie, a pochodzi z Olsztyna. Rozmawiamy ze zwycięzcą pierwszej edycji Supercars Mirror Racing — Mateuszem Kilanowskim.
— Cieszysz się, że wziąłeś udział w projekcie?
— Bardzo się cieszę, bo nagroda, jak na polskie warunki, jest naprawdę bardzo atrakcyjna (możliwość odbycia kursu wyścigowego za kierownicą Aston Martina Vantage GT4 — red.). Zobaczymy, jak wpłynie na to koronawirus. Mam nadzieję, że wszystko się uda i nic nie przepadnie.

— Skąd twoja pasja do motoryzacji?
— W zasadzie od małego miałem w rodzinie szybsze samochody. Brat jeździł w rajdach, był wicemistrzem Polski w swojej kategorii. Od dziecka jeździłem na eventy motoryzacyjne i rajdy. Złapałem bakcyla, nie dało się inaczej (śmiech).

— Czym jeździsz na co dzień?
— Porsche 911 Turbo S. Ale po zmianie pogody trzeba się będzie przesiąść w porsche Cayenne.

— Miałem pytać o ulubioną markę, ale to chyba formalność...
— Oczywiście Porsche, ale może w przyszłości jakieś Lamborghini? Na pewno mówimy o dalszej przyszłości. Moje Porsche 911 ma 2,6 s. do setki, więc pokonuje wszystkie modele Lamborghini. Byłem zafascynowany Aventadorami czy Huracanami, ale nadszedł czas, gdy Porsche określa się mianem „supercars killer”. Aventador jest dwa razy droższy od 911, a o 0,3 s. wolniejszy.

— A twoje pierwsze auto?
— Mini Cooper. Dziś już dosyć popularne na naszych drogach i bardzo mile je wspominam. To taki mały gokart. Jest sztywny, mały, idealny do miasta, bo wszędzie zaparkuje.

— Jak się dowiedziałeś o projekcie Supercars Mirror Racing?
— W internecie znalazłem filmik zgłoszeniowy, choć samą markę Supercars Mirror znałem trochę wcześniej. Pomyślałem, że to fajna inicjatywa i coś, czego jeszcze w Polsce nie było. Znajomi pomogli mi nagrać filmik.

— W swoim filmie zgłoszeniowym lecisz awionetką. Skąd ten pomysł?
— Kręciliśmy to na Dajtkach. Awionetkę pożyczyliśmy od znajomego. To było na zasadzie Jamesa Bonda. Ląduję, przesiadam się w samochód i mówię: „Nadchodzę” (śmiech).

— Zaskoczyło cię coś w finale? Może sam tor kartingowy?
— Chyba to, że dostała się do niego dziewczyna, która była tak dobrym rywalem, że niejeden facet wpadłby w kompleksy (śmiech). W grupie finałowej mieliśmy kilka dziewczyn, ale w ścisłym finale została tylko Iga. Jestem z siebie dumny, że nie dało się tego w żaden sposób oszukać. Wszystko było pokazane czarno na białym, co do setnych sekundy. I nie było między nami dużych różnic, bo rzędu sekund, pół sekundy.

— Konkurencja była mocna przez cały czas? Czy dopiero w finale poczułeś oddech na plecach?
— Przez cały konkurs, poczynając od Toru Poznań, nie zakładałem, że wygram. Podszedłem do tego na zasadzie świetnej przygody. Oczywiście starałem się uzyskiwać, jak najlepsze wyniki, ale bez spięcia i mówienia sobie, że muszę wygrać za wszelką cenę. Lepiej się mile zaskoczyć niż niemile rozczarować.

— Karting był dla ciebie nowością?
— Na torze kartingowym byłem ostatni raz jako dziecko. Fanem kartingu nie jestem, ale ten symulator i gokarty driftowe były kompletną nowością. Dzięki temu mieliśmy wszyscy równe szanse. Praktycznie każdy mierzył się z takim torem po raz pierwszy. Gokarty były dodatkowo obciążane, więc naprawdę można czuć dumę ze zwycięstwa. Mimo wszystko byłem trochę cięższy od przeciwniczki (śmiech).

— Masz już jakieś plany po kursie Aston Martinem i ewentualnym uzyskaniu licencji?
— Jeszcze nie wiem, bo czekam na realizację. Na pewno da mi to sporo w kwestii obycia z samochodem. Jeżdżenie po torze bardzo dużo daje, odblokowuje głowę. Można tam trochę poszaleć i zrobić to, czego nie robimy na drogach publicznych. Zawsze kręciły mnie motoryzacyjne sprawy, ale tak szczerze, to nie wiem, czy się tym zajmę. Może uzyskując licencję, faktycznie zacznę startować w zawodach i zacznę nową przygodę?

Paweł Jaszczanin


***

Dołącz do nas!

"Maseczka to znak solidarności". To nasza kampania społeczna związana z koronawirusem. Zachęcamy wszystkich do wysyłania zdjęć w maseczkach! Będziemy je publikować na gazetaolsztynska.pl i w Gazecie Olsztyńskiej. Nie dajmy się zarazie. Żyjmy normalnie, ale "z dystansem".

Zdjęcia wysyłajcie (imię, nazwisko, miejscowość i ewentualnie zawód) na maila:
redakcja@gazetaolsztynska.pl




Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl