Pliskowy skarb

2020-09-12 12:00:00(ost. akt: 2020-09-13 08:29:26)

Autor zdjęcia: archiwum

GAWĘDY KLIMKA Z DYBZAKA || Widzita, tak to wej je, znowuj wrzesień rzekł Klimek, popijając kuch ze ślwikami lipową arbatą. Dzisiaj wej w kalendarzu je akuratnie święty Idzi, w ten wej to już kłosa na polu nie widzi. jak wej byliśwa jeszcze tylkimi szurkami to wej zara po żniwach lataliśwa na bosaka po rżysku zbierać kłosy, kto zebrał więcej był kłosowym królem...zawdy wieczór jak nóm babusia szorowała kopyle to szczypało jakby kto żgał szpilkami. Zara po żniwach pługi ostrymi lomszami podarły rżysko i wtedy zapachniało jesienią. Ostatnio dałem się znowuj do Roberta Pliska coby sobie u niego obzrogować miodu, bo ma parę koszków z pszczołami, a na jsieni to i kruszków co wiszą na wielgachnej sztamie pełnej klapsów. Kiedym wej do niego zajechał, siedział przy furtce na szymlu, a kiele stolika stojało parę letników i tykało ślinkę. Na szalkowej wadze z jednej strony leżała miska pełna klapsów z drugiej dwufuntowy funsztyk. Kruszki szły widać jak woda, bo pienióchy rozpierały już feste pliskową kieszeń w buksach. Kiedym wej już dobrze się przyjrzał onej sztamie obaczołem, że na gałęzi przyfestowane są takie małe wietraczki. Plisek wyklarował mi beszeid po co takie cudactwa tamój przyhaczoł. Zrazu, widzisz wej, gadał Plisek, na pachtę przylatywały całe rzęgawy gapów, kawków i szpaków coby potrachterować się moimi klapsami. Zrazu myślałem, że zeźrą wszystko do cna. Flity wej nie trzymóm to ni mogę rypnąć nawet na postrachale za to przyjechał do nas wnuczek i w Lipach naukpał wiatraczków więc kiedy przysliśwa już nazad z odpusty i obaczoł to ptasie latajstwo, wlazł fatko na sztamę i przefestował na gałęziach one wietraczki. Skrzydlatych rojbrów jakby klempa zlizała i móm już spokój. A z tą wielgachną sztamą to wej było tak: Raz kiedy bołem jeszczez podśwniciakiem, gadał dalej Plisek, pałetałm się po sadku tamój i nazad. Ojciec mnie zrazu obsztorcował, potem równak się udobruchał i rzekł: Słyszałem, że w tym miejscu gdzie rosną fefermence zakopany jest skarb, weź eno szpadę i zara do frysztyku, zamiast zbijać bruki, pokop picek co nańdziesz. Fatko przełknąłem parę sznytków ze smalcem i wzionem do roboty. Kiedy przyszedł czas na dziesiątkę wykopałem galety wędół, a tu skarbu ani widu ani słychu. Ojciec obaczywszy moją zafrasowaną sznupę pokraclował się za uchem i powiedział: - Widać znowuj jakaś szejsparola abo maniactwo, ale nie przejmuj się, bo widzisz wej mój chłopcze ni ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Mom ajwoj wej młodą sztamkę, wyrychtuj dołek bardziej miałki, posadź polek wodą z jałchą i obaczym co z tego wyrośnie. Zrazy myślałem, że ze mnie zakiepował równak tera kiedy na starość móm słodkie weki, gruszkową zupę z zaklepką i parę groszy, wiem że ojciec miał pod deklem wszystkie klepki ułożone rychtycznie, bo wej ta wielga sztama obwieszona klapsami to istny skarb - powiedzioł Plisek nasypwaszy w mój rukzak pełno klapsów. Jadąc do chałupy jeszcze bez całką chwilę widziałem Pliskowy skarb, sztamę pełną klapsów - zakończoł Klimek. "Bejotes"
beszeid - dokładnie
fefermencowy - miętowy
funsztyk - odważnik
koszki - słomiane kule