W życiu nie wolno się nigdy poddawać
2020-09-09 17:24:52(ost. akt: 2020-09-09 16:18:42)
Wanda Skalik dużo w życiu przeszła. Wychowała dzieci, a dziś jest już babcią i prababcią. Wyglądu i kondycji pozazdrościć jej może niejedna 40-latka. Kocha życie, cieszy się każdym dniem, a szczególnie tym, który spędza aktywnie wśród ludzi.
Ma 67 lat i za sobą historię życia, która nie zawsze była usłana różami. Jednak jej energia i optymistyczne podejście do świata sprawiają, że jest wyjątkowa. I świadoma tego, że najlepszy pomysł i — czasem — wyjście z problemów potrafią wpaść do głowy podczas codziennych czynności.
Wanda Skalik z domu Kwiatkowska urodziła się w Orzyszu. Tam spędziła dzieciństwo i młode lata. Zawsze lubiła pracę w ogródku. Chętnie pomagała rodzicom w sadzeniu oraz pielęgnacji warzyw i kwiatów. Swojego męża poznała właśnie w Orzyszu. Odbywał tam służbę wojskową i... zakochał się.
— Pamiętam, że wychodził na godzinę z jednostki i przez pola szedł do mnie do ogrodu, żeby pomóc mi kartofle wykopać — wspomina pani Wanda. — To była wielka miłość. Mąż pochodził ze Świętajna w powiecie szczycieńskim i po ślubie w 1972 roku zamieszkaliśmy właśnie tam. I tak już prawie 50 lat tu mieszkam. Tu urodziły się nasze dzieci, tu pracowaliśmy, tu są moi znajomi i przyjaciele. Jak to w życiu bywa, nie zawsze było wspaniale, ale starałam się, żeby było dobrze.
— Pamiętam, że wychodził na godzinę z jednostki i przez pola szedł do mnie do ogrodu, żeby pomóc mi kartofle wykopać — wspomina pani Wanda. — To była wielka miłość. Mąż pochodził ze Świętajna w powiecie szczycieńskim i po ślubie w 1972 roku zamieszkaliśmy właśnie tam. I tak już prawie 50 lat tu mieszkam. Tu urodziły się nasze dzieci, tu pracowaliśmy, tu są moi znajomi i przyjaciele. Jak to w życiu bywa, nie zawsze było wspaniale, ale starałam się, żeby było dobrze.
Pani Wanda z optymizmem patrzy na świat i ludzi, mimo że w życiu nie zawsze było kolorowo. Były momenty, że było ciężko, ale ona zawsze starała się, aby nawet w trudnych chwilach nie załamywać się. Dzieci, praca i przyjaciele dawali jej siłę, żeby każdego dnia budzić się i rozpoczynać nowy dzień z uśmiechem na ustach.
— Początkowo wszystko układało się dobrze, mąż był stolarzem, miał dobry fach w ręku, więc niczego nam nie brakowało — opowiada. — Rok po ślubie urodziła się nasza pierwsza córka Małgosia, a potem jeszcze Mariusz, Marcin, Monika i Marek. Wychowywałam dzieci, pracowałam też kilkanaście lat przy produkcji choinek. Niestety mąż coraz częściej nadużywał alkoholu. Zaczęły się kłótnie, brakowało pieniędzy, bo wszystko szło na wódkę. Mimo to nie poddawałam się i w domu nigdy dzieciom nie zabrakło jedzenia. Dzieci były i są moim największym szczęściem i wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć...
— Początkowo wszystko układało się dobrze, mąż był stolarzem, miał dobry fach w ręku, więc niczego nam nie brakowało — opowiada. — Rok po ślubie urodziła się nasza pierwsza córka Małgosia, a potem jeszcze Mariusz, Marcin, Monika i Marek. Wychowywałam dzieci, pracowałam też kilkanaście lat przy produkcji choinek. Niestety mąż coraz częściej nadużywał alkoholu. Zaczęły się kłótnie, brakowało pieniędzy, bo wszystko szło na wódkę. Mimo to nie poddawałam się i w domu nigdy dzieciom nie zabrakło jedzenia. Dzieci były i są moim największym szczęściem i wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć...
[...]
Czytaj e-wydanie
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz w środowym (9 września) wydaniu Gazety Olsztyńskiej
Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Świętajniak #2971568 | 37.30.*.* 13 wrz 2020 10:16
Wszystkiego dobrego dla Pani. Spełnienia marzeń.
odpowiedz na ten komentarz