Anestezjolog – twój szpitalny anioł stróż

2020-08-26 12:10:14(ost. akt: 2020-08-26 10:53:09)   Artykuł sponsorowany
Marcin Mieszkowski

Marcin Mieszkowski

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Każdy pacjent pamięta nazwisko swojego chirurga czy kardiologa. A anestezjologa? Praca tego ostatniego często pozostaje anonimowa oraz niedoceniana, tymczasem bez niego funkcjonowanie szpitala byłoby wręcz niemożliwe. O kulisach swojej pracy opowiada dr n. med. Marcin Mieszkowski, koordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Miejskiego Szpitala Zespolonego w Olsztynie.
— W lipcu br. objął Pan stanowisko szefa Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii MSZ w Olsztynie. To wyzwanie?
— Przede wszystkim to dla mnie wielki zaszczyt i prestiż pracować na tym stanowisku w szpitalu z taką historią i ambicjami. Kadrę tego oddziału stanowią lekarze specjaliści anestezjologii i intensywnej terapii, szkolący się lekarze rezydenci oraz wysoko wykwalifikowany personel pielęgniarski. Współpracujemy ze wszystkimi specjalistami ze szpitala oraz spoza placówki. Dlatego oczywiście jest to wyzwanie, i to bardzo dużego kalibru.

— Dlaczego wybrał Pan akurat taką specjalizację?
— Od dziecka chciałem zostać lekarzem. Wybrałem specjalizację z anestezjologii i intensywnej terapii, ponieważ zaimponowała mi rozległość wymaganej wiedzy oraz umiejętności. Jest bardzo ciekawą, ciągle rozwijającą się dziedziną medycyny. Na pewno inspiracją był dla mnie mój tata – wspaniały człowiek i anestezjolog, który od 30 lat pełni funkcję ordynatora w szpitalu w Rzeszowie.

— Więc dlaczego Olsztyn?
— Ze względu na chęć samodzielnego rozwoju swojej kariery medycznej nie podjąłem się specjalizacji w Rzeszowie, tylko w Olsztynie. Urodziłem się w Ełku, okres dzieciństwa spędziłem w Rzeszowie, a studiowałem w Gdańsku. Odkąd pamiętam zawsze chciałem wrócić na Warmię i Mazury.

— Kim jest lekarz anestezjolog?
— Jest lekarzem kojarzonym głównie z salą operacyjną i znieczuleniem, jednak obowiązków jest znacznie więcej. Podstawowe filary pracy to: ocena i kwalifikowanie pacjentów do różnego rodzaju znieczulenia w oparciu o planowaną operację czy badanie diagnostyczne, przeprowadzenie tego znieczulenia z pełną opieką okołooperacyjną, złożona terapia bólu oraz leczenie na oddziale intensywnej terapii, czyli opieka nad pacjentami w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, u których doszło do ciężkiej niewydolności jednego lub więcej narządów. Praca anestezjologa to także prowadzenie reanimacji na terenie całego szpitala czy opieka nad pacjentami, którzy z powodu przewlekłej niewydolności oddechowej wymagają na stałe respiratora np. w miejscu zamieszkania czy w ośrodkach opiekuńczo-leczniczych.

Bardzo duża część społeczeństwa, wskutek pandemii COVID-19, dowiedziała się o istnieniu naszej specjalizacji, która jest bardzo anonimowa. Każdy pacjent pamięta nazwisko swojego chirurga czy kardiologa. A anestezjologa? Anestezjolodzy intensywiści w Polsce i na całym świecie leczą w oddziałach intensywnej terapii najcięższe przypadki pacjentów zarażonych koronawirusem SARS-CoV-2. Zaowocowało to m.in. pojawieniem się anestezjologa z Włoch na okładce słynnego czasopisma „Time” z podpisem: „Herosi na linii frontu”. Tytuł ten dotyczył całej kadry medycznej, a anestezjolog pojawił się na okładce ze względu na leczenie najcięższych przypadków, których liczba przerosła możliwości systemu ochrony zdrowia we Włoszech i innych krajach.

— Dlaczego tak ważna jest praca anestezjologa w szpitalu?
— Trzeba zdecydowanie podkreślić, że lekarze wszystkich specjalizacji pracują wspólnie na rzecz kompleksowego wyleczenia pacjenta. Niemniej jednak bez zespołu anestezjologicznego funkcjonowanie szpitala zostałoby sparaliżowane, a wręcz niemożliwe. Anestezjologów, używając nomenklatury wojskowej, można porównać do komandosów: są jak jednostki specjalne gotowi w każdej chwili znieczulić pacjenta do pilnej operacji, zmodyfikować terapię bólu w oddziale czy podłączyć pilnie pacjenta do respiratora z powodu niewydolności oddechowej.

— To musi być bardzo stresująca praca...
— Bardzo. Od anestezjologa oczekuje się szybkiej, profesjonalnej i kompetentnej reakcji. W sytuacji zagrożenia życia anestezjolog ma sekundy na podjęcie decyzji i wykonanie odpowiednich czynności oraz wdrożenie leczenia, które przerwie fatalną reakcję łańcuchową niewydolności kolejnych narządów. Musimy do końca zachować zimną krew, nie spanikować, ponieważ jesteśmy wtedy ostatnią instancją oraz liderami walczącego o pacjenta teamu. Anestezjolodzy pracują pod ciągłą presją, w napięciu w ciągu dnia czy na dyżurach. Stan każdego pacjenta w szpitalu może ulec pogorszeniu i może wymagać przyjęcia do oddziału intensywnej terapii czy pilnej operacji. Poza szpitalem wypadki komunikacyjne, urazy, zaostrzenie niewydolności krążenia czy nerek zdarzają się codziennie i większość tych ludzi, kiedy zostanie hospitalizowana na swojej drodze leczenia pozna anestezjologa. Nasz telefon w dyżurce nigdy nie śpi.

Poza tym spoczywa na naszych barkach ogromna odpowiedzialność za znieczulanych pacjentów. Wprowadzanie pacjenta w niefizjologiczny (sztuczny) sen, udrożnianie dróg oddechowych, podłączanie do aparatu znieczulającego i przejęcie kontroli nad pacjenta świadomością, oddechem, wpływ na pracę serca czy nerek jest jak start samolotu, którego nie można zatrzymać. Trzeba tego pacjenta przeprowadzić przez operację, bez względu na to, jak długo będzie trwała, jak wiele problemów się w jej trakcie pojawi, i równie bezpiecznie wylądować.

— Czym jest ból operacyjny i na czym polega jego leczenie?
— Każdy w życiu doświadcza różnego rodzaju bólu, który kojarzymy z czymś złym. Ale posiada on swoje też dobre oblicze. Z jednej strony informuje nas, że w jakimś miejscu naszego ciała powstała patologia, która może wymagać leczenia zachowawczego lub operacyjnego, np. ból w chorobie wieńcowej serca. Z drugiej strony, np. po skręceniu stopy, ograniczamy z powodu bólu jej ruchomość, aby nie pogłębić urazu i umożliwić organizmowi proces naprawczy.

Z kolei ból operacyjny powstaje w skutek przerwania ciągłości tkanek celem osiągnięcia zaplanowanego zakresu operacji. Powoduje to potężną kaskadę reakcji,
w tym zapalnej oraz bólowej. Nie ma nawet najmniej rozległego zabiegu bez bólu okołooperacyjnego. Zadaniem anestezjologa jest przeprowadzenie tak znieczulenia, aby pacjent nie odczuwał bólu w trakcie oraz w jak najmniejszym zakresie po operacji.

— Jak wygląda opieka anestezjologa nad pacjentem w oddziale intensywnej terapii?
— W ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci dokonał się imponujący rozwój intensywnej terapii, głównie dzięki coraz doskonalszemu sprzętowi oraz szeroko zakrojonym badaniom klinicznym i ich ogólnoświatowej dostępności. Obecnie na intensywnej terapii potrafimy podtrzymywać działanie praktycznie każdego narządu, w tym układu oddechowego, krążenia, nerek czy wątroby. Wszystko po to, aby wyprowadzić pacjenta z bardzo ciężkiego stanu.

— Spotkałam się kiedyś z takim stwierdzeniem, że gdyby nie narkoza, nie byłoby chirurgii. Co Pan o tym sądzi?
— W 1864 roku amerykański stomatolog William Morton w Szpitalu w Bostonie jako pierwszy na świecie skutecznie wprowadził pacjenta w sztuczny sen eterem do usunięcia guza na szyi. Pacjent w trakcie zabiegu nie wybudził się, a największym osiągnięciem tego wydarzenia była... cisza na sali operacyjnej. To była pierwsza na świecie opisana operacja, podczas której pacjent nie krzyczał z bólu. Na zawsze już cierpienie pacjenta podczas operacji miało zniknąć z bloku operacyjnego, a rozwój anestezjologii umożliwił rozwój chirurgii. Obecnie dzięki anestezjologii możliwe jest przeprowadzenie każdego rodzaju operacji, trwających od kilku minut do kilkunastu godzin, u pacjentów zdrowych albo skrajne obciążonych, których nie sposób wymienić.