Puste plaże, błękitne niebo i piękna ścieżka rowerowa, czyli wrażenia z przejazdu trasą rowerową R10 [ZDJĘCIA]

2020-08-21 12:21:31(ost. akt: 2020-08-21 12:26:43)
Ścieżka rowerowa R10 — puste plaże gdzieś pomiędzy Kątami Rybackimi a Krynicą Morską

Ścieżka rowerowa R10 — puste plaże gdzieś pomiędzy Kątami Rybackimi a Krynicą Morską

Autor zdjęcia: Grzegorz Kwakszys

"Ależ ścieżka. Najlepsza, jaką jechałem!" — tak trasę rowerową R10 po Mierzei Wiślanej zachwalał mi znajomy. Kilka tygodni zabrało mi... zebranie się i pojechanie jego śladem. I wiecie? To była najlepsza trasa rowerowa jaką jechałem!
Znacznie więcej od słów mówiły zdjęcia znajomego, które mi przesłał. Zobaczyłem na nich ścieżkę rowerową poprowadzoną wzdłuż wydm, puste plaże, bezkresne wody Zatoki Gdańskiej, a na końcu znak informujący, że to granica państwa i że dalej nie wolno, bo tam już Rosja.

Co jakiś czas wracałem do tych zdjęć, czytałem o R10 w internecie, a na pytania znajomego, kiedy się wybieram na mierzeję, odpowiadałem, że "wkrótce". Tyle tylko, że ono wciąż nie nadchodziło. A to termin nie pasował, a to pojawiało się coś innego.

W końcu jednak udaje mi się znaleźć wolną sobotę. Jadę oglądać piękne widoki i odkrywać nieznane ścieżki! Rower pakuję do bagażnika swojego samochodu i wczesnym rankiem ruszam z Bartoszyc najpierw w kierunku Olsztyna, potem Ostródy, gdzie wjeżdżam na krajową 7, by dojechać nią do Nowego Dworu Gdańskiego. Jest rano i nie ma jeszcze dużego ruchu, więc nie muszę stać w częstych w tym miejscu korkach.

Do dyspozycji mam tylko jeden dzień i choć odcinek R10 od Mikoszewa do Piasków i granicy państwa, który mój znajomy pokonał w dwa dni, pewnie dałoby radę przejechać w tę i z powrotem za jednym zamachem, to nie zamierzam pędzić ścieżką co sił. Wolę podziwiać widoki, więc decyduję, że zatrzymam się mniej więcej w połowie wspomnianego odcinka i przez Krynicę Morską oraz Piaski pojadę do granicy. Tym bardziej, że jest to bardziej malowniczy teren niż gdybym jechał w drugą stronę. A drugą część zostawię sobie na inną okazję.

Jestem więc w Kątach Rybackich. Jadę główną ulicą prowadzącą do plaży. W pewnym momencie zauważam z lewej strony spory parking leśny. To będzie moja baza wypadowa. Zatrzymuję się, wyciągam rower, a na jego bagażnik zarzucam sakwy. Ostatnie przygotowania i kilka minut po godzinie 9 ruszam w drogę. Przejeżdżam ulicę i wjeżdżam w las. Nie widzę pomarańczowych znaków ścieżki R10, ale napotkana rowerzystka tłumaczy mi, że wystarczy przejechać kilkaset metrów i wjadę na wspomnianą trasę.

Jej słowa szybko się sprawdzają. Już po chwili jestem na szutrowej, twardo ubitej ścieżce. Wiedzie ona przez malowniczy las. Jadę spokojnie, rozglądając się na boki. Co jakiś czas odnajduję kolejne kwadratowe, pomarańczowe znaki z namalowanymi na nich czarnymi rowerami i opisem R10. Nie sposób tutaj pobłądzić. Powoli nabieram prędkości, bo i warunki na to pozwalają. Na ścieżce nie spotykam nikogo innego, choć spodziewam się, że prędzej czy później miłośnicy rowerowych wycieczek w końcu się na niej pojawią.

Spotykam za to wspomnianą wcześniej rowerzystkę. Informuje mnie, że za chwilę będę musiał przejechać odcinek drogą wojewódzką 501, która z okolic Trójmiasta prowadzi mierzeją aż do polskiej granicy. Objazd spowodowany jest prowadzonym przekopem Mierzei Wiślanej, który to jest jednym z punktów honoru rządzącej partii. Wyjeżdżam z lasu i skręcam zgodnie z pomarańczowymi znakami. Ruch na 501 jest spory; to przecież bardzo popularna droga. Przejeżdżam przez wspomniany przekop. Dopiero tutaj widać, jak ogromna jest to inwestycja. Wszędzie wznoszą się hałdy piachu.

Po niecałych dwóch kilometrach znak informuje mnie, że to już koniec objazdu i wskazuje kierunek dalszej jazdy. Zjeżdżam z DW 501 i skręcam w lewo, znowu do lasu. Przez chwilę jadę po bardzo piaszczystym podłożu, a ponieważ mam trochę pod górkę, zsiadam z roweru i podprowadzam go kilkadziesiąt metrów. Na szczycie hop na siodełko i ogień!

Trasa szybko zmienia się w taką, jaką jechałem do tej pory. Wiedzie przez piękny las, czasem jest pod górkę, czasem z niej. Przejechałem jak na razie niespełna 10 km. Widzę jednak, że niebieskie niebo coraz bardziej prześwituje przez korony. To znak, że już wkrótce zobaczę plażę i wodę. Jeszcze trochę, jeszcze kilkaset metrów, kilkadziesiąt, kilka... Jestem i to co widzę, przechodzi moje oczekiwania!

Przypominam sobie zdjęcia znajomego, a teraz widzę to na własne oczy. Trasa rowerowa wiedzie po wydmach, wzdłuż niej rosną różane krzewy, a dalej widzę tylko puste, złociste plaże i wodę, która zlewa się z błękitem nieba. Jedno, wielkie WOW! Napawam się widokiem, sięgam po aparat fotograficzny. Obiecuję sobie, że w drodze powrotnej zatrzymam się tutaj, by poleżeć na plaży i wykąpać się, a to wszystko z dala od tłumów, które oblegają plaże w znanych nadmorskich kurortach.

Trzeba jednak jechać dalej, ale czasu na podziwianie widoków jest wystarczająco. Odcinek R10 biegnąc wzdłuż plaż liczy ok. 5 km. Powoli zbliżam się do Krynicy Morskiej. Ludzi na ścieżce też już coraz więcej. Niektórzy wybrali się na rowerową przejażdżkę, inni zdecydowali się na spacer, by poopalać się na pustych plażach. Dojeżdżam w końcu do Krynicy. Ruch tutaj już jest spory, ale bez problemu odnajduję znaki R10. Tylko jechać trzeba dużo wolniej.

W końcu wjeżdżam na szeroką promenadę, na której znalazło się też miejsce dla rowerowej ścieżki. Wyprowadza mnie ona z Krynicy. Mój kolejny cel to Piaski i polsko-rosyjska granica. Ścieżka nadal w głównej mierze prowadzi lasem, gdzie drzewa dają przyjemne schronienie przed słońcem. Trafiają się też co prawda odkryte odcinki, na których słońce przypieka dość mocno, ale nie są one długie. Coraz więcej za to na trasie rowerzystów, którzy też chcieliby zobaczyć początek Polski oraz sfotografować ustawioną na plaży tablicę z napisem "Piaski, wejście nr 1".

Jadę po płaskim odcinku. Przypomina on nieco trasę z Lidzbarka Warmińskiego do Ornety, poprowadzoną dawnym nasypem kolejowym. I podobnie jak tam, tutaj też w pewnym momencie stwierdzam, że jest dość... nudno. Do Piasków i granicy jest z Krynicy mniej więcej 15 km. Jadę więc przed siebie, odliczając... kolejne wejścia na plaże. W końcu widzę przed sobą biało-czerwony szlaban, przed którym stoi kilku rowerzystów. W oddali, po drugiej stronie, zatrzymał się samochód rosyjskich pograniczników. Turyści fotografują się na tle znaku informującego o granicy państwa. Ja oczywiście też to robię.

Przypinam rower do siatki (przechodzący obok polski strażnik graniczny powiedział, że można, byleby nie przyczepiać roweru do szlabanu, choć i tacy pomysłowi się zdarzali) i kieruję się w stronę plaży. Polskę od Rosji oddziela tutaj jedynie druciana siatka. Na plaży jest kilkanaście osób. Niektórzy przyprowadzili tutaj swoje rowery. Niektórzy usiedli i patrzą gdzieś w horyzont, inni spacerują boso brzegiem pozwalając, by stopy odetchnęły w chłodnej wodzie. Sam też tak robię.

Laba na plaży trwa kilkanaście minut. Przejechałem 32 km i teraz tyle samo muszę pokonać, by wrócić do zaparkowanego w Kątach Rybackich samochodu. Droga powrotna mija szybko i żadnych przeszkód. Ale w obiecanym wcześniej miejscu zatrzymuję się, przypinam rower do drzewa, a sam zbiegam na pustą plażę i daję nura do zimnej, ale orzeźwiającej wody!

Grzegorz Kwakszys


Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mer #2963820 | 10.10.*.* 24 sie 2020 16:47

    Brakuje fotek z wejścia 10 i 11....

    odpowiedz na ten komentarz

  2. jA #2962943 | 10.10.*.* 22 sie 2020 17:54

    Pięknie Pozdrawiam :)

    odpowiedz na ten komentarz

  3. I #2962415 | 10.10.*.* 21 sie 2020 13:14

    Zamiast jechać na Olsztyn i Ostródę, warto wybrać trasę Lidzbark-Orneta-Pasłęk-S7 ;) Sprawdzona - jeździmy co dwa tygodnie do domu do Bartoszyc ;)

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz