Bunkrów nie było, ale i tak było warto, czyli rowerowy objazd gminy Górowo Iławeckie [ZDJĘCIA]
2020-07-03 08:30:00(ost. akt: 2020-07-02 14:20:53)
Wiedziałem, że jeszcze wrócę na rowerowe trasy w gminie Górowo Iławeckie. Tym razem chciałem zobaczyć m.in. pozostałości obiektów na dawnym poligonie Stablack, który znajdował się na tym terenie. Jednego tylko nie przewidziałem...
Na stronie internetowej gminy Górowo Iławeckie można znaleźć kilka mapek w pdfach z opisami szlaków rowerowych.
Jest tam m.in. szlak "Śladami Tajemnic Poligonu Stablack". W czasie II wojny światowej pełnił on funkcję obozu jenieckiego. To tutaj trafiali początkowo m.in. obrońcy Westerplatte, żołnierze z Kampanii Wrześniowej czy jeńcy wzięci do niewoli w Dunkierce. Na mapę naniesiono kilka pozostałości po tym miejscu, rozlokowanych na przestrzeni kilkunastu kilometrów. Na spacer za długo, ale rowerem w sam raz. Tym bardziej, że interesuję się trochę historią II WŚ, więc jakieś bunkry lub coś podobnego zawsze chętnie obejrzę.
Prognoza pogody znowu nie jest jednak łaskawa. Pogodynki na wszystkich kanałach telewizyjnych zapowiadają deszcze i burze. Z lekkimi obawami wsiadam do samochodu i jadę do Górowa Iławeckiego. Rower mam zapakowany w bagażniku.
Kieruję się na Lidzbark Warmiński, bo w obecnej sytuacji remontu drogi wojewódzkiej 512 wolę nadłożyć kilometrów, niż jechać objazdami. Niebo nie wygląda jednak zbyt przyjaźnie. W Samolubiu zastanawiam się nawet, czy aby nie zawrócić. Jadę jednak dalej, a w Lidzbarku stwierdzam, że skoro dotarłem już tutaj, to trudno, ruszam do Górowa. Co będzie, to będzie (i jak się później okazało, nie było ani deszczu, ani burzy, za to z nieba lał się żar).
W Górowie zatrzymuję się przy stadionie. Wyjeżdżając z parkingu, ruszam ulicą Sikorskiego w kierunku Kamińska. Trasa nie będzie długa. Jak wyliczyłem, powinna liczyć niecałe 50 kilometrów. Nie narzucam tempa, jadę sobie spokojnie. Przede mną Paustry. Po prawej stronie widzę rosnący gęsto łubin. Jego fioletowy kolor będzie mi towarzyszył tego dnia bardzo często.
Po niespełna kwadransie jestem już w Kamińsku. Od mojej ostatniej wizyty w tej miejscowości minęło już kilka dobrych lat. Po lewej mijam dom pomocy społecznej, po prawej widzę wykoszoną trawę na boisku, na którym kilka(naście) lat temu tutejszy Zalew walczył w piłkarskiej klasie B (raz nawet grał w barażach do awans do A klasy).
Szybko docieram do bramy zakładu karnego. Znajdujące się za nią teren był kiedyś wspomnianym wcześniej obozem jenieckim. Informuje o tym zresztą ustawiona na skwerze przed zakładem drewniana tablica szlaku "Śladami Tajemnic Poligonu Stablack". W samym więzieniu miałem okazję być dwukrotnie. Nie potrzebny był jednak do tego wyrok sądu, a uprzejmość ówczesnej dyrekcji, która zapraszała mnie na coroczny mecz siatkarski pomiędzy skazanymi a funkcjonariuszami Służby Więziennej. Przy okazji mogłem wtedy zwiedzić obiekt.
Z myślą: "jest tablica z opisem, są zielone oznaczenia szlaku, czyli będzie dobrze", opuszczam Kamińsk. Zajeżdżam jeszcze nad tamtejszy zalew. Na mostku pamiątkowe zdjęcie i jadę dalej. Za DPS-em muszę skręcić w prawo. Na słupie energetycznym widzę zresztą zieloną strzałkę oraz namalowaną charakterystyczną czcionką literę "S", również w zielonym kolorze.
Na końcu drogi skręcam w prawo, na Pareżki. Wcześniej jechałem po dobrej jakości asfalcie, ale teraz zmienia się to diametralnie. Dziura, za nią kolejna, tam połatane, tu też. Zatrzymuję się na poboczu, by przepuścić autobus wiozący uczniów z egzaminu ósmoklasistów. Współczuję kierowcom codziennej jazdy tym odcinkiem.
Przede mną już Pareżki. Na zielonym placu widzę charakterystyczną, zieloną "eskę". Oho, będzie kolejny obiekt. Według mapy — strzelnica koszarowa. Skręcam w lewo, w wąską, kamienistą ścieżkę. Po mniej więcej sześciuset metrach widzę po prawej stronie drewnianą tablicę informacyjną. Znajduje się na niej opis oraz kierunek marszu. Trzeba przejść około stu metrów.
Zostawiam rower i idę w wyznaczoną stronę, a raczej przedzieram się, bo trawa sięga mi pasa. Zaraz też wyrastają przede mną równie wysokie pokrzywy. Dużo pokrzyw. Tak dużo, że bez sensu jest iść dalej mając na sobie krótkie spodenki i koszulkę z takimi samymi rękawami. Nogi mam już poparzone, a droga przede mną nie wygląda inaczej. Trudno, wracam do roweru. Może w innych miejscach z mapy będzie lepiej.
Znowu jestem w Pareżkach. Tutaj jest kolejny punkt szlaku "Śladami Tajemnic Poligonu Stablack". Był on dobrze widoczny już zanim wjechałem do wsi. To mająca 211 m n.p.m. Góra Pareżkowa, opisana jako "najbardziej malowniczy punkt Wzniesień Górowskich". Czytając dalej wspomniany opis można dowiedzieć się również, że w miejscu tym Niemcy drążyli w czasie wojny sztolnie, rejon góry był bardzo strzeżony i być może produkowano tam np. amunicję. Jeśli ktoś chciałby wdrapać się na nią, musi pamiętać, że jest to teren prywatny.
Na górę popatrzyłem sobie... z dołu. Niespiesznie jadę dalej. Nieco ponad dwa kilometry dalej znajdują się Orsy. Zapowiadanej burzy ani śladu. Słońce przypieka naprawdę mocno, więc podwijam rękawy koszulki. Na koniec dnia moje ramiona będą opalone niczym po kilku godzinach plażowania. Zdecydowanie jednak wolę aktywny sposób odpoczynku. Pojechać gdzieś, coś zobaczyć, a przy okazji nieco się zmęczyć — to jest mój sposób na wakacje i wszelkie dni wolne.
W Orsach odnajduję kolejną tablicę z serii poligonowych tajemnic. Po prawej stronie, nieco wyżej od drogi, znajduje się opis bunkra z rurami. Jest też kierunek marszu. Tym razem do pokonania jest ok. 50 m, ale do spaceru znowu skutecznie zniechęcają wysokie zarośla. Poparzone nogi odmawiają przedzierania się przez nie. Nie wiem, jak wyglądają pozostałe opisane w mapce miejsca, ale rezygnuję z odwiedzania ich. Trzeba będzie wrócić na ten szlak późną jesienią, albo wczesną wiosną, kiedy będzie można dotrzeć do nich bez większych problemów.
Chwilę później dojeżdżam do skrzyżowania. Byłem w tym miejscu kilka tygodni wcześniej. Skręcam w lewo, gdzie znak pokazuje granicę państwa. Znowu jadę szeroką, szutrową drogą przez las. Właśnie odbywa się wywóz drewna i mijają mnie samochody wyładowane tym surowcem. Po trzech kilometrach jestem znowu na "rondzie", czyli szerokim terenie, na którego środku stoi sporych rozmiarów kamień. To czerwony szlak górowskiej gminy. Zaprowadzi mnie on nad Jezioro Martwe. Zgodnie ze strzałką skręcam więc w lewo.
Jadę biegnącą przez las drogą. Docieram do rozwidlenia. Przed sobą mam wysuszony staw ze sterczącymi kikutami suchych drzew. Na dwóch z nich przysiadły jakieś dwa drapieżne ptaki, które zerwały się do lotu kiedy tylko mnie usłyszały.
Odbijam w lewo, bo kierując się w prawo dotrę do granicy. Jeszcze blisko trzy kilometry i skręcam o 90 stopni w lewo, wjeżdżając jednocześnie na szeroką drogę szutrową. Co jakiś czas widzę oznaczenia czerwonego szlaku. Mijam też drewnianą tablicę "Stablack".
Kilkaset metrów za nią znajduje się Jezioro Martwe. Prowadzi do niego z drogi wąska, króciutka ścieżka. Jak czytam w przewodniku, woda w jeziorze "jest tak silnie zakwaszona, że brak w niej życia biologicznego". Spędzam tutaj kilka minut, napawając się otaczającą mnie... ciszą.
Ruszam w dalszą drogę. Kolejnym punktem mojej wycieczki jest Dzikowo i znajdująca się tam Góra Zamkowa. To najwyższy punkt Wzniesień Górowskich (216 m n.p.m.). Nie sposób przeoczyć tego miejsca, bo wzdłuż drogi ustawiono ścieżkę edukacyjną.
Na samą górę prowadzą drewniane schody. "Warto się zmęczyć, aby poczuć się jak w górach" czytam w opisie mapki. Takich rzeczy dwa razy nie trzeba mi powtarzać, bo góry lubię i to bardzo! Pokonuję więc kolejne stopnie i szybko docieram na szczyt. Kiedyś w tym miejscu stała wieża widokowo, ale została rozebrana, bo okoliczne drzewa urosły na tyle, że nie spełniała już swojej roli. Wiele lat temu stałem na niej i podziwiałem widoki. Teraz musi mi wystarczyć zdobycie wzniesienia i zejście z niego.
Przejeżdżam przez Dzikowo, a na skrzyżowaniu z biegnącą do Lelkowa drogą skręcam w prawo. Jadę teraz do Kandyt. W tej miejscowości również nie byłem od wieków. Drogowskaz prowadzi mnie na pozostałości poniemieckiego cmentarza. Teren jest zadbany, ustawiono tablice informacyjne. Pozostałości nagrobków dawnych mieszkańców wsi wkomponowano w jedną całość. Warto odwiedzić to miejsce.
Z Kandyt czerwony szlak prowadzi mnie przez Bukowiec do remontowanej drogi wojewódzkiej 512. Na skrzyżowaniu skręcam w lewo i jadę już w kierunku Górowa Iławeckiego, patrząc przy okazji, jak zmienia się ten odcinek. Po czterech godzinach oraz 45 km docieram na parking przy stadionie, z którego już samochodem wracam do Bartoszyc.
Grzegorz Kwakszys
Grzegorz Kwakszys
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
? #2943649 | 88.156.*.* 4 lip 2020 10:50
W gminie Gorowo Ilaweckie bunkrów nie znaleźliście? Ot turysci
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz
? #2943516 | 188.146.*.* 4 lip 2020 08:09
Małe sprostowanie: w Kamiński obóz jeniecki nie mieścił się na terenie teraźniejszego więzienie lecz obok niego. Okolice ulicy Podleśnej.
Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Wino byc #2943067 | 83.6.*.* 3 lip 2020 13:49
1. Do dziś nie ma Stalagu i kasy na ten cel. 2... prywatnych interesików.z załatwianiem swoim synalkom ciepłych posadek
Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz
Z gminy Górowo Iławeckie #2943061 | 83.6.*.* 3 lip 2020 13:43
Tak dla przypomnienia chciałam zauważyć, że w 2011 r Rada Gminny na budowę Repliki Baraku gdzie w Kamińsku był Stalag przeznaczyła chyba 800 tysiecy złoruch. Do dziś nie ma Stalagu i kady na ten cel to po pierwsze. Po drugie wcale mnie nie dziwi, że jedną z najgorszych drog w Polsce jest ta w okolicach Pareżek. Przecież tam mieszka Przewodniczaca Rady Gminy, ktora tą funkcje pelni już chyba 4 kadencje co z kolej powoduje fakt, ze od tamtego czasu nosi głowę tak wysoko, ze na takie szczegoly.jak stan frog nie zwraca uwagi. Raczej skupia sie na załatwianiu pryeatnych interesikow z zalateianiem swoim synuduom cueplych POsadek na tetenie powiatu łącznie. W artykule zabrakło mi informacji o zamkniętym drugi rok z rzedu Parku Linowym zwanym Małpim Gajem,.na krory Wojtowa wydała ponad 2 mln zł. To jest gmina Panie. Tu ludzie codziennie walczą by przezyc i wudostac sie do pracy bo drogi sa tylko z nazwy.
Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz
J. #2942847 | 83.6.*.* 3 lip 2020 09:06
No i
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz