Straszą, ale nie duchami, a swoim wyglądem [ZDJĘCIA]

2020-06-28 13:23:00(ost. akt: 2020-06-26 16:24:01)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Same koszary o zakupie mieszkania nie zdecydowały — raczej okolica i ładna enklawa w starszej części Olsztyna, która nie wykluczała bliskości centrum. A potem już były koszary, opowiadanie, konkurs i... z grafomanki stałam się dziennikarką!
A dzisiejsze koszary przy ulicy Tarasa Szewczenki (od Jagiellońskiej w prawo) — powstały w latach 1905-1906, za czasów pruskich, konkretnie za panowania nadburmistrza Oskara Beliana. Jagiellońska nazywała się wtedy Wadanger Strasse, czyli Wadąska, a jako pierwszy z początkiem października 1910 r. zaczął tu stacjonować jeden z batalionów 151. Pułku Piechoty. Wszystko przez to, że Belian już na początku swoich rządów za punkt honoru obrał sobie uczynić z Olsztyna drugie — po Królewcu — miasto Prus Wschodnich i sprowadził tu sztab 37. Dywizji Cesarstwa Niemieckiego.

Wtopione bez zarzutu
I tak pozbawiony wojska i tradycji wojskowych Olsztyn — to znaczy Allenstein — w zaledwie 15 lat Belian uczynił miastem garnizonowym. Oryginalnie koszarowe budynki usytuowano wokół prostokątnego placu ćwiczebnego — dziś to właśnie na tym placu stoi mój budynek mieszkalny, do użytkowania oddany wprawdzie w 2013 r., ale architektonicznie bez zarzutu wtopiony w resztę historycznej scenerii z początku XX wieku.

Ale to tylko Szewczenki 5. A przecież reszta budynków w większości mimo wszystko dotrwała do naszych czasów, choć śmiem twierdzić, że właściciele niektórych z utęsknieniem czekają na chwilę, kiedy przynajmniej dwa z nich ząb czasu nadgryzie tak rzetelnie, że jedynym wyjściem będzie już wyłącznie zrównanie ich z ziemią. Wtedy problem zagospodarowania kłopotliwych staroci umrze śmiercią naturalną!

Wszystkie one są piękne, dwu- lub trzykondygnacyjne, z rozbudowanymi ryzalitami bocznymi, kryte czterospadowymi dachami z wieżyczkami. Elewacje częściowo licowane są cegłą ceramiczną w kolorze czerwonym, a częściowo otynkowane i wszystko mi mówi, że ktoś kiedyś pomalował je na słoneczny odcień żółtego. Do dawnych koszar należały też warsztaty, garaże, sala gimnastyczna, a po ich rozbudowie wzniesiono blok dla rodzin podoficerów zawodowych i blok sztabowy.

Trupy pod ósemką i szóstką
W 2008 r. pod jedynką siedzibę znalazło Olsztyńskie Centrum Organizacji Pozarządowych. Tak się złożyło, że w pracach rekonstrukcyjno-restauracyjnych i konserwatorskich brałam osobisty udział. I do dziś pamiętam obraz nędzy i rozpaczy, jaki ukazał się chwilę po sforsowaniu drzwi wejściowych Natomiast zaręczam, że obrazy i sceny ze strychu budynku z pewnością zapamiętam do grobowej deski, bo przez jedno z wybitych okien bez przeszkód wlatywały sobie i wylatywały gołębie. Nic to! Grunt, że w grudniu 2008 r. OCOP się tam wprowadził

Dziś budynek stanowi miły dla oka wstęp na cały pokoszarowy teren — i gdyby mi ktoś wtedy przepowiedział, że za równe 5 lat będziemy z OCOP-em sąsiadami, z pewnością dyskretnie i gdzieś na stronie, ale jednak narysowałabym sobie za tym jasnowidzem kuku na muniu.

Pod dwójką są mieszkania Olsztyńskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego, pod trójką trwa remont, ale wykonawcy twierdzą, że nic nie wiedzą, a inwestora nie zdołałam nakłonić do zwierzeń. Pod czwórką mieści się, użytkowana do dziś zgodnie ze swoim oryginalnym przeznaczeniem sala gimnastyczna. Dawniej sprawność zdobywali w niej żołnierze piechoty — dziś ćwiczą chłopcy z pobliskiego liceum.
Potem jest blok nr 6, jeden z dwóch największych i najpiękniejszych. To właśnie w nim sporą część dachu 24 czerwca 2017 r. strawił pożar. Stałam i płakałam rzewnymi łzami, bo pożar sam z siebie radość wzbudza rzadko, a tu dodatkowo płonął i bezpowrotnie w proch obracał się kawał historii jako takiej, a przy tym kawał historii Olsztyna i okruszyna, ale jednak — mojej osobistej historii.

Fot. Zbigniew Woźniak

Krótko po zamieszkaniu w koszarach Miejska Biblioteka Publiczna ogłosiła konkurs na opowiadanie kryminalne z Olsztynem w tle. O mojej grafomanii wiedzieli wszyscy, o zamiłowaniu do krwawych historii kryminalnych także. Jedna z ówczesnych koleżanek namówiła mnie zatem, żebym jeden raz wyjęła coś z tej mojej pękającej od krew w żyłach mrożących opowiadań i napoczętych thrillerów szuflady i zdecydowała się wziąć udział w konkursie. Nad koncepcją myślałam pół piątku i kiedy już mniej więcej obmyśliłam fabułę i główne postaci, pozostał mi jeszcze problem miejsca akcji. Spojrzałam wtedy za okno swojej sypialni i gdy w zachodzącym, wrześniowym słońcu ujrzałam koszarowe budynki w całej okazałości, ziejące dziurami po powybijanych oknach oraz jakąś bliżej nsprecyzowaną tajemnicą — już wiedziałam.
Skutek był taki, że były dwa trupy, pierwszy pod ósemką, drugi pod szóstką właśnie. Obok tych ostatnich zwłok znalazł się jeszcze skarb, moja historia wygrała — a ja z grafomanki mogłam legalnie przekwalifikować się na zawodową dziennikarkę i pisarkę. Gorzej, że spalony dach odsłonił sporą część strychu budynku nr 6 i osy tego lata były dosłownie wszędzie!

Fot. Zbigniew Woźniak

W ubiegłym roku właściciel zainwestował jednak w nowe pokrycie — prowizorka to jest i tylko patrzeć, jak przetrwa dobre 150 lat, ale grunt, że żadna ulewa nie dokonuje tam dzieła zniszczenia, a i problem os też przy okazji upadł.

Mały Europejczyk
Na tle szóstki i dziesiątki jaśniejszym promyczkiem jest na pewno budynek nr 8, w którym siedzibę znalazł żłobek „Mały Europejczyk”.

— W koszarach, czyli konkretnie przy ul. Tarasa Szewczenki 8, działamy już od ponad roku — mówi dyrektorka żłobka. — Na to miejsce zdecydowaliśmy się ze względu na duże zainteresowanie młodych rodziców żłobkiem i przedszkolem. Żłobek działa, a teraz staramy się o wszystkie niezbędne pozwolenia, aby otworzyć także przedszkole, bo zapotrzebowanie jest naprawdę duże. Na dwie grupy żłobkowe cały czas mamy komplet dzieci, nawet mimo pandemii i wynikających z niej obostrzeń. A sam budynek jest wpisany do ewidencji zabytków i choćby okna musieliśmy robić na zamówienie, a to zawsze zwiększa koszty. Teraz trwa remont elewacji i też nie wolno nam stosować „nowoczesnych” metod i materiałów budowlanych, a nawet chemii. Wszystko ma być przeprowadzone z zachowaniem dawnej sztuki budowlanej — jedynie jakieś niewielkie ubytki można restaurować aktualnie stosowanymi środkami. Wynikają z tych restrykcji problemy i zwiększają się koszty, ale naprawdę warto! Cała ta starodawna architektura, wysokość wnętrz, a zwłaszcza duże okna — dają poczucie ogromnej, w dodatku jasnej, słonecznej przestrzeni. Wewnątrz zachowaliśmy też wiele miejsc i elementów oryginalnych, np. łuki — wszystko to jest klimatyczne, urzekające. Dzieci od najmłodszych lat uczą się i nasiąkają tym historycznym pięknem.

— Rzeczywiście, ten żłobek to dla nas idealne rozwiązanie i trzymamy kciuki, żeby wkrótce powstało przedszkole, bo syn nam rośnie! — śmieje się pani Kamila. — My wprowadziliśmy się jako jedni z ostatnich, a o wyborze zadecydowała tez bliskość do mojego miejsca pracy. Właściwie wystarczy, że przejdę przez ulicę — to z jednej strony jestem w pracy, a drugiej odbieram synka ze żłobka. Czysty zysk na czasie i paliwie!

Niszczeje w oczach
Ale wśród mieszkańców osiedla zauważam też sporo osób starszych. Jak im się tu mieszka? Duchy nie straszą?

— Przeprowadziłam się tu mimo podeszłego wieku, bo chciałam mieszkać w Olsztynie, a nie gdzieś na jego peryferiach, a jednocześnie, głównie ze względu na wiek, poszukiwałam nowego budynku. Wie pani, ze wszystkimi udogodnieniami. Bo wcześniej mieszkałam w starym budownictwie i dopiero w ostatnich latach pozbyliśmy się pieców — opowiada mi pani Janka. — A koszary straszą, owszem, ale nie duchami dawnych żołnierzy — a swoim wyglądem. Niszczeje to wszystko w oczach, że aż szkoda patrzeć!

— Mnie te koszary bardzo się podobają, ale o przeprowadzce zdecydowały przede wszystkim wspomnienia z młodości — śmieje się pani Aleksandra, na oko młodsza od pani Janki, ale też już „stypendystka” ZUS-u. — Po prostu jestem absolwentką Technikum Gastronomicznego, które za moich czasów tu niedaleko miało swoją siedzibę. Nadarzyła się okazja, sprzedałam więc stare mieszkanie w SM „Pojezierzu” i zamieszkałam tu, w starych koszarach. A tych budynków rzeczywiście szkoda. To aż niemożliwe, że nie ma chętnych na takie metraże, kubatury i mimo wszystko chyba jednak solidne mury.

Czyli do pełni szczęścia brakuje tylko zagospodarowania szóstki i dziesiątki.

Z motyką na słońce
Co na to właściciel? — Budynki dawnych koszar piechoty przy ul. Szewczenki 6 i 10 w Olsztynie są własnością PKP SA — potwierdza Michał Stilger, rzecznik prasowy PKP SA. — Ich stan techniczny można określić jako dostateczny. Administratorzy na bieżąco zabezpieczają obiekty, ograniczając dostęp do budynków osobom postronnym. Nieruchomości te są przeznaczone do sprzedaży. Zbycie nieruchomości przez PKP SA prowadzone jest w oparciu o ustawę o komercjalizacji, restrukturyzacji przedsiębiorstwa państwowego oraz rozporządzenia ministra infrastruktury.

— Łącznie do zbycia przygotowywane są cztery działki gruntowe zabudowane budynkami biurowymi i garażowymi. Działki te położone są na obszarze objętym „Miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego Olsztyna Koszary — Jagiellońska”, zgodnie z którym ich przeznaczenie to tereny parkingowo-garażowe oraz tereny przeznaczone pod usługi nieuciążliwe. Inne zagospodarowanie budynków należałoby uzgodnić z konserwatorem zabytków oraz Urzędem Miasta — precyzuje Stilger. — Zespół budowlany oraz układ urbanistyczny dawnych koszar piechoty przy ul. Jagiellońskiej/Trasa Szewczenki w Olsztynie ujęte są w gminnej ewidencji zabytków i w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Dlatego wszelkiego rodzaju remonty i przebudowy również powinny być konsultowane z konserwatorem zabytków.

Ale umówmy się: ani ewidencja zabytków, ani nadzór konserwatorski to nie są przeszkody nie do sforsowania.
— Urbanistycznie osiedle Podleśna, jak i całe Zatorze pięknieją z dnia na dzień, a w dodatku wciąż drzemie w nich spory potencjał — uważa dyrektorka żłobka. — Myślę, że gdyby w sąsiednich budynkach (Szewczenki 6 i 10) powstały jakieś lokale usługowe, związane z rozrywką lub też z myślą o dzieciach, użytkowe dla mieszkańców najbliższej okolicy, ale nie tylko... Te budynki też mają potencjał i szkoda, że tak łatwo się go marnuje. Mam nadzieję, że właściciel wystawi je w końcu na sprzedaż, a nabywca będzie umiał się nimi odpowiednio zająć i zagospodarować i dla dobra mieszkańców, i samej historii tych budynków. Wystarczy tak jak my — porwać się z motyką na słońce! — śmieje się pani dyrektor.

Magdalena Maria Bukowiecka



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zator #2941640 | 81.190.*.* 30 cze 2020 23:08

    szkoda, że przy starym garażowcu (na tyłach koszar przy parkingu tesco) systematycznie rozkradany jest bruk... z każdym tygodniem ubywa go

    odpowiedz na ten komentarz