Rodzina puszczyków zaadoptowała Luka [VIDEO, ZDJĘCIA]
2020-05-30 08:00:00(ost. akt: 2020-05-30 09:38:20)
BISZTYNEK || To był ornitologiczny eksperyment, który jednak zakończył się powodzeniem. Młoda sówka, znaleziona na drodze, została zaadoptowana przez sowią rodzinę, która mieszka na jednym z drzew w Bisztynku. Przyrodnie rodzeństwo ma się dobrze.
Sówkę zauważył najpierw pan Łukasz, mieszkający na terenie sołectwa Bisztynek. Młody ptak, tzw. podlot, siedział 1 maja na drodze gruntowej w pobliżu jego gospodarstwa. Nie uciekał.
— Wiedziałem, że nie należy brać takich ptaków do domu. Przełożyłem sowę poza drogę, na pobliskie pole rzepaku i pojechałem do siebie. Nie chciałem, aby ktoś ją przejechał — mówił pan Łukasz.
— Wieczorem tego dnia przeszła duża ulewa. Postanowiłem wrócić i zobaczyć, co dzieje się z sową, czy jeszcze tam jest. Ptak był w tym samym miejscu, w które go odłożyłem. Leżał na grzbiecie z rozłożonymi skrzydłami. Wtedy zdecydowałem, że jednak zabiorę ją do domu — opowiadał.
Mężczyzna dodał, że sówka była tak osłabiona, że nawet nie chodziła. Zaczął ją karmić rybami, wątróbką drobiową i mięsem.
— Przez dwa dni była bardzo niemrawa. Dopiero po ich upływie zaczęła chodzić i trochę podlatywać. Każdego kolejnego dnia było coraz lepiej. Zauważyłem, że najchętniej zjadała wątróbkę — śmiał się pan Łukasz.
Trzymał ją w domu, w specjalnie wyściełanym sianem kartonie.
— Nie chciałem jej trzymać w budynkach gospodarskich. Mam koty i obawiałem się, że ją upolują. Wypuszczałem ją na podwórzu. Latała po jakieś 20-30 metrów. Nadal łatwo mogłem ją złapać. Widać, że nabierała energii, ale ja jej przecież nie mogłem nauczyć polować i żyć na wolności. Dodatkowo trzymanie jej w domu było dość kłopotliwe — wyjaśniał pan Łukasz.
— Nie chciałem jej trzymać w budynkach gospodarskich. Mam koty i obawiałem się, że ją upolują. Wypuszczałem ją na podwórzu. Latała po jakieś 20-30 metrów. Nadal łatwo mogłem ją złapać. Widać, że nabierała energii, ale ja jej przecież nie mogłem nauczyć polować i żyć na wolności. Dodatkowo trzymanie jej w domu było dość kłopotliwe — wyjaśniał pan Łukasz.
Dlatego skontaktował się ze swoją sołtys Agnieszką Kobryń.
— Łukasz zapytał mnie: "nie chcesz sowy?" i przesłał kilka zdjęć, a ja to samo pytanie zadałam Andrzejowi Grabowskiemu i również przesłałam zdjęcie sówki — śmiała się Agnieszka Kobryń.
— Łukasz zapytał mnie: "nie chcesz sowy?" i przesłał kilka zdjęć, a ja to samo pytanie zadałam Andrzejowi Grabowskiemu i również przesłałam zdjęcie sówki — śmiała się Agnieszka Kobryń.
Pytanie do niżej podpisanego trafiło nieprzypadkowo. Od 23 kwietnia obserwuję i fotografuję rodzinę puszczyków, która za swoje siedlisko wybrała zadrzewiony i zakrzaczony teren w Bisztynku. Pierwsze w moim życiu zdjęcie sowy wykonałem właśnie tego dnia. Był to osobnik dorosły. Chwilę później zauważyłem dwoje młodych.
Kilkanaście dni wcześniej zamieściłem na Facebooku prośbę o informowanie mnie, gdzie są sowy. Po informacji od jednego z mieszkańców Bisztynka pobiegłem we wskazane miejsce i je dostrzegłem. Teraz jest to już cały serial zdjęć i filmów z udziałem sów. Młodym nadaliśmy imiona Ganimedes i Miranda, choć nikt nie ma pojęcia jakiej są płci. Odróżnia je tylko barwa. Jeden jest rudo-brązowy a drugi szaro-srebrzysty. To pewna ciekawostka, że w jednym gnieździe są młode dwóch odmian kolorystycznych występujących w Polsce tych ptaków. Od tych barw i satelitów planet są ich imiona.
Kiedy więc pani Agnieszka poinformowała mnie od znalezionej sówce, u pana Łukasza byłem niemal natychmiast.
Zastanawialiśmy się, co z ptakiem zrobić. Zdecydowaliśmy, że zawiozę go do Bukwałdu, do ośrodka zajmującego się wychowaniem dzikich ptaków dzikich. Zakiełkowała mi jednak w głowie myśl, aby sówkę "podłożyć" obserwowanej przeze mnie rodzinie.
Wcześniej zatelefonowałem do Ewy Rumińskiej z Fundacji Albatros w Bukwałdzie.
— Eksperymenty z adopcją kończyły się sukcesem w przypadku innych gatunków sów, ale nie mam potwierdzonych informacji o takich działaniach z puszczykami. Na pewno trzeba będzie często obserwować, co się dzieje — mówiła Ewa Rumińska.
— Eksperymenty z adopcją kończyły się sukcesem w przypadku innych gatunków sów, ale nie mam potwierdzonych informacji o takich działaniach z puszczykami. Na pewno trzeba będzie często obserwować, co się dzieje — mówiła Ewa Rumińska.
— Oczywiście, jeśli zajdzie potrzeba, przyjmiemy ptaka w naszym ośrodku — zapewniła.
O znalezionej i wykarmionej przez pana Łukasza sówce poinformowałem znajomego ornitologa z Bartoszyc Marka Bebłota.
— Niech pan poczeka z tym odwożeniem ptaka do Bukwałdu. Może uda się go oddać do adopcji rodzinie, którą pan obserwuje — powiedział od razu.
— Niech pan poczeka z tym odwożeniem ptaka do Bukwałdu. Może uda się go oddać do adopcji rodzinie, którą pan obserwuje — powiedział od razu.
Pan Marek przyjechał do Bisztynka. Obejrzał sówkę, którą przez kilka godzin miałem w domu. Nałożył jej obrączkę i usadowił na gałęzi jednego z drzew, blisko dwóch pozostałych młodych puszczyków, które przyglądały się tej "operacji". Zobowiązałem się do obserwowania, co się z "adopciakiem" dzieje.
— Z mojej strony była to chęć eksperymentu. Sporo ostatnio słyszałem o adopcjach w przypadku ptaków szponiastych i stwierdziłem, że to ma największy sens. Najlepszy ośrodek rehabilitacji ptaków nie jest w stanie zagwarantować tego, co ptaki dorosłe w naturze. Najlepszym rozwiązaniem dla ptaków jest ich powrót do naturalnego środowiska — tłumaczył Marek Bebłot.
Przy okazji wyjaśnił, po co obrączkuje się ptaki.
— Jest to najlepsza metoda badawcza, kiedy chcemy się dowiedzieć czegoś o konkretnych osobnikach czy populacji. Żeby wiedzieć jak dany gatunek chronić, musimy się najpierw jak najwięcej o nim dowiedzieć. Tylko badania naukowe są w stanie nam udowodnić, czy jakieś działania mają sens. Jeżeli ktoś kiedyś znajdzie tego puszczyka z obrączką, to będzie można prześledzić jego historię — mówił Marek Bebłot.
— Jest to najlepsza metoda badawcza, kiedy chcemy się dowiedzieć czegoś o konkretnych osobnikach czy populacji. Żeby wiedzieć jak dany gatunek chronić, musimy się najpierw jak najwięcej o nim dowiedzieć. Tylko badania naukowe są w stanie nam udowodnić, czy jakieś działania mają sens. Jeżeli ktoś kiedyś znajdzie tego puszczyka z obrączką, to będzie można prześledzić jego historię — mówił Marek Bebłot.
Przy okazji zaapelował o to, aby nie "ratować" młodych ptaków.
— Podloty to ptaki, które są już poza gniazdem, ale latać jeszcze w pełni nie potrafią. Jest to czas kiedy uczą się od ptaków dorosłych co jeść, na jakie niebezpieczeństwa zwracać uwagę. Jednym słowem uczą się jak przetrwać. Takie ptaki bardzo często chodzą po ziemi. Nie należy łapać ich, ale ewentualnie obserwować gdzieś z daleka, czy są ptaki dorosłe i je karmią. W przypadku puszczyka pan Łukasz zachował się prawidłowo sprawdzając co dzieje się z ptakiem. Dzięki temu teraz lata ze swoją rodziną — mówił ornitolog.
— Podloty to ptaki, które są już poza gniazdem, ale latać jeszcze w pełni nie potrafią. Jest to czas kiedy uczą się od ptaków dorosłych co jeść, na jakie niebezpieczeństwa zwracać uwagę. Jednym słowem uczą się jak przetrwać. Takie ptaki bardzo często chodzą po ziemi. Nie należy łapać ich, ale ewentualnie obserwować gdzieś z daleka, czy są ptaki dorosłe i je karmią. W przypadku puszczyka pan Łukasz zachował się prawidłowo sprawdzając co dzieje się z ptakiem. Dzięki temu teraz lata ze swoją rodziną — mówił ornitolog.
A co działo się z adoptowanym puszczykiem, któremu nadałem imię Luk (od imienia jego znalazcy)? Wygląda na to, że został zaakceptowany już pierwszej nocy. Rano, gdy usiłowałem go złapać, odfrunął. To świadczyło o tym, że został nakarmiony. Gdyby tak się nie stało, nie byłby w stanie latać.
W kolejnych dniach energii mu przybywało. Początkowo trzymał się dość daleko od przyrodniego rodzeństwa, ale w ostatnich dniach trójka młodych przesiaduje w ciągu dnia na jednym drzewie. Trzymają się razem. Udało się też zaobserwować moment karmienia go przez dorosłego ptaka.
— Możemy uznać, że adopcja się powiodła — skwitował tę obserwację ornitolog z Bartoszyc.
Andrzej Grabowski
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl
a.grabowski@gazetaolsztynska.pl
Obserwacje z 22 i 29 maja 2020 adoptowanego puszczyka
Obserwacje z 27 maja trojga młodych puszczyków
Obserwacja z 16 maja. Młody puszczyk Ganimedes zjada szczura
Obserwacje z 14 maja młodych puszczyków z Bisztynka
Obserwacje młodych puszczyków z Bisztynka z 29 kwietnia
Obserwacje rodziny puszczyków z Bisztynka z 28 kwietnia.
Między Ślaskiem i skansenem.
Budować czy nie budować?
Ciąć czy nie ciąć?
Bruk jest lepszy od asfaltu?
ZAPOMNIJCIE O MAZURACH. PRZYSZEDŁ CZAS NA WARMIĘ
Źródło: Gazeta Olsztyńska
Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
g. #2928446 | 99.137.*.* 2 cze 2020 08:56
Bardzo sympatyczna historia.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
papaj #2927702 | 5.173.*.* 30 maj 2020 21:52
Nie ma ptaka sówka, jest ewentualnie sóweczka, w tym przypadku puszczyk i to normalne że są w takich barwach, srebrne i w brązie.Brawo za uratowanie:)
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)
super historia #2927547 | 37.8.*.* 30 maj 2020 15:22
no i brawo dla rodziców że zaadaptowali pisklaka podrzutka.
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz
Der #2927432 | 109.241.*.* 30 maj 2020 09:38
Minka smutnej sowy jest genialna, lepsza niż oczy kota ze Shreka :). Jakbym spotkał ją na ulicy z puszką oddałbym jej pieniądze !
Ocena komentarza: warty uwagi (12) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)
mm #2927423 | 89.228.*.* 30 maj 2020 09:26
no, w końcu coś fajnego w olsztyńskiej, bez agitacji politycznej co da sie czytać
Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz