Prof. Stanisław Czachorowski: Nie chodzi o to, żeby nie kosić, ale kosić rzadziej [ROZMOWA]

2020-05-09 16:09:27(ost. akt: 2020-05-08 14:49:43)
Skontaktował się z nami nasz czytelnik i zaprosił fotoreportera, żeby — jak powiedział — uwiecznił łąkę kwietną między NBP (od strony podwórka) a budynkiem przy ul. Głowackiego 22. Od trzech lat dbają o nią mieszkańcy i dzięki temu nie jest ona koszona

Skontaktował się z nami nasz czytelnik i zaprosił fotoreportera, żeby — jak powiedział — uwiecznił łąkę kwietną między NBP (od strony podwórka) a budynkiem przy ul. Głowackiego 22. Od trzech lat dbają o nią mieszkańcy i dzięki temu nie jest ona koszona

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Trzeba zmieniać sposób gospodarowania zielenią. Stare nawyki dziś są szkodliwe. To jakby ktoś cały rok nosił kożuch, bo zimą jest zimno — mówi prof. Stanisław Czachorowski, biolog, ekolog i entomolog z Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska UWM.
Po bezśnieżnej zimie przyszła niemal bezdeszczowa wiosna. Trwa susza. Wkrótce wszyscy dotkliwie odczujemy jej skutki. Na Facebooku pojawiła się petycja skierowana do Piotra Grzymowicza, prezydenta Olsztyna, o niekoszenie miejskich trawników.

Jej autorka, olsztynianka Bogusława Budna, absolwentka politologii i nauk społecznych Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Olsztynie, napisała: „Apeluję o zmniejszenie intensywności koszenia trawników na olsztyńskich osiedlach, w ogródkach działkowych oraz w pasach przydrożnych, a w czasie suszy całkowitego zaprzestania koszenia".

Petycję podpisało już 331 osób (stan na 4 maja), m.in. prof. Stanisław Czachorowski, biolog, ekolog, jeden z najbardziej znanych blogerów popularyzujących naukę, pracownik naukowy Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

— Panie profesorze, podpisał pan petycję, aby nie kosić trawników. Dlaczego?
— Bo podzielam zawarte w niej postulaty. Trzeba działać i zmieniać sposób gospodarowania zielenią. Stare nawyki i wzorce są nieskuteczne, a w obecnych warunkach szkodliwe. To tak, jakby ktoś cały rok nosił kożuch, kalesony i ciepłą czapkę, bo zimą jest zimno i trzeba się ciepło ubierać. Tyle tylko, że mamy już lato.

Podobnie jest z dbałością o zieleń — bardzo dużo się zmieniło i bezrefleksyjne powielanie dawnych nawyków bywa szkodliwe. Podpisałem, bo petycja to forma aktywności społecznej. Oczywiście nie chodzi o to, żeby w ogóle nie kosić, ale żeby kosić rzadziej, najwyżej 1-2 razy w roku, w zależności od pogody. Potrzebni nam są dobrze wyedukowani ogrodnicy miejscy, zatrudniani także do opieki nad terenami spółdzielni mieszkaniowych. Potrzebny nam jest też zielony wolontariat — zieloni streetworkerzy organizujący aktywność mieszkańców wokół pielęgnacji i użytkowania terenów zielonych.

— Jaką właściwie funkcję spełniają trawniki niekoszone?
— Krótko przystrzyżone trawniki szybko wysychają, zamieniając się w klepiska. Natomiast „zapuszczony” trawnik, łąka kwietna, łąka naturalna to przede wszystkim większa różnorodność gatunkowa roślin. Również o głębszym systemie korzeniowym i takich, które dostosowane są do suszy. Trawniki z takimi roślinami są trwalsze. I piękniejsze.

Po drugie, w czasie intensywnego deszczu niekoszone trawniki dłużej zatrzymują wodę, zwiększają przesiąkanie w głąb gleby i w rezultacie zwiększają małą retencję wody. Zmniejszają też negatywne skutki letnich nawałnic — podtopień w czasie intensywnych opadów. W ciągu 2-4 lat funkcjonowania takiej naturalnej łąki zwiększa się ilość próchnicy w glebie, więc zwiększa się zdolność do magazynowania wody. Próchnica działa jak gąbka.

W parkach można wykaszać jedynie alejki do spacerowania po trawie, za każdym razem inaczej wytyczając takie zielone ścieżki. Przy takim gospodarowaniu wysoka roślinność zielna nie przeszkadza w wygodnym spacerowaniu, leżeniu na trawie. Uspokoi to także tych, którzy obawiają się kleszczy.

— Po co nam w mieście łąki kwietne? Nie wystarczą parki?
— Człowiek potrzebuje kontaktu z przyrodą. Można obserwować różne gatunki roślin, owady, poznawać je, fotografować. Można spacerować, cieszyć się aromatem kwitnących kwiatów, leżeć na łące, organizować śniadania na trawie, chodzić boso. Łąki naturalne służą także ochronie bioróżnorodności, umożliwiają przetrwanie zapomnianych gatunków roślin zielnych. To właśnie miasta mogą być ważnym obszarem ochrony przyrody. Wydaje się nam to paradoksalne.

Zmiany w środowisku są tak duże, że parki narodowe i krajobrazowe, zajmujące ok. 8-9 proc. powierzchni Polski nie wystarczają. Na terenach wiejskich w uprawach stosuje się dużo pestycydów znacząco ograniczających warunki do życia dziko rosnącym roślinom zielnym i bylinom. Liczba owadów, w tym tych zapylających, na terenach rolniczych gwałtownie spada. Zatem w miastach mogą one znaleźć swoje rezerwaty.

Kwitnące cały rok łąki kwietne (możliwe dzięki dużej różnorodności gatunkowej) stają się pożytkiem dla dziko żyjących zapylaczy: pszczolinek, miesierek, murarek, trzmieli, motyli, muchówek, chrząszczy.

— Niekoszone trawniki wielu osobom wydają się zaniedbane.
— Łąka naturalna to zieleń bardziej chaotyczna. Niektórym się to nie podoba, wolą równiutko. Często strzyżony trawnik ma oczywiście swoje zalety, jest miękki i wygodnie po nim chodzić boso czy leżeć. W niektórych miejscach takie wypielęgnowane, zielone dywaniki powinny zostać. Pamiętać należy jednak, że są kosztowne — wymagają częstego podlewania. A skąd brać wodę do podlewania? Z ujęć głębinowych? Kosztem wody dostępnej dla celów komunalnych?

W czasach permanentnej suszy powinien być absolutny zakaz podlewania trawników wodą wodociągową. Powinno się podlewać jedynie wodą z oczyszczalni (np. własnego systemu oczyszczania, wodą zbierana z dachu, zużywaną wodą z gospodarstwa domowego itd.).

Koszone raz lub dwa razy do roku łąki charakteryzują się tym, że znajdują się tam twarde, przycięte łodygi roślin (utrzymują się jakiś czas po koszeniu). Przypomina to trochę rżysko. Po takiej łące przez pewien czas trudniej chodzić boso (trzeba umieć stawiać stopy). I to jest jedyna niedogodność dla mieszkańców.

— Jak pielęgnować takie trawnikowe łąki?
— Rzadziej koszone trawniki wymagają nieco innego sprzętu, niż ten używany do często i nisko koszonych trawników rodem z pól golfowych. To na pewno niedogodność dla firm. Jest także problem, co zrobić ze skoszoną łąką. Skoszone rośliny powinny pozostać co najmniej przez kilka dni (najlepiej kilkanaście), aby zdążyły się wysiać nasiona. Potem siano powinno być zebrane i przeznaczone na kompost (lub do innych celów). Myślę, że w mieście powinno powstać wiele małych kompostowników, aby nie wozić zbyt daleko biomasy. Oczywiście rodzi to problemy organizacyjne i logistyczne. Zmienia się świat i środowisko i dlatego powinniśmy dostosowywać sposoby gospodarowania zielenią do aktualnych potrzeb.

— Czy w Olsztynie, który ma kilka jezior w swoich granicach administracyjnych i rzekę, widać oznaki suszy?
— Średnio temperatura roczna w mieście jest wyższa, częściej pada, ale jest bardziej sucho (bo szybciej woda odpływa i jest mniej transpirujących roślin). Poziom wody w Łynie jest zmienny sezonowo. W Olsztynie, ze względu na ukształtowanie krajobrazu i Las Warmiński, raczej nie widać jeszcze oznak suszy. Od kilku lat zwiększa się liczba gatunków kserofilnych, np. częściej na miejskich trawnikach widuję rozchodnik. To sukulent i nie powinien być koszony w żadnym wypadku!

W mieście zanikają małe zbiorniki wodne i obszary podmokłe, ale to głównie na skutek odwadniających melioracji. Ostatnio ponownie osuszono trzcinowiska na terenie dawnego jeziora Płociduga Mała między al. Warszawską, ul. Tuwima i osiedlem Mleczna. Zniknęły tu całkowicie traszki i żaby, wyginęło bardzo dużo gatunków wodnych, przestały się gnieździć gęsi gęgawy.

— Czy w naszym regionie, gdzie jest tyle jezior, może zagrozić nam susza?
— Susza nie wynika z liczby jezior. Ona zależy od średniej temperatury rocznej, a ta w naszym regionie podniosła się aż o 2 st. C w ciągu ostatnich 50 lat! Opadów mamy mniej więcej tyle samo, ale przy zwiększonym parowaniu i ciągłych melioracjach przyspieszających spływ wody do morza, dostępnej wody jest coraz mniej. Widać obniżanie się lustra wody glebowej i głębinowej, zanikanie torfowisk i mokradeł. Zanikają małe zbiorniki wodne oraz kurczą się jeziora, jeszcze nie tak dramatycznie jak w Wielkopolsce, ale jest to już widoczne. Najbardziej do suszy przyczyniają się ciepłe zimy i brak pokrywy śniegowej (to taka mała retencja). Susza nam zagraża, lecz jest to zróżnicowane lokalnie i regionalnie.

— Co władze Olsztyna mogą zrobić, aby przeciwdziałać suszy?
— Głównym zadaniem jest zwiększenie retencji wody. Jak najmniej betonu i asfaltu, bo w nie woda nie wsiąka, ale szybko spływa; nawet parkingi powinny być budowane z ażurowych płyt betonowych a nie litej, nieprzepuszczalnej powierzchni. Potrzeba jak najwięcej trawników, rzadziej koszonych łąk naturalnych, jak najwięcej drzew, bo dają cień i obniżają temperaturę latem. Powinny pojawiać się zielone dachy i wodne ogrody — jeden taki już powstał w Śródmieściu.

Zieleń miejska to także naturalne filtry poprawiające jakość powietrza w mieście. Ponadto zieleń tłumi hałas. Starodawną metodą pielęgnacji drzew jest przycinanie ich „na lizaka” — pień jak patyk, a na górze korona. Drzewa nie powinny być tak wycinane. Bo i po co? Aleje drzew wzdłuż ulic powinny stanowić szczelny, zielony ekran. Ponadto między drzewami powinny być dosadzone krzewy, aby wypełniały przestrzeń między glebą a koroną drzew.

— Co zwykły mieszkaniec może robić, aby przeciwdziałać suszy? Czy np zdrowe dla środowiska jest podlewanie trawników wodą po kąpieli albo myciu naczyń?
— Po pierwsze zadbać o zieleń wokół swojego miejsca zamieszkania, także na publicznych i spółdzielczych trawnikach. Dosiewać różne gatunki dziko rosnących roślin zielnych i bylin, zakładać łąki kwietnie i ogrody deszczowe. Jeśli to możliwe, warto zbierać wodę z mycia naczyń i podlewać nią przydomową zieleń.

Małgorzata Hołubowska
UWM


Więcej informacji o naszym uniwersytecie: >>> kliknij tutaj.

Obrazek w tresci



Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


W weekendowym (09-10 maja) wydaniu m.in.

Trudniej jest się lubić, niż kochać
Dla wielu małżeństw okres izolacji związanej z epidemią to często czas nieporozumień i konfliktów. Czy efektem tych sytuacji będzie wzrost liczby rozwodów? Czy może warto zajrzeć w głąb siebie i sprawdzić, czy problem nie tkwi jednak w nas samych?

Nagrali hymn pandemii
Muzycy z Warmii i Mazur dołączyli do spektakularnego projektu Adama Sztaby. Dzięki połączonym siłom ponad 700 osób wybrzmiał utwór „Co mi Panie dasz”. I okazało się, że właśnie tekst tego utworu wyśpiewany przez polskie gwiazdy, był dla wielu tymi słowami, które „ukołysały duszę”, a kto wie, może i przyszłość? Przynajmniej tę najbliższą...

Dlaczego lubimy złe wiadomości?
W Japonii zakwitły drzewa wiśniowe. Pewien filantrop otworzył kolejną fundację dobroczynną. W Olsztynie otwarto nową szkołę… Kogo to interesuje? Śpieszę z odpowiedzą — nikogo. Co innego, gdy gdzieś wybucha pożar, dochodzi do wypadku drogowego czy jest jakiś skandal.

Bez angielskiego zwiedził 45 krajów
Na co dzień zajmuje się innowacjami w rolnictwie, a wolnych chwilach jeździ w nieznane. Miłość do podróży zaszczepiła w nim babcia. Sebastian Waśkowicz przed wyjazdem nastawia się, że będzie "ciężko", bowiem woli pozytywne zaskoczenie od rozczarowań.