Czytelnicy przemówili. Winę sąsiada zgłoszą, a i nie podadzą mu ręki

2020-04-26 15:53:14(ost. akt: 2020-04-26 15:58:52)
Na naszą prośbę błyskawicznie odpowiedziało aż 700 osób. Dziękujemy za zaangażowanie!

Na naszą prośbę błyskawicznie odpowiedziało aż 700 osób. Dziękujemy za zaangażowanie!

Autor zdjęcia: pixabay

KORONAWIRUS || Blisko 16 procent mieszkańców Warmii i Mazur spotkało się bezpośrednio z przypadkiem łamania kwarantanny. Połowa z nich miała do czynienia z 1 tego typu sytuacją, jednak co dziesiąta ma informację o przynajmniej 4 takich incydentach. Martwi ponadto fakt, że wielu z nas wciąż nie wie jak się zachować, gdy dostrzeże u siebie niepokojące objawy. Zapraszamy do lektury artykułu, którego współautorem jesteście Wy, nasi Czytelnicy.
Fundamentem artykułu miała być grupa 500 osób biorących udział w naszej internetowej ankiecie. Stanęliście na wysokości zadania na tyle, że musieliśmy zweryfikować swoje plany. Pół tysiąca arkuszy z odpowiedziami wpłynęło do nas błyskawicznie, a możliwość przesyłania kolejnych zamknęliśmy dopiero przy 700. Co wynikło z tych badań?

Skala strachu

Koronawirus, do niedawna będący nierealną bajką z drugiego końca globu, dla niektórych ankietowanych... wciąż właśnie nią jest. Przy pytaniu o obawy związane z opuszczaniem domu (np. idąc do pracy czy na zakupy), w pięciostopniowej "skali strachu" 8,16 proc. respondentów wskazało na "1", czyli opcję "wcale się nie obawiam". 2 — wybrało 10,39 proc., 3 — 27,89 proc., 4 — 27,78 proc. Górny próg skali, świadczący o poważnych obawach, był najpopularniejszym z wariantów (28,78 proc.).

Ręce przy sobie!

Jeszcze niedawno salwy śmiechu wywoływały propozycje ministrów, którzy — podczas oficjalnych konferencji — przed kamerami prezentowali "profesjonalny" sposób witania się łokciem. Po kilku tygodniach skorych do śmiechu ubyło. Aż 61,42 proc. ankietowanych kategorycznie odmawia powitań tradycyjnym uściskiem dłoni.
Osób nieco mniej radykalnych w tej kwestii, mówiących, iż RACZEJ odmówiłoby takowego gestu, było blisko trzykrotnie mniej (23,44 proc.). Łącznie 15,13 proc. respondentów nie wykazywało gotowości do zmiany przyzwyczajeń (7,86 proc RACZEJ podałoby dłoń, a 7,27 proc. uczyniłoby to bez chwili zastanowienia).

Ani kroku dalej

Następnie postawiliśmy Was przed pytaniem o to "czy zachowujecie zalecany odgórnie dystans w pomieszczeniach (np. sklepy czy poczta)". 72,85 proc. biorących udział w badaniu zaznaczyło opcję TAK. Osoby ZAZWYCZAJ przestrzegające zaleceń stanowiły 24,18 proc. Jako społeczność Warmii i Mazur najwyraźniej nieco mniej restrykcyjnie podchodzimy do kwestii "bezpiecznego dystansu" poza pomieszczeniami zamkniętymi, np. mijając się "na ulicy". W tym przypadku opcję TAK zaznaczyło blisko 10 proc. badanych mniej (62,31), które przesunęły się głównie na wariant ZAZWYCZAJ (32,49).

W obu pytaniach liczba respondentów twierdzących, iż stosują się do zaleceń RZADKO (lub nie stosują się do nich wcale) nie przekroczyła granicy 3,12 proc.

Wydawać by się mogło, że są powody do optymizmu. Okazuje się jednak, że — choć sami nie mamy sobie zbyt wiele do zarzucenia — to zupełnie inaczej ów temat widzą inni. W dalszej części pytania zapytaliśmy bowiem o to, "czy inne osoby zachowują wspomniane wyżej zalecenia dot. minimalnych odległości?".

I choć najczęściej wybierana opcja wciąż była względnie pozytywna (ZAZWYCZAJ - 55,93 proc.), to aż 30,56 proc. badanych stwierdziło, iż owe standardy zachowywane są RZADKO. Wariant mówiący o tym, że NIE stosujemy się do zaleceń, wybrało 7,27 proc. respondentów. Najbardziej optymistyczną opcję TAK wskazało zaledwie 6,23 proc. badanych, co... optymistyczne ewidentnie już nie jest.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Pierwszą jest to, że większość biorących udział w ankiecie stanowiły osoby z przedziałów wiekowych określanych jako "młody" lub "średni". Seniorzy, m.in. z racji wieku, znacznie rzadziej korzystają z Internetu, którą to drogą prowadzone były badania (w obecnych warunkach zgrupowanie 700 badanych w jednym miejscu byłoby zresztą nielegalne).

To ponadto jedna z grup najmniej stosująca się do zaleceń. Widać to nie tylko na ulicach czy w kolejkach, ale i np. w telewizji. W ostatnich tygodniach powstało wiele dokumentujących to materiałów filmowych. Doskonałym tego przykładem jest uwieczniona kamerą rozmowa z seniorką, która — z rozbrajającą szczerością — odpowiedziała dziennikarzowi, że "ona już się nażyła", więc do jakichkolwiek zaleceń dot. bezpieczeństwa stosować się "nie musi".

Rzadziej, ale sami sobie

W dalszej części ankiety zapytaliśmy Was o to, bez czego żyć najwyraźniej nie sposób, czyli zakupy. Aż 91,84 proc. respondentów stwierdziło, że robi je większe i rzadziej, by ograniczyć wychodzenie z domu. Osoby, dla których koronawirus nie jest wystarczającym powodem do zmiany przyzwyczajeń (opcja "zakupy takie jak zawsze, nic się nie zmieniło"), stanowiły 8,16 proc.

Wraz ze wzrostem zagrożenia gotowość do robienia zakupów innym deklarowali nie tylko członkowie rodziny czy sąsiedzi, ale i różne organizacje (np. harcerze). Powstały nawet specjalne aplikacje na telefon, dzięki którym - po zalogowaniu i kilku kliknięciach - określone towary mogą znaleźć się z rachunkiem praktycznie na naszych domowych wycieraczkach.

Korzystanie w tej kwestii z pomocy innych odrzuciło 11,57 proc. badanych. Niemal sześciu na dziesięciu biorących udział w ankiecie (58,01 proc.) byłoby skłonnych uczynić to wyłącznie w skrajnych przypadkach. 30,42 proc. respondentów chętnie powierzyłoby (lub już to uczyniło) to zadanie innym, jako okazję do przerzedzenia szeregów klientów szturmujących te same sklepy.

Uprzejmie donoszę

Niewiele rzeczy związanych z koronawirusem oburza tak, jak to, że niektóre osoby objęte kwarantanną decydują się ją złamać. O tym, jakim zagrożeniem jest "superroznosiciel", przekonały się już boleśnie m.in. Korea Południowa czy Wielka Brytania. Głośnych przykładów, na mniejszą skalę, w ostatnich tygodniach nie brakowało także na Warmii i Mazurach. Jednemu skończyło się piwo, drugi nie mógł powstrzymać się przed zbieraniem poroży, inny "zapomniał". Kilkakrotnie na łamaniu kwarantanny został przyłapany nawet syn... Zenona Martyniuka, gwiazdora disco polo. Został ukarany i nie pomogły nawet "te oczy, te oczy zielone".

Obrazek w tresci

Większość z nas (84,42 proc), jak wynika z badania, nie spotkała się bezpośrednio z przypadkiem łamania kwarantanny. Trudno jednak ocenić czy pozostałą grupę stanowi JEDYNIE czy AŻ 15,58 proc. ankietowanych.
Tym bardziej, że wśród nich posiadanie informacji o przynajmniej 4 incydentach zadeklarowało 10,48 proc. O trzech przypadkach wie 8,57 proc., o dwóch 31,43 proc., a o jednym — 49,52 proc. badanych.

Okazuje się, że w koronawirusowej rzeczywistości nikną opory przed zgłaszaniem nieodpowiedzialnych zachowań do odpowiednich służb. Osoby twierdzące, że z pewnością zgłosiłyby dany incydent stanowiły 60,53 proc. badanych. Opcję RACZEJ TAK wybrało 27,60 proc. Dwa pozostałe warianty (RACZEJ NIE oraz NIE) wskazało łącznie 11,86 proc.

Jednocześnie 58,31 proc. było zdania, że kary za nieprzestrzeganie kwarantanny powinny być znacznie dotkliwsze. 36,05 proc. twierdzi, że powinny zostać na obecnym poziomie. 3,86% ankietowanych opowiedziało się za złagodzeniem kar, a 1,78 proc. za całkowitym ich zniesieniem.

Wirusem w firmę

Inflacja, wzrost bezrobocia... — wiele wskaźników uświadamia nam jak wielkim wyzwaniem koronawirus okazuje się dla gospodarki nie tylko polskiej, ale i światowej. Nie inaczej jest i w naszym najbliższym otoczeniu. Postawiliśmy więc Was przed zadaniem określenia swego zdania na pięciostopniowej skali.
Na pytanie "jak duże znaczenie ma lub będzie miał koronawirus na miejsca pracy w twojej okolicy?", ponad połowa (52 proc.) respondentów określiła ów wpływ jako potężny (5). Kolejne opcje cieszyły się adekwatnie malejącym powodzeniem: 4 — 24,33 proc., 3 — 15,13 proc., 2 — 4,01 proc. Brak jakiegokolwiek wpływu na kondycję firmy zasygnalizowało 3,71 proc. ankietowanych.

Grochem o ścianę

Poza szeregiem pytań zamkniętych, mieliście także okazję zmierzyć się z kilkoma pytaniami o charakterze otwartym. W jednym z nich zapytaliśmy o to "co dokładnie zrobilibyście, gdybyście zauważyli u siebie dolegliwości mogące wskazywać na obecność koronawirusa?".

Większość ankietowanych udzieliła odpowiedzi zgodnych nie tylko z "odgórnymi" zaleceniami, ale i — po prostu — zdrowym rozsądkiem. Dominowały trzy. Najpopularniejszym rozwiązaniem było bezzwłoczne poinformowanie o tym fakcie miejscowej stacji sanitarno-epidemiologicznej (lub też zgłoszenie się do szpitala z oddziałem zakaźnym), często ukrywane pod tekstem "dzwonię do sanepidu". Część osób wskazywała również na infolinię NFZ, która z założenia ma udzielać niezbędnych informacji i kierować do najbliższej placówki. Niektórzy wspominali ponadto o dzwonieniu do lekarza rodzinnego (lub po prostu znajomego medyka).
Ogromnym zaskoczeniem był jednak fakt, że (jedynie? aż?) kilkudziesięciu ankietowanych stwierdziło, że... poszłoby prosto do lekarza. To natomiast (co zostało niestety potwierdzone wieloma przypadkami) potrafi wywołać potężne "trzęsienie ziemi" nie tylko w danym gabinecie czy przychodni, ale i w całym szpitalu. Nieświadomość (a czasem skrajna naiwność czy wręcz bezmyślność) "wyłączyła z obiegu" już wielu pracowników służby zdrowia. Zatajanie informacji o potencjalnym zagrożeniu skłoniło (zwłaszcza ratowników medycznych) do zainicjowania głośnej w mediach akcji pt. "Nie kłam medyka". Lekarz, nawet najlepszy z najlepszych, nie przyda się na wiele, gdy przez tego typu "głupotę" sam padnie ofiarą koronawirusa.

Pozostaje mieć (naiwną) nadzieję, że wirus ominie tę "nieświadomą" część społeczeństwa. Reszta wtedy powinna względnie spokojnie poradzić sobie z tym problemem. Zwłaszcza, gdy będziemy unikać paniki i - jak skromna, lecz chlubna część z Was - zachowamy się na tyle rozważnie, że nie zapomnimy również o takich "niuansach" jak choćby błyskawiczne poinformowanie o naszym zarażeniu wszystkich znajomych, z którymi miało się kontakt.

Co robić?

Zapytaliśmy Was także o działania, które mogłyby poprawić naszą sytuację w tej nierównej walce z niewidzialnym wrogiem — koronawirusem. Gama pomysłów była bardzo szeroka. Nie wszystkie były jednak realne (np. zakaz wychodzenia dla osób 60+ czy całkowite zamknięcie miast). Części z nich niektórzy nie odmówiliby chłodnej logiki, ale mogliby zarzucić brak poprawności politycznej (np. głosy w stylu "przegonić meneli z centrum miasta").

Wiele osób wskazywało na konieczność wprowadzenia (lub rozszerzenia) dezynfekcji klatek schodowych, ze szczególnym uwzględnieniem domofonów oraz klamek. Chętniej widzielibyście także częstsze patrole policji, ulotki oraz plakaty uświadamiające zagrożenie. Nie pogardzilibyście zwiększeniem liczby autobusów oraz wydłużeniem godzin pracy np. poczty (co zniwelowałoby tłok). Pozytywnie wypowiadaliście się o wprowadzonym obowiązku zakrywania ust i nosa. Krytykowaliście bez litości "turystów", którzy uciekali przed zagrożeniem z większych miast na Warmię i Mazury, by następnie... jawnie olewać wszelkie zalecenia w Waszych "spokojnych" stronach.

Wisienką na torcie był pomysł — co pewnie nie zaskoczy zbyt wielu — przełożenia wyborów prezydenckich. Obecnie niewiele jednak wskazuje na to, by ten Wasz głos dotarł z Warmii i Mazur na ul. Wiejską w Warszawie. I to przy całym szacunku dla pracowników Poczty Polskiej, którzy najprawdopodobniej będą musieli ten temat dźwigać bezpośrednio na swoich barkach.

Kamil Kierzkowski