To nie promieniowanie zabiło najwięcej ludzi

2020-04-26 09:25:00(ost. akt: 2020-04-26 09:25:04)

Autor zdjęcia: pixabay.com

Dzisiaj mija 34. rocznica katastrofy Elektrowni Jądrowej w Czarnobylu. 26 kwietnia 1986 roku doszło do wybuchu w reaktorze bloku energetycznego nr 4. Eksplozji towarzyszył pożar. Do atmosfery trafił radioaktywny pył, który rozprzestrzenił się także nad Polskę.
Początkowo opinia publiczna o niczym nie wiedziała. Strona sowiecka nie informowała o tragedii.

— Był piękny, wiosenny dzień — wspomina Robert, wówczas uczeń szkoły średniej. — Postanowiłem urządzić sobie wagary. Zrzuciłem się z kumplem na duże opakowanie lodów. Poszliśmy do jego domu i zajadając, słuchaliśmy głośno muzyki z magnetofonu szpulowego. To był Hendrix albo Led Zeppelin. Przez zasłonięte żółte kotary wpadały promienie słońca. Dręczyły nas lekkie wyrzuty sumienia z powodu wagarów. Ale muzyka rekompensowała dyskomfort psychiczny.
O katastrofie Robert dowiedział się w sposób dość nietypowy.
— Przez otwarte okno usłyszałem głos z megafonu. Okazało się, że na parking osiedlowy wjechała karetka i informowała o tym, co się wydarzyło. Dokładnej treści nie pamiętam. Reszta dnia przebiegała tak samo jak przedtem.

Chmurę skażonego pyłu wykryła Służba Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych. Masy powietrza napływały od wschodu. O tym, że źródłem był Czarnobyl, specjaliści dowiedzieli się z radia BBC. Rząd natychmiast zajął się problemem. Profilaktyką objęto przede wszystkim dzieci i młodzież.

— Pamiętam, że dawali nam w przedszkolu płyn Lugola — relacjonuje Artur. — Substancja miała zapobiec wchłanianiu radioaktywnego izotopu jodu. Była słoneczna pogoda, a my staliśmy w kolejce. Chyba nikt z nas nie rozumiał, co się dzieje. Ale wszyscy rozmawialiśmy o promieniowaniu, cokolwiek to znaczyło.

Awaria nie wpłynęła znacząco na codzienność naszych rozmówców. Przez kolejne dni i tygodnie ich życie toczyło się normalnie. Nie zamykano szkół, ani innych instytucji publicznych. Można było wyjść na dwór, albo do parku. Nikt nie bał się, że zostanie napromieniowany. Warmię i Mazury dzieliła spora odległość od epicentrum. Dlatego skutków katastrofy aż tak mocno nie odczuliśmy.

Inaczej wyglądało życie Północnej Ukrainy. W połowie lat 80 pani Irena mieszkała w Irpieniu, niewielkim miasteczku koło Kijowa.

— Wydarzenia czarnobylskie cechował brak rzetelnej informacji ze strony władz — przyznaje imigrantka. — W konsekwencji żyliśmy w ciągłej niepewności. Nie wiedzieliśmy, co przyniesie jutro. Snuliśmy czarne scenariusze. Większość się nie sprawdziła albo przyjęła inny obrót. Mimo to uczucie napięcia, zagubienia i bezradności stały się traumą, o której trudno zapomnieć nawet po tak długim okresie. Życie codzienne zostało bowiem wywrócone do góry nogami. To, co wczoraj było zdrowe (np. spacer na łonie natury, spożywanie nabiału, owoców i warzyw itd.) dziś stało się źródłem zagrożenia. Przyroda została skażona. Szczególnie trudna była sytuacja matek z małymi dziećmi (najbardziej narażonymi na skutki promieniowania) oraz kobiet ciężarnych. Społeczeństwo opanowała wtedy prawdziwa epidemia aborcji — niektórzy lekarze nawet namawiali do zabiegów.

Czy istnieją jakieś analogie między Czarnobylem a obecną epidemią?

— To zupełnie różne historie — twierdzi Artur. — Aczkolwiek pewne podobieństwa są. Awaria w Czarnobylu miała miejsce w ówczesnym ZSRR. Natomiast epidemia COVID-19 najpierw wybuchła w mieście Wuhan. Zarówno jedno, jak i drugie wydarzenie, rozgrywało się w krajach socjalistycznych. Rządy obu państw przyjęły podobną taktykę w początkowej fazie kryzysu. Próbowano tuszować skalę problemu. Stąd też kryzys szybko wymknął się spod kontroli.

W przypadku Czarnobyla zatajano nie tylko skutki katastrofy, lecz także przyczyny. Konstrukcja reaktora nr 4 była wadliwa, co skrzętnie ukrywano. Urządzenie służyło bowiem nie tylko celom energetycznym. Można go było w każdej chwili przestawić na produkcję bomb lub pocisków atomowych. Ze względu na podwójne zastosowanie, bardzo niewielka grupa specjalistów wiedziała jak reaktor pracuje. Operatorzy elektrowni często popełniali błędy przy eksploatacji.

Jednak uchybienia pojawiły się już na etapie projektowania. Prace nad reaktorem prowadzono w małej, zamkniętej grupie. Członków zespołu obowiązywała ścisła tajemnica. Nie było więc możliwości konsultowania projektu, sprawdzania konstrukcji na forum międzynarodowym. Stąd nie dostrzeżono mankamentów w systemie wyłączania. Współcześnie każdy projekt reaktora atomowego jest podawany do publicznej wiadomości. I to na długo przed budową urządzenia. Każdy może wyśledzić nieprawidłowości. Wskazać na ewentualne luki w zabezpieczeniach. Była to więc katastrofa, której łatwo dało się uniknąć.

Czy podobnie było w przypadku COVID-19? Raczej nie. Koronawirus chyba jednak nie uciekł z laboratorium. Popularny mit zdementował Kristian Andersen, immunolog i mikrobiolog ze Scripps Research. Badania struktury patogenu wskazują na pochodzenie naturalne. Według jednej z hipotez miał on wyewoluować do postaci zakaźnej w ciele zwierzęcia. Następnie doszło do zarażenia człowieka. Inna teoria głosi, że patogen zmutował dopiero w organizmie ludzkim. Powstaniu koronawirusa nie dało się więc zapobiec. Jednak zdaniem naukowców z uniwersytetu w Southampton, zasięg choroby można było ograniczyć o 95 proc., gdyby władze Chin w porę podjęły działania. Tymczasem w ciągu dwóch miesięcy COVID-19 trafił na wszystkie kontynenty z wyjątkiem Antarktydy.

— Jeśli chodzi o zasięg, to katastrofa w Czarnobylu była znacznie łagodniejsza — zauważa Artur. — Skażeniu uległa stosunkowo niewielka część Białorusi, Ukrainy oraz Rosji. Radioaktywne opary dotarły wprawdzie nad Skandynawię i południe naszego kontynentu. Ale po paru dniach się rozproszyły. Nie było nawet mowy o zagrożeniu dla światowej gospodarki.

Ile istnień ludzkich zabrał Czarnobyl? Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej ocenia, że w ciągu 20 lat od awarii, z powodu skażenia atomowego, zmarło 4 tys. ludzi. W następstwie samego wybuchu zginęło zaledwie dwóch pracowników elektrowni. Znacznie groźniejszy od katastrofy okazał się strach.

Wiele kobiet obawiało się, że w wyniku promieniowania zacznie rodzić chore, zdeformowane dzieci. Lęk był nieuzasadniony. Do tej pory nie zanotowano jakichkolwiek negatywnych skutków wśród dzieci urodzonych po awarii. Ludzkie mutanty nie pojawiły się także po atomowym ataku na Hiroszimę i Nagasaki.

Mimo to po katastrofie przez Europę przetoczyła się fala aborcji. Dokonano ponad 100 tysięcy zabiegów. Najwięcej w Danii, Włoszech i Grecji. W Polsce ciążę przerwało około 2 tysięcy kobiet. Statystyki nie uwzględniają liczby poczarnobylskich aborcji w krajach ZSRR. Według różnych szacunków panika mogła kosztować życie nawet 200 tysiącom nienarodzonych dzieci.

— Następstwa Czarnobyla miały przede wszystkim charakter psychologiczny — uważa pani Irena. — Klęska budziła głęboki niepokój, a nawet paranoję. Podkopywała morale, potęgowała ogólny. Pogłębiła kryzys ekonomiczny. Podważyła także wiarygodność reżimu komunistycznego w oczach obywateli. W konsekwencji stała się jednym z ważniejszych czynników, które doprowadziły do upadku imperium. Niektórzy sądzą, że podobnie będzie z koronawirusem. A epidemia zapoczątkuje rozpad Unii Europejskiej. Ale taki scenariusz wydaje mi się mało prawdopodobny...

IB

Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. KAROL #2912358 | 83.31.*.* 27 kwi 2020 12:26

    A ja wam mówię , że to jest Tuska wina

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

  2. Mazur #2912038 | 31.0.*.* 26 kwi 2020 17:18

    Artykuł nieco mało precyzyjny. Wypada podkreślić, iż reaktory typu czarnobylskiego są to reaktory RBMK 1000 z moderatorem grafitowym i o konstrukcji modułowej charaktrmeryzujace się tzw dodatnia reajtywnoscia. Było to partactwo inżynierskie najwyższej próby i nigdzie poza ZSRR nie stosowano takich konstrukcji. W reaktirach typu PWR (to te stosowane wszedzie na swiecie i takie ktire misly oracowac u nas w Zarnowcu) moderatorem jest woda i w razie wzrostu ciśnienia taki reaktor ulega automatycznemu wyłączeniu. Co więcej reaktor typu RBMK 1000 nie posiada osłony bezpieczeństwa i jest tak skonstruowany że przy skoku mocy włączenie systemu bezpieczeństwa (AZ) skutkuje jeszcze większą mocą o czym obsługi też nie informowano. Dodatkowo nałożył się na to wszystko partactwo obsługi i ten nieszczęsny eksperyment który przeprowadzono wyłączając obieg chłodzenia. W skrócie to tak jakby do poloneza włożyć silnik odrzutiwy, wyłączyć hamulce i robić testy zderzeniowe. Potem po 1986r tego rodzaju reaktory zmodernizowano i w zasadzie wykluczono możliwość powtórki scenariusza. Nie zmieniać to jednak faktu że jest to bubel techniczny i takie coś nigdy nie powinno być dopuszczone do eksploatacji. Jest to o tyle dziwne że ZSRR w tamtym czasie dysponował bardzo dobra technologia reaktorów PWR (z danych z rosyjską WWER) i w wielu miejscach były one z powodzeniem budowane (m.in. Chmielnicki) i Jest to typ bardzo powszechny na świecie np we Francji. Faktycznie musiało chodzić i możliwość pozyskiwania plutonu a wytwarzanie energii rkrktycznej było niejako produktem ubocznym. Nie zmieni a to jednak faktu że alternatywy dla energetyki jądrowej nie ma i ogromnym błędem było zastopowanie projektu Zarnowiec. Dziś byśmy byli w o niebo lepszej sytuacji biorąc pod uwagę mix energetyczny. Czesi jako naród mądry i racjonalny nie dali się sterroryzowac i mają Temelin i korzystny bilans. A nasze reaktory pojechały gdzie indziej i dziś pracują że aż huczy. Tyle że nie u nas. Ideologia i brak wiedzy niestety jest źródłem największego zła. I niestety o wielu sprawach wypowiadają się osoby które nie mają elementarnej wiedzy (mówię o niektórych politykach i tzw. nieogolonych działaczach

    Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz

  3. ? #2912021 | 185.138.*.* 26 kwi 2020 16:48

    Na czyje zamówienie są pisane tak bzdurne artykuły?

    Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz

  4. ... #2912013 | 88.156.*.* 26 kwi 2020 16:39

    „Nikt nie bał się, że zostanie napromieniowany. Warmię i Mazury dzieliła spora odległość od epicentrum. Dlatego skutków katastrofy aż tak mocno nie odczuliśmy." Ciekawe- w Mikołajkach, gdzie wykryto wzrost promieniowania norma była przekroczona 500x

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz

  5. ? #2911959 | 185.138.*.* 26 kwi 2020 14:26

    Byłem w tym czasie w wojsku w Pile. Elektrownia wybuchła w sobotę a my w poniedziałek mieliśmy zajęcia "chemiczne" z obsługi radiometra DP-66. Mieliśmy ich kilka sztuk i wszystkie wykrywały podwyższone promieniowanie i nie można ich było "wyzerować". Major prowadzący szkolenie powiedział, że wszystkie muszą być niesprawne, bo to nie jest możliwe, żeby było jakiekolwiek promieniowanie. W czwartek 1 maja wypędzili wszystkich żołnierzy na pochód ulicami Piły. Nie było żadnej reakcji władz wojskowych, żadnego płynu Lugola, żadnych "witamin". Dodatkowo do końca sierpnia mieszkaliśmy w namiotach na terenie jednostki. Była to Szkoła Chorążych przy WOSS w Pile.

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (14)