Zastrzyk wsparcia, szczepionka cierpliwości. Studenci kierunków medycznych na UWM zostali wolontariuszami
2020-04-19 18:02:12(ost. akt: 2020-04-20 18:12:08)
Co robi student UWM w sanepidzie w czasie pandemii koronawirusa? Słucha, odpowiada, udziela wskazówek. Uczy się cierpliwości i szkoli swoje umiejętności społeczne. To zaowocuje w przyszłości, kiedy z wolontariusza zamieni się w pracownika służby zdrowia.
Najpierw był apel profesora Wojciecha Maksymowicza, który prosił studentów ostatnich lat medycyny, żeby włączyli się w pomoc służb sanitarnych. Później o konkretne wsparcie poprosił profesor Sergiusz Nawrocki, prorektor UWM do spraw Collegium Medicum. Zaapelował do studentów kierunków medycznych, żeby włączyli się w pomoc w olsztyńskim sanepidzie. Na odzew nie trzeba było długo czekać.
Jednym z pierwszych, który zaproponował swoje ucho i zaangażowanie, był Jakub Ruść, student V roku kierunku lekarskiego.
Dlaczego się na to zdecydował?
— Czuję potrzebę pomagania — mówi bez wahania. I dodaje: — Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym tego nie zrobił.
— Czuję potrzebę pomagania — mówi bez wahania. I dodaje: — Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym tego nie zrobił.
Jakub, który jest bardzo aktywny społecznie (był m.in. wolontariuszem na Uniwersytecie Dzieci, działa w samorządzie studenckim), przyznaje, że dotknęło go to, że zdarza się, że osoby ze środowiska medycznego, którego częścią się przecież czuje, powstrzymują się od pomocy. Przyszły lekarz stara się nie oceniać takich decyzji, bo zdaje sobie sprawę z tego, że strach o własne lub czyjeś zdrowie jest oczywistym uczuciem towarzyszącym każdemu człowiekowi, ale jest tym poruszony.On sam z lękiem i niepewnością radzi sobie poprzez zdobywanie konkretnej wiedzy: czyta rozporządzenia, śledzi najnowsze doniesienia.
Co go jeszcze uspokaja?
— Jasny przekaz i szczerość. Dlatego chciałbym, żeby wszystkie informacje docierały do nas bez otoczki propagandowej i politycznej. Wystarczy nam prawda — mówi z przekonaniem.
Swoją potrzebę otrzymywania rzetelnych informacji przenosi na pracę w sanepidzie. Dba o to, żeby osoby, które się do niego zgłoszą, otrzymały pakiet sprawdzonych informacji.
— Czasem telefon, który trafia do mnie nawet na 24 godziny, dzwoni dwa razy dziennie, a czasem nawet 50-60 razy, o różnych porach dnia i nocy, więc wymaga to sporego zaangażowania — przyznaje Jakub Ruść. I dodaje, że ludzie pytają go o różne sprawy: medyczne i prawne. — Czasem bywa i tak, że ktoś dzwoni, bo po prostu potrzebuje chwili rozmowy, bo czuje się samotny — relacjonuje student.
Na szczęście, jak wynika z doświadczeń wolontariuszy, zdarzają się i takie telefony, po których można się uśmiechnąć — choćby pod nosem. Jak wtedy, gdy ktoś zadzwoni z pytaniem o to, czy może zmienić miejsce odbywania kwarantanny, ponieważ… dziewczyna działa mu na nerwy. Gorzej jest wtedy, kiedy studenci dostają burę za pracę rządu. — Ludzie dość często mówią nam, że rozporządzenia są nierozsądne, nie mają sensu. Złoszczą się na ograniczenia. Czasem składają też donosy — przyznaje Jakub.
Są nam zwyczajnie wdzięczni
Jerzy Siwiec, student IV roku kierunku lekarskiego, podkreśla z kolei, że choć rozmowy, które odbywa z osobami objętymi kwarantanną, mają dość powtarzalny przebieg, na dłużej zapamiętuje te, w czasie których zdarza mu się usłyszeć kilka miłych słów. — Ludzie, do których dzwonimy zapytać, jak się czują, są nam często za to zwyczajnie wdzięczni. Doceniają, że ktoś się nimi interesuje, bo na co dzień nieczęsto tego doświadczają — mówi wolontariusz.
A skoro o docenianiu mowa, on z kolei podkreśla, że wolontariat jest dla niego sposobem na walkę z poczuciem bezradności. — Od początku epidemii nie podobało mi się to, że czuję się częścią świata medycznego, a nie mogę zrobić niczego, co mogłoby w istotny sposób pomóc. Mam duszę społecznika, działałem w Monarze, pracowałem z dziećmi. Lubię nie tylko myśleć o tym, co mogę zrobić, ale przede wszystkim – robić to. Cieszę się, że dotarła do mnie informacja o potrzebie pomocy w sanepidzie – podkreśla. — Dzięki wolontariatowi czuję się, w jakimś sensie, spełniony. Oczywiście, chciałbym zrobić jeszcze więcej, ale moje ambicje w tej kwestii nie idą w parze z możliwościami prawnymi czy moimi własnymi.
Jerzy, podobnie jak wielu jego kolegów, chciałby wrócić do zajęć klinicznych w szpitalu. Tym bardziej że, jak każdy student pod koniec studiów, zaczyna poważnie myśleć o wyborze dziedziny, w której będzie się specjalizował, a ostatnio szczególnie fascynuje go nefrologia. Aby zadbać o bezpieczeństwo studentów — a także ze względów epidemiologicznych — ćwiczenia w szpitalach zostały odwołane. Dla studentów to duża strata, bo właśnie przy łóżkach pacjentów uczą się najszybciej i najwięcej. Mają jednak świadomość, że była to konieczność.
— Lekarze nie chcieli nas narażać — mówi Jakub i dodaje, że ma świadomość, że obecność studentów nie jest teraz w szpitalach pilnie potrzebna. Podobnie zresztą jest w terenie, bo pobieraniem wymazów od osób podejrzewanych o zakażenie koronawirusem zajmują się w naszym województwie żołnierze WOT.
Mają specjalny grafik
W olsztyńskim sanepidzie pracuje aktualnie około 15 wolontariuszy. Mają specjalny grafik, dostosowany do ich możliwości, bo od jakiegoś czasu wróciły przecież zajęcia prowadzone w formie zdalnej, więc muszą się wywiązywać także z obowiązków studenckich. Wsparcie w sanepidzie jest tymczasem na wagę złota.
— To są bardzo wartościowi ludzie. Ich pracę oceniam naprawdę pozytywnie. Są wnikliwi i zaangażowani – mówi o wolontariuszach Teresa Parys, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie. I dodaje, że ma nadzieję, że nie tylko pracownicy sanepidu, odciążeni choć trochę z obowiązków, zyskują na tej współpracy. — Mam kontakt z wolontariuszami, więc wiem, że prowadzenie wywiadów epidemiologicznych, śledzenie procesu zakażenia, szukanie jego źródła, kontaktów, pozwala spojrzeć na tę jednostkę chorobową z innej strony, czyli właśnie z punktu widzenia inspekcji sanitarnej, i wyposaża studentów w nową wiedzę. To na pewno przyda im się w przyszłości.
A jak kwestię „korzyści” widzą sami wolontariusze?
— Wiedza medyczna bogata jest np. w terminologię, którą nie wszyscy muszą rozumieć. Zadaniem lekarza jest tak wyjaśnić pacjentowi, z jakiego rodzajem choroby się zmaga i na czym ona polega, żeby chory wiedział, że musi się leczyć – tłumaczy Jerzy. I dodaje, że właśnie w czasie rozmów telefonicznych, które odbywa w sanepidzie, ćwiczy swoją umiejętność docierana do ludzi. To doświadczenie jest więc też czymś w rodzaju szczepionki. — Uzbraja nas ono w odporność, która, mam nadzieje, przyda nam się w przyszłości — mówi Jerzy.
Wolontariusz przyznaje jednocześnie, że po tym, jak pojawił się apel profesora Maksymowicza, miał nieco inną wizję tego, jak będzie wyglądała pomoc, w którą miałby się włączyć: — To był taki romantyczny aspekt pandemii. Wyobrażałem sobie, że będziemy w tych maseczkach stać na granicy Olsztyna i chronić miasta przed wirusem własnym piersiami — mówi żartobliwie. Idea się jednak spotkała z rzeczywistością, a od romantycznych gestów bardziej potrzebna okazała się niemal pozytywistyczna praca u podstaw.
Możemy liczyć na siebie
A jak wolontariusze walczą z tym, żeby praca w sanepidzie nie stała się wyłącznie frustrującym obowiązkiem?
Po pierwsze, mogą liczyć na siebie nawzajem. — Mamy grupę, w której dzielimy się nie tylko informacjami, ale też wsparciem. Uzgadniamy tam czasem wspólną odpowiedź dla określonego typu pytań (bo np. nie przekazujemy przez telefon wyników), co nam bardzo ułatwia pracę — tłumaczy Jakub.
Po drugie, jak przyznaje Jerzy, ważne jest, żeby do każdej rozmowy, którą się odbywa, podejść indywidualnie. – Postawiliśmy sobie z kolegą zadanie, żeby za każdym razem nieco inaczej sformułować pytanie, które mamy w swoim formularzu — mówi student medycyny. I dodaje: — Pamiętamy, że za każdym razem po drugiej stronie jest inna osoba, z inną historią.
Po trzecie, studenci wiedzą, że mają wsparcie w pracownikach sanepidu, którzy, choć wykonują teraz trudną, bardzo wymagającą i jeszcze bardziej niedocenianą pracę, ochoczo dzielą się też swoją wiedzą i doświadczeniem. Sami wolontariusze nie mają jednocześnie wątpliwości, że niesprawiedliwe jest to, że właśnie diagności obarczani są winą np. za to, że na wyniki testów trzeba trochę poczekać. Ich zdaniem problemem jest to, że nie mamy świadomości, jak wygląda praca w sanepidzie.
— Badanie trwa sześć godzin, a przecież nie zawsze próbka może trafić do urządzenia natychmiast. Jeśli wymaz pojawi się w sanepidzie niedługo po tym, kiedy badanie zostało rozpoczęte, to trzeba czekać kilka godzin na następną kolejkę. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy i się irytują — tłumaczy Jakub, a Jerzy mówi z przekonaniem: — Panie z sanepidu są super.
Zmęczył się wieszaniem firanek
Zmęczył się wieszaniem firanek
Czy jest coś, co sprawia wolontariuszom szczególną trudność?
— Niepokój budzą rozmowy, w czasie których dowiadujemy się na przykład, że dana osoba ma objawy koronawirusa. Musimy wówczas udzielić jej rzetelnej porady dotyczącej tego, co powinna zrobić, gdzie się zgłosić, jakie działania podjąć. W zdecydowanej większości przypadków te objawy nie świadczą o zakażeniu, ale mam poczucie, że należy zachować daleko idącą ostrożność — zauważa Jerzy.
Z podobnego założenia wychodzi Jakub, który przyznaje, że w czasie rozmów czasami bije się z myślami. Sprawy nie ułatwia fakt, że definicje medyczne nie są dla ludzi jasne. — Zdarza się, że już sam słyszę przez telefon, że ktoś ma duszności, a zdarza się i tak, że ktoś zgłasza ich występowanie, a kiedy pytam, jak się objawiają, dowiaduję się, że ktoś się zmęczył podczas wieszania firanek — przyznaje.
Z wiedzą medyczną mamy czasem problemy. A jak sobie radzimy jako społeczeństwo?
— Moim zdaniem naprawdę dobrze. Siedzimy w domach, większość z nas przestrzega zasad. Poza tym sam przekonałem się o solidarności, bo dzięki akcji „Posiłek dla medyka” dostałem kanapkę — mówi z uśmiechem Jakub Ruść. I przyznaje: — To dodaje otuchy.
Studenci zaangażowani w działania pomocowe nie mają aż tyle czasu, by martwić się o studia i brak kluczowych dla nich decyzji. Niepewność się jednak pojawia: — Nie wiemy, czy będziemy musieli odrabiać zajęcia, które nam przepadły, czy wydłużony zostanie semestr. W najgorszej sytuacji są osoby, które w tym roku kończą studia — przyznaje Jakub. — Bierzemy pod uwagę, że konieczne może się okazać przedłużenie studiów o kolejny semestr. A przecież nasza nauka trwa sześć lat. Czekamy na decyzję ministerstwa, ale ono prosi na razie o cierpliwość.
Ci z nich, którzy odbierają nasze telefony w sanepidzie, mają szansę się w tej cierpliwości nieźle wyćwiczyć, inni muszą znaleźć na jej rozwój inny sposób.
Ci z nich, którzy odbierają nasze telefony w sanepidzie, mają szansę się w tej cierpliwości nieźle wyćwiczyć, inni muszą znaleźć na jej rozwój inny sposób.
Daria Bruszewska-Przytuła
RAMKA:
Więcej informacji o naszym uniwersytecie: >>> kliknij tutaj.
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
W weekendowym (18-19 kwietnia) wydaniu m.in.
Tłumaczył, że życie żony księdza jest trudne
Czy można być żoną proboszcza w Polsce? Oczywiście. Jest nią Oksana Sytczyk. Ona i jej mąż Bogdan mają trójkę dzieci. Szokujące?! Niekoniecznie. Księża Kościoła greckokatolickiego mogą się żenić, pod warunkiem, że przyszłą żonę znajdą jeszcze przed swoimi święceniami.
Stulecie Winnych – przewodnik po serialu
W rodzinie Winnych można zobaczyć odbicie losów Polaków na przestrzeni ostatnich dekad. Nic więc dziwnego, że TVP zdecydowała o realizacji serialu na podstawie sagi Ałbeny Grabowskiej. W telewizji możemy właśnie oglądać drugi sezon tej produkcji.
Pędzi na ratunek, gdy zawyje syrena
To prawdziwy wulkan kobiecości, odwagi, ambicji. Kobieta o wielkim sercu — Dorota Karbowska, żona, mama, strażak i żołnierz. Zawsze w gotowości, aby nieść pomoc innym.