Prof. Beata Krzywosz-Rynkiewicz: Liczy się dyscyplina

2020-03-26 21:24:19(ost. akt: 2020-03-26 17:57:57)
Hongkong

Hongkong

Autor zdjęcia: Fot. Beata Krzywosz-Rynkiewicz

Prof. Beata Krzywosz-Rynkiewicz z Wydziału Nauk Społecznych UWM od początku roku przebywa na uniwersytecie w Hongkongu. Opowiada o tym, jak działa uczelnia w czasach koronawirusa.
Hongkong liczy 7,5 mln mieszkańców. To jedno z najgęściej zaludnionych miejsc na Ziemi. Nietrudno sobie wyobrazić, co mogłoby się tam zdarzyć, gdyby mieszkańcy i władze zlekceważyli zagrożenie. Ale nie zlekceważyli. Szkoły w Hongkongu władze zamknęły już 15 stycznia, uniwersytety — 25 stycznia.

Początkowo zamknięcie miało trwać dwa tygodnie. Potem przedłużono je o kolejne 2, a następnie o jeszcze 2. Obecnie mówi się już o tym, że studenci nie wrócą na uczelnie w tym semestrze. Większość studentów wyjechała do domów, ale ok. 20 proc. zostało i nadal mieszka w akademikach. Kampus, podobnie jak Kortowo stanowiący osobne terytorium, pracuje normalnie, np. czynne są biblioteki, sklepy i bary. Prowadzi do niego brama, jedyna zresztą. Przy bramie ustawiono namiot i dyżurują w nim strażnicy. Każdego wchodzącego legitymują, mierzą mu temperaturę i dezynfekują dokładnie ręce. Mają specjalistyczny sprzęt do mierzenia temperatury (rodzaj kamery termowizyjnej). Uprzejmy pan ochroniarz, kiedy powiedziałam mu, w jakim celu robię zdjęcia, pozwolił mi sfotografować sprzęt i zadeklarował, że może podzielić się doświadczeniami z władzami mojego uniwersytetu. Hongkończycy są niezwykle pomocni i uprzejmi.

Dziennie średnio mierzą mi temperaturę 7 razy. Automatyczne dozowniki z płynem dezynfekującym na terenie kampusu rozstawione są co 20 m. Ludzie dezynfekują ręce co chwila. Każdy człowiek nosi przy sobie pojemnik z jakimś środkiem odkażającym. Nie widać nikogo bez maseczki.

W pierwszym tygodniu zawieszenia zajęć trwał stan niepewności. Ale władze uczelni bardzo szybko postanowiły wprowadzić tryb nauczania on-line. Wybrały program ZOOM (podobny do SKYPE). Okazało się, że w każdej katedrze jest jakiś pracownik (głównie młody), który zna ten program. Zostali więc wytypowani na instruktorów. Przeszli dodatkowe, szybkie szkolenie, też on-line, a następnie przeszkolili pracowników swoich katedr. W ten sposób pracownicy uczelni bardzo szybko poznali zasady pracy w programie ZOOM. Niektórzy, głównie starsi pracownicy, narzekali, że studenci się nie logują, albo że się logują, ale wyłączają kamery i idą spać. Mamy tu studentów z różnych stref czasowych, dlatego zajęcia wypadają niektórym o różnych porach dnia. Ale na to już się nic nie poradzi. O określonej porze muszą się logować, bo inaczej mają nieobecność.

ZOOM daje naprawdę niezwykłe możliwości. Można na żywo zebrać grupę kilkudziesięciu studentów i patrzeć na ich twarze na ekranie monitora. Sprawdzanie obecności nie jest konieczne, bo wiadomo, kto się zalogował. Studenci przed każdymi zajęciami mają obowiązek włączyć kamery w swoich urządzeniach, żeby ich można było widzieć. Mikrofony mają mieć wyłączone, aby odgłosy z domów nie zakłócały transmisji. Mnie jednak wszyscy słyszą. Mogą w trakcie wykładu zadawać prowadzącemu pytania. Widzimy je w pasku na dole ekranu. Przerywam wtedy wykład i proszę pytającego, aby włączył mikrofon i zadał to pytanie. Zadaje, słyszą je wszyscy, a ja odpowiadam. Jeśli ktoś ma dodatkowe uwagi, czegoś nie zrozumiał — pyta w ten sam sposób, czyli najpierw pisemnie na pasku, a ja udzielam mu głosu. To bardzo dobra forma prowadzenia zajęć. ZOOM sam wymusza kulturę debaty. Nie mogą bowiem mówić dwie osoby na raz. System pozwala też na organizowanie pracy w grupach, czyli łączenie studentów w zespoły, które mają przedyskutować zadane kwestie. Prowadzący może się włączać w pracę zespołów i przełączać pomiędzy nimi.

Oprócz tego mamy prezentacje filmowe w Power Point. Po takiej prezentacji wracamy do ZOOM-u i studenci mogą mi zadawać pytania, omawiać różne kwestie.

To efektywny sposób uczenia. Ale nie na wszystkich kierunkach. Na naukach społecznych tak, ale na tych kierunkach, które wymagają zajęć w pracowniach i laboratoriach – już nie. Przedmioty, które się w nich odbywają, zostały przełożone na następny semestr. W tej chwili na uczelni, w której przebywam, rozważamy, jak przeprowadzić zaliczenia i egzaminy. Decyzji jeszcze nie ma.

Cały czas mam kontakty z naukowcami z różnych części świata i wiem, że w tryb on-line przeszły już uniwersytety w Budapeszcie, Atenach, Yorku w Wielkiej Brytanii i w Tartu w Estonii.

Administracja uczelniana pracuje, ale z ograniczeniami. W tych pomieszczeniach, w których przebywa po kilka osób, dyżuruje jedna. Kontakty osobiste są ograniczone, utrzymuje się dystans między ludźmi. Nikt już nie wita się przez podanie ręki. Nikt nikomu nie rzuca się na szyję. Zmieniły się obyczaje.

Czy to wszystko daje efekt? Tak. Dziennie w mieście notuje się tylko 2-3 zachorowania, a bywają dni, że nie ma żadnego. Życie w mieście toczy się w miarę normalnie. To dlatego, że ludzie tutaj są bardzo zdyscyplinowani i odpowiedzialni. W każdym autobusie na przykład jest informacja o konieczności założenia maski. Jeśli będziemy brać z nich przykład, opanujemy w Polsce wirusa.

Źródło: UWM, Lech Kryszałowicz

Więcej informacji o naszym uniwersytecie: >>> kliknij tutaj.

Obrazek w tresci


Czytaj e-wydanie


Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w czwartek i piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl



W dzisiejszym wydaniu m.in.
Jan Szynaka, prezes firmy Szynaka Meble
Musimy przetrwać ten czas
Koronawirus coraz bardziej paraliżuje gospodarkę. Fabryka Michelin, która zatrudnia prawie 5 tys. osób, zawiesza produkcję na dwa tygodnie. Wcześniej zrobiła to Grupa Szynaka, zatrudniająca w swoich zakładach 3,5 tys. pracowników.


Szkoły chciały, system padł
Coś, co jeszcze niedawno wydawało się abstrakcją, przestało nią być w niewesołej rzeczywistości — szkoły przeszły na model cyfrowy. Szkoda tylko, że bez przygotowania. Już rano padły serwery, a część problemów pozostaje bez odpowiedzi.

Andrzej Wiktorowicz
Ultrasonografem w koronawirusa
Dzisiaj medycyna dyktuje warunki. Dlatego w Olsztynie powstają ultrasonografy do diagnostyki płuc, które ułatwiają szybkie monitorowanie pacjentów. Takie urządzanie bardzo ułatwiają prace medykom walczącym z koronawirusem.


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. vbn #2894726 | 176.221.*.* 27 mar 2020 11:25

    Powinni pokazac jak ludzie pod respiratorem łapią powietrze jak ryba a ból płuc jest taki jak by były pelne potłuczonego szkła.Niektorzy olewają bez szacunku dla personelu medycznego !!!

    odpowiedz na ten komentarz