Warmińskie czepce na bombkach

2019-12-24 08:04:42(ost. akt: 2019-12-24 08:08:01)
Bombki Krysi Tarnackiej

Bombki Krysi Tarnackiej

Tak, to nie pomyłka. Krystyna Tarnacka na swoich bombkach maluje wzory z warmińskich czepców. Robi to od 19 lat, nieodmiennie zachwycając tych, którzy wybierają rękodzieło zamiast taniej wszechobecnej dzisiaj tandety.
Bożonarodzeniowe drzewko zasługuje na piękno — z tego założenia wyszła mieszkanka Lidzbarka Warmińskiego Krystyna Tarnacka, która od lat dekoruje szklane, kolorowe bombki wyszywanymi symbolami z warmińskich czepców. Ręcznie malowane dekoracje mogą też zdobić biurka, parapety, czy szafki, bo można je przecież wieszać na specjalnych podstawkach. Niełatwo je kupić, bo tylko przed Świętami Bożego Narodzenia i jedynie na jarmarkach, gdzie czasami pojawia się ich twórczyni albo w jej domowej pracowni.

Pani Krystyna jest znaną regionalistką. Ponad 20 lat temu odtworzyła oryginalny warmiński strój ludowy, a motyw z czepców towarzyszy jej od wielu lat. Niedawno w domu kultury prowadziła warsztaty haftu. Każdy z uczestników mógł wykonać własny czepiec. Zaprezentowano je później na wystawie w zamku.
Strój pani Krystyny jest wzorowany na tych z przełomu XVIII-XIX wieku. Udało się go wiernie odtworzyć. Dowodem na to była między innymi uwaga jednego z niemieckich turystów: „O Boże, moja babcia taki miała!” Widać go z daleka, bo ma czerwony kabat i spódnicę w kolorową kratę.

Krystyna Tarnacka nie jest rdzenną Warmianką, jej rodzina pochodzi z Wileńszczyzny.

— Granicę przekraczaliśmy w Wigilię 1957 roku i zaraz ruszyliśmy w Polskę – wspomina. — Kiedy dotarliśmy do Lidzbarka Warmińskiego, był już wieczór 6 stycznia 1958, bo po drodze zahaczyliśmy o Świnoujście. Miasto wyglądało bajecznie, wszędzie pełno świateł.

Małej Krysi spodobało się nowe miejsce zamieszkania i tak jest do dzisiaj. Kocha Warmię z jej dorodną, pełną tajemnic przyrodą. Stale jest coś owego do odkrycia. Są tu tak samo lasy gęste, jeziora tak głębokie, zróżnicowane ukształtowanie terenu, jak w jej rodzinnych stronach. Nietrudno więc było pokochać te wzgórza i dolinki pełne zieleni i kwiatów.

W pobliżu jednej z lidzbarskich rzek — Łyny — mieszka teraz pani Krystyna. Ma tu ukochany ogród z malowniczym zboczem. Tutaj stworzyła swój azyl. W tym oswojonym przez rodzinę Krystyny domu znalazło się miejsce na pracownię. Tutaj powstały między innymi Warminki, drewniane malowane ręcznie lalki w strojach ludowych, które wyróżniono w konkursie na pamiątkę regionalną. Tu haftuje i szyje, ale też maluje obrazy, także te na szkle. I tu chomikuje kolejne książki historyczne, opowiadające o ziemiach, na których jej rodzina osiadła kilkadziesiąt lat temu. I to właśnie tutaj co roku pani Krysia maluje w tradycyjne warmińskie wzory swoje niepowtarzalne bombki.

— Kiedy niedługo po wojnie zostaliśmy bez dachu nad głową, a ojciec trafił na Ural przygarnęła nas ciotka, która straciwszy w Wilnie dobytek, przeniosła się do swojego domu w Łyntupach — opowiada lidzbarczanka. — Najstarsza z moich sióstr trafiła do Archangielska, średnia z mamą do pracy, do tartaku (każda co drugi dzień mogła kupić bochenek chleba). Ja byłam albo pod opieką ciotek, albo „hulaj dusza” na podwórku.

Jak wspomina, w tamtych czasach wszystkie dziewczęta z porządnego domu musiały umieć szyć, szydełkować, haftować i robić na drutach.

— Robienie na drutach najmniej mnie interesowało i nie przejawiałam specjalnie do tego talentu — zwierza się pani Krystyna. — Pamiętam, jak robiłam szalik, zdaje się, dziesięciometrowy, bo nie umiałam go zakończyć. Początki szycia też wyglądały dość dramatycznie, bo przyszyłam sobie palec do materiału na maszynie. Próby nauczenia mnie czegokolwiek uważałam za krzywdę, a dzisiaj jestem ciotkom za to bardzo wdzięczna. Obie były utalentowane. Robiły koronki igłą i wszystkie niemal hafty, poza krzyżykowym, bo krzyżykowy uważały za "ruski". Z czasem zaczęłam jednak stosować i tę technikę, zwłaszcza, że w ściegu gobelinowym stosuje się połowę krzyżyka.

W 1997 roku pani Krystyna dostała propozycję prowadzenia kursu haftu dla bezrobotnych.

— Uczyłam 14 kobiet. Kilka z nich do tej pory zajmuje się haftem — mówi artystka.
Następnego roku Krystyna Tarnacka sama ukończyła kurs, ale… małego biznesu. To był spory krok do otwarcia wymarzonej pracowni już nie w domu, ale w lokalu do tego specjalnie przeznaczonym. Praca ruszyła pełną parą, urzeczywistniały się coraz to nowe pomysły.

Któregoś dnia, jeszcze przed rozpoczęciem działalności, pani Krystyna naprawiała ornat z kościoła. Zaintrygował ją haft na tym ornacie, bo był na różnych podkładach. Okazało się, że był kiedyś zwyczaj oddawania kościołom czepców. Czepcowe hafty wykorzystywano do szycia między innymi ornatów. Haft ten ją urzekł i jego motywy włączyła do swoich prac. Popularny w nich kwiat i owoc prawdopodobnie krokosza barwierskiego, wyróżniają prace Krystyny Tarnackiej. Kwiat krokosza już w zamierzchłych czasach uprawiany i wykorzystywany był jako namiastka szafranu. Motywy te artystka wykorzystuje też zdobiąc uszytą przez siebie odzież.

Na świątecznym stoisku pani Krystyny nie brakuje Warminek, lnianych Warmyszek i ozdób okolicznościowych. Lidzbarczanka kocha stare koronki, więc czasem dekoruje swoje stoisko np. kawałkiem reticelli — koronki weneckiej, która kiedyś była warta tyle złota, ile ważyła. No i oczywiście są piękne ręcznie malowane bombki "czepcowe".

— Jakie dumne by były ze mnie moje cioteczki — mówi pani Krystyna. — Albo zaraz znalazłyby, że tutaj, o tutaj, musisz poprawić! — dodaje.

Ewa Lubińska

Krystyna Tarnacka


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl