Popkultura Bez Gorsetu: Święta na ekranie. I przed nim

2019-12-22 16:32:00(ost. akt: 2019-12-20 16:52:36)

Autor zdjęcia: Universal Studios/ Mat. prasowe

Dla jednych nie istnieją święta bez „Kevina”, inni nie mogą odpuścić sobie w tym czasie kolejnego spotkania z bohaterami „To właśnie miłość”. Można zaryzykować stwierdzenie, że większość z nas ma swój ulubiony świąteczny film. I nieważne, że znamy go na pamięć. Święta bez niego są jak makowiec bez maku...
Co roku przed świętami producenci prześcigają się w premierach filmów, dla których naturalną scenografię tworzą choinki, bombki i tony śniegu. Prym wiodą, oczywiście, komedie romantyczne i filmy familijne. Czyli takie, do których pasuje ciepły koc i kubek. Albo kieliszek. Oglądamy je jeszcze w Adwencie, by powoli dać się wciągnąć w ten świąteczny klimat, albo wtedy, kiedy obstawieni przeróżnymi smakołykami, mamy w końcu czas na to, żeby odpocząć po szaleństwie przygotowań.

Znacie? Więc pewnie obejrzycie kolejny raz.


1. O tym, że „Kevin sam w domu” (i w Nowym Jorku też) niestrudzenie bawi kolejne pokolenia, wiemy wszyscy. Kiedy stacja, która przez lata emitowała w święta filmy o przygodach chłopca, który musi stawić czoła złodziejom, ogłosiła pewnego roku, że tym razem Świąt z Kevinem nie będzie, telewidzowie zaprotestowali. Wielu z nich jeszcze rok wcześniej narzekało, że ile można, i dlaczego ten Kevin w kółko spędza z nami świąteczne wieczory... Okazuje się jednak, że ta opowieść o Kevinie, który podczas nieobecności rodziny zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele bliscy dla niego znaczą, ma w sobie coś uniwersalnego. Poza tym, nie ukrywajmy, zawsze fajnie popatrzeć, jak złemu złodziejowi żelazko odciska się na twarzy. Niezbyt fajnie? Nie upieramy się. Ale Kevina i tak wszyscy obejrzą.

2. „To właśnie miłość”. Ta komedia romantyczna wygrywa w przeróżnych zestawieniach na najlepszy świąteczny film. Bo jest coś magicznego w tym, jak twórcom udało się połączyć opowieści o miłości doświadczanej (i poszukiwanej) przez ludzi tak różnych, jak premier Wielkiej Brytanii, podstarzały muzyk rockowy, aktorzy filmu porno czy osierocony chłopiec, który przeżywa właśnie swoje pierwsze zakochanie. Jest humor, są wspaniali aktorzy (nieodżałowany Alan Rickman i świetna Emma Thompson otwierają tę długą listę), jest wiele romantycznych scen i bożonarodzeniowe scenerie. A do tego przesłanie rodem z przeboju The Beatles: wszystko czego potrzebujesz, to miłość.


3. „Listy do M.” to kolejny z filmów, który na stałe wskoczył do grudniowych ramówek telewizyjnych. Kiedy powstawał, mówiono o tym, że to polska odpowiedź na „To właśnie miłość”. Tutaj także mamy kilka romantycznych (i nie tylko) historii, które składają się patchworkową opowieść z kilkoma wspólnymi punktami i... czymś na kształt morału. Tak, żebyśmy po seansie pamiętali, że, jak śpiewała kiedyś Maryla Rodowicz słowami Kasi Nosowskiej: „wszyscy chcą kochać, choć nie przyznają się”. Twórcy tej komedii przy okazji zachowują się, jakby chcieli, parafrazując Osła ze „Shreka”, powiedzieć: mamy najpopularniejszych polskich aktorów i nie zawahamy się ich użyć. Flm doczekał się trzech części, a ponoć przed nami dwie kolejne.

Z przymrużeniem oka


4. „Boże Narodzenie to magiczny czas cudów i szczęśliwości” — słyszymy w filmie „Złe Mamuśki 2. Jak przetrwać Święta” i po chwili dostajemy odpowiedź na pytanie, dlaczego ten czas jest tak wyjątkowy: — „Bo matki padają na twarz, żeby to wszystko wypaliło. Gotowanie, pakowanie, strojenie i zakupy”. Tymczasem bohaterki tego filmu postanawiają: robimy świąteczną rewolucję. One nie muszą być perfekcyjnymi paniami domu, matkami, które zamiast cieszyć się rodzinnym czasem, przyrosną do kuchenek i zmywarek. Tak im się przynajmniej wydaje. Do chwili, kiedy okazuje się, że na scenie pojawią się... ich matki. A jedna z nich mówi wprost do swojej córki: „Jesteś matką. Ty nie masz się cieszyć, tylko robić wszystko, żeby inni się cieszyli”.

5. „Dziennik Bridget Jones” to może nie jest typowo świąteczny film, ale też przecież nikt nie powiedział, że nim absolutnie nie jest albo być nie może. Wiele z wydarzeń ma miejsce w tym wyjątkowym czasie pod koniec roku, a i do samego spotkania głównych bohaterów dochodzi podczas imprezy świątecznej. Tak, tak. To ta scena, kiedy Colin Firth w roli Marka Darcy'ego objawia się światu w kiczowatym swetrze świątecznym. To znaczy... kiczowatym 18 lat temu, kiedy film debiutował na ekranach, bo teraz podobne swetry znajdziemy w każdej sieciówce. I możemy wybrać, czy w stylizacji „na Bridget Jones” (flanelowa piżama), czy w stylizacji „na Marka Darcy'ego” (wspomniany sweter) obejrzymy film o przygodach singielki, która postanawia odmienić swoje życie.

6. Kolejna propozycja na świąteczny czas leniuchowania, w której ustrojone choinki stanowią istotne tło, to „Szklana pułapka”. Są tacy, którzy nie zgodzą się, że to świąteczny film, ale inni nie mogą mu tego określenia odmówić (jeden z portali przygotował nawet specjalną sondę, która miała rozstrzygnąć sporną kwestię). I nie chodzi o to, że w tle, poza choinkami, mamy też świąteczne piosenki, a główny bohater zapisuje na bluzce swojej ofiary: „Mam karabin maszynowy, ho, ho, ho” i wchodzi przez komin (no, może dokładniej: szyb wentylacyjny, ale zwolennikom tezy, że to cudowny film na Boże Narodzenie, to wystarczy). Jonha McClaina poznajemy na początku jako mężczyznę, który wkłada sporo wysiłku, by wrócić na Święta do żony i dzieci. A że przy okazji musi rozprawić się z przestępcami? Cóż.

Tego mogliście jeszcze nie widzieć


7. „Klaus” to jeden z tych filmów, w którym znajdą coś dla siebie i młodsi, i starsi widzowie. W tej animowana historii poznajemy losy młodego listonosza, który przez lata wiódł dość beztroski i samolubny żywot. Kiedy ojciec postanawia zmienić jego podejście do życia, Jesper zostaje wysłany do placówki pocztowej na mroźnej wyspie. Ma konkretne zadanie do wykonania i niewielkie szanse, by je zrealizować. Nieoczekiwanie nawiązuje znajomość z Klausem, tajemniczym stolarzem żyjącym poza miasteczkiem. Kiedy ci mężczyźni połączą siły, podarują mieszkańcom coś więcej niż drewniane przedmioty i możliwość wysyłania listów.

8. „Last Christmas” to opowieść o Kate (w tej roli Emilia Clark znana doskonale z roli w „Grze o tron”, młodej dziewczynie, która nie podjęła jeszcze decyzji co do tego, jak chciałaby, żeby wyglądało jej życie. Choć jako widzowie wiemy, że stać ją na coś więcej, pracuje jako pomocnica świętego Mikołaja w jednym z centrów handlowych. A ponieważ to komedia romantyczna, w jej życiu pojawia się w końcu ktoś, kto sprawi, że jej serce zabije szybciej. Film, jak podkreślali twórcy, powstał dzięki inspiracji bożonarodzeniowym hitem George'a Michaela i grupy Wham!. Współautorką scenariusza do filmu jest Emma Thompson, która zagrała również w filmie jedną z głównych ról.

9. „Facet na święta” to serial dość nietypowy, bo choć wychodzi od banalnego i dość ogranego schematu poszukiwania mężczyzny, którego będzie można przyprowadzić na świąteczne spotkanie w domu rodzinnym (i ukrócić tym samym ciągłe pytania o powody bycia singielką), to jednak wymyka się najbardziej znanym stereotypom.


Niezupełnie świątecznie


10. Tym, którzy w czasie Świąt na ekranie chcą widzieć wszystko, byle nie choinki, bombki i jegomościów w czerwonych kubraczkach, przypominamy, że 20 grudnia to data premiery „Wiedźmina”. I wiele wskazuje na to, że to jedna z serialowych premier roku. O tej produkcji mówi cały świat. Jeśli więc komuś marzy się spędzić przed ekranem nieco więcej czasu, warto przekonać się, jak Henry Cavill zaprezentuje się w roli Geralta.


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl