Rozwódki z pokolenia na pokolenie
2019-12-14 19:56:00(ost. akt: 2019-12-13 21:40:25)
Babcia rozwódka, matka rozwódka, obie córki też. I każda z nich w rozwodzie dostrzega tylko plusy. Czy kolejne pokolenie w ich rodzinie skazane jest na rozpad swoich małżeństw?
Krystyna, osiemdziesięciolatka z Nowego Miasta Lubawskiego, matka sześciorga dzieci, babcia i prababcia. Rozwódka od 40 lat. Tak deklaruje. Dziś może trochę mylą jej się daty, ale nie fakty. Ani uczucia głęboko zakorzenione w sercu.
— Gdy byłam młoda to o rozwodach się nie mówiło. Jakoś się żyło, czasu na takie hece nie było, bo co by ludzie powiedzieli. Zresztą dzieci dużo, wygód nie było, wciąż tylko pranie, gotowanie. Przecież nikt nie słyszał o pampersach i pralce automatycznej — opowiada Krystyna, poprawiając siwy kosmyk spadający na czoło. — Ciężka to była praca. W domu, przy dzieciach. Dziś kobiety to naprawdę nie mają co narzekać.
Seweryn, formalnie mąż Krystyny, już nie żyje. Nie dowiemy się, jak było. Ale ona mówi o nim „były” mąż.
— Rozwiedliśmy się po narodzinach najmłodszej córki. On po prostu się wyprowadził. Nigdy nie związałam się z nikim innym, najpierw nie było na to czasu, bo trzeba było odchować dzieci, a potem to ja już byłam za stara — śmieje się Krystyna. — Ale nie żałuję, z dumą patrzę, jaką gromadkę wychowałam. Wszystkie szkoły pokończyły. Pięć córek i jeden syn.
Z opowieści jej córki Kingi dowiadujemy się, że formalnie rozwodu rodzice nie mieli, nie było takich praktyk i właściwie wtedy to nie było do niczego potrzebne. Ale jej samej już tak. Rozwód okazał się wybawieniem, impulsem, aby rozwinąć skrzydła i podróżować bez balastu.
— Miałam 29 lat, bardzo szybko wyszłam za mąż. Miałam cztery siostry. Logiczne było, że wtedy na wsiach wydać za mąż pięć córek to było wyzwanie. Wyszłam za mąż, ale czy to była miłość? Nie wiem. Taka kolej rzeczy. Jakoś bez większych emocji. Po ślubie wyprowadziliśmy się do miasta. Mąż pracował, a ja wychowywałam najpierw jedną córkę, potem kolejną. Moje oczka w głowie — opowiada Kinga, pokazując fotografie córek Moniki i Marzeny. — On zaczął pić, w domu nie robił nic. Nie zajmował się dziećmi, nie pomagał, wszystko przepijał, był agresywny. Bałam się go. Odeszłam i szybko się rozwiodłam. I wtedy świat stanął przede mną otworem. Miałam wymarzone dzieci, miałam siłę, odwagę do rozwijania się, wspinania się po szczeblach kariery. Nagle wszystko było łatwiejsze, realizowałam się jako matka, wychowując córki po swojemu, w stabilizacji i przewidywalności. Poszłam do szkoły, potem do kolejnej, miałam świetną pracę. No, wszystko trybiło jak w zegarku.
Córki Kingi zgodnie deklarują, że dzieciństwo wspominają fantastycznie. Nigdy nie odczuły braku ojca, nie odczuły, że pochodzą z niepełnej rodziny. Obie jednak wyszły za mąż. Obie z miłości. I obie są już po rozwodach.
— Kiedyś się śmiałyśmy, podczas jakiejś herbatki u mamy, że jesteśmy jak jakieś czarownice. Łapiemy faceta do celów rozrodczych, a potem już go nie potrzebujemy — opowiada Kinga.
— Natura robi swoje. Ale tak poważnie, może to kwestia charakteru, a może wzorca, jaki sobie przekazujemy. Może nasze silne osobowości są tak dominujące, że wystarczają nam w osiągnięciu życiowej satysfakcji bez męża — zastanawia się Marzena.
I dodaje: — Ja miałam wrażenie, że się duszę, że stawianie talerza z zupą, gdy on wracał z pracy, to najgorsze, co mnie spotkało. Gdy zastanawiałam się nad rozwodem, zwizualizowałam sobie moje mieszkanie, mój zwykły dzień bez męża. W myślach wymazałam jego rzeczy i poczułam, że tego właśnie chcę. I to mam. Jestem dwa lata po rozwodzie. Przez te dwa lata osiągnęłam więcej niż przez ostatnie 10 lat małżeństwa. Jestem spełniona, radosna, nigdy nie wyglądałam tak dobrze. To jest mój najlepszy czas.
— Wróciłam właśnie ze Szczyrku, weekendowy wypad z przyjacielem — chwali się dla odmiany Monika.
Poznała Szymona pół roku po rozwodzie, pokazał jej inny świat.
— Dzieci odchowane i teraz korzystam ja. Nie zastanawiam się, co będzie jutro. Żyję tu i teraz, nikomu nie robię krzywdy, sunę na fali wznoszącej. A mąż? Podobno sobie nie radzi, gdzieś tam kątem u kolegi siedzi — mówi.
Krystyna dodaje, że jej mąż nie angażował się w życie rodzinne, przerosło go życie ojca sześciorga dzieci. Nie walczyli, rozeszli się. Kinga twierdzi, że alkohol wszystko zniszczył, ale przyznaje, że tak było jej wygodniej. Marzena walczyła dwa lata, aż spakowała walizki. A Monika? Dowiedziała się o zdradach męża, nie wybaczyła, bo trwały większą połowę ich małżeństwa. Co ciekawe, wszystkie deklarują, że są osobami wierzącymi, praktykującymi, a dla swoich dzieci chcą pełnych rodzin i szczęśliwych małżeństw. Przecież żadna z nich nie zakładała, że będzie żoną tylko na chwilę.
Brak prawidłowych wzorców zaburza pewne relacje. Powtarzany scenariusz staje się czymś naturalnym.
— Skoro mamy dowody na to, że rozwód otwiera drzwi do spełnienia się, samorealizacji i szczęścia, to jest to pewnego rodzaju coś dla nas naturalnego — uważa Marzena. — Możemy się śmiać z tego faktu i uwypuklać te wszystkie plusy, ale wiemy, że rozwód to zawsze wielki cios, największy dla dzieci. A każda z nas dzieci ma. Same jesteśmy dziećmi wychowywanymi bez taty.
— Wierzymy, że karta się odwróci. Po pokoleniach kobiet nasze córki rodzą tylko synów. To znak, że na nasze drzewo genealogiczne wraca normalność — śmieje się Monika.
Alina Laskowska
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (23) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
no coz #2839297 | 37.228.*.* 23 gru 2019 19:46
patologiczna rodzina, smutne
odpowiedz na ten komentarz
CYTRYNA #2836952 | 107.2.*.* 17 gru 2019 18:35
Kto dzisiejszych czasach oczekuje szczescia w malzenstwie ,jest naiwniakiem faceci zenia sie dla wygody i posiadania potomstwa a jak zona nie ma ochoty na seks to zaraz leca na okazyjne kochanki , malo sie zajmuja dziecimi ,bo to robota dla kobiet stosuja przemoc czesto ,bo im wszystko wolno. zona ma siedziec cicho i czyscic mu buty ,fajne zycie .
odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)
xyz #2836744 | 37.190.*.* 17 gru 2019 09:45
...Drogie Panie, kochajcie swoich synów zdrową miłością, inaczej wyrośnie patologiczny brak miłości kobiecej, a mężczyzna będzie wciąż jej szukał w ramionach innej kobiety. Dojrzały , wykształcony człowiek odróżnia te dwa uczucia. Gorzej gdy jest odwrotnie. zaczyna być nieszczęśliwy i szuka pocieszenia, najczęściej wśród kolegów niedoli, w towarzystwie kryształowej przyjaciółki w szkle, która wszystko rozumie i połozy go do łózka. Najgorzej jest rano, gdy się obudzi, boli głowa i znowu widzi podwójnie, Tę która go nie kocha! Koło zamachowe wprawione w ruch, aż się obudzi, ale często sam, bez tych kolegów również.Smutne.
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz
Ramirez #2836093 | 37.108.*.* 16 gru 2019 06:33
Jedne rodzą się kochającymi żonami, a inne uległymi kochankami ot i cała filozofia od setek lat
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
dom #2835989 | 107.2.*.* 15 gru 2019 19:20
co jest lepsze bycie rozwodka czy ofiara wrednego samca???? co prawda to nasz kraj jest wielce katolicki i koscioly potepiaja rozwody ale w dzisiejszych czasach to juz ludzie nie wierza w te katolickie nakzay i zakazy nie mam NIC przeciwko rozwodkom , samatne matki o wiele wiecej sa pracowte i zaradne i po co maja trzymac sie meza darmozjada ,ktory nawet na siebie nie zarabia, bo po co ,jak moze dobrze zyc z naiwnych kobiet.
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)