Popkultura Bez Gorsetu: Korona ma swój ciężar

2019-12-07 18:00:00(ost. akt: 2019-12-10 14:09:04)

Autor zdjęcia: Netflix/ Twitter

The Crown robi to, na co wielu fanów brytyjskiej rodziny królewskiej czekało od lat: otwiera przed widzami drzwi do pałacu Buckingham. Życie Windsorów, na czele z samą królową Elżbietą II, pozostaje jednak w wielu kwestiach pełną niedopowiedzeń zagadką. Cóż, przyzwyczailiśmy się.
Niezbyt często zdarza się, że serial jest zaplanowany na konkretną liczbę sezonów. Platformy streamingowe, które zajmują się także produkcją seriali, dokładnie obserwują nasze zainteresowanie, a decyzje o kontynuowaniu serii zapadają m.in. na podstawie wyników oglądalności. „The Crown” zaplanowane zostało tymczasem na 6 sezonów, a twórcy uprzedzili, że po każdych dwóch zmieniona zostanie obsada. A skoro trzy serie już za nami, to znaczy, że dotąd poznaliśmy dwie „różne” królowe.

Oblicza królowej


O ile ta pierwsza, kreowana przez Claire Foy, sprawiała wrażenie nieco przerażonej i zawstydzonej nadmiarem i nowością obowiązków, o tyle już Elżbieta II, którą pokazuje nam Olivia Coleman, jest nie tylko starsza, ale też o wiele bardziej chłodna i surowa, zwłaszcza wobec tych, którzy najbardziej od niej potrzebują odrobiny ciepła. Twórcy serialu zadbali jednak o to, żeby królowa nie jawiła nam się jako postać jednoznaczna i, co tu dużo ukrywać, niezbyt sympatyczna. A kto się do tego nadaje lepiej niż Olivia Coleman? Aktorka ma nie tylko doświadczenie w noszeniu korony na głowie, ale i dowód na to, że potrafi to robić przekonująco. Ostatnio zdobyła przecież Oscara za rolę Anny Stuart w w „Faworycie”. Jej pojawienie się w obsadzie zostało przyjęte jako gwarancja tego, że w kolejnych epizodach oglądać będziemy prawdziwy popis gry aktorskiej. I tak jest w rzeczywistości.

Nie wszystko jasne


A skoro o rzeczywistości mowa, to warto zaznaczyć, że choć scenarzyści i scenografowie dołożyli starań, żebyśmy obcowali z materiałem do złudzenia przypominającym prawdziwe wydarzenia i sceny, to tak naprawdę pozostawili też sporo miejsca na interpretację tych wydarzeń. Plotki nie zostają zweryfikowane, a wątpliwości rozwiane. Tak jest choćby w przypadku romansów księcia Filipa, męża królowej, o których kilka dekad temu było głośno w mediach brytyjskich. Nadal obracamy się w sferze faktów i mitów, ale... zostaliśmy do tego dobrze wytrenowani, bo rodzina królewska przywykła mówić nam o sobie wyłącznie tylko to, co sobie życzy, byśmy o niej wiedzieli. I trochę trudno się dziwić, skoro serial pokazuje nam, jak inne podejście, czyli silenie się na szczerość, obracało się przeciwko Windsorom. Bo przypomnieć należy, że to właśnie rodzina królewska była chyba pierwszą, która się zdecydowała wpuścić ekipę telewizyjną do swojego domu. Podobno: z namowy księcia Filipa, który chciał w ten sposób, jak to się mówi, „ocieplić wizerunek” swojej familii.

Ciężar korony


Powodów do tego, by starać się zmienić oblicze monarchii, a przynajmniej sposób, w jaki jest postrzegana przez podwładnych, mieli (i mają) Windsorowie wiele. Pierwszy i najważniejszy z nich to, oczywiście, pieniądze. Zwolennicy monarchii i fani rodziny królewskiej jako fenomenu (pop)kulturowego przypominają wprawdzie, że wydatki związane z Windsorami są niczym w porównaniu z tym, co królowa Elżbieta II i jej bliscy robią dla swojego kraju. I nie chodzi aż tak bardzo o politykę, ile o promocję. Rodzina królewska jest dobrem kulturowym i, nie ukrywajmy, maszynką do zarabiania pieniędzy. Choć prawdą jest, oczywiście, że inwestycje są niezbędne.

Te inwestycje widać jednak także po stronie samych członków rodu Windsorów. To oni codziennie składają daninę ze swojego życia, które podporządkowane jest szeregowi mniej i bardziej absurdalnych wymogów, jakie stawia przed nimi pochodzenie i funkcja. I choć przyzwyczailiśmy się myśleć, że największą ofiarą tychże była księżna Diana, twórcy serialu rzucają światło także na sytuację innych osób z rodziny królewskiej.

Mamy więc królową Elżbietę, która od najmłodszych niemal lat przygotowywana była do swojej funkcji. Solidna niczym skała i niczym skała niema – taka wydaje się królowa portretowana w serialu. Pod tą jej lodowatą powierzchnią pulsuje jednak jakieś życie, które, dzięki znakomitej grze dwóch kolejnych odtwórczyń tej roli, dostrzegamy, a może raczej: wyczuwamy.

Wiemy, że Lilibeth, jak ją pieszczotliwie nazywali bliscy, nie miała marzenia, by włożyć na swoją głowę koronę. I nie taki był plan. Kiedy przychodziła na świat, była trzecia w kolejce do tronu. I raczej nic nie wskazywało, by miała na niego wstąpić. Jako pierwszy po śmierci Jerzego V, dziadka Elżbiety, koronę włożył stryj dzisiejszej królowej, Edward. Postanowił on jednak pójść za głosem serca. Nie otrzymawszy zgody na ślub z dwukrotną rozwódką Wallis Simson, abdykował. Tym samym tron objął ojciec Elżbiety, czyniąc z niej swoją następczynię. I pewnie nie pomylilibyśmy się za bardzo, gdybyśmy uznali, że Elżbieta wolałaby skupić się na swoich ukochanych psach i koniach, niż na kolejnych spotkaniach z politykami. Gdybyśmy chcieli pobawić się w domorosłych psychologów, moglibyśmy nawet powiedzieć, że królowa brytyjska to typowe starsze dziecko przytłoczone poczuciem odpowiedzialności i nadmiarem oczekiwań, które w równym stopniu stawiała jej rodzina (a potem i poddani) i ona sama.

Twórcy serialu w ciekawy sposób portretują królową Elżbietę jako żonę. Jej relacje z Filipem są bardzo niejednoznaczne, a jednocześnie poruszające. Filip, grający drugie skrzypce, nie może pogodzić się z tą rolą. Elżbieta subtelnie ustępuje czasem miejsca, pozwalając mu zachować dumę. Tak jakby ze swojego małżeństwa uczyniła kolejny obowiązek, jaki ma do udźwignięcia. A przecież trzeba pamiętać, że decyzja o związku z Filipem była jedną z niewielu, przy której Elżbieta się bardzo upierała.

Druga strona medalu


O wiele bardziej skłonna do buntu jest Małgorzata, młodsza siostra królowej, która samą siebie uważałaby za lepszą kandydatkę do królewskiej korony. Małgorzata, choć ma pewne obowiązki wynikające z przynależnością do rodu Windsorów, nudzi się. Uwięziona w gorsecie konwenansów starsza siostra nie rozumie jej buntowniczego charakteru, ale i zazdrości Małgorzacie łatwości, z jaką nawiązuje ona kontakty i niefrasobliwości, z jaką łamie kolejne zasady. O ile Elżbieta wszystkie sprawy załatwia dyplomatycznym spokojem i woli milczeć niż powiedzieć coś niestosownego, o tyle jej młodsza siostra bez problemu flirtuje i żartuje, by przekonać do siebie np. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rzecz jednak w tym, że nie potrzeba nadzwyczajnej uwagi, by dostrzec, jaką cenę płaci Małgorzata za wciskanie swojego niepokornego charakteru w ciasne ramy oczekiwań. Bo, to trzeba wyraźnie zaznaczyć, Małgorzata, choć lubi spłatać psikusa matce i siostrze (a z czasem i mężowi), ma też świadomość odpowiedzialności, jaka ciąży na całej rodzinie. Odtwórczynie ról Małgorzaty (Vanessa Kirby, Helena Bonham Carter) sprawiają, że postać wypada niezwykle wiarygodnie. Dramaty księżniczki stają się dramatami kobiety samotnej i niespełnionej, z którą może utożsamić się nie tylko dama z wyższych sfer.

Ludzie pałacu


W trzecim sezonie „The Crown” pojawia się jeszcze kilka ciekawych postaci kobiecych. Jest księżniczka Anna, córka Elżbiety, sportretowana jak zwyczajna dziewczyna swoich czasów, pełna przekory i z uśmiechem serwująca swój cyniczny humor. Jest i Wallis Simson, ukochana króla Edwarda, dla której porzucił on tron, a która przestrzega młodego księcia Karola przed zagrożeniami, jakie czyhają na niego ze strony rodziny nieakceptującej porywów młodzieńczego serca. Niewiele dowiadujemy się, póki co, o Królowej Matce, uwielbianej przez Brytyjczyków sympatycznej pani, która potrafi też jednak stanowczo egzekwować posłuszeństwo od bliskich i... skutecznie manipulować.

Ciekawe są również doświadczenia mężczyzn z rodziny królewskiej. Książę Filip, jak już wspomniano, w trzecim sezonie serialu zmaga się ze swoimi demonami, a książę Karol stara się zawalczyć o swoją podmiotowość. To zupełnie inny człowiek niż ten, jakim przedstawiały go media od czasu nieszczęśliwego końca związku z księżną Dianą. Owszem, jest może mało pewny siebie i wydaje się podatny na manipulację, ale poznajemy go też jako wrażliwego i zakochanego człowieka pełnego ideałów, który w ich obronie potrafi przeciwstawić się rodzinie.

Rodzinie, którą, póki co, serial „The Crown” pokazuje jako grupę ludzi, którzy mierzą się ze świadomością, że choć bywają znienawidzeni przez społeczeństwo, zmuszeni są trwać na jego użytek.

Daria Bruszewska-Przytuła



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl