Disco polo cały czas ma moc [ROZMOWA]

2019-12-07 20:00:00(ost. akt: 2019-12-10 14:09:33)
Książki Judyty Sierakowskiej

Książki Judyty Sierakowskiej

Autor zdjęcia: arch. prywatne Judyty Sierakowskiej

Niby takie wstydliwe to disco polo, takie muzyczne dziecko z nieprawego łoża, ale żaden z ościennych krajów nie stworzył tak niezależnej sceny muzycznej z muzyką taneczną jak my. Z Judytą Sierakowską, autorką książki "Nikt nie słucha. Reportaże o disco polo" rozmawia Katarzyna Janków-Mazurkiewicz.
— Czasem jest taki utwór, który tak wpadnie w ucho, że mimowolnie się go nuci. Zdarzyło się pani, by była to piosenka disco polo?
— Wielokrotnie! I o to chodzi w tej muzyce. Pamiętam nawet, jak ostatniego lata wracałam mostem Poniatowskim w Warszawie z nocnego spaceru. I nagle słyszę, jak przy ognisku przy Wiśle, z głośnika dobywa się: "Ale ale Alexandra, ale ale ale ładna, taka taka taka skromna, taka taka sexi bomba". I idę dalej, niby mnie to śmieszy, ale w głowie dudni: "Ale ale Alexandra, ale ale ale ładna". I już zapamiętane! Odkurzam mieszkanie, otwieram lodówkę i co nagle przypomina się? „Przez twe oczy zieloneeee”, „To mojaaa wina jeeest!”, „Rudaaaa taaaaańczy jak szaaalonaa!". Dużo w tym szaleństwa, ale nie oszukujmy się, ten gatunek ma w sobie taką diabelską nośność, że nie można się opędzić. I pewnie każdy kto mnie zna, zdziwiłby się, że ja, wielbicielka cięższych brzmień, która jeździ na koncerty zespołu Metallica, nucę coś takiego. Ale kto raz nie zanucił disco polo, niech pierwszy rzuci kamieniem.

— Pani pierwszy reportaż, właśnie o disco polo, ukazał się w maju 2005 roku w „Przekroju”. Książka jest powrotem do korzeni?
— To był czysty przypadek. Stażowałam wtedy w tym tygodniku. Warszawa, późny wieczór, kiedy zobaczyłam pod jednym z klubów, bynajmniej nie disco, ogromną kolejkę. Podpytałam. Czekali na Boysów. Kolejnego dnia zadzwoniłam do tego klubu i zapytałam o frekwencję i jak się bawili. Dobrze się bawili. Okazało się nawet, że było więcej chętnych niż miejsc. A pamiętajmy, że to był jeszcze czas kryzysu dla branży. No i umówmy się, pewnie trochę osób poszło tam dla beki, ale poszło, kupiło bilety. To mnie na tyle nurtowało, że odwiedziłam podlaskie dyskoteki i zobaczyłam, co to za molochy, jaka gra świateł, wnętrza, jaki tłum. Tak naprawdę to wątek książki zaświtał mi po tym, jak już zrobiłam duży reportaż dla „Pulsu Biznesu Weekend” w 2011 roku. Było o czym pisać, disco polo powróciło jako król na YouTube, było już i Polo TV, które nagle okazało się stacją muzyczna numer jeden. I nadal nie było fachowej, rzetelnej, mocnej literatury na ten temat.

— Pani postanowiła sięgnąć do źródeł. A mnie przy okazji ciekawi, czy w pani domu została jeszcze kaseta z muzyką disco-polo, którą pani mama kupiła na targowisku w lubelskim Łukowie?
— Pytałam mamę, nie pamięta. Ale obiecała poszperać po zakamarkach domu. Jak na moje oko, ta kaseta chyba musiała pójść gdzieś w świat. W domu jest jeszcze sporo innych: rockowych, metalowych, po mnie i po bracie, i polskiej klasyki po rodzicach. A po „Mydełku Fa” nie został ślad.

— Był na niej utwór, „Mydełko Fa”, do którego słowa napisał Andrzej Korzyński, kompozytor muzyki m.in. do filmów Andrzeja Wajdy „Człowiek z żelaza”, a autorem muzyki był jego syn – osiemnastoletni wówczas Mikołaj Korzyński, późniejszy scenarzysta takich hitów, jak np. „Chłopaki nie płaczą”. Wbrew pozorom tej muzyki nie tworzyli kompletni amatorzy?
— Korzyńscy zainspirowali się reklamą mydełka Fa. Pierwsza taka reklama, gdzie była nagość. Było pole do twórczej inwencji. 1991 rok. Tyle, że to był najsłynniejszy pastisz w historii disco polo, ale że sam gatunek dopiero kiełkował, to fani wzięli go jak swój, i „Mydełko Fa” stało się jego hymnem. Śpiewali je Marlena Drozdowska i aktor Marek Kondrat. Sam zaś Andrzej Korzyński stworzył wcześniej słynne postacie takie jak Cienki Bolek ze Stefanem Friedmanem czy Franek Kimono z Piotrem Fronczewskim. Dla Top One, pod pseudonimem Jan Krynicz, teksty pisał sam Janusz Kondratowicz. A to przecież on stworzył przeboje Czerwonych Gitar, Czerwono-Czarnych czy Anny Jantar. A realizatorem dźwięku pierwszych albumów Top One był sam Rafał Paczkowski. To on realizował muzykę do filmów Krzysztofa Kieślowskiego czy Agnieszki Holland. Obecnie to też często wcale nie jest amatorszczyzna, sporo ludzi w branży jest po szkołach muzycznych czy porządnych studiach. Chłopaki z zespołu Łobuzy grali wcześniej jazz, a choćby Paweł Dudek, „Czadoman” grał w kapeli rockowej Arena. Więc zadajmy sobie pytanie, który gatunek muzyczny przyniósł im pieniądze i rozpoznawalność? Teraz na porządku dziennym jest, że ci muzycy nagrywają w profesjonalnych studiach nagrań, albo nawet mają swoje prywatne w domach. Mają też tancerzy z najlepszych szkół tańca w kraju.

— Pojawiały się nowe zespoły, dyskoteki zapełniały się tłumami, ale wstyd było się przyznać, że słuchamy takiego gatunku. Dlaczego?
— Bo nie czarujmy się, zwykle nie są to wyszukane teksty, i rytmy. Disco polo to po prostu prostota z radosnym przekazem, jak to powiedział mi Marcin Miller: „My jesteśmy takimi muzykami, jakimi ludzie nas chcą. Osiągalnymi. Pod względem muzycznym jesteśmy dla nich takim samochodem klasy średniej, szczytem marzeń. Zwykłemu Kowalskiemu nie jest potrzebny bentley, bo źle by się w nim czuł”. Może i chcielibyśmy kojarzyć się z czymś - powiedzmy bardziej wyrafinowanym, ale nie mamy patentu na gusta innych.

— Disco polo to muzyka, która rosła z Polską po 1989 roku. Polski fenomen. A osobiście co w niej panią fascynuje?
— W zasadzie wszystko. Bo jak może nie fascynować fenomen? Można nie lubić, unikać, ale nie można powiedzieć, że „nikt nie słucha”. Nie można nie przyznać jej potęgi i popularności. Ta muzyka od początku, bez wsparcia, zewnętrznej promocji, zbudowała swoje własne taneczne imperium: ogromne dyskoteki w popegeerowskich halach, fankluby, prasę, programy telewizyjne i firmy fonograficzne. A przez to, że to rozbudowany biznes, to też wielki wpływ na gospodarkę kraju, kształtowanie potrzeb, na politykę.

— No właśnie, stała się też elementem polskiej polityki. Zespół Top One na zamówienie sztabu Aleksandra Kwaśniewskiego dostał zamówienie na piosenkę promującą kandydata na prezydenta. I w ten sposób „Ole! Olek” stała się piosenką o największym wpływie na rzeczywistość III RP. Czy dziś byłoby to możliwe?
— Ta kampania to ewenement na skalę wręcz światową. Była bardzo przemyślana i zaprogramowana przez francuskiego marketingowca politycznego, Jacques Seguela, który to w 1981 roku poprowadził do zwycięstwa Francoisa Mitterranda i doradzał mu jeszcze przez kolejnych 14 lat rządów. Gdy startował Kwaśniewski to był 1995 rok, disco polo miało wtedy dwa kultowe programy: Disco Relax i Disco Polo Live. Teledysk „Ole! Olek” puszczony był w Disco Relaxie, który sięgał nawet ośmiomilionowej widowni i od razu wskoczył na pierwsze miejsce i nie schodził z niego przez rok. W tamtym czasie Top One nie miał sobie równych. I miał też w zespole czarnoskórego muzyka, rapera z Ghany, zawsze uśmiechniętego Attagoe Calabasha (Daniel Osafo Oware). To był showman, który przy „Ole! Olek” tańczył i z niewinnym akcentem nucił na scenie: „prezydent Olek”. Kwaśniewski, który na początku, tak realnie, właściwie nie miał szans w starciu z legendą Solidarności, Lechem Wałęsą, dzięki kampanii, która pokazała go jako światowca, a kraj którym będzie rządził jako nowoczesny i gościnny, i dzięki tej piosence zyskał aż dziewięć punktów procentowych! A przecież ostatecznie wygrana, to było jedyne dwa procenty więcej niż Wałęsa. Teraz muzyk na scenie o innym kolorze skóry to żaden ewenement, a i żaden program nie ma takiej oglądalności, jak wówczas Disco Relax, bo jest zbyt duża konkurencja i rozwarstwienie. Disco polo cały czas ma moc i porywa tłumy, ale jeśli chodzi o zwycięstwo takiego kalibru, to se ne vrati.

— Dziś też żadna impreza plenerowa nie jest możliwa bez gwiazdy disco polo. Wstydzimy się, a jednocześnie bawimy, bo to takie nasze?
— Tak, disco polo poszło w inną stronę, ale też pojawiły się nowe możliwości. Kiedyś nie było imprez plenerowych, bo nie było budżetów gminnych, i jak mówi Robert Sasinowski, lider zespołu Skaner, teraz „każda wioska robi dni miasta”. Mamy 940 miast, większe wioski i każde ma swoją imprezę, swoje święto, dożynki, okazję do plenerowego świętowania. Na każdej z nich musi pojawić się zespół by zabawić ludzi, a najlepiej sprawdza się do tego skoczna muzyka taneczna. Tego nie przeskoczymy.A że nasze? A pewnie! To jak w „Misiu” Stanisława Barei - „to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. Niby takie wstydliwe to disco polo, takie muzyczne dziecko z nieprawego łoża, ale żaden z ościennych krajów nie stworzył tak niezależnej sceny muzycznej z muzyka taneczną jak my. Polacy są ułańscy, patriotyczni, lubią biesiadę i potrafią się bawić. A disco polo bardzo im w tym pomaga. Niby takie wstydliwe to disco polo, takie muzyczne dziecko z nieprawego łoża, ale żaden z ościennych krajów nie stworzył tak niezależnej sceny muzycznej z muzyka taneczną jak my.

Oficjalnie i w kuluarach disco polo cały czas jest pogardzane i krytykowane. Wielu przeciwników, a jest ich przecież prawie tyle, co zwolenników, na samo hasło disco polo dostaje palpitacji serca.
— Zobaczyła pani wiele festiwali disco polo. Co panią zaskoczyło?
— Jak ludzie się bawią. To pomogło mi zrozumieć, ile jest w nich potrzeby uczestniczenia w takim niezobowiązującym relaksie, i ile to im daje radości. Jak mówią sami fani, nie ma nic piękniejszego, jak stać w tłumie tysięcy sobie podobnych, i jednym głosem śpiewać teksty swoich ulubionych piosenek. Jedna z wielbicielek gatunku opowiadała, że w takich momentach przechodzą ją ciarki. Ktoś, kto nie słucha disco polo, nie zrozumie, ale dla fanów gatunku to są najlepsze chwile i żeby je przeżyć potrafią jechać setki kilometrów za swoim idolem. I, co ważne, discopolowcy mają wyjątkowo wiernych fanów o których dbają i mają z nimi koleżeńskie relacje.
Te imprezy są zwykle rodzinne, spokojne. Skoro tym ludziom sprawia to tyle radości, daje energię, to co w tym złego? Wie pani, że zwłaszcza w latach 90. w więziennych radiowęzłach królowało disco polo. Ta muzyka była wręcz faworyzowana, bo podobno wpływała na osadzonych kojąco. W sumie jak na to popatrzymy, na teksty o miłości, lecie, zabawie, dobrym humorze, to jest coś na rzeczy.

— Opisała pani też Ostródę, która zyskała miano najważniejszego wydarzenia koncertowego disco polo w kraju. Era Ostródy skończyła się w 2019 roku, kiedy organizator otrzymał zbyt niskie dofinansowanie od miasta i to w Olsztynie odbyła się kolejna edycja.
— Teraz Ostróda jest olsztyńska. Nie skończyła się, weszła na nowe tory. Zresztą gwiazdami tegorocznej edycji była Samantha Fox czy Morandi, więc chyba nie jest tak źle.

— I inny fenomen. Nie ma Święta Konia, Ziemniaka, Fasoli, Truskawki czy Świni, które naprawdę odbywa się w wielkopolskim Siedlcu, bez disco polo właśnie. Samorządy wiedzą, że tylko to zapewni im imprezom publikę?
— Nie tylko to. Ale jak do tej pory odkąd są tego typu imprezy, disco polo najlepiej się sprawdza. A co do kontrowersyjnej nazwy Święto Świni? To grali na nim nie tylko discopolowcy, ale Big Cyc, Dżem, Maryla Rodowicz czy Natalia Kukulska. To święto z wieloletnią tradycją, co roku przyciągające kilkunastotysięczną widownią. Muzycy bez względu na gatunek, który wykonują, są ludźmi do wynajęcia, i robią to za co im się płaci, czyli za występ. A nazwa święta? Mamy buraki, pyry, to i mamy ich dni i święta.

— Święta obowiązkowo z disco polo. Aż trudno sobie wyobrazić, że jeszcze do niedawna muzyka taneczna była dyskryminowana.
— To też nie tak, że teraz wszyscy ją hołubią. Oj, nie ma ten gatunek tak dobrze. Oficjalnie i w kuluarach cały czas jest pogardzany i krytykowany. Wielu przeciwników, a jest ich przecież prawie tyle co zwolenników, na samo hasło disco polo dostaje palpitacji serca.

— Dziś nadal zarabia się na disco polo?
— Oczywiście. Muzycy disco polo zarabiają godnie. Ile który dokładnie, nie wiem. Nie wierzę w te wszystkie liczenie komuś koncertów i mnożenie tego, bo wiadomo muzyk płaci podatek, ma zespół, grupę taneczną itd., a nie wiem jak się dzielą między sobą, bo nie moją intencją jest grzebanie w cudzej kieszeni. Na pewno jak spojrzymy na stawki topowych zespołów, np. za letnie plenery 20-30 tys. i takich koncertów jest 20 miesięcznie, to jest co dzielić i odłożyć. Podobno iście królewsko zarobkowo ma Zenek Martyniuk.

— Myśli pani, że nasza miłość do muzyki chodnikowej nigdy nie będzie zagrożona?
— Teraz to disco polo to często dość zacnie zrobiony dance. I pewnie będą wahania, bo wszystko może się przejeść, ale potem smak wraca. A skoro są i dyskoteki, i plenery, i podkreślmy wesela, to jak twierdzi Marek Szurpik z zespołu Time: „dopóki tego typu imprezy są, ja nie zginę”.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Judyta SierakowskaJudyta Sierakowska – reporterka, podróżniczka, z wykształcenia socjolożka. Publikowała m.in. w „Przekroju”, „Rzeczpospolitej”, „Życiu Warszawy”, „Bloomberg Businessweek Polska” i „Focusie”. Za reportaż Władcy "jamników" ("Puls Biznesu Weekend") opowiadający historię twórców autobusowej potęgi "Solaris", została nominowana do nagrody Grand Press 2012. Współautorka książek Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa Bardziej Kochani: „Pytania, których się nie zadaje. 12 reporterów, 12 ważnych odpowiedzi” (2012), „Twarze Sukcesu. Zespół Downa”(2014), „Rysa na raju” (2015); redaktorka i współautorka: „Listy obecności 2. Rozmowy z ojcami niepełnosprawnych dzieci” (2017). Autorka książki „Mołdawianie w kosmos nie lietajut biez wina” – kilka miesięcy mieszkała w Komracie, stolicy Gagauzji, gdzie uczyła dzieci języka polskiego, a dorosłych przygotowała do egzaminu na Kartę Polaka. Wszyscy zdali.


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl



Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. sebix #2832557 | 81.111.*.* 10 gru 2019 10:11

    Życie jest krótkie, nie ma w nim miejsca na obciach, za 70 lat wiekszość tu piszących bedzie zakopana gdzieś w polach, kazdy chce przeżyć na swój sposób, jeżeli podoba mi się ta muzyka i jestem szcześliwy dlaczego miałbym jej nie słuchać, nie mam nic do stracenia,

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. kim #2832070 | 78.88.*.* 9 gru 2019 10:39

    Disco polo to muzyka dla wsi małych miasteczek i pegeerów

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

  3. Edyta #2831978 | 88.156.*.* 9 gru 2019 06:26

    Ta muzyka jest problemem dla jej samej, nic nie pomoże. ”Biedne teksty” dla ”ubogich muzycznie”. Może coś o kobietach bez mężczyzny.., lub o małym wacku... nie byłoby to lepsze!?

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  4. Meloman #2831857 | 89.228.*.* 8 gru 2019 16:54

    Disco polo to taka muzyka dla nierozgarniętych.

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz

  5. Zeno #2831802 | 83.9.*.* 8 gru 2019 14:21

    Wszystko tylko nie zenek.

    Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (7)