Praca domowa: zadawać czy nie zadawać?
2019-11-20 14:16:20(ost. akt: 2019-11-20 14:16:35)
Komu potrzebna jest praca domowa? Uczniowi, nauczycielowi, a może rodzicowi, żeby narzekał? Od lat trwa dyskusja, czy zadawanie prac domowych ma sens. I jak zwykle zdania są podzielone. Czy jest więc wyjście z tej sytuacji?
To odwieczny dylemat. Zadawać, nie zadawać prac domowych? Kiedyś nikt z tym nie dyskutował. W domu swoje trzeba było odrobić. Dziś już to nie jest takie oczywiste. Są szkoły, które zrezygnowały z prac domowych. Bo są też rodzice, którzy twierdzą, że dziecko powinno mieć czas wolny po lekcjach. Ale są też tacy, którzy nie widzą inne wyjścia: uczyć się trzeba również w domu. Co zatem robić: zadawać, nie zadawać?
— Z przerażeniem obserwuję, z jaką ilością zadań domowych zmagają się niektórzy uczniowie w moim otoczeniu. Jest mi tych dzieci żal. Przykro mi, że zamiast doświadczać beztroskiego dzieciństwa, bawić się, grać, uprawiać sporty, ślęczą nad zeszytami, nierzadko robiąc masę nieprzydatnych do niczego zadań — zauważa Jaworska, nauczycielka, matka i blogerka. — Dajmy dzieciom być dziećmi! Nie przypominam sobie, żebym w szkole podstawowej godzinami ślęczała nad książkami. Tymczasem znam przynajmniej kilkoro dzieci, które nie mają nawet 10 lat, z którymi rodzice siedzą nawet po 3-4 godziny zmuszając je do odrobienia lekcji. Jest płacz, krzyki, obustronna frustracja, rezygnacja z planów, brak jakiejkolwiek aktywności fizycznej u tych dzieci. Jest też nienawiść do szkoły, zaburzenia emocjonalne i bezsilność rodziców, którzy nie mają żadnego wpływu na to, że nauczyciele zadają taką ilość pracy domowej. Rodzice nie mogą decydować o tym, jak ich dziecko będzie spędzać czas po szkole, bo mogą narazić dziecko na złapanie pały. To nie jest w porządku! Dziecko ma mieć czas, żeby żyć. Dziecko ma mieć czas, żeby odpocząć. Praca domowa powinna być zadawana w takim zakresie, by dziecko zazwyczaj umiało odrobić ją samodzielnie. Praca domowa nie może z założenia angażować rodzica do jej wykonania. Prace domowe nie mogą dezorganizować życia rodzin. I wreszcie prace domowe nie mogą mieć szkodliwego wpływu na zdrowie fizyczne i psychiczne dzieci. Nie mogą skracać ich snu, czasu na regenerację. Nie mogą wywoływać uczucia lęku, podnosić poziomu stresu i obniżać jakości ich życia.
O pracach domowych nie dyskutują tylko rodzice. Na urzędowym forum temat nadmiernego obciążenia uczniów zadaniami domowymi objawił się w pełnym świetle w marcu 2017 roku, w wystąpieniu Rzecznika Praw Dziecka do Ministra Edukacji Narodowej. Ówczesny minister odpowiedział, że szkoła ma obowiązek określić miejsce prac domowych w wewnętrznym systemie oceniania. Pół roku później Rzecznik Praw Dziecka wystąpił po raz kolejny w tej samej sprawie. Również bez jakieś spektakularnej reakcji ministerstwa. Tym razem jednak zagotowała się opinia publiczna. Trzeba to powiązać z wprowadzonym właśnie nowym ustrojem szkolnym — z przywróceniem ośmioklasowej szkoły podstawowej. Przy tej okazji bowiem uczniów klasy siódmej uszczęśliwiono 34-godzinnym wymiarem zajęć obowiązkowych tygodniowo, ich nauczycieli — uszczegółowioną do granic absurdu podstawą programową, a jednych i drugich — stresującą perspektywą rychłego egzaminu po klasie ósmej. W efekcie siódmoklasiści, i tak zmęczeni po 6-8 godzinach zajęć szkolnych, zostali przez nauczycieli jeszcze bardziej niż bywało wcześniej obciążeni pracami domowymi — w intencji „nadgonienia” programu nauczania, czy też zwiększenia szans na przyszłym egzaminie. To z kolei pociągnęło za sobą desperację wielu rodziców, bombardujących skargami Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Nic się jednak nie zmieniło. Prace domowe jak były tak i są. Nie pomogła nawet akcja „Dom to nie filia szkoły”. Jej organizatorzy przekonują, że zgodnie z art. 31 ust. 2 konstytucji „nikogo nie można zmuszać do czynienia tego, czego prawo mu nie nakazuje". Przepis ten zaś należy stosować także do prac domowych.
— A ja uważam, że prace domowe są potrzebne. Moje dzieci chodzą do podstawówki, w której prace domowe nie istnieją — mówi Marzena z Olsztyna. — Na początku bardzo mi się to podobało. Cieszyłam, że dzieci będą mogły się bawić, a nie siedzieć nad książkami. Ale po kilku latach nauki, zaczynam się martwić. Boję się, że w przyszłości dzieci sobie nie poradzą. Teraz mają dobre oceny, ale nie wiem, ile tak naprawdę potrafią, bo w domu nie ma mowy o nauce. Zastanawiam się, czy szkoła ma wysoki poziom, czy po prostu uczy tak, żeby było wszystkim wygodnie. Podstawówka jednak się skończy. Dzieci pójdą do liceum i mam nadzieję, że na studia. Będą musiały pracować samodzielnie po zajęciach. W tej chwili mają jasny sygnał: nie robię nic. Czy to rzeczywiście dobre? Nie zawsze mi się przyznają, że muszą coś nadrobić. Ale nie chcą utrwalać wiedzy samodzielnie. Bo nie trzeba. Nie mają tej ciekawości, jaką być może mają dzieci, które odrabiają prace domowe. Zadania w domu pozwalają przecież utrwalić materiał z lekcji, uczą odpowiedzialności, zarządzania swoim czasem, wyrabiają umiejętność samodzielnego uczenia się i zadawania pytań. Nawet w fińskim systemie nauczania, który jest wychwalany na całym świecie, są prace domowe. Z tym, że tam uczniowie robią je samodzielnie, a za błędy nikt ich nie karze i nie ocenia. U nas za brak pracy domowej stawia się jedynki… To jedyne zło płynące z tej historii.
— A ja chodziłam do podstawówki 30 lat temu. Prace domowe były częścią nauki, nikt wtedy nie grymasił. Czytaliśmy też lektury i pisaliśmy wypracowania. Ze wszystkim się wyrabialiśmy. Byliśmy geniuszami? — dodaje Aneta Figielska z Olsztyna. — Nie, po prostu nie mieliśmy rąk przyklejonych do telefonu. Dzisiejsze dzieci spędzają cztery godziny dziennie z telefonem lub tabletem. Mogłyby w tym czasie spędzać czas z rodziną i albo na zajęciach pozaszkolnych. Ale nie są tym zainteresowane. Również nie potrafią znaleźć czasu na prace domowe. A może nie potrafią się skupić? Pracy domowej nie da się kliknąć.
Przede wszystkim w kwestii prac domowych trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem. Nauczyciel, zadając pracę domową, musi przede wszystkim uwzględniać obciążenie innymi przedmiotami. Te zasady powinny być określone w regulaminie szkoły, a ich przestrzegania musi pilnować dyrektor.
— Są pewne umiejętności, które po prostu trzeba utrwalić w domu. To na przykład matematyka albo język obcy. Jeśli dziecko nie nauczy się słówek na pamięć, nie pozna języka. I jak potem dalej prowadzić lekcje? Ważna jest jednak ilość prac domowych. Nie należy dzieci przeciążać. Zadawanie prac domowych musi być rozważne i przemyślane — uważa Barbara Chodnicka, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 29 w Olsztynie i nauczyciel języka angielskiego. — W naszej szkole prace domowe zadajemy w ciągu tygodnia. Na weekendy czy święta ich nie ma. Dziecko przecież musi odpocząć. I to, według mnie, jest bardzo dobre rozwiązanie.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Magda #2821839 | 188.147.*.* 21 lis 2019 10:21
Dzieci w polsze wychowywane są przez pary jednopłciowe: matki i babcie. STOP DYSKRYMINACJI OJCÓW W SĄDACH RODZINNYCH!!!
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
Kira #2821634 | 83.9.*.* 20 lis 2019 23:37
Dziecko powinno pracować tyle co w pracy, czyli w szkole, a w domu to się odpoczywa. Najlepiej doprowadzić dzieci do załamania. Wiem co piszę bo takie przypadki mam u siebie. Dwa razy załamanie dziecka przez to ,że musiało wkuwać zamiast chociaż trochę odpocząć. Wstawało o 5 rano , uczyło się do siódmej potem nauka w szkole do 15-ej, przerwa na obiad , korepetycje do 20-ej i znowu nauka w domu do 23-ej. Dopiero zabronienie spowodowało odpoczynek i nie latanie po szpitalach. Nauka powinna byc podawana stopniowo,a nie jak teraz na wariata ile się da. Niestety, ale teraz uczą rodzice- a nie nauczyciele. Szkoły wkładają tyle materiału, że zamiast dziecko się uczyć - głupieje, bo ma za ciężko. Wszystko po to żeby zrobić siłę roboczą, która będzie zasuwać na emerytury obecnych hrabiów. Po co nam wykształcony Naród - lepiej ich zakręcić i zrobić idiotami. To nie jest robione aby pomóc - ale po to żeby zaszkodzić .
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)
mm #2821579 | 176.97.*.* 20 lis 2019 21:35
u mnie kiedyś w podstawówce norma były prace z polskiego z reszty przedmiotów zadawano sporadycznie ale z polskiego były zawsze i to pomagało nam samemu układać teksty i myśleć ,zebrać informacje i każdy potrafił coś lepiej lub gorzej sam napisać a obecnie przeważnie młodzież nie potrafi paru zdań napisać i można było dobrych stopni sobie nałapać .
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
ziuta #2821489 | 89.228.*.* 20 lis 2019 18:37
ania spurdy wam wsi wytlumaczy krok po kroku naszaszazaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
mack #2821480 | 89.228.*.* 20 lis 2019 17:59
Ja chodziłem do podstawówki i gimnazjum gdzie nie zadawano prac domowych. Byłem niby dobrym uczniem, tym lepszym... Teraz jestem w 2 klasie przeciętnego ogólniaka i ledwo sobie radzę :(( Żałuję, że nauczyciele nie zadawali. Teraz muszę chodzić na korepetycje
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz