Marta Andrzejczyk: na pierwszym planie [ROZMOWA]

2019-11-03 10:00:00(ost. akt: 2019-11-01 09:07:44)
Marta Andrzejczyk znana jest z wyjątkowej wrażliwości

Marta Andrzejczyk znana jest z wyjątkowej wrażliwości

Autor zdjęcia: Magdalena Szurek

Mąż twierdzi, że nie można się z nią nudzić, a córka chciałaby mieć normalną rodzinę. Tylko że życie musi być szalone, bo właśnie takie jest ciekawsze. Dlatego postawiła wszystko na jedną kartę — chce być sobą. Codziennie. Z Martą Andrzejczyk, wokalistką i aktorką z Olsztyna, rozmawia Ada Romanowska
— W Łodzi zdobyłaś nagrodę za monodram, który grasz od lat, bo od 2008 roku Z wiekiem nabierasz doświadczenia?
— Zdobyłam nagrodę za kreację aktorską w spektaklu „Letnie małżeństwo”, rzeczywiście, nie grałam go wieki. Chciałam o sobie przypomnieć w środowisku, ale też poobserwować, co też dzieje się i jest na fali w teatrze niezależnym. Doświadczenie? Jestem jak dobre wino, zyskuję z wiekiem… I zauważam nowe zmarszczki. Może więc jednak jestem jak winogrono? (śmiech)

— A może ty wcale się nie starzejesz? Błysk w oczach masz wciąż jak u nastolatki.
— Pewnie dlatego nadal proszą mnie w sklepie o dowód osobisty, kiedy kupuję alkohol. (śmiech)

— Scenariusz "Letniego małżeństwa" powstał w oparciu o autentyczną historię. Na podstawie twojego pamiętnika?
— I to prawie dobry trop, ale nieco myląca jest metryczka monodramu. Spektakl powstał na podstawie pamiętnika, ale nie mojego, bo mojej kuzynki, która nazywa się tak samo jak ja. A że i ja, i ona postarzałyśmy się i mamy większe doświadczenie, więc z perspektywy czasu wiemy już, że ta smutna wtedy historia ma dzisiaj swoje pozytywne zakończenie. Moja kuzynka jest szczęśliwą żoną innego męża. Czasami trzeba się z kimś rozstać, aby być szczęśliwym.

— Takie mamy czasy, że związki nie potrafią trwać. Małżeństwa nie są wieczne, a rozwodów coraz więcej...
— Związki czasami się rozpadają, a czasami nie — jak w wierszach Grzegorza Kapicy. Znam wspaniałe małżeństwa, jak choćby moich teściów, którzy włożyli ogrom pracy, aby być razem przez czterdzieści lat. Ale oni o związek dbają, zabiegają o siebie nawzajem. Po prostu trwają przy sobie mimo zawieruch, a przede wszystkim mądrze kochają. Znam też takie pary, które na siłę, mimo niedopasowania, są ze sobą, aby komuś coś udowodnić i znajdują się w matni. Mam wrażenie, że gonimy za króliczkiem. Nie mamy czasu, aby pobyć sami ze sobą. Jak w takim razie być mądrze i trwale z drugim człowiekiem?

— Człowiek dziś w ogóle nie lubi być uwiązany, wplątany. Dużo mówi się o wolności i tym, co naprawdę czujemy. Na ile to jest dla nas dobre?
— Ja mam wspaniałego męża, jesteśmy razem od dziewięciu lat. Nie czuję się wplątana i uwiązana, a przede wszystkim nie czuję się zniewolona. Żyjemy w zgodzie ze sobą samym, rozwijamy się, poszukujemy rozwiązań i podejmujemy rękawicę w każdej toczącej się w nas wojnie. Jesteśmy uczciwi względem nas samych, a co za tym idzie — jesteśmy szczęśliwi ze sobą. Dzięki temu jesteśmy w stanie dać szczęście innym i być wolnym. Ale to temat raczej dla filozofów.

— A co dziś jest dla nas najlepsze? Dla ciebie?
— Dla mnie dzisiaj? Moja rodzina i czas, jaki sobie dajemy nawzajem, by być ze sobą. Ważne jest też zdrowie. I przyjaźnie. Moje przyjaciółki z Białego Teatru, z którymi pomimo, że nie mam czasu, spotykam się i tworzymy wspólnie spektakle. Ważne są też koncerty z Piotrem Banaszkiem, próby z Ewą Pawlak i praca nad nowym materiałem muzycznym.

Marta Andrzejczyk znana jest z wyjątkowej wrażliwości
Fot. Magdalena Szurek
Marta Andrzejczyk znana jest z wyjątkowej wrażliwości

— Po 13 latach pracy odeszłaś z MOK. Dlaczego?
— Odeszłam, aby zająć się w końcu, tylko i wyłącznie moją pracą artystyczną, która zawsze była, ale gdzieś z boku, na drugim planie, przy okazji. Dzięki tej decyzji zyskałam przestrzeń — taką wewnętrzną przestrzeń, energię, ale i czas — dla siebie, na siebie, do siebie.

— Jak piszesz na Facebooku, kurs Basi Jurgi był dla ciebie deską ratunkową. Co to za kurs i co zmienił?
— „Kurs żyj z pasją i z pasji” pojawił się na Facebooku ni z tego ni z owego, kiedy złożyłam wypowiedzenie z pracy i wtedy się zaczęło. Basia Jurga zaczęła porządkować moje życie zawodowe, nie przebierając w środkach, a raczej nie dając forów. Odpowiedziałam sobie na fundamentalne pytania: kim jestem, gdzie, co chcę robić i z kim. Dzięki pracy z nią postawiłam swoją firmę artystyczną, wiem, gdzie jestem i po co, a przede wszystkim, jak działać i jak żyć z pasji i z pasją!

— Gdybyś dziś miała zrobić coś szalonego. Ale takiego bardzo, bardzo szalonego… co by to było?
— Mój mąż twierdzi, że nie można się ze mną nudzić. Córka prosi, abyśmy byli czasami normalną rodziną i posiedzieli w domu przed telewizorem. Ale my nie mamy telewizora! Eksplorujemy wspólnie i z osobna wiele przestrzeni meta- i fizycznych. Spałam na przykład w namiocie przy 20-stopniowym mrozie. Wstawałam też o piątej nad ranem, aby fotografka Magda Szurek mogła uchwycić wschód słońca z modelką w tle. Ale może szaleństwem byłaby emigracja do Irlandii albo do Szkocji?

— Dlaczego akurat tam?
— Bo nie identyfikuję się z obecną sytuacją społeczno-polityczną. Wychodzą z nas jakieś ohydne potwory, które pożerają to, co dobre i twierdzą, że wszystko jest ok. Człowiek znowu staje się człowiekowi wilkiem, wampirem. A na Wyspach ludzie są szczęśliwi, uprzejmi, tolerancyjni i przede wszystkim dużo grają i śpiewają. A ja marzę o tym, aby dużo śpiewać i grać, i tworzyć przepiękne dobre światy z mądrymi ludźmi wokół.

----------

rocznik 77, olsztynianka, pieśniarka, aktorka Białego Teatru w Olsztynie. W latach 2006-2019 animatorka oraz specjalistka ds. organizacji imprez w Miejskim Ośrodku Kultury w Olsztynie. Współzałożycielka grupy literacko-muzycznej Scena Babel (1999), Kabaretu Piosenki Smutnej (2008) oraz teatralnego Spichlerza (2009). Ma na swoim koncie liczne recitale i monodramy. Znana z ciepłej osobowości scenicznej oraz wyjątkowej wrażliwości. Jest artystką poszukującą. Eksperymentuje zarówno z formami wyrazu, stylistyką, jak i repertuarem.

Marta Andrzejczyk: