Popkultura Bez Gorsetu: Kochamy się ich bać?
2019-10-20 17:58:29(ost. akt: 2019-10-21 09:23:18)
W kinach wyświetlany jest właśnie „Joker” z Joaquinem Phoeniksem w roli głównej, będący kolejnym dowodem na zainteresowanie twórców tzw. czarnymi charakterami. W związku z tym przyglądamy się kilku kobietom, z których lepiej... nie brać przykładu.
„Joker” wywołał kontrowersje na długo zanim pierwsi widzowie mogli zobaczyć na ekranie, jak z rolą legendarnego arcywroga Batmana radzi sobie Joaquin Phoenix. Jego premiery obawiano się z kilku względów. Po pierwsze, pytano, czy tak negatywna postać zasługuje na to, by oddać jej głos. Od początku zakładano bowiem, że postawienie Jokera w centrum filmowej opowieści, sprawi, że złoczyńca będzie miał szansę „przekonać” do siebie widzów, zyskać ich sympatię, zrozumienie i, być może, zjednać mu nawet... naśladowców. Tym bardziej, że przeczuwano (słusznie, jak wynika z recenzji), że odbiorcy mogą zobaczyć w nim ofiarę systemu i, w konsekwencji, usprawiedliwić wybaczyć mu nieetyczne zachowania.
Przed premierą filmu Todda Phillipsa komentatorzy wrócili też do masakry w kinie w miasteczku w Kolorado. Tam, w 2012 roku, w czasie pokazu produkcji „Mroczny Rycerz Powstaje”, James Holmes, podający się za Jokera, rozstrzelał 12 osób i ranił 70.
Joker mimo swego komiksowego rodowodu, stał się archetypem wcielonego zła. Kiedy jego postać trafiała na ekran, o jej filozofii i przyczynach upodobania do anarchii decydowali nie tylko reżyserzy, ale i aktorzy, którzy wcielali się w jego rolę. Joker znany nam z filmu Burtona, otrzymawszy twarz Jacka Nicholsona, stał się uosobieniem inteligentnego, ale pozbawionego litości i empatii członka mafii.
Dla wielu fanów kina to jednak nie Nicholson pozostaje wzorcowym odtwórcą roli przeciwnika Batmana. Choć przez lata sądzono, że nie uda się pobić mistrza, dzięki Christopherowi Nolanowi poznaliśmy Jokera wykreowanego przez Heatha Ledgera. Joker Ledgera to nihilista, przerażający i zły do szpiku kości, chcący „patrzeć jak świat płonie” i nieprzewidywalny w swym dążeniu do pogrążeniu Gotham w chaosie.
Jedna z legend Hollywood głosi, że za wcielenie się w tę rolę, młody i wciąż dopiero odkrywający swoje zdolności, Ledger zapłacił najwyższą cenę. Choć nie ma na to niezaprzeczalnych dowodów, rola miała go tak zaangażować i wykończyć psychicznie, że przestał sobie w końcu radzić. Aktor zażył za dużo środków nasennych, które połączył także z lekami, które miały ukoić jego nerwy. Zmarł w wieku 29 lat, zostawiając fanów oniemiałych zarówno jego niespodziewaną śmiercią, jak i świetną kreacją złoczyńcy w filmie, którego premiery nie doczekał.
Joker powrócił na kinowe ekrany w ciele Jareda Leto. Choć wiele wskazywało na to, że może to być rola z gatunku niezapomnianych, a sam aktor podkręcał w mediach zainteresowanie swoją osobą, nie zdobył on przesadnie dobrych ocen krytyków. Jego Joker był nieco karykaturalny i więcej można było powiedzieć o jego gestykulacji niż charakterze.
I chyba właśnie to poczucie niezrealizowanej obietnicy kazało fanom komiksów i kina superbohaterskiego, a także tego psychologicznego, z niecierpliwością czekać na ekranowe popisy Joaquina Phoeniksa.
Z niecierpliwością i niepokojem widzowie czekali też na inne produkcje o przestępcach. Tak było choćby w przypadku filmu o Tedzie Bundym. W 2019 roku premierę miał „Podły, okrutny, zły”. W rolę seryjnego mordercy wcielił się tam Zac Efron. I właśnie fakt, że głównego bohatera ma zagrać uwielbiany przez nastolatki przystojny Efron, wzbudził wiele kontrowersji. Obawiano się, że — tak jak teraz przy „Jokerze” Phillipsa — ludzie będą gotowi rozgrzeszać seryjnego mordercę i ulegać jego czarowi.
O tym, że społeczny odbiór postaci może być problemem, niech świadczy z kolei apel Netfliksa, platformy streamingowej, która udostępniła „Taśmy Teda Bundy'ego”. Netflix postanowił „delikatnie przypomnieć wszystkim, że w naszym serwisie są dosłownie tysiące przystojnych mężczyzn, a prawie wszyscy nie są skazanymi seryjnymi mordercami”.
Poniżej przygotowaliśmy listę kilku postaci kobiet, które pojawiały się na ekranach, a z którymi lepiej nie zadzierać.
Życie jak domek z kart
Claire Underwood od pierwszych odcinków z powodzeniem przyciągała uwagę widzów „House of Cards”, ale dopiero odejście z obsady Kevina Spacey, który wcielał się w rolę jej żądnego władzy męża, pozwoliło Robin Wright w pełni zaprezentować przerażające i fascynujące oblicze bohaterki. Kiedy widzowie poznali żonę Franka Underwooda, dowiedzieli się o niej przede wszystkim, że trwa przy mężu nie bacząc na nic innego. Wiedzieliśmy, że nie jest szczęśliwa, że jej życie to świat pozorów i gra, w której wszystko mogłoby rozlecieć się jak tytułowy domek z kart. Mogłoby, gdyby nie to, że Claire jest bezwzględna i w dbaniu o własne dobro nie ma sobie równych.
Claire Underwood od pierwszych odcinków z powodzeniem przyciągała uwagę widzów „House of Cards”, ale dopiero odejście z obsady Kevina Spacey, który wcielał się w rolę jej żądnego władzy męża, pozwoliło Robin Wright w pełni zaprezentować przerażające i fascynujące oblicze bohaterki. Kiedy widzowie poznali żonę Franka Underwooda, dowiedzieli się o niej przede wszystkim, że trwa przy mężu nie bacząc na nic innego. Wiedzieliśmy, że nie jest szczęśliwa, że jej życie to świat pozorów i gra, w której wszystko mogłoby rozlecieć się jak tytułowy domek z kart. Mogłoby, gdyby nie to, że Claire jest bezwzględna i w dbaniu o własne dobro nie ma sobie równych.
Claire doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że polityka nie jest światem przyjaznym kobietom, dlatego, gdy tylko ma taką okazję, stara się pokazać mężczyznom, gdzie jest ich miejsce. To postać, która wzbudza skojarzenia z Lady Makbet i która pewnie, w świecie, w którym każdy dostaje to, na co zasłużył (i to, co zgotował innym), podzieliłaby los postaci z Szekspira. Rzecz w tym, że świat, który przedstawili nam scenarzyście „House of Cards” ma w tej sprawie coś innego do powiedzenia.
Ta, która wywołała grę o tron
Nie byłoby gry o tron, gdyby nie ona. I gdyby nie ona, „Gra o tron” nie byłaby tym samym. Cersei Lannister to postać, której nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze. A jeśli już, to tylko pod warunkiem, że los przewidziałby dla nas pozostawanie pod jej opieką. Ambitna, przebiegła i pozbawiona skrupułów, gotowa jest stanąć w obronie tego, co dla niej najcenniejsze. Doskonale zdają sobie sprawę z tego jej dzieci, które chroni niczym lwica i i jest w stanie dla nich poświęcić wszystko.
Nie byłoby gry o tron, gdyby nie ona. I gdyby nie ona, „Gra o tron” nie byłaby tym samym. Cersei Lannister to postać, której nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze. A jeśli już, to tylko pod warunkiem, że los przewidziałby dla nas pozostawanie pod jej opieką. Ambitna, przebiegła i pozbawiona skrupułów, gotowa jest stanąć w obronie tego, co dla niej najcenniejsze. Doskonale zdają sobie sprawę z tego jej dzieci, które chroni niczym lwica i i jest w stanie dla nich poświęcić wszystko.
Cersei Lannister, jak wiele innych postaci znanych nam z książek George'a R.R. Martina i serialu emitowanego przez HBO, jest zakładniczką w areszcie, w który wpędza ją fakt, że jest kobietą. Choć ma spory talent polityczny i potrafi dobrze rozgrywać karty, które przypadły jej w grze, bywa pomijana zarówno przez ojca, jak i przez męża. Żaden z nich nie chce uczynić z niej partnerki w swoich rozgrywkach.
Choć wydaje się niezwykle chłodna, jej temperament popycha ją czasem do podejmowania nieprzemyślanych decyzji. Nie pomaga jej też wrodzona i kształcona pod okiem ojca duma i poczucie wyższości.
Czarownica nie taka zła
Kiedy kilka lat temu na ekranach pojawiała się „Czarownica”, będąca spojrzeniem na opowieść o Śpiącej Królewnie z perspektywy złej czarownicy, krytycy mieli spore oczekiwania wobec tytułowej bohaterki wykreowanej przez Angelinę Jolie. I choć trudno być pewnym, że mamy do czynienia z arcydziełem, to sama postać zyskała historię stojącą za jej niecnymi czynami, a widzowie zyskali powód, by jej nie tylko współczuć, ale i ją rozumieć.
Kiedy kilka lat temu na ekranach pojawiała się „Czarownica”, będąca spojrzeniem na opowieść o Śpiącej Królewnie z perspektywy złej czarownicy, krytycy mieli spore oczekiwania wobec tytułowej bohaterki wykreowanej przez Angelinę Jolie. I choć trudno być pewnym, że mamy do czynienia z arcydziełem, to sama postać zyskała historię stojącą za jej niecnymi czynami, a widzowie zyskali powód, by jej nie tylko współczuć, ale i ją rozumieć.
Zgoda między krytykami panowała zasadniczo co do tego, że Angelina Jolie była przekonująca w roli Diaboliny. Siłą tej postaci było umiejętne żonglowanie kontrastowymi cechami Czarownicy. Jej nieco przerażający wygląd w zestawieniu np. z troską, jaką otacza Aurorę, sprawiał, że można było dostrzec w niej wielowymiarową bohaterkę, a jej relacja z dziewczynką, którą skazała na klątwę nabiera w końcu cech feministycznego porozumienia. Dzięki temu film stał się sposobem na, nomen omen, odczarowanie Diaboliny i zrozumienie przyczyn stojących za jej żądzą zemsty.
Choć postać grana przez Jolie postać nie powinna być raczej naśladowana, może być dowodem na to, że każdy zasługuje na wysłuchanie. I w tym kontekście „Czarownica” ma wiele wspólnego z „Jokerem”. A samą Diabolinę będzie można ponownie oglądać na ekranach. W kinach emitowana będzie wkrótce druga część „Czarownicy”.
Daria Bruszewska-Przytuła
Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
KK #2807321 | 5.173.*.* 21 paź 2019 02:56
Bardzo fajny artykuł, miło się czytało. :)
odpowiedz na ten komentarz
stomilowiec #2807215 | 37.8.*.* 20 paź 2019 18:43
DC stworzyło najlepsze postacie i historie z Marvela tylko Punisher Daradevil i Spider man tu nostalgia po TM-SEMIC
odpowiedz na ten komentarz
O, jaki PODOBNY #2807212 | 83.6.*.* 20 paź 2019 18:29
do POsła Mieszkowskiego i to nie tylko z wyglądu ;-))
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz