Łosiowi wystarczy jeden sus, by zniszczyć człowiekowi życie...

2019-10-13 17:49:00(ost. akt: 2019-10-12 11:39:07)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Życie Adama zawaliło się w jednej sekundzie, po tym jak przed jego autem wyrósł nagle łoś. Zwierzę wpadło do kabiny. Kierowca przeżył, ale dziś porusza się na wózku. Co roku na naszych drogach ginie kilkanaście osób, a setki zostaje rannych w wypadkach spowodowanych zderzeniem auta ze zwierzęciem.
Łosiowi wystarczy jeden sus i już jest nieszczęście. 17 stycznia 2015 roku taki łoś wyrósł Adamowi przed autem. 33-letni wówczas olsztynianin jechał służbowo do Augustowa. Po drodze miał zabrać jeszcze dwie koleżanki z Giżycka. Nie dojechał. Koło Rynu na drogę wybiegł mu łoś. Adam nie miał szans na jakąkolwiek reakcję. Auto uderzyło w zwierzę, które przez przednią szybę wpadło do kabiny, przygniatając kierowcę.

Lekarze dawali Adamowi 3 proc. szans, że przeżyje, bo choć nie miał nawet złamanego palca, to obrażenia głowy okazały się bardzo ciężkie. Leżał w śpiączce półtora miesiąca, w szpitalu spędził dziewięć miesięcy. Przeżył, ale zdrowia nie odzyskał. Porusza się na wózku, wymaga stałej opieki, bo sam nic nie może zrobić.

Jego dotychczasowy świat runął w jednej sekundzie. Miał dobrą pracę, narzeczoną. Planowali wkrótce wziąć ślub. Tego już nie ma. Adamem zajmują się rodzice. Dzięki rehabilitacji, która jest bardzo kosztowna, Adam zaczął już mówić. Zaczyna samodzielnie jeść, ale jeszcze sam nie pije. Trochę wstaje, uczy się chodzić.

— Cały czas walczymy, żeby chociaż był trochę samodzielny, nie możemy zaprzestać rehabilitacji — mówi matka Adama. — I Bogu dziękuję, że zachował pogodę ducha. Nie tylko się uśmiecha, ale też żartuje.

Po wypadku do rodziny Adama zgłosiło się kilka firm, które pomagają poszkodowanym uzyskać odszkodowanie. — Jak słyszeli, że łoś, to był koniec rozmowy, bo za łosia w Polsce nikt nie odpowiada, ani państwo, ani ubezpieczyciel — dziwi się matka Adama. — Wystarczy, że stoi znak...

Ci, którzy wyszli cało albo odnieśli niewielkie obrażenia po zderzeniu z łosiem, mogą mówić o wielkim szczęściu. Niedawno w powiecie węgorzewskim doszło do dwóch wypadków, które spowodowały łosie. Najpierw w łosia, który wtargnął na jezdnię, uderzyło Alfa Romeo. 24-letnia kobieta, która kierowała autem z ogólnymi potłuczeniami została przewieziona do szpitala. W aucie była jeszcze jej 3-letnia córka, która na szczęście nie doznała żadnych obrażeń.

Mniej szczęścia miał motorowerzysta, któremu dzień później pod koła wbiegł również łoś. 67-letni mieszkaniec gminy Węgorzewo z podejrzeniem złamania żeber został przewieziony do szpitala. W obu przypadkach łosie po zderzeniu uciekły do pobliskiego lasu.

W tym roku od stycznia do końca września doszło już do 11 wypadków i ponad 860 kolizji których przyczyną było zderzenie auta ze zwierzęciem. Nikt nie zginął, ale rannych zostało 11 osób. W analogicznym okresie ubiegłego roku zanotowano 8 wypadków, w których zginęła jedna osoba, a dziesięć zostało rannych.
Policjanci apelują do kierowców o zachowanie szczególnej ostrożności jadąc drogą przez tereny leśne, bo wkraczają w królestwo zwierząt.

— Nie wolno lekceważyć znaku drogowego A-18b, który ostrzega, że w tym miejscu, na pewnym odcinku drogi, występuje wysokie ryzyko tego, że przez drogę będą przechodzić dzikie zwierzęta — ostrzega sierż. szt. Tomasz Markowski z biura prasowego KWP w Olsztynie.

Znak A-18b "zwierzęta dzikie" nie zobowiązuje do zmniejszenia prędkości, jednak kierowca powinien mieć świadomość, że szybka jazda wiąże się z większym ryzykiem, że w razie zagrożenia będzie mniej czasu na reakcję.

— Jadąc z nadmierną prędkością możemy nie mieć wystarczająco dużo czasu, aby bezpiecznie zahamować i wykonać manewr ominięcia takiej niespodziewanej przeszkody na drodze — ostrzega policjant.

Jednak łoś to wielkie zwierze. Dużo większy niż jeleń, nie mówiąc już o sarnie. Samiec (byk) osiąga 540–740 kg masy ciała, a wysokość od 1,5 m do ponad 2 m. Samica (łosza, klępa) jest niższa i lżejsza, osiąga masę około 400 kg. Tak wielkie zwierze nie powinno umknąć uwadze kierowcy. I nie umyka, tylko że wtedy zwykle nie ma już czasu na reakcję, brakuje tych sekund.

Z wyliczeń ekspertów wynika, że przy prędkości 90 km/h od dostrzeżenia przeszkody droga zatrzymania auta wynosi prawie 80 m. Oczywiście im większa prędkość, tym ta droga się wydłuża, bo przy 130 km/h trzeba już prawie 140 m.

Chcą uniknąć wypadków z dzikimi zwierzętami trzeba byłoby ogrodzić wszystkie drogi siatkami i to robi się, ale tylko na autostradach i drogach ekspresowych, gdzie jest duże natężenie ruchu, gdzie prędkości są najwyższe. A mimo to i tam dochodzi do wypadków ze zwierzętami jak ostatnio na obwodnicy Olsztyna, gdzie samochód dostawczy uderzył w dwa dziki.

— Jest siatka, ale trzeba pamiętać, że nie stoi ona na całej długości drogi, bo są też węzły, gdzie jej nie ma — mówi Karol Głębocki, rzecznik olsztyńskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. — Zawsze jest ryzyko, że zwierzęta tędy mogą dostać się na drogę. Ponadto dochodzi też do kradzieży siatki, elementów ogrodzenia, co dodatkowo zwiększa ryzyko wtargnięcia zwierzęcia na jezdnię. Dlatego stoją tam też znaki ostrzegające kierowców, że na drodze może pojawić się leśne zwierzę.


A łosia nie zatrzymamy, łoś lubi wędrówki i nie tylko, jak teraz w okresie od wrzenia do listopada, w celach godowych.

— Łoś bardzo lubi wędrować w okolice miast, lubi się tam paść. A jak pokazały badania uwielbia przeglądać się w szybach — mówi prof. Zbigniew Endler, ekolog. — Nie tylko świat ludzi ewoluuje, technologia, ale zmienia się też świat natury. Łoś również zmienił swój obyczaj, z samotniczego na bardziej towarzyski.

— Jednak wypadki ze zwierzętami to też nasza wina, ludzi, bo jeździmy za szybko, bo pobocza, szczególnie na tych lokalnych drogach, są niewykaszane i nie widać, czy gdzieś tam do skoku nie czai zwierzę — dodaje prof. Endler. —  A łosiowi wystarczy jeden sus. Nie patrzy na boki. Zderzenie z łosiem jest szczególnie niebezpieczne, bo zwierzę ma długie nogi, auto uderza w korpus i bardzo często zwierzę wpada nam do kabiny. Dlatego te wypadki są tak ciężkie.
Ile jest łosi w Polskich lasach, tego dokładnie nie wiadomo. Padają różne liczby, 12-14 tysięcy. Te wędrowne zwierzęta trudno więc je policzyć.

— Próbowano zrobić to w Biebrzańskim Parku Narodowym — mówi prof. Endler. — Nie było żadnego, bo wszystkie łosie były na łąkach wokół parku.

Andrzej Mielnicki



Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Dezerter #2804050 | 89.229.*.* 15 paź 2019 08:10

    Kierowcy powinni płacić dodatkowe podatki na ogrodzenie dróg przed dziką zwierzyną i tyle w temacie ...

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Ssss #2803772 | 5.173.*.* 14 paź 2019 15:56

      To teraz juz wiesz jak cie narzeczona kochala.

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    2. Ols #2803581 | 31.0.*.* 14 paź 2019 11:21

      Łosie nie wyrastają na drodze jak to jest napisane w artykule.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    3. Ja #2803424 | 5.173.*.* 14 paź 2019 07:51

      Pozdrawiamy Cię serdecznie Adasiu. Trzymaj się i wracaj do zdrowia.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    4. Kbj #2803412 | 5.172.*.* 14 paź 2019 07:37

      Fakt faktem większość kierowców ignoruje ten znak ze zwierzyna i nie zwalniaja. Czasami rzeczywiście nie da się wszystkiego przewidzieć ale gdyby tak profilaktycznie zwolnić nawet i do tych 40 kmh to będziemy chwilę później ale raczej bez łosia w kabinie

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      Pokaż wszystkie komentarze (8)