Przyjechali zarobić na chleb, zostali oszukani. Opisujemy sprawę Ukraińców pracujących niedaleko Iławy

2019-10-04 16:35:19(ost. akt: 2019-10-04 17:05:07)
Grupa Ukraińców, którym nie zapłacono za pracę

Grupa Ukraińców, którym nie zapłacono za pracę

Autor zdjęcia: Tomasz Więcek

Przyjechali do nas, aby zarobić na lepsze życie swoje i swoich rodzin. Wierzyli, że w Polsce za ciężka prace otrzymają godziwe wynagrodzenia. Pieniędzy nie dostali. Teraz nie mają za co nawet wrócić do ojczyzny.
W połowie lipca grupa Ukraińców przyjechała do Polski, aby pracować przy budowie linii telekomunikacyjnych. Robota miała być ciężka, ale miała też być dobrze płatna. Tym bardziej, że mężczyźni nie planowali kończyć pracy po ośmiu godzinach. Pracowali w okolicach Iławy nawet po piętnaście godzin na dobę.
Kopali rowy i kładli kable. Bez względu na pogodę. Upały i deszcze nie przeszkadzały Ukraińcom w pracy.

— Przyjechaliśmy pracować i zarobić pieniądze dla naszych rodzin — mówi jeden z mężczyzn, były oficer śledczy ukraińskiej policji.
Polski pracodawca od pierwszego dnia ich pracy zwlekał z podpisaniem z nimi umów. Ukraińcy, którzy domagali się podpisania dokumentów, byli zbywani.

— Za każdym razem mówiono nam, że pani w biurze przygotowuje dokumenty — mówi jeden z mężczyzn. Kiedy Ukraińcy pytali o legalność zatrudniania, pracodawca miał odpowiedzieć, że wszystko jest załatwione. Okazało się jednak, że ich pracodawca nie dopełnił formalności związanych z zatrudnieniem.

— Brygadzista kazał nam pracować — mówią mężczyźni. — Gdy pytaliśmy o umowy, odpowiadał, że są przygotowywane — wspominają. Mężczyźni dodają również, że brygadzista wielokrotnie im groził. — Jak mówiliśmy, że nie będziemy pracować bez umowy, to groził nam, że wywiezie nas do lasu... — mówi były oficer ukraińskiej policji.

Mężczyźni sygnalizowali, że zgłoszą sprawę policji. Wtedy mieli usłyszeć od brygadzisty, że jak przyjedzie policja, to wszyscy będę deportowani.

Ukraińcy brygadzista mieszkali w jednym budynku, ale w różnych mieszkaniach. Oni w sześciu na jednym pokoju, on sam.
— Brygadzista woził nas na miejsce pracy — mówi jeden z Ukraińców. — Miał busa, w którym mogą jeździć poza nim dwie osoby. Reszcie [czterem osobom - przyp. red.] kazał siadać na pace, gdzie były narzędzia i różne urządzenia — mówi. — Jeździł jak szalony. Jak mu zwracaliśmy uwagę, że jeździ niebezpiecznie, to kazał nam wracać piechotą. Czasami po siedem kilometrów — wspominają. Brygadzista często też kazał Ukraińcom kopać rowy łopatami, mimo, że była do tego celu przeznaczona koparka. — Robił to, jak był na nas zły — mówi jeden z mężczyzn.

Mężczyźni zostali bez środków do życia. Nie mają kontaktu z firmą, dla której pracowali. Nie wiadomo, czy za chwilę nie stracą też dachu nad głową. Jeden z mężczyzn sprzedał auto, aby mieć pieniądze na powrót do domu.

— Zostaliśmy bez niczego — mówią. — Nie mamy pieniędzy, nie ma nadziei, że je dostaniemy. Nie wiemy, czy za chwilę nas nie deportują — mówią Ukraińcy. — Przyjechaliśmy, żeby zarobić na nasze rodziny. Na edukację dzieci. Wrócimy bez niczego — mówią.

Mężczyźni, żeby mieć jakiekolwiek środki na przeżycie zbierają i sprzedają grzyby. Pożyczają też pieniądze od innych Ukraińców mieszkających i pracujących w regionie.

Zobowiązania wobec ukraińskich pracowników sięgają między 4 a 6 tysięcy złotych na osobę.

Próbowaliśmy skontaktować się z firmą, dla której pracowali mężczyźni. Niestety nie uzyskaliśmy żadnych informacji. Każda z osób, z którymi rozmawialiśmy odkładała słuchawkę, gdy dowiedziała się w jakiej sprawie telefonujemy. Jeden z mężczyzn notorycznie powtarzał, że nie słyszy co do niego mówimy. Później przestał odbierać telefon.

O sprawie powiadomiliśmy Państwową Inspekcję Pracy w Olsztynie. Inspektorzy przyjrzą się firmie.

Do tematu wrócimy.

Tomasz Więcek