Nie ma drzwi, których nie otworzy

2019-09-27 13:36:02(ost. akt: 2019-09-27 13:47:35)
Dzięki pani senator gospodarstwo wyłudzone przez lichwiarza wróciło do rodziny

Dzięki pani senator gospodarstwo wyłudzone przez lichwiarza wróciło do rodziny

Niepozorna kobieta, ale bezkompromisowa polityk. Niezwykle skuteczna, zawsze merytoryczna. Dla wielu skrzywdzonych ludzi Lidia Staroń, niezależna senator z Olsztyna, jest ostatnią deską ratunku i u niej szukają pomocy.
— Wielu przychyliłoby pani nieba, ale nie wszyscy są pani tak życzliwi.
— Taka jest cena podejmowania trudnych spraw, gdzie nierzadko przewijają się różne interesy, czasem ciemne. I gdy te interesy są zagrożone, to ci, którzy mieli z nich korzyść, profity, zrobią wszystko, żeby zdyskredytować kogoś, kto chce te interesy uciąć. Np. komornicy przez lata czuli się bezkarni. I kiedy ktoś powiedział: dość, to trudno, żeby nagle pokochali tę osobę.

— Omal sama pani się nie zabiła, pracując na okrągło. W marcu ubiegłego roku przeszła pani ciężki udar. Jak się pani dziś czuje?
— W pełni sił i zdrowia. Ale taki już mam charakter, że nie mogę patrzeć obojętnie na ludzką krzywdę. Politykę postrzegam jako służbę. Po to jestem na Wiejskiej. Nie po to, żeby tam być, ale pracować. Widząc ogrom niesprawiedliwości, często bezduszności urzędników, nie mogłam bezczynnie patrzeć czy markować pewnych działań. A pomagając kolejnym osobom, zdałam sobie sprawę, że często przyczyną ich problemów są złe przepisy, prawo, które ich nie chroni, np. spółdzielców. Nie może być tak, że człowiek zapłacił za mieszkanie i to mieszkanie nie jest jego. Mało tego, nie ma też prawa do informacji. To nie są niewolnicy.

— Uwłaszczyła ich pani.
— Nie ja, ale prawo. Rzeczywiście doprowadziłam do zmiany przepisów o spółdzielniach mieszkaniowych, dzięki czemu miliony spółdzielców w Polsce stało się właścicielami swoich mieszkań. A potem poszłam do Trybunału Konstytucyjnego, który uznał, że zaskarżone przeze mnie przepisy są niezgodne z konstytucją. To otworzyło drogę do kolejnych zmian prawa. Teraz osoby, które zostały wykluczone ze spółdzielni, ale spłaciły zadłużenie, odzyskały prawo do lokalu. Jeszcze raz trzeba podkreślić, że ci ludzie zapłacili spółdzielni za budowę ich mieszkań. Mieszkańcy spółdzielczych budynków także uzyskali w końcu prawo do środków na funduszu remontowym i prawo do majątku spółdzielni.

— Dużo się zmieniło dzięki pani działaniu.
— Chociażby przepisy o komornikach sądowych i egzekucji. Jest instytucja skargi nadzwyczajnej, ale wciąż jest wiele do zrobienia, np. odnośnie lichwy, której jak najszybciej trzeba położyć kres. Nie może być tak, że człowiek, który pożyczył 500 zł, zapłacił już 46 tys. zł i jeszcze ma 170 tys. zł długu. Czy to jest normalne? Czy to jest normalne, że notariusz poświadcza sprzedaż gospodarstwa rolnego: domu, jedenastu hektarów ziemi za 2,5 tys. zł. Coś tu chyba jest nie tak! Dlatego wstawałam codziennie o godzinie 4 rano i pracowałam. Pisałam pismo za pismem. Dziś wiem, że tak się nie da, że jestem tylko człowiekiem…

— „To cud, że z tego wyszłam — powiedziała pani już po wyzdrowieniu – a moja siła pochodzi od ludzi”.
— I to jest szczera prawda. Na początku nie było lekko, nie mogłam wypowiedzieć słowa, chodzić. Mogłam tylko płakać, ale sił dodawali mi, poza oczywiście najbliższymi, ludzie z całej Polski. Dostawałam od nich życzenia powrotu do zdrowia, zapewnienia o modlitwie i słowa wsparcia. Codziennie przychodziły kwiaty. Coś fantastycznego, oczywiście bardzo wszystkim za to dziękuję. Wiedziałam, że muszę walczyć o swoje życie, zdrowie, dla siebie, dla rodziny, ale też dla tych wszystkich ludzi, którym zawsze mówiłam, że trzeba walczyć do końca, nie poddawać się. Dlatego ja też się nie poddałam, po to, żeby dalej walczyć o drugiego człowieka, o sprawiedliwość, o normalność. Ta siła ludzi, te dobre emocje to moje akumulatory. Dodały mi mocy w czasie trudnej, intensywnej rehabilitacji. Teraz wiem, że trzeba dbać o siebie. Inaczej się odżywiam. Spaceruję, pływam… Życie składa się też z tych małych rzeczy. A ja chciałam ratować cały świat…

— Wiele osób uratowała pani przed biedą, nędzą, przed nieuczciwym komornikiem czy pazernym lichwiarzem.
— Zawsze pod koniec kadencji przygotowuję sprawozdanie z tego, co zrobiłam. Publikuję je. I proszę mi wierzyć, że to z obecnej jest bardzo, bardzo okrojone, uszczuplone, bo inaczej musiałabym wydać książkę. Tyle zebrało się tych spraw, a każda z nich to konkretny człowiek, ludzie i wielka krzywda, która ich spotkała. Musiałam pomóc.

— A nie myślała pani o wycofaniu się z polityki?
— Nie, bo zawsze byłam aktywna, bo to jest moja pasja. Nie, bo wtedy dalej musiałabym oglądać łzy skrzywdzonych ludzi, takich jak np. pani Basia. Kobieta została wyrzucona z rodziną ze swojego 60-metrowego mieszkania, które przejęła córka księgowej ze spółdzielni, a potem je sprzedała. Pani Basia nie zobaczyła z tego ani złotówki. Osiemnaście lat walczyłyśmy w sądach o sprawiedliwość. Właśnie zapadł wyrok. Pani Basia ma otrzymać 103 tys. zł tytułem odszkodowania. Może będzie jeszcze więcej, ale to już jest coś, wreszcie zobaczyłam uśmiech na twarzy pani Basi. Łzy szczęścia. I dlatego wiem, że dalej muszę działać, pomagać ludziom.

— Nie wszyscy politycy tak postrzegają politykę.
— Nie oglądam się na innych, to nie jest dla mnie ważne. Robię to, co uważam za słuszne, za sprawiedliwe.

— Czy przez te wszystkie lata nie kusiły panią partie, nie składały propozycji, żeby wstąpiła pani w ich szeregi?
— Kusiły, ale zachowując niezależność, mogę rozmawiać ze wszystkimi, szukać poparcia dla dobrych przepisów. Bo walczę o człowieka, o sprawę, a nie punkty procentowe w sondażach. Czy jeden senator może zmienić przepisy? Może, ale musi znaleźć poparcie innych, i tu nie chodzi o poparcie dla mnie, ale dla dobrego prawa. Trzeba rozmawiać, pokazywać skutki złych przepisów. Wtedy konsekwentnie, krok po kroku, można zmienić wadliwe prawo.

— Mówią o pani „człowiek instytucja”. Nie ma dla pani drzwi, których nie da się otworzyć, szklanych sufitów, których nie da się rozbić.
— Dlatego, że ja nie walczę o siebie, ja walczę o ludzi. Nigdy nie chciałam funkcji, stanowisk. Dalej chcę być niezależna. Ale mam marzenie, żeby te wszystkie sprawy, z którymi ludzie przychodzą do mnie do biura, udało się szczęśliwie załatwić.

— Nie wszystkim może pani pomóc.
— Wiem, ale tam, gdzie mogę, to to robię. I choć czasami sprawy ciągną się latami, jak ostatnio w przypadku pani Basi, to o sprawiedliwość zawsze warto walczyć.

— I co wtedy, jak po latach dzięki pani pomocy ludzie odzyskują swoje domy, swój majątek, rodzinę?
— Cieszę się z nimi. Czasem płaczę z nimi ze szczęścia.

sn
Pani Basia straciła mieszkanie i pieniądze. Dzięki pani senator dostanie odszkodowanie

Pan Zdzisław był wykluczony ze spółdzielni. Dziś ma znowu prawo do mieszkania