Suchy ratownik to dobry znak [ROZMOWA]

2019-06-06 20:11:00(ost. akt: 2019-06-06 16:10:51)
Michaela Rutkowska jest ratowniczką od trzech lat.

Michaela Rutkowska jest ratowniczką od trzech lat.

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Chociaż stawki za pracę ratownika od kilku lat rosną, ratowników do sezonowej pracy na kąpieliskach wciąż jest za mało. A przecież to praca, która może dać nie tylko satysfakcję, ale i życiowe doświadczenie. Z ratowniczką Michaelą Rutkowską rozmawia Ada Romanowska.
— Olsztyn jest miastem jezior z pięcioma strzeżonymi kąpieliskami. Czynne będą jednak tylko trzy. Bo brakuje ratowników. Dlaczego?
— Myślę, że ludzie boją się po prostu odpowiedzialności. Gdy dba się o bezpieczeństwo nad wodą, trzeba mieć właściwie oczy dookoła głowy. Trzeba widzieć nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Często też należy przewidywać zachowania. Oczywiście jest też kwestia zarobków. Dla wielu mogą być niewystarczające. Ale ludzie młodzi na pewno będą zadowoleni. Jednak ratownikiem nie zostaję się ot tak. Trzeba zrobić kurs.

— Może to odstrasza?
— Nie sadzę. Najpierw przechodzi się kurs na ratownika wodnego, a następnie kurs udzielania pierwszej pomocy medycznej. To zajmuje trzy miesiące. Na szczęście nie zawsze trzeba płacić za te szkolenia. Unia Europejska pokrywa wszystkie koszty. Naprawdę można sporo zaoszczędzić, bo kurs na ratownika wodnego kosztuje ponad tysiąc złotych, a pierwszej pomocy 900.

— I to cię przekonało, żeby spróbować?
— I tak, i nie. Gdy chodziłam do trzeciej klasy liceum, zastanawiałam się razem z chłopakiem, co robić w życiu. Przeglądaliśmy ogłoszenia. W oko wpadła nam informacja o projekcie unijnym. Pomyśleliśmy, że warto spróbować. Niestety, ale nie skorzystałam z tej oferty. Pomysł pracy w zawodzie ratowniczki cały czas jednak chodził mi po głowie. Zrobiłam kursy na własną rękę. Wyłożyłam dwa tysiące, ale opłacało mi się to. Dziś mam fajną pracę. Zaczęłam pracować, zarabiać i szybko te koszty mi się zwróciły. Od zawsze zresztą świetnie czułam się w wodzie.

— Chciałaś zostać mistrzynią świata, gdy byłaś mała?
— Od małego trenowałam pływanie. Aż przez cztery lata. Zaczęłam w drugiej klasie podstawówki i właśnie wtedy złapałam bakcyla. Czułam się jak ryba w wodzie. Dostałam zaproszenie do szkółki pływania, a jeszcze później do klasy pływackiej. I tak się wciągnęłam.

— Można zażartować, że nie wychodziłaś z wody.
— Pływałam prawie całą podstawówkę, ale przestałam w gimnazjum. Wtedy przerzuciłam się na inny sport. Wkręciłam się w lekkoatletykę. Zaczęłam biegać i robię to do dziś. Dwa albo trzy razy w tygodniu przebiegam sześć kilometrów. To zresztą przydaje mi się w pracy ratownika. Przecież muszę być sprawna fizycznie. Gdyby się coś stało, muszę dobiec i ratować. Ale też pływam i jeżdżę na rowerze. Zresztą studiuję wychowanie fizyczne w Olsztynie. Mam też zajęcia z pływania. Idzie mi nieźle, ale nie jestem jedyną ratowniczką w grupie. Ludzie, którzy są w klasach pływackich, często idą w tym kierunku. Sport to zdrowie, ale i poniekąd sposób na życie.

— Czyli stara miłość nie rdzewieje.
— I całe szczęście. Dziś pracuję już trzeci rok. Można mnie spotkać w Aquasferze. Jestem nie tylko ratownikiem, ale i instruktorem pływania. Będę czuwała też nad jeziorem.

— Gdzie łatwiej się pracuje? Pod dachem czy pod chmurką?
— Wszystko ma swoje plusy i minusy. W budynku krytym czuć chlor i po jakimś czasie pieką oczy. Jest też bardzo gorąco, parno. Na świeżym powietrzu to zupełnie inna bajka. Co prawda słońce razi w oczy, ale mamy czapki i okulary przeciwsłoneczne. Jednak na basenie łatwiej jest zadbać o bezpieczeństwo. Dzieci szaleją i czasami naprawdę są nieobliczalne. Gdy przychodzą, już widzę, że coś się może wydarzyć. Są nieuważne, kombinują i trzeba mieć je na oku. Na szczęście nie muszę często reagować. Zazwyczaj zdarzają się drobne skaleczenia.

— Dobry ratownik to suchy ratownik.
— Dokładnie. Tylko dwa razy pomagałam komuś wyjść z wody. A przecież pracuję już trzy lata. Oby cały czas było tak spokojnie.

— Na plaży praca ratownika przypomina mi „Słoneczny patrol” z Pamelą Anderson w roli głównej. To był kiedyś telewizyjny hit.
— Praca ratownika wygląda zupełnie inaczej niż w tym serialu.

— Gdy leciał w telewizji, zainteresowanie zawodem ratownika było chyba większe.
— Nie rozumiem, dlaczego młodzi ludzie nie chcą być ratownikami. Moim zdaniem ta praca uczy odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za innych. To świetny życiowy start. Ale rzeczywiście nie ma żadnej mobilizacji. To nie jest modny zawód. Być może dlatego, że wiele osób ma problemy kondycyjne? Ratownik musi być przecież wysportowany.

— Co więc zrobić, żeby zawód ratownika miał jednak wzięcie?
— Twardy orzech do zgryzienia… To chyba trzeba czuć. Wiadomo, nic na siłę. Wbrew sobie nie można postępować. Jeśli ktoś lubi pomagać innym i pracować swoim ciałem, to nie trzeba go namawiać.

— A może ludzie boją się egzaminów? Dziś modne jest pójście na łatwiznę…
— Na egzaminie trzeba między innymi przepłynąć 100 metrów dowolnym stylem w czasie 1 minuty 40 sekund. Dodatkowo płynie się 25 metrów pod wodą i wydobywa się manekina z głębokości około 4 metrów. Ale na kursie można się do tego przygotować. Na egzaminie nie ma więc niczego trudnego, a tym bardziej strasznego. Jeśli komuś zależy, da sobie radę.

— Zimą ratowników nie brakuje. To w sezonie są kłopoty.
— Bo na plaży jest dużo ludzi, więc i odpowiedzialność jest ogromna. I chyba to przeraża. Problemem są też osoby nietrzeźwe, z którymi, mówiąc delikatnie, trzeba się dogadać. Nie każdy to potrafi.

— A może po sezonie nie ma szansy na etat?
— Według mnie jest! Myślę, że bez problemu z plaży można wskoczyć na basen. I odwrotnie — spod dachu latem idzie się nad wodę, a nawet i na wodę, na przykład na patrol motorowodny. Z tym, że tu trzeba zrobić kolejny kurs, bo trzeba umieć pływać motorówką.

— A jest w tym fachu szansa na awans?
— Hmmm…. Na pewno jest szansa na sukces. Kto ma kursy i kto pogłębia swoje kwalifikacje, będzie mógł pracować na szerszą skalę. Może też uczyć innych w przyszłości — nie tylko dzieci, ale prowadzić kursy na ratownika wodnego.

— A kto jest lepszym ratownikiem: kobieta czy mężczyzna?
— Mężczyzna na pewno ma więcej siły fizycznej. Ale kobieta jest spostrzegawcza i intuicyjna. I często nie jest wcale gorsza od faceta. Też potrafi być silna. I odważna.

— Co cię pasjonuje poza sportem?
— Lubię książki. W pracy niestety nie mogę czytać. Muszę skupić się na bezpieczeństwie.

— Przez osiem godzin ratownik siedzi i patrzy. Przecież można zwariować!
— Czasami się dłuży, ale są sposoby, żeby nie dać się nudzie. Często chodzę wokół kąpieliska i to pomaga. Czasami siedzi się we dwójkę, więc można wymieniać się spostrzeżeniami, co też pomaga. Ale ja, broń Boże, nie narzekam. Kocham swoją pracę. I to daje mi największego kopa.