Maja Popielarska: Mam w sobie potrzebę naprawiania świata
2019-06-02 07:00:00(ost. akt: 2019-06-01 20:56:55)
Oprócz ogrodu ważny jest dom, w nim trzech mężczyzn jej życia. O dzieciństwie, rodzinie i pasji do ogrodu z Mają Popielarską rozmawia Katarzyna Janków-Mazurkiewicz.
— W Olsztynie spotykamy się 26 maja, w Dzień Matki. Pani swoją straciła wcześnie. Jak pani sobie z tym poradziła?
— To zaważyło na całym moim życiu. Od tego momentu wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, bo wszystko działo się bez niej. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że poradziłam sobie całkiem dobrze. Choć mogłam też lepiej. Takie doświadczenie trudno zawczasu przewidzieć, napisać inny scenariusz. To niemożliwie. W dodatku miałam też skomplikowane dzieciństwo, choć nie jestem w tym odosobniona. Jest wiele osób, które mogą powiedzieć podobnie. Ja moje dzieciństwo spędziłam tysiące kilometrów od Polski.
— To zaważyło na całym moim życiu. Od tego momentu wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, bo wszystko działo się bez niej. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że poradziłam sobie całkiem dobrze. Choć mogłam też lepiej. Takie doświadczenie trudno zawczasu przewidzieć, napisać inny scenariusz. To niemożliwie. W dodatku miałam też skomplikowane dzieciństwo, choć nie jestem w tym odosobniona. Jest wiele osób, które mogą powiedzieć podobnie. Ja moje dzieciństwo spędziłam tysiące kilometrów od Polski.
— To jednak fascynująca historia. Dobrze wspomina pani czas spędzony w Afryce?
— No tak, to było wyjątkowe, biorąc pod uwagę, że było to 40 lat temu. Wtedy niewiele osób podróżowało. Rzeczywiście była to przygoda życia. Tata tuż przed trochę się wahał, bo wyjazd wiązał się z jego pracą. Jednak moja mama, żądna przygód i otwarta na nowe doznania, przekonała go. Co zresztą świadczy o jej dużej charyzmie. I tak na jakiś czas zamieszkaliśmy w Ghanie i Liberii. Chodziłam tam do przedszkola, szkoły, bawiłam się z dziećmi. Mieszkaliśmy w wiosce przeznaczonej dla pracowników. Byłam jedyną białą, miałam jasne, proste włosy, więc byłam atrakcją. Często ciągnięto mnie za włosy, dotykano, żeby sprawdzić, czy może jednak ta moja biała skóra pod wpływem dotyku zmieni kolor. Byłam dla nich dziwna.
— No tak, to było wyjątkowe, biorąc pod uwagę, że było to 40 lat temu. Wtedy niewiele osób podróżowało. Rzeczywiście była to przygoda życia. Tata tuż przed trochę się wahał, bo wyjazd wiązał się z jego pracą. Jednak moja mama, żądna przygód i otwarta na nowe doznania, przekonała go. Co zresztą świadczy o jej dużej charyzmie. I tak na jakiś czas zamieszkaliśmy w Ghanie i Liberii. Chodziłam tam do przedszkola, szkoły, bawiłam się z dziećmi. Mieszkaliśmy w wiosce przeznaczonej dla pracowników. Byłam jedyną białą, miałam jasne, proste włosy, więc byłam atrakcją. Często ciągnięto mnie za włosy, dotykano, żeby sprawdzić, czy może jednak ta moja biała skóra pod wpływem dotyku zmieni kolor. Byłam dla nich dziwna.
— Czy nie jest tak, że już tam zaczęła pani dostrzegać, że na przyrodę patrzy pani w inny sposób niż rówieśnicy?
— Nie, nie mogę tego powiedzieć. Ogród angażuje wiele zmysłów. Jeśli rozpatrywać, że najpierw z ogrodem trzeba się zapoznać, to ja poznawałam go już jako małe dziecko. Byłam po prostu wścibska. Wchodziłam wszędzie. W las, trawy, łąki. Podobnie było w Afryce. Dopiero w dorosłym życiu zaczęła się we mnie kształtować świadoma chęć posiadania ogrodu i zajmowania się nim. Z kolei propozycja programu „Maja w ogrodzie” wyszła od Mariusza Waltera. I to nawet nie była propozycja, by go prowadzić, ale stworzyć od podstaw. Mariusz Walter zapytał mnie wtedy: "Nie znasz kogoś, kto mógłby zrobić program o ogrodach?". Jednak od razu wiedział, że będę to ja.
— Nie, nie mogę tego powiedzieć. Ogród angażuje wiele zmysłów. Jeśli rozpatrywać, że najpierw z ogrodem trzeba się zapoznać, to ja poznawałam go już jako małe dziecko. Byłam po prostu wścibska. Wchodziłam wszędzie. W las, trawy, łąki. Podobnie było w Afryce. Dopiero w dorosłym życiu zaczęła się we mnie kształtować świadoma chęć posiadania ogrodu i zajmowania się nim. Z kolei propozycja programu „Maja w ogrodzie” wyszła od Mariusza Waltera. I to nawet nie była propozycja, by go prowadzić, ale stworzyć od podstaw. Mariusz Walter zapytał mnie wtedy: "Nie znasz kogoś, kto mógłby zrobić program o ogrodach?". Jednak od razu wiedział, że będę to ja.
— A przecież miała być pani lekarzem...
— Tak, był taki epizod. Rodzice wymarzyli sobie, że pójdę na medycynę, ale nie wyszło. Potem okazało się, że ten kierunek studiów zupełnie do mnie nie pasuje. Myślę, że gdybym wtedy miała dzisiejsze doświadczenie, dałabym radę. Ale mając 20 lat, nie wytrzymałabym tak dużego obciążenia psychicznego. Trzeba ogromnej dojrzałości, by być dobrym specjalistą i psychologiem jednocześnie. Zawód lekarza jest bardzo trudnym zajęciem.
— Tak, był taki epizod. Rodzice wymarzyli sobie, że pójdę na medycynę, ale nie wyszło. Potem okazało się, że ten kierunek studiów zupełnie do mnie nie pasuje. Myślę, że gdybym wtedy miała dzisiejsze doświadczenie, dałabym radę. Ale mając 20 lat, nie wytrzymałabym tak dużego obciążenia psychicznego. Trzeba ogromnej dojrzałości, by być dobrym specjalistą i psychologiem jednocześnie. Zawód lekarza jest bardzo trudnym zajęciem.
— Zawód architekta krajobrazu też nie należy do łatwych.
— Ależ żaden zawód, jeśli swoją pracę wykonuje się sumiennie, porządnie, nie jest łatwy. Kiedy stawia się wysoko poprzeczkę, trzeba bardzo mocno się zaangażować. Nie lubię kategoryzować w ten sposób. Zawód architekta krajobrazu, owszem, jest trudny. Trzeba mieć wiedzę, doświadczenie, ale też wrażliwość estetyczną, przyrodniczą, być otwartym. To znów koszyk zapełniony po brzegi, który aż kipi.
— Od zieleni kipi, bo pani połączyła pasję z pracą. Z kolei dzięki rosnącej popularności programu „Nowa Maja w ogrodzie” zaraża pani pasją do zieleni kolejne osoby. To daje satysfakcję?
— Tak, z przyjemnością to obserwuję. Jeżeli ktoś w czasie spotkania, mówi, że dzięki programowi coś zrobił, ale też w ogóle ma ogród, to dla mnie najlepsze podsumowanie tego, co robię. To tak, jakbym dostała szóstkę. Dlatego to robię. Nasz program jest rodzajem misji. Praca przy programie daje nam niebywałą satysfakcję i świadomość, że pokazując, ile radości i mądrości możemy czerpać z ogrodu, może mieć to wpływ na zmianę w naszym życiu. Jesteśmy też inspiracją dla kolejnych osób. To jest bardzo duże wyzwanie i jednocześnie ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za każde słowo, czyn, bo tu chodzi o przyrodę. Więc bardzo staramy się, aby program był dobrze przygotowany merytorycznie. Pilnujemy się jak diabli.
— Ależ żaden zawód, jeśli swoją pracę wykonuje się sumiennie, porządnie, nie jest łatwy. Kiedy stawia się wysoko poprzeczkę, trzeba bardzo mocno się zaangażować. Nie lubię kategoryzować w ten sposób. Zawód architekta krajobrazu, owszem, jest trudny. Trzeba mieć wiedzę, doświadczenie, ale też wrażliwość estetyczną, przyrodniczą, być otwartym. To znów koszyk zapełniony po brzegi, który aż kipi.
— Od zieleni kipi, bo pani połączyła pasję z pracą. Z kolei dzięki rosnącej popularności programu „Nowa Maja w ogrodzie” zaraża pani pasją do zieleni kolejne osoby. To daje satysfakcję?
— Tak, z przyjemnością to obserwuję. Jeżeli ktoś w czasie spotkania, mówi, że dzięki programowi coś zrobił, ale też w ogóle ma ogród, to dla mnie najlepsze podsumowanie tego, co robię. To tak, jakbym dostała szóstkę. Dlatego to robię. Nasz program jest rodzajem misji. Praca przy programie daje nam niebywałą satysfakcję i świadomość, że pokazując, ile radości i mądrości możemy czerpać z ogrodu, może mieć to wpływ na zmianę w naszym życiu. Jesteśmy też inspiracją dla kolejnych osób. To jest bardzo duże wyzwanie i jednocześnie ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za każde słowo, czyn, bo tu chodzi o przyrodę. Więc bardzo staramy się, aby program był dobrze przygotowany merytorycznie. Pilnujemy się jak diabli.
— Praca na planie też jest wyzwaniem?
— Jest dość trudna, skomplikowana i czasochłonna. Wystarczy powiedzieć, że aby stworzyć 23-minutowy program, potrzebujemy co najmniej jednego dnia zdjęciowego. Czasem muszą być to dwa dni, a nawet trzy. Od maja do końca września musimy zrealizować ponad 40 odcinków. To dużo.
— Jest dość trudna, skomplikowana i czasochłonna. Wystarczy powiedzieć, że aby stworzyć 23-minutowy program, potrzebujemy co najmniej jednego dnia zdjęciowego. Czasem muszą być to dwa dni, a nawet trzy. Od maja do końca września musimy zrealizować ponad 40 odcinków. To dużo.
— Wysiłek się opłacił, bo za nami ponad 700 odcinków „Mai w ogrodzie”, więc program odniósł sukces. A co pani uważa za swoje największe osiągnięcie?
— Moim największym sukcesem jest fakt, że mimo ogromnych wymagań, które stawia przed nami telewizja i współczesny świat, widzowie, nasz program nadal trwa. „Maja w ogrodzie” istnieje już 15 lat. To bardzo dużo. Dziś to fenomen, bo mało który program jest tworzony tak długo, a w dodatku jego widownia wciąż rośnie. To nasz sukces. Ludzie chcą nas oglądać. I robi to kolejne pokolenie. Kiedyś słyszałam: „moja babcia ogląda”. Potem było: „moja mama”, a dziś jest ton „ja oglądam”. A zdaję sobie sprawę, że ogrodnictwo nie jest zajęciem dla dzieci. Ogrodnictwem zajmują się osoby, które już osiągnęły coś w życiu, przeszły pewien etap, a dziś jest to dla nich rodzaj dopełnienia.
— Moim największym sukcesem jest fakt, że mimo ogromnych wymagań, które stawia przed nami telewizja i współczesny świat, widzowie, nasz program nadal trwa. „Maja w ogrodzie” istnieje już 15 lat. To bardzo dużo. Dziś to fenomen, bo mało który program jest tworzony tak długo, a w dodatku jego widownia wciąż rośnie. To nasz sukces. Ludzie chcą nas oglądać. I robi to kolejne pokolenie. Kiedyś słyszałam: „moja babcia ogląda”. Potem było: „moja mama”, a dziś jest ton „ja oglądam”. A zdaję sobie sprawę, że ogrodnictwo nie jest zajęciem dla dzieci. Ogrodnictwem zajmują się osoby, które już osiągnęły coś w życiu, przeszły pewien etap, a dziś jest to dla nich rodzaj dopełnienia.
— Czy w ciągu tych lat widać zmianę w branży ogrodniczej?
— Ależ tak! I to dużą. Wystarczy spojrzeć, ile mamy centrów ogrodniczych, ile powstaje kolejnych. Zmianę widać też w naszych ogrodach. Zrobiliśmy razem kawał dobrej roboty. Czasami mam wątpliwości, czy wybieramy właściwą drogę, ale musimy przejść ten etap. Przejść do momentu, w którym zrozumiemy, czym jest dziś współczesny ogród. Ten dzisiejszy powinien być poprawnie funkcjonującym ekosystemem. To ideał. Jednak i tak jesteśmy na dobrej drodze. Rozwijamy się, jesteśmy otwarci, czytamy.
— A nie jest nadal tak, że my, Polacy, na wszystkim znamy się najlepiej? A już na pewno wiemy wszystko na temat uprawy naszej działki.
— Dużo złego zrobił PRL, który pozbawił nas wrażliwości na piękno, poczucia estetyki. W pewnym momencie ogródki po wojnie zaczęły odradzać się w zupełnie innej postaci. Pojawiły się małe warzywniki, parki zaczęły odchodzić w zapomnienie, bo nie chodziło o to, żeby jakoś się żyło, ale po prostu żyło. Ogrody tworzyły wówczas nasze babcie i były przekonane, że można to zrobić samodzielnie. Ta opinia pokutuje do dziś. Przecież można to zrobić bez wiedzy historycznej i przyrodniczej. Wystarczy tylko chęć. Owszem, można. Jednak jeśli chcemy mieć dobrze zaprojektowany ogród, w którym zachowane są warunki przyrodnicze, konieczna jest wiedza profesjonalisty.
— Ależ tak! I to dużą. Wystarczy spojrzeć, ile mamy centrów ogrodniczych, ile powstaje kolejnych. Zmianę widać też w naszych ogrodach. Zrobiliśmy razem kawał dobrej roboty. Czasami mam wątpliwości, czy wybieramy właściwą drogę, ale musimy przejść ten etap. Przejść do momentu, w którym zrozumiemy, czym jest dziś współczesny ogród. Ten dzisiejszy powinien być poprawnie funkcjonującym ekosystemem. To ideał. Jednak i tak jesteśmy na dobrej drodze. Rozwijamy się, jesteśmy otwarci, czytamy.
— A nie jest nadal tak, że my, Polacy, na wszystkim znamy się najlepiej? A już na pewno wiemy wszystko na temat uprawy naszej działki.
— Dużo złego zrobił PRL, który pozbawił nas wrażliwości na piękno, poczucia estetyki. W pewnym momencie ogródki po wojnie zaczęły odradzać się w zupełnie innej postaci. Pojawiły się małe warzywniki, parki zaczęły odchodzić w zapomnienie, bo nie chodziło o to, żeby jakoś się żyło, ale po prostu żyło. Ogrody tworzyły wówczas nasze babcie i były przekonane, że można to zrobić samodzielnie. Ta opinia pokutuje do dziś. Przecież można to zrobić bez wiedzy historycznej i przyrodniczej. Wystarczy tylko chęć. Owszem, można. Jednak jeśli chcemy mieć dobrze zaprojektowany ogród, w którym zachowane są warunki przyrodnicze, konieczna jest wiedza profesjonalisty.
— Pani zachęca do własnych poszukiwań. Dzieli się też swoją ogrodniczą pasją nie tylko dzięki telewizji, ale również w książkach. W Olsztynie promowała pani publikację „Maja w ogrodzie. Wiosna/lato”. Kiedy pani znajduje czas na pisanie?
— Też czasami się nad tym zastanawiam (śmiech). To po prostu zarwane noce. Tak, jeśli chce się prowadzić normalny dom, do tego dochodzą częste wyjazdy, to trochę czasu ma się zimą. Wtedy można pozwolić sobie na nieco więcej, ale i tak piszę nocą. Wtedy dom śpi, można tworzyć.
— Też czasami się nad tym zastanawiam (śmiech). To po prostu zarwane noce. Tak, jeśli chce się prowadzić normalny dom, do tego dochodzą częste wyjazdy, to trochę czasu ma się zimą. Wtedy można pozwolić sobie na nieco więcej, ale i tak piszę nocą. Wtedy dom śpi, można tworzyć.
— Skąd w pani tyle siły? Trzej mężczyźni w domu, program, książki...
— Tych sił jest już dziś trochę mniej, ale zawsze napędza mnie myśl, że wiem, ile dobrego może to wnieść w życie każdego z nas. Mam w sobie potrzebę naprawiania świata. Może z tego to wynika? Sama nie wiem.
— Tych sił jest już dziś trochę mniej, ale zawsze napędza mnie myśl, że wiem, ile dobrego może to wnieść w życie każdego z nas. Mam w sobie potrzebę naprawiania świata. Może z tego to wynika? Sama nie wiem.
— Można odnieść wrażenie, że jest pani bardzo kruchą osobą. Jak odnajduje się pani w dzisiejszej telewizji?
— Bywa z tym różnie. Raz jest lepiej, raz gorzej. Mam też swoje słabsze momenty. Zastanawiam się wtedy, dokąd to wszystko zmierza i czy to moje miejsce. Moją bronią jest świat, który sama stworzyłam. Swój świat mam w domu. Mam dobrą rodzinę, która się kocha i wspiera. Mam obok siebie mądrego mężczyznę, z którym razem wychowujemy synów. To daje siłę. Jestem spod znaku Ryby, więc daje o sobie znać również moja podwójna natura. Jestem krucha, ale potrafię też być bardzo silna. Trochę można też moją naturę porównać do porcelany. Jest bardzo delikatna, ale wytrzymała.
— Bywa z tym różnie. Raz jest lepiej, raz gorzej. Mam też swoje słabsze momenty. Zastanawiam się wtedy, dokąd to wszystko zmierza i czy to moje miejsce. Moją bronią jest świat, który sama stworzyłam. Swój świat mam w domu. Mam dobrą rodzinę, która się kocha i wspiera. Mam obok siebie mądrego mężczyznę, z którym razem wychowujemy synów. To daje siłę. Jestem spod znaku Ryby, więc daje o sobie znać również moja podwójna natura. Jestem krucha, ale potrafię też być bardzo silna. Trochę można też moją naturę porównać do porcelany. Jest bardzo delikatna, ale wytrzymała.