Piotr Imiołczyk: Nie wystarczy wywiesić orzełka... [ROZMOWA]

2019-05-02 18:01:17(ost. akt: 2019-05-02 11:05:29)

Autor zdjęcia: Marek Lewandowski

Mieszkańców Elbląga, zwłaszcza zainteresowanych „żywą historią”, zelektryzowała wieść, że działalność chce zakończyć Piotr Imiołczyk, historyk, nauczyciel, społecznik, twórca Międzyszkolnego Koła Historycznego, znany z organizacji widowisk plenerowych przedstawiających powstanie styczniowe czy warszawskiego. W rozmowie z nami mówi o swoich plany na najbliższą przyszłość.
— Dotarły do nas niepokojące wieści… Podobno chce pan zakończyć działalność związaną z pokazywaniem historii poprzez inscenizacje?
— To nie tak. Uważam, że mój pomysł Międzyszkolnego Koła Historycznego, które stworzyłem jako grupę nieformalną, po prostu już się wyczerpał. Z tego względu, że nie mam siły bez przerwy funkcjonować pomiędzy tymi kilkoma szkołami, które ze mną zostały, i „wykorzystywać” nauczycieli, którzy towarzyszyli naszym działaniom. Stwierdziłem, że muszę wymyślić taką formę działań, która mi da 20-30 osób działających ze mną na stałe. Inaczej to nie wyjdzie. Teraz do końca nigdy nie mam pewności, ile osób przyjdzie na jakąś inscenizację. To strasznie przedłuża przygotowania każdego wydarzenie. Dlatego zdecydowałem, że muszę przejść na oficjalną formę działalności.

— Czyli?
— Zakładam fundację. Będzie to Fundacja im. Tadeusza Imiołczyka i Krystyny z Potockich Imiołczyk, czyli będzie nosiła imiona moich rodziców. Będzie to fundacja rodziny Imiołczyk-Potockich zasilana częściowo przeze mnie, a częściowo przez moją rodzinę. To fundacja całkowicie non-profit.

— Co się zatem zmieni w pana działalności inscenizatora historii?
— Przy fundacji nadal będzie działało Międzyszkolne Koło Historyczne i nadal będę pracował ze szkołami. Będę chciał to jednak rozszerzyć na wszystkie elbląskie szkoły, ale już pracując nie w takiej formie, jak pracowałem do tej pory. Czyli jeżeli szkoła odmówi mi współpracy, to mimo wszystko jej uczeń będzie mógł z nami działać jako z fundację. Krótko mówiąc, chodzi mi o to, żeby działalność rozszerzyć, bo muszę mieć taką gwardię, która systematycznie wspomaga. Taki uczeń, jak skończy szkołę, nadal będzie mógł pomagać np. w organizowaniu inscenizacji. Zatem, jeżeli ktoś chce działać, ale nie z ramienia szkoły, tylko w ramach fundacji, to ja z kolei będę mógł go zasilić butami odpowiednimi do stroju powstańca styczniowego.

— Czym jeszcze będzie zajmowała się Fundacja im. Rodziny Imiołczyk-Potockich?
— Chciałbym rozszerzyć pole badawcze związane z oświatą i utworzyć stronę poświęconą historii. Ale przede wszystkim mojej pasji życiowej, czyli udowodnienia w sposób oczywisty, że powstanie styczniowe to nie jest gloria victis, czyli chwała zwyciężonym, ale chwała zwycięzcom, na co nie zwracają uwagi podręczniki i większość historyków.

— A dokładniej?
— Chodzi o to, że Rząd Narodowy ogłosił uwłaszczenie chłopów i nadał im ziemię, a po roku walki rząd cara Aleksandra II nie miał nic innego do zrobienia, jak to potwierdzić, bo spotkałby się z wybuchem rewolucji chłopskiej. To jest sukces powstania styczniowego!

Piotr Imiołczyk jest nauczycielem z Elbląga, historykiem. Specjalizuje się między innymi w historii powstań styczniowego i warszawskiego. W Elblągu stworzył Międzyszkolne Koło Historyczne, dzięki któremu młodzież może uczestniczyć w organizacji historycznych widowisk plenerowych, tworzeniu filmów historycznych czy teledysków do poezji powstańczej.

— O historii można by z panem rozmawiać godzinami. Wróćmy jednak do współczesności…
— W ramach fundacji chciałbym też prowadzić badania na temat nauczycieli z byłego województwa elbląskiego, i oddać im hołd i cześć. Chciałbym też, żeby cała działalność opierała się na definicji historii, która mówi, że historia, to nauka o przeszłości oparta o źródła historyczne, mająca na celu uniknięcie błędów z przeszłości w przyszłości. Chciałbym udowodnić, że historia to nie jest propaganda, ale to jest nauka, która może wskazywać zagrożenia, ale i cele, aby iść do przodu w sposób zdecydowany.

— Kiedy fundacja zacznie działać?
— Chciałbym, aby symboliczną datą rozpoczęcia nowej działalności był 1 września — początek nowego roku szkolnego.

Piotr Imiołczyk

— Bardzo się cieszę, że słyszę o pana planach. Nie ukrywam, że myśleliśmy w redakcji, że z Elbląga znikną żywe lekcje historii…
— To nie są lekcje historii. To po części fantastyczna zabawa, a po części udowodnienie wiary w naukę historii. To proste założenie. Fajnie, jak chłopcy przebiorą się zimą w powstańcze stroje i jest im ciepło. Przystępujemy do kręcenia filmów, mam wiele godzin nagrań. A po trzech godzinach, kiedy im zmarzną nóżki, to oni mówią, że idą do domu. I wtedy jest to ta prawdziwa, realna nauka historii.
Mówię im wówczas: „Widzisz dziecko, a tacy powstańcy potrafili przez całą zimę w gorszych butach chodzić, spać i ich nie zdejmować”. I to dopiero jest wkład każdego w historię — żeby poczuć się tak, jak nasi przodkowie.
Bo nie wystarczy wywiesić sobie orzełka na koszulce i powiedzieć: „Jestem patriotą”. Trzeba coś zrobić. Ja chcę realnie opowiadać o historii, bez opowieści hurrapatriotycznych. Nad historią trzeba się zastanawiać.

— Ma pan blisko 200 mundurów. Skąd pan ma na nie pieniądze?
— I to właśnie jest problem. Nie wiem, co zrobić. To, co najsmutniejsze w tej mojej ponaddwudziestoletniej działalności, to ten notoryczny brak wsparcia finansowego. Do tej pory wszystko pokrywałem z mojej nauczycielskiej pensji. I słyszałem komentarze, że skoro mnie na to wszystko stać, to nauczycielom się powodzi. Ale to nie jest tak. Po prostu zęby na tynku zaciskam i ograniczam tzw. przywilejki życia.
Inni z kolei mówią, żebym nie narzekał, że to przecież moja pasja. Ok. Ale niech wtedy moją pracą nie chwalą się ci, którzy z zasady powinni dawać dotacje na takie rzeczy. Raz mi zaproponowano 500 złotych dotacji na inscenizację powstania warszawskiego, która kosztowała mnie… 5 tysięcy złotych! Stwierdziłem wówczas, że nie będę stawał w kolejce, żeby być w ten sposób upokarzanym…
Łukasz Razowski